Rozdział 11.
Gdy tylko przeczytałam list do końca, od razu go podarłam na kawałki. Ta kobieta, nigdy nie da mi spokoju.
-I co ja mam zrobić? Nie wyjdę za mąż, w tydzień!!- chodząc po salonie, nie mogłam nic ciekawego wymyślić.Tylko ja potrafię mieć takiego pecha.Postanowiłam nie poddać się tak szybko, mam szanse aby utrzeć ciotce nosa to zrobię to, choć bym miała stanąć na głowie.
Ubrałam się i jak najszybciej udałam się to urzędu.Jak się uda to na razie wystarczy cywilny ślub.Wściekła opuściłam budynek. Najszybszy termin mają za miesiąc i co ja teraz zrobię.Wybrałam jak najszybciej numer Maksa, może on coś wymyśli.
-Halo? Lauro nie mogę teraz rozmawiać, mam bardzo ważne spotkanie- jak zwykle nie ma czasu, gdzie tu chodzi o moje życie
-Maks.Mam gdzieś twoje spotkanie, mamy poważny problem-mówiłam lekko podenerwowana
-O co chodzi Lauro?
-Ciotka się stała.Wysłała list w którym pisze, że mamy tylko tydzień, żeby się pobrać. Inaczej po tygodniu przejmuje nade mną opiekę. Maks gdzie my załatwimy w tak krótkim czasie ślub? Byłam w urzędzie i najszybszy termin to za miesiąc- mówiłam coraz szybciej roztrzęsiona
-Oddychaj Lauro.Mam pewien pomysł.Twoja ciocia będzie lekko zdziwiona,ale nie doceniła przeciwnika. Będę za dwie godziny w domu ty w tym czasie spakuj nasze ciuchy i wyjeżdżamy - powiedział a ja kompletnie, nie wiedziałam o co chodzi. Ma zamiar uciec ? Przecież to się nie uda
-Maks, co ty planujesz?
-Wytłumaczę ci jak wrócę, a ty w tym czasie rób to co mówię. - rozłączył się a ja postanowiłam mu zaufać i zrobić to o co prosił.
Szybko wróciłam do domu i zaczęłam pakować nasze rzeczy.Po dwóch godzinach zjawił się mój narzeczony. Mój narzeczony, jak to brzmi.Będę musiała się przyzwyczaić
-Spakowana ?- Zapytał Maks na wejściu, nawet nie ściągając kurtki
-Tak. Maks czy możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi?
-Lauro nie mamy czasu.Opowiem ci wszystko w drodze na lotnisko- patrzyłam na niego z szokowana. Jakie lotnisko? Czy on ma zamiar naprawdę mnie porwać i uciekać.
-Czy ty mnie porywasz i uciekamy. Maks wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł - patrzyłam jak patrzy na mnie a pózniej wybucha śmiechem. Czy ja coś śmiesznego powiedziałam?
-Czy ty myślisz, że jestem na tyle głupi żeby bawić się w porwania. Mój pomysł jest bardziej przemyślany Lauro. Proszę cię zaufaj mi i nie wymyślaj w tej swojej małej główce ciemnych scenariuszy- śmiał się dalej zabierając walizki.
Co za pajac, ja tu poważnie się martwię, a on się ze mnie naśmiewa. Nie wytrzymam z tym człowiekiem. Wzięłam resztę bagaży i zeszłam na dół do garaży. Podałam Maksowi resztę walizek i wsiedliśmy do samochodu. W czasie drogi byłam strasznie nie cierpliwa. On naprawdę wystawia moją cierpliwość na próbę
-Maks miałeś mi opowiedzieć w czasie jazdy, a ty tym czasem milczysz i ani słowa. Czy w końcu dowiem się dokąd jedziemy?
- Jedziemy do Vegas
-Co? A na cholerę do Vegas?! Mieliśmy coś wymyślić a ty urządzasz sobie wycieczki do Vegas - powiedziałam wkurzona.Zaufałam mu a on co? Wycieczki sobie urządza
-Spokojnie mała. Mówiłem ci że wszystkim się zajmę w Vegas pobierzemy się. Tam najszybciej dadzą nam ślub i nawet, tego samego dnia. Więc przygotuj się za kilka godzin będziesz moją żoną
-Że co... ??
Moi kochani. Postanowiłam dokończyć to opowiadanie. Dzisiaj taki króciutki rozdział, na nowy początek. Dodałam go dzisiaj taki króciutki, ponieważ chciałam go wam podarować, jako taki malutki prezencik ode mnie dla was na święta.
Wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top