***Bo pies nie patrzy kim jesteś... tylko, że jesteś. ***

- Ale przecież się nawróciłaś. Jak do tego doszło?

- Myślę, że proces nawracania zaczął się odgórnie w pewną mszę. Otóż był to pierwszy, czy drugi raz kiedy byłam w kościele w moim nowym miejscu zamieszkania. Msza była jak każda inna, nudna i długa, a do tego ja strasznie nie mogłam się skupić. Myśl, goniła myśl, we łbie miałam szum jakbym była na stadionie, no zero skupienia! Uczucie nasiliło się do tego stopnia, że nie wytrzymałam i środku mszy sobie uklękłam zastanawiając się ''co ze mną nie tak?''. I... wtedy to usłyszałam...

- Co takiego?

- Słuchaj.

- Słuchaj?

- Jedno słowo i zapadła cisza. To znaczy, słyszałam już co mówił na kazaniu ksiądz i mogłam się na tym skupić. Okazało się, że nie ma szumu w kościele i tych natrętnych myśli.

- Kto to powiedział?

- Nie. Mam. Pojęcia. Miałam wrażenie, że mówi mi to ktoś prosto w twarz, ale nikogo nie było. Nie był to ani głośny ani cichy głos, nie umiem nawet stwierdzić do jakiej płci mógłby należeć. Byłam w tak wielkim szoku, że zaczęłam się rozglądać w celu namierzenia tego ktosia, ale... nic. Wszyscy byli skupieni na kazaniu... po za tym, kto mógł wiedzieć, że miałam mętlik w głowie?? Ale słyszałam to, naprawdę usłyszałam ten głos...! Było to tak kuriozalne, że nachyliłam się w kierunku dziadka i pytam czy mówił coś do mnie. Pokiwał przecząco głową. Pytam, czy ktoś inny coś mówił. Też nie. Resztę mszy słyszałam wszystko jakby ktoś zdjął z moich uszu zagłuszające słuchawki.

- Później coś się działo?

- Była przerwa. Cisza przed burzą.

- Kiedy zorientowałaś się, że coś jest nie tak?

- Pod koniec lata. Ma to związek z tym...

- Wisiorek? Srebrny krzyżyk?

- Mały jak nie wiem co, ale wiernie spoczywa na mojej szyi od ''tamtego zdarzenia''

- Jakiego?

- Hymh, pamiętasz jak mówiłam, że byłam samotna i nie miałam we Wrocławiu nikogo?

- Gimnazjalne piekło?

- Właśnie. Przyjaciółka hen daleko, a w domu prócz rodziców i dziadków, kto? Kot i pies (rybek nie licząc). Był to okres, w którym naprawdę doceniłam rolę zwierząt w naszym życiu- bo te, bez względu na to jak wyglądamy, co lubimy, to one nas bezwarunkowo kochają... Są przy nas. Kiedy płaczemy, pocieszają i wiernie trwają smutku i biedzie... nie to fałszywi ludzie.

- Jak pies wpłynął na to, że nosisz ten, a nie inny naszyjnik? Nie umiem tego pojąć.

- Tak... pewnego takiego ''samotnego'' wieczoru, kiedy wewnętrznie porządnie smutałam, wybrałam się na ganek w celu odnalezienia pocieszenia w psie. Bo labrador, kochana psina, przytulać się uwielbia, ogonem merdać i przeganiać wszelkie smuty raz dwa. I było normalnie. Usiadłam pod ścianą i kaloryferem, a pies zaraz wdrążył metody pocieszenia mnie. Siedziałam tak, że widziałam naprzeciw siebie okno. Jako iż była już nocna pora, światło z ganku całkowicie odbijało się w szkle i w zasadzie nic nie widziałam co jest na zewnątrz. Ale no, co mogło być? Sosna i ulica piętro niżej? W pewnym momencie pies po prostu zamarł. Zastygł i spojrzał na okno, w to samo miejsce gdzie wcześniej patrzyłam ja.

- I co się wtedy wydarzyło?

- ...dwie rzeczy. Ja poczułam ogromne przerażenie, a pies dostał wścieku. Labrador, choć zdawać by się mogło, że potulny z natury, mój taki nie był. Wojownik z niego, rzucił się w stronę okna ujadając jak nigdy wcześniej! Zjeżył sierść, szczekał tak iż praktycznie ogłuszał!

- Co zrobiłaś?

- Wcisnęłam się kąt z przerażenia. Nie umiem tego lepiej określić, ale dostałam jakiegoś napadu lęku i paniki. Chciałam zamknąć oczy i opleść się rękoma ze strachu. Bałam się...

- Pies zdawał się ciebie bronić, przed czym?

- Nie wiem... ale jestem pewna, że coś tam było. Może nie było tego widać, ale było złe. Czułam to i mój pies również. Miałam wrażenie, że ktoś ściska mi boleśnie żebra, a szczególnie mostek. Niemniej mój młodszy brat poszedł spać i nie chciałam by pies go obudził, więc chciałam uspokoić czworonoga... ale ten był w takim amoku, że chciał rzucić się na mnie. Dopiero z chwilą sam zorientował się, że była to moja ręka, zaczął ją lizać językiem przepraszająco. Teraz myślę, że może chciał mnie odgonić bym się nie zbliżała...

- A co dalej się stało?

- Nagle wszystko ustąpiło. Poof. Całe przerażenie, odczucie czyjejś ciężkiej, przytłaczającej wręcz, obecności zniknęło. Pies się uspokoił. Kiedy odzyskałam władzę w nogach, pobiegłam do swojego pokoju i odkopałam stare breloczki ze świętym Krzysztofem. Jako, że zdolną psują jestem, rozwaliłam brelok by uzyskać tenże mały srebrny krzyżyk, który zawisł na mojej szyi i wisi po dziś dzień. A wiesz co najśmieszniejsze? To był tandetny breloczek i kółko już lekko zaśniedziało, ale ten krzyżyk nie stracił swojego blasku. W zasadzie nie wiem czemu go wtedy odkopałam... To działo się tak szybko, że w zasadzie działam instynktownie. To był jakiś impuls.

__________________________

Rozdział dedykuje swemu psu- Amiemu. Bo mogę. Był przy mnie i pocieszał w najgorszych momentach. 

https://youtu.be/BXpdmKELE1k

Swedish House Mafia - Save The World Tonight - może akurat piosenka nie powiązana z religią, ale teledysk z piaskami jest awwww.  

Teraz czas się wypłakać, nigdy się nie wycofamy

Zestrzel horyzont, w czasie dużej oglądalności

Teraz odnajdź miłość, teraz słuchaj, odnajdź miłość

Kto ocali świat tej nocy?
Kto przywróci Cię do życia ?
My to zrobimy, Ty I ja
My ocalimy świat tej nocy 

A oto mój psiak morderca XD <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top