***Lęki materializujące się w rzeczywistości***
- Skoro ''coś'' cię straszyło, musiało mieć w tym jakiś cel.
- Tak... Pojęłam to dopiero później. Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze? Niepewność. Dzień w dzień żyłam w strachu, nie wiedząc kiedy to znów ''zaatakuje''... na kilka dni się uspokajało, a później ponownie! Myślę, że to było celem ''tego czegoś'' było powolne wykańczanie mnie psychicznie. I muszę zaklaskać w dłonie, bo mu się udało. Jeśli chcecie zniszczyć człowieka: nie pozwólcie mu spać, odpocząć, straszcie go, i tak w kółko aż opadnie z sił. Niech straci pewność siebie i szczęście. Niech się b o i. Niech samo założy sobie sznurki i tańczy jak zagramy.
- Masz na myśli kukiełkę sterowaną przez kogoś? Że nie byłaś sobą?
- Czasami miałam wrażenie, że coś innego pociągało za sznurki. Nie potrafiłam kontrolować gniewu, wybuchałam, wściekałam się, płakałam. Byłam wykończona psychicznie i tam lokowałam przyczynę- w zmęczeniu. Nie powiem czasami robiłam skrajnie bezmyślne rzeczy, jak przechodzenie przez drogę pełną aut i dopiero po drugiej tronie zrozumieć, że przeszłam przez ulicę! Kilka razy omal nie wpadłam pod autobus podjeżdżający na przystanek, bo o zgrozo potykałam się właśnie wtedy kiedy on jechał. Raz półświadoma ''ocknęłam się'' w nocy kiedy przekręcałam klamkę od tarasu, gdy wracałam z ubikacji... a nigdy wcześniej ani później nie lunatykowałam.
- Chcesz przez to powiedzieć, że coś czyhało na twoje życie?
- Takie miałam wrażenie. Może ''to'' chciało bym tak sądziła. Bym zaczęła się go bać... że zaczyna wywierać co raz większy wpływ na moje życie. I wierz mi, było to straszne uczycie. A najgorsze, że raz naraziłam swoją własną rodzinę na niebezpieczeństwo...
- Co?! Jak?
- Tak, wiem, że to brzmi niedorzecznie, głupio i strasznie. Nie ma się czym chwalić... Ale spokojnie był happy end i teraz wszyscy się z tego śmiejemy. Taki trochę czarny humor, aczkolwiek... myślę, że był to kolejny element, który pewnie miał na celu zniszczyć mnie psychicznie. A miałam po prostu napalić w piecu, bo zima za oknem. Mama poinstruowała mnie co zrobić, łącznie z tym bym nie ruszała wajchy od obiegu wody w rurach.
- I? W jaki sposób prawie doszło do wypadku?
- Jakiś czas później tato wybiega z piwnicy, rozeźlony jak byk, szukając winnego kto palił w piecu. Okazało się, że zakręciłam obieg wody, a ciśnienie było na ograniczniku wzrosło niebezpiecznie, więc do tragedii wystarczało naprawdę niewiele.
- Piec? Wajcha? Jak miałoby to spowodować śmierć?
- Fizyka się kłania. Podgrzewana woda w zamkniętym obiegu prędzej czy później spowodowałyby wybuch. Kaloryfery wybuchłyby, nie wiem- piec, wszystko by wybuchło i na pewno nie obeszłoby się bez ofiar... A kto byłby temu winny? J a. Nawet nie wiesz jak wtedy się czułam... a najgorsze, że nawet nie pamiętam bym przekręcała tą wajchę z premedytacją... Wiem, że ją przekręciłam, ale... Widocznie stwierdziłam, że wajcha wygląda kusząco i ''a co tam, przekręcę''. Zupełnie jakby coś mnie do tego podkusiło... Wtedy poczułam nad sobą prawdziwe fatum...
- Jednak historia dobrze się skończyła.
- W rzeczy samej... jakby nie patrzeć, co chwila było szczęście w nieszczęściu. Tak i wtedy, nie wiem, który Anioł pokierował mojego ojca do piwnicy, ale wiem, że jeśli by tego nie zrobił... to nawet nie chcę myśleć co mogło się stać. Tato sam powiedział, że ''nie wiem co mnie tchnęło bym tam poszedł''. Ale jak wierzymy- cały czas coś nas pilnuje.
- Jak te wszystkie zdarzenia wpływały na twoje normalne życie?
- Bardzo negatywnie. Tak jak wspominałam- nie panowałam nad sobą. Napadały mnie stany lękowe... a także nerwowe. Stałam się osobą skrajnie znerwicowaną. Przed byle kartkówką po prostu umierałam. Miałam wrażenie, że na wnętrzności ktoś wylewał mi kwas. Ręce mi drżały, robiło mi się bardzo nie dobrze, mdło. Dotarło do tego stopnia, że musiałam zacząć przyjmować leki uspokajające. Co prawda pierwsze, lepsze z apteki... ale przynajmniej pomogły przebrnąć najgorsze. Miały też działanie ''nasenne'' i pomagały w zasypianiu. Musiałam je łykać co wieczór, popijając melisą by zmrużyć oczy. Zapomniałam wspomnieć, że miałam, niemalże noc w noc, koszmary które nie pozwalały mi się wysypiać.
- I jak zgaduje to był kolejny element, który pogarszał twój stan psychiczny?
- Mhm... kółko się zamykało. Koszmary, gdzie coś mnie goniło, a ja próbowałam uciekać- blade twarze z czarnymi, jakby wypalonymi oczami, koślawe mroczne kształty czyhające między drzewami. Niby tylko sny... a jednak budziłam się spocona i zmęczona... Sypałam się psychicznie. Byłam wycieńczona. W dzień niepokój, poczucie śledzenia, odczuwanie niepokojącej obecności, strach. W nocy zaś, nie mogłam spać i się zregenerować. To był bardzo męczący okres w moim życiu...
________________
Skillet, kochany Skillet <3 Whispers In The Dark . A żebym to raz płakała na ich piosenkach czytając ich tekst... Świetnie piszą, jeszcze lepiej śpiewają. No uwielbiam ich *-*
https://youtu.be/B58OBfM-8A4
[Refren]
Nie!
Nigdy nie będziesz samotny!
Kiedy nadejdzie ciemność, rozświetlę noc gwiazdami!
Usłyszysz szepty w ciemności
Nie!
Nigdy nie będziesz samotny!
Kiedy nadchodzi ciemność, wiesz, że nigdy nie jestem daleko!
Usłyszysz szepty w ciemności!
Szepty w ciemności!
Czujesz się taki samotny i obdarty
Leżysz tutaj załamany i nagi
Moja miłość tylko czeka
Aby ubrać Cię w karmazynowe róże
Będę tym, który Cię odnajdzie
Będę tym, który Cię poprowadzi
Moja miłość jest palącym, trawiącym ogniem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top