30. Część druga: Teraz twój krok.

Mrożący krew w żyłach półmrok, ponura melancholijna muzyka, porozrzucane przedmioty i narzędzia, wysocy i postawni zamaskowani aktorzy, którzy za każdym razem utrudniali nam przejście dalej. Pierwsze półgodziny minęły bardzo szybko, kiedy to znaleźliśmy pierwszy klucz i przedostaliśmy się do następnego pomieszczenia. Każde było ucharakteryzowane na jeden ze znanych produkcji kina grozy. Typu: The Ring, Piątek, trzynastego, Egzorcysta, nie zabrakło też pokoju z laleczkami i główną postacią Annabelle, gdzie właśnie u niej znaleźliśmy klucz. Wszystko przedstawione było bardzo realistycznie i w każdym pojawiała się główna postać lub kilka z danego filmu. Nawet medyczne pomieszczenie niczym z Autopsji Jane Doe, gdzie na metalowym stole leżał odwzorowany manekin bardzo realistycznie wykonany wraz z narzędziami do sekcji zwłok. Aktualnie znajdowaliśmy się w centrum Koszmaru z ulicy Wiązów, podzielonym na dwa pomieszczenia. Freddy Kueger próbował porwać Abigail, a Daniel siłował się, by ją zatrzymać.

Nagle, niespodziewanie poczułam mocny uścisk wokół brzucha i szybkie pociągnięcie do tyłu. Miałam zamiar przestraszona wydać z siebie jakiś dźwięk, ale coś sobie po chwili uświadomiłam.

– Czego chcesz? – westchnęłam i nawet nie musiałam się odwrócić, by wiedzieć kto miał tak durny pomysł. Oczywiście nie był to mój szósty zmysł, który podsunął mi myśl, kim mógł być mój napastnik. Mógł to się okazać Chris albo któryś z aktorów, ale te cholerne perfumy zdradziły wszystko.

– Skąd wiedziałaś, że to ja? – zapytał Nicholas i zrównał ze mną krok, gdy chodziłam i rozglądałam się po drugim pomieszczeniu, szukając kodu do kłódki. Kilka metrów od nas słychać było piski Abi i krzyk Chrisa, który mimo, iż udawał niewzruszonego, dość często reagował nerwowo na zaczepki aktorów. Ja zresztą tak samo.

Podświetlałam latarką każdy zakamarek, kiedy ktoś zastąpił mi drogę, zapewne wyczekując odpowiedzi, ale nie miałam zamiaru powiedzieć prawdy, że nawet ten dotyk zadział na mnie nie tak, jak powinien i że rozpoznam jego zapach z zamkniętymi oczami. No nie było takiej opcji. Przeniosłam latarkę na jego twarz i oświetliłam ją, umożliwiając mu tym samym patrzenie na mnie, gdyż został w tamtym momencie oślepiony.

– Zaleciało fałszem i obłudą. Nieszczerość masz chyba we krwi, więc nie dało się ciebie nie rozpoznać – sarknęłam. 

Szkoda, że faktycznie nie miałam takich zdolności do wyczuwania zakłamanych ludzi.

– Długo mi to jeszcze będziesz wypominać? – zapytał nieco oburzony. Złapał moją dłoń za nadgarstek i opuścił w dół, bo dalej oświetlałam jego twarz. Teraz latarka padała smugę światła na podłogę, a Nicholas wpatrywał się zacięcie w moje oczy, nie puszczając przy tym mojej ręki.

– A dużo masz jeszcze asów w rękawie? – Uniosłam prawą brew do góry, a wolną rękę położyłam na biodrach. Byłam poważna i moja mina równie zacięta.

Dupek jeden, myślał, że od tak o tym zapomnę? Nie było takiej opcji.

– Coś jeszcze ukrywasz? Może to, co mi powiedziałeś też było kłamstwem?

Wiedziałam, że może przesadzam i ciągnę to w nieskończoność, ale to nie był dzień na miłe pogaduszki i rozejmy. Skoro ostatnim razem nie chciał kontaktów, można powiedzieć, że się pożegnał, a teraz od tak zaczepiał, zagadywał, to było to dziwne, a nawet podejrzane. Co miałam sobie myśleć?

– Powiedziałem całą prawdę – westchnął. – Przeprosiłem.

– Co mi po twoich przeprosinach? Czym są słowa? Powiedz, może do czegoś jestem ci potrzebna? Jeszcze chcesz coś komuś udowodnić? Może tym razem zapytaj, pogramy razem bez kłamstw.

Tymi słowami widziałam, że go wkurzyłam. Zacisnął mocno szczękę i puścił nagle mój nadgarstek. Ten nieoczekiwany ruch spowodował, że wypadła mi latarka z dłoni. Odszedł bez słowa kilka kroków dalej, kiedy ja podniosłam przedmiot z powrotem. Wyprostowałam się i nie zdążyłam zrobić kroku, gdy zostałam przyblokowana przy ścianie. Obie ręce Nicholasa znajdowały się po bokach mojej twarzy, a reszta jego ciała niemal wciskała mnie w ścianę za mną. Był blisko, zdecydowanie za blisko, przez co zrobiło mi się niekontrolowanie gorąco. Jego ciepły oddech owiewał mi twarz, a magnetyzujące spojrzenie niemal wypalało we mnie dziurę. Co jakiś czas oświetlało nas stroboskopowe światło dlatego, gdy zadarłam głowę do góry widziałam ten palący wzrok i poważny wyraz twarzy.

– Masz rację. Jesteś mi do czegoś potrzebna.

Zmarszczyłam zaskoczona brwi. Czy on...

– Jesteś mi potrzebna, bez powodu – przerwał na moment, by po chwili dodać trochę ciszej – po prostu potrzebna w moim życiu – mówił, nie spuszczając ze mnie oczu. – Ale może to teraz ty jesteś nieszczera, co? Może to ty oszukujesz mnie? Siebie?

Wypowiedział te słowa niemal szeptem, potem odszedł, pozostawiając mnie ze zmieszaniem i pędzącym sercem.

– O czym ty mówisz? – zapytałam, gdy ten przekraczał już próg pomieszczenia.

– Kod: 00256. Cyfry wypisane na zamkach metalowych szafek. Czytając od tyłu tak, jak wskazuje strzałka na ścianie – powiedział, ignorując moje pytanie, wrócił do pomieszczenia, z którego było słychać zbliżającą się resztę uczestników.

– Pojebany psychol – warknął Dan, prowadzący za rękę nieco rozstrzęsioną Abi.

– To Krueger, on nie był normalny – zauważył Chris, wchodzący zaraz za nimi.

– Nigdy więcej nie idę z wami w takie miejsce – oburzyła się Abigail.

– Nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobił – parsknął Chris, na co blondynka zgromiła go spojrzeniem.

– Nie cwaniakuj, bo sam srasz w gacie tutaj – dogryzła mu.

– Mam dziś słaby i nerwowy dzień.

– Tak, jasne. Tak sobie tłumacz – powiedziała i podeszła podnieść latarkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu, kiedy jej spojrzenie padło na mnie. – Roni, co ty robisz przy tej ścianie? Też cię zatrzymali? A Nicholas... – zatrzymała się i obraciła głowę się w stronę, gdzie przed chwilą minął ich brunet – aaa dobra, nie wnikam.

Przewróciłam oczami, bo zapewne jakieś głupie teorie chodziły jej po głowie. Skoro wyszedł wkurwiony, to miałam nadzieje, ze nie te durne romantyczne.

W ogóle gdzie on się podział? – pomyślałam mimowolnie. Nie, że mnie to interesowało, ale ktoś mógł go po drodze zamknąć w pomieszczeniu, a tylko my mogliśmy go uwolnić. Wróciłam więc do pomieszczenia, z którego przyszliśmy i chciałam go poszukać.

– Roni, a ty gdzie? – zawołał za mną Chris, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy usłyszałam Abi, która mu przerwała:

– Zostaw ją, tam jest Nick, nic jej się nie stanie.

– A, rozumiem.

Przewróciłam oczami na ton w jakim wypowiedział te słowa, zapewnie jeszcze zabawnie poruszył przy tym brwiami.

Znalazłam kilka metrów dalej Nicholasa, który szedł wolno przed siebie, trzymając dłonie w kieszeniach i patrząc w dół.

Zbłakany wędrowiec się znalazł.

Wokół nie było już aktorów, którzy zapewne szykowali się do następnego ataku, usypiając w ten sposób naszą czujność, jak już parę razy to uczynili. Podeszłam szybko do niego i złapałam za ramię, by się odwrócił. Nawet nie zareagował, pomimo miejsca w jakim się znajdowaliśmy on zachowywał się od początku jak skała, jakby nie robiło to na nin żadnego wrażenia. Nawet Dan, czyli nieustraszony zawodnik kickboxingu kilka razy dał się zaskoczyć, a ten tutaj zachowywał się, jakby był na jakimś dennym filmie komediowym. Kiedy my z Abi krzyczałyśmy z nagłego, niespodziewanego ataku aktorów lub jakiegoś przerażającego dźwięku, Nicholas parskał przy tym śmiechem. Nie robiło to na nim żadnego wrażenia i może właśnie przez to, czułam się przy nim spokojniej i trzymałam się jego. Tak nieświadomie choć jednak w pewien sposób własnowolnie.

Szarpnęłam go mocnej, by zwrócić na siebie uwagę. Szedł dalej przed siebie.

– O co ci chodziło? – zapytałam podniesionym głosem i udało mi się tym go zatrzymać.

Odwrócił się nagle i beznamiętnie na mnie spojrzał.

– O czym ty mówisz? Nikogo nie oszukuje! Coś ty wymyślił? – drążyłam jego wcześniejsze, niewiadomo co znaczące stwierdzenie. Pokręcił delikatnie głową i zawęził oczy, bacznie mi się przyglądając.

– Nic, po prostu zastanów się – odpowiedział, choć w niczym mi to nie pomogło.

– Nad czym?

– Gołąbeczki? Idziecie dalej, czy potrzebujecie chwili dla siebie? Rozumiem, że mogą was kręcić takie miejsca, ale tak jakby w każdym rogu są kamery. No chyba, że chcecie mieć własną...

– Idziemy! – przerwałam szybko Chrisowi, który z rozbawieniem na nas spoglądał.

– Nie chciałem przerywać, ale czas leci. Wiecie, możecie zawsze zapytać, czy wpuszczą was samych jeszcze raz. Na beczce? Na tej maszynie do mieszania ciasta, może przywiązani do tego metalowego stołu? Lubicie opuszczone piekarnie i zwłoki? Veronica, nie podejrzewałem cię o taką perwersję.

– Chris, zamknij się – warknęłam przez zacisnięte zęby i całe szczęście, że w pomieszczeniach panował półmrok. Nie byli w stanie dojrzeć moich spąsowiałych policzek. Blondyn uniósł ręce w gęściej poddania i podszedł bliżej reszty, którzy byli w trakcie rozszyfrowywania kłódki.

Zerknęłam przez ramię na Nicholasa idącego zaraz za nami, który miał neutralną minę, jednak dojrzałam na jego twarzy mikroskopijny cień, błąkającego się uśmiechu. Nie zdążyłam podejść do drzwi, przed którymi stali nasi znajomi, kiedy chłopak pociągnął mnie za ramię w swoją stronę.

– Co ty robisz? – zapytałam zdezorientowana, ale szybko zostałam uciszona, przyłożeniem palca do ust. Zatrzymałam się w miejscu, kiedy ten kolejny niespodziewany dotyk spowodował kolejną dziwną reakcję mojego ciała.

– Shhh... – szepnął mi do ucha. – Chodź ze mną.

– Niby gdzie?

– Wyjdziemy szybciej, niech się trochę pomartwią.

I pociągnął mnie w swoją stronę. Zerknęłam jeszcze ostatni raz w stronę reszty i ciężko westchnęłam. W sumie, to nie był głupi pomysł. Chwilę by się pomartwili i od razu głupie wymysły wyszłyby im z głowy. To za te głupie podteksty, pomyślałam.

Szliśmy znów w przeciwnym kierunku, kiedy znaleźliśmy się przed jakimiś drzwiami, za którymi nie byliśmy wcześniej, Nicholas się zatrzymał. Zmarszczyłam czoło, rozglądając się wokół. Nie było nikogo widać ani słychać, tylko muzyka, która znów zmieniała się na kolejną składankę, czyli tak jak za każdym razem, gdy wchodziliśmy do następnego pomieszczenia z nową scenerią. Obróciłam się znów w stronę metalowych drzwi przed nami z napisem: "Wstęp tylko dla personelu".

– Nie możemy tutaj wejść, Nicholas – zaoponowałam, ale brunet jak zwykle miał gdzieś moje słowa i juz łapał za klamkę. – Nicholas!

Zatrzymałam go swoją dłonią.

– Daj spokój, tutaj na pewno jest jakieś przejście dla aktorów. Dostaniemy się tak na zewnątrz.

– Albo wejdziemy w jakąś pułapkę – wymamrotałam.

– To jest gra – zaczął, spoglądając na mnie poważnie, a ja w tamtym momencie zauważyłam, że dalej trzymałam swoją dłoń na jego. Szybko ją zabrałam i nieco speszona włożyłam obie do kieszeni spodni. – Zabawa, udawany pokaz, teatrzyk taki. Wiesz o tym? Nikt ci tutaj nie może zrobić świadomej krzywdy, ani uwolnić na stałe.

Pokiwałam w zrozumieniu głową i choć doskonale o tym wiedziałam, mój mózg płatał mi figle i czasami o tym zapominał. Nic na to nie mogłam poradzić.

– Chodź. Przejdziemy tędy i poszukamy wyjścia na zewnątrz albo do recepcji.

Westchnęłam ciężko, ale poszłam za nim. W tamtej chwili lepszego wyjścia nie widziałam. Nie wróciłabym do reszty sama. Droga w samotności mnie przerażała, mimo zapewnien Nicholasa, że nic mi się nie stanie.

Zamykaliśmy kolejne drzwi i kroczyliśmy dalej przed siebie, szukając wyjścia. Każde pomieszczenie okazywało się jakąś graciarnią bądź po prostu pustym pokojem. Oczywiście mogłam się spodziewać, że pomysł Nicholasa okaże się pomysłem gorszym niż durnym i głupim. Na co ja liczyłam?

– Nicholas, do cholery, idziemy tędy już trzeci raz, albo mają kilka identycznych pomieszczeń. Nie wyjdziemy stąd już nigdy.

– Nie panikuj. Za chwilę znajdziemy wyjście – stwierdził bez większych emocji. Oczywiście nawet teraz się nie przejął, że znaleźliśmy się praktycznie w miejscu bez wyjścia. Nawet kamer nie widziałam, żeby ktokolwiek mógł nas dostrzec i przyjść po nas.

– Za chwilę to ja wyjdę z siebie. Mówiłam żebyśmy wrócili z powrotem – obruszyłam się.

– Nie marudź... O widzisz – wskazał dłonią wejście, które przed chwilą otworzył – dalej są następne drzwi, na pewno tam jest wyjście.

– Taaa, już to słyszałam. Kilka razy!

Pociągnął mnie za rękę i wciągnął do środka. Weszliśmy do pomieszczenia, które było zapewne kiedyś łazienką.

Wszystko wyłożone białymi kaflami, w rogu wymurowany prysznic. Brodzik był zalany wodą. Po przeciwnej stronie umywalka z niewielką poniszczoną szafką. Nad nią lustro. I kolejne drzwi na drugim końcu.

– Kurwa.

Obróciłam się nagle na nagłe przekleństwo Nicholasa.

– Drzwi się zatrzasnęły.

Mój puls przyspieszył, kiedy migiem znalazłam się przy brunecie.

– Jak to zatrzasnęły? Same? – zapytałam, nie ukrywając przy tym zdenerwowania, jak i nie oszczędziłam sobie, zmierzenia go ostrzegawczym spojrzeniem. Myślałam, że naprawdę coś mu zrobię, jeśli to okazałyby się jego durne żarty.

Nacisnęłam na klamkę i... Nic. Policzyłam w myślach do dziesięciu i wzięłam głęboki wdech. Obróciłam głowę w lewo, natrafiając na ciemne tęczówki.

– Nicholas... Masz klucz prawda? I robisz sobie jaja?

W odpowiedzi dostałam jedynie niemalże niewidoczne pokręcenie głową.

– Nicholas!

Gdyby mój wzrok mógłby w tamtym momencie zabijać, to ten idiota leżałby już z podciętym gardłem pod tymi cholernymi drzwiami.

– Co panikujesz? Przecież tam są drzwi, tak? – Wskazał w tamtą stronę i podszedł do nich. Złapał za klamkę. – Zamknięte.

Wybuchłam śmiechem, choć tak naprawdę chciało mi się płakać.

Uspokój się, Veronica. Wdech, wydech.

Aniele mój, mam nadzieję, że nie masz dziś wolnego.

– Musi gdzieś być klucz – stwierdził, ale nawet na to uwagi nie zwracałam, bo wiedziałam, że zapewne i tak go nie znajdziemy. Jego domysły nijak miały się do rzeczywistości i jakoś już mu nie wierzyłam. – Na pewno gdzieś jest klucz.

Oparłam się plecami o kafelki i zjechałam po nich na dół. Nie miałam zamiaru stać i czekać na zbawienie. On mnie tam ściągnął, więc musiał sam znaleźć wyjście. To był jego glupi pomysł.

A ja druga głupia się na to zgodziłam.

– Masz telefon? – zapytałam z nadzieją.

– Nie. Przecież kazali nam zostawić – odpowiedział od razu, czym delikatnie to ujmujac, mnie uruchomił.

– Cholera jasna! Zawsze wielce ponad wszystkimi. Bez żadnych zasad, robi wszystko co mu się żywnie podoba, a dziś akurat, kurwa, w tym przypadku musiał się posłuchać i robić co mu kazano. Ja za tobą nie nadążam, człowieku!

Podniosłam głos, ponieważ mój poziom zdenerwowania w raz z poziomem wkurzenia na niego sięgał apogeum.

– Boże, jaką ja jestem kretynką – dodałam już nieco ciszej i bardziej do siebie.

– Tak? To po co za mną przyszłaś? – Nawet nie wiem, kiedy znalazł się przy mnie. Stał przede mną, więc odchyliłam głowę do góry, by na niego spojrzeć. Nikłe światło z jakieś ledwo świecącej żarówki na środku łazienki, umożliwiało mi jego widok. – Sugerujesz, że się mnie boisz, ale jednak za mną idziesz. Całą drogę jestem blisko ciebie, a ty nie oponujesz. Mało tego, nawet sama czasem szłaś za mną i brałaś mnie za schronienie przed atakiem tych zamaskowanych typów – wypowiadał te słowa, nie spuszczając ze mnie wzrolu, a ja nawet w tym czasie nie mrugnęłam, przyjmowałam te słowa do siebie, ale nie odpowiadałam. Bo miał rację? Tak.

– Tak, jak mówiłem, zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz. Nie oszukuj mnie, ani siebie. Chyba już wystarczy tych niedopowiedzeń i nieszczerości. Przemyśl to wszystko. Ja już przeprosiłem, pożałowałem, ale czasu nie cofnę. Teraz twój krok.

I odszedł ode mnie, wywołując kolejną falę myśli.

Następną minutę przyswajałam jegi słowa, które były tak prawdziwe, że zrobiło mi się głupio.

– Tutaj coś jest. – Jego głos przerwał mi moje przemyślenia.

Zmarszczyłam czoło i obróciłam w kierunku chłopaka, który kucał przed szafką z umywalką. Zerwałam się na nogi i podeszłam do niego. W środku znajdował się mały, strary magnetofon i dwie koperty na niższej półce.

– Świetnie. Zaraz pojawi się głos Piły i ktoś będzie musiał odrąbać sobie rękę, żeby się stąd wydostać. Wspaniale... – zrzędziłam, ale naprawdę takie myśli zaczęły zaprzątać mój umysł.

– Za dużo filmów się naoglądałaś – odezwał się i zaraz potem włączył przycisk play, uruchamiając tym magnetofon. Niski męski rozbrzmiał po paru sekundach nagrania, a ja cicho pisknęłam z przerażenia. To miejsce zaczynało mnie przytłaczać i mącić mi w głowie.

– Mówiłam! Zaraz powie o rąbaniu ręki! – panikowałam.

– Veronica! – Wrzask Nicholasa, nieco mnie przestraszył, nawet nie wiem, kiedy złapał mnie za ramiona, wcześniej wyłączając sprzęt. – To ja sobie odrąbie, okej? Nawet dwie, cokolwiek. Nie rozumiesz, czy nie chcesz tego zrozumieć, że nie pozwolę by coś ci się stało? – wypowiadał kolejne słowa, powodując nagłe rozlewające się ciepło w mojej klatce piersiowej. Chciałam mu wierzyć. Nawet nie miałam powodu w tamtym momencie, by tego nie robić. – Uspokój się, proszę – dodał ciszej, pocierając przy tym moje ramiona, na co delikatnie pokiwałam głową.

Włączył po raz drugi urządzenie i odsłuchaliśmy nagranie na nowo:

"Witajcie, zapewne znaleźliście się tutaj przypadkowo, choć nie bez powodu. Poszliście drogą zakazaną, za co należy wam się kara. Wasi przyjaciele kończą już swoją grę, a wy właśnie rozpoczynacie nową. Musicie ze sobą współpracować, inaczej ktoś może stąd już nigdy się nie wydostać.

Czas leci."

Te słowa wywołały we mnie lekki paraliż, ale ciepła duża dłoń na mojej sprawiła, że moje ciało się rozluźniło. Nic nie mogłam poradzić na to, iż miał rację. Mimo wszystko czułam się przy nim bezpieczniej.

"Na dolnej półce są dwie koperty. Jeśli jesteś tutaj sam, otwórz kopertę numer jeden, jeśli jest was więcej, numer 2."

Drżącą dłonią sięgnęłam po kopertę z numerem drugim i przypominając sobie w myślach, że to tylko zabawa, otworzyłam ją. W środku na białej kartce pismem jak z maszynopisu wypisane było jedno zdanie:

*"Dno jest dnem, nawet jeśli jest obrócone do góry."

W tym samym momencie spojrzeliśmy na siebie. Wzruszyłam ramionami i wstałam na proste nogi. Mieliśmy wyjść wcześniej i na skróty, a wyszło, że jeszcze po drodze mieliśmy się pobawić. Kilka minut rozglądaliśmy się po pomieszczeniu doszukując się jakiś znaków, czy podpowiedzi. Zaglądaliśmy w każdy kąt, szukaliśmy jakiś dodatkowych informacji, ale nic więcej nie znaleźliśmy. Nicholas sprawdził brodzik, czy nie ma w tej – podobno – cholernie zimnej wodzie klucza, ale oczywiście nie było.

– O chuj im chodzi z tym dnem? Ja wymiękam – stęknął brunet, kiedy przyglądał się któryś raz z rzędu szafce z umywalką.

Ja stałam na środku i też już brakowało mi pomysłów, kiedy coś mnie tchnęło i pochyliłam głowę do tyłu.

– Ale jestemy tępi – zaśmiałam się, mając ochotę pacnąć się w czoło. – Dno obrócone do góry.

– Co? – zadziwiony moimi słowami Nicholas, podszedł w moją stronę. Wskazałam palcem punkt nade mną, czyli właz w suficie.

– No tak. Jakie to było proste. Dobra to idziemy – oznajmił i wyciągnął dłonie w górę, lecz nawet jego metr dziewięćdziesiąt wzrostu nie zdołało tego otworzyć.

– Świetnie i co teraz? – westchnęłam, poddając się. Już mi było wszystko obojętne.

– Teraz to otworzysz.

Nie zdążyłam o nic zapytać, ani się zastanowić, kiedy nagle złapał mnie z obu stron na biodra, ściskając mocno swoimi dłońmi i uniósł w górę. Pisnęłam przez jego niespodziewany ruch. Znalazłam się kilka centymetrów pod włazem, na wyciągnięcie ręki miałam jego otwór. Nacisnęłam i musiałam wziąć większy zamach, by otworzyć, gdyż drewniana powłoka otwierała się do środka. W środku było oczywiście przerażająco ciemno, ale nie to było przeszkodą, bym tam weszła. Ja, jako ameba fizyczna, nie miałam takiej zwinności, by się podnieść na ramionach.

– Nie mam jak tam wejść.

– Złap się i unieś – pokierował mnie brunet, wzmacniając uścisk na biodrach. Czułam się niezręcznie, ale chyba już nie muszę o tym wspominać.

– No co ty nie powiesz? Naprawdę? – zironizowałam.

– A dobra, zapomniałem – zaśmiał się, na co posłałam mu bulwersujące spojrzenie z góry. On sam spoglądał w moją stronę z rozbawioną miną.

– Niby o czym?

– Że ty z wychowaniem fizycznym się nie lubiliście – wyjaśnił, próbując przy tym się nie roześmiać.

– O przepraszam, z tego co sobie przypominam to grałam z wami w nogę na podwórku Adama.

Nawet nie wiem, dlaczego to sobie przypomniałam, zważając na okoliczności naszej znajomości.

– Tak, jako bramkarz i ciągle wpuszczałaś szmaty.

– Nie moja wina, że żaden ze mnie Casillas.

– Dobra, już nic nie mówię, bo zaraz mnie udusisz wzrokiem.

Pokręciłam głową i ciężko westchnęłam, ale nie mogłam zaprzeczyć, że moje spięcie nieco traciło na mocy.

– Złapię cię mocniej i trochę niżej przy kolanach i podrzucę, a ty w tym czasie złap się obręczy wejścia. Potem cię po prostu podniosę.

Przeraziłam się. Nie, nie nie. To nie był dobry pomysł. To wróżyło jakąś katastrofę z wieloodłamowym złamaniem nogi, złamaniem otwartym przedramienia i pęknięciem czaszki. Tak. Tak właśnie mogło być w najlepszym przypadku. A raczej wypadku.

Nicholas widząc moje zawahanie opuścił mnie na dół. Stanęłam na przeciwko niego i spojrzałam mu oczy.

– Boję się – przyznałam szczerze.

Wiedziałam, że ćwiczy i jest silny, ale to nie zmieniało faktu, że to było ryzykowne.

– Będę cię trzymał i obiecuję, że nie puszczę. Nic ci się nie stanie, tylko mocno się musisz złapać i podciągnąć, a ja ci w tym pomogę – tłumaczył powoli nie spuszczając ze mnie wzroku. Pokrzepiająco się uśmiechnął na ułamek sekundy, a ja kiwnęłam w zrozumieniu głową. – Zaufasz mi?

I może mi się tylko wydawało, ale miałam wrażenie, że te ostatnie słowa miały głębsze znaczenie.

– Tak – odpowiedziałam ledwo usłyszalnie.

Moje miały.

Kiedy udało mi się wejść do środka, jakimś cudem unikając przy tym połamania kości, rozejrzałam się wokół, ale całe miejsce było spowite ciemnością. Niemożliwością było coś tam dojrzeć. Niepewnie, w pozycji na kolanach ruszyłam przed siebie. Ręką przesunęłam jakiś przedmiot, więc postanowiłam szybko go odszukać. Jak się okazało, była to latarka. Kiedy ją włączyłam, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to kolejna koperta leżąca na drewnianej podłodze. Szybko ją otworzyłam, by sprawdzić kolejną wskazówkę.

Biała kartka z wypisanym tym samym pismem, jak poprzednia zdaniem:

"Udało Wam się rozwiązać pierwszą zagadkę, przed Wami kolejne. Zapewne jesteś tutaj pierwszą osobą, która tutaj weszła. Masz wybór.

Możesz teraz zamknąć wejście i czekać na kolejne instrukcje, by wyjść stąd dwa razy szybciej i prościej, bądź współpracować z resztą i zrzucić drewnianą drabinkę na dół.

Teraz twoja decyzja.

Czasu coraz mniej."

– Masz coś? – Głos Nicholasa z dołu,

– Nie, nie mam.

Miałam wybór.

Mogłam wyjść i mieć święty spokój z tymi wymysłami.

Albo mu pomóc i iść dalej razem.

On mnie w to wciągnął, mogłam dać mu karę za jego pomysły.

Miałam okazję ku temu, by się zemścić.

Ruszyłam powoli w stronę włazu i powoli ściągnęłam drewnianą strychową drabinę w dół.

Nie mogłam go przecież zostawić samego.

– Ale serio musieliście mnie poświęcić na końcu? Ja pierdolę, on miał prawdziwą piłę mechaniczną? Przecież on mógł...

– Odciąć ci fiuta. – W słowa podekscytowanego Chrisa wtrącił się Daniel. – Ale w sumie nie bawiłby się pewnie w takie małe rzeczy – zadrwił z niego, przez co został zgromiony spojrzeniem przez blondyna.

– Czyli wziąłby się za twoje ego – odbił pałeczkę Chris.

– Przynajmniej mam wszystko wyrośnięte.

– Głupotę też. – Chris nie miał zamiaru ustąpić, ale Abigail przerwała ich arcyciekawą wymianę zdań:

– Już? Skończyliście te zaczepki przedszkolaków? Tak cwaniakujecie, a każdy z was się chociaż raz przestraszył. Jedyny nieustraszony to był Nicholas.

Spojrzeliśmy wszyscy na niewzruszonego chłopaka, który wgryzał się właśnie w swojego burgera. Wzruszył jedynie ramionami.

– Szału nie było – powiedział, gdy skończył przeżuwać swój kęs.

"Burger Kig", czyli znana, choć niedawno otwarta burgerownia nie była tego dnia przeludniona. Kilka grup młodych osób i par zajadało się naprawdę smacznym jedzeniem i popijało bardzo zdrową Coca-Colą. Po wyjściu z Horrflixu, wstąpiliśmy w to miejsce, bo każdemu z nas żołądek ściskał się od środka przez ten nagły przypływ adrenaliny. Zamówiliśmy burgery i opowiadaliśmy jak nam się podobało to miejsce. Lub nie podobało, biorąc pod uwagę Margaret. Ale sama ostatecznie stwierdziła, że fajnie było się z nas pośmiać, patrząc od strony kamer na nasze poczynania. I nie wiem jakim cudem, ale mnie z Nicholasem również musiała widzieć, mimo iż nie widziałam nigdzie kamer. Jej mina gdy nas zobaczyła, zaraz po wydostaniu się, świadczyła tylko o tym, że widziała zapewne wszystko. A było jeszcze kilka sytuacji, w której musieliśmy współpracować ze sobą. Bardzo blisko współpracować, ale całe szczęście wydostaliśmy się stamtąd. Reszta również, kilka minut po nas, a w ostatnim pomieszczeniu musieli zostawić na pastwę losu – a raczej aktorów – jedną, wybraną osobę, by otworzyć drzwi. Poświęcili Chrisa.

– A tak w ogóle, to gdzie wy zniknęliście? – zapytała Abi, spoglądając na mnie i na Nicholasa który siedział naprzeciw mnie.

Odpowiedzieliśmy równocześnie:

– Porwali nas.

– Wyszliśmy wcześniej.

Pierwsze zdanie wypowiedział Nicholas i nie wiem, co on wymyślił i dlaczego akurat tak powiedział. Miałam ochotę palnąć go w łeb. Przejechałam po kolei wzrokiem po reszcie naszego towarzystwa. No oczywiście, czego mogłam się spodziewać, jak nie dwuznacznych spojrzeń i podśmiechiwań.

– Okej, nie wnikam. – Abi puściła mi oczko, na co przewróciłam oczami.

Wytarłam dłonie w serwetkę, wcześniej kończąc ostatnią frytkę.

– Idę do toalety. Idziesz też, Margo? – zapytałam przyjaciółki, siedzącej obok mnie, która również kończyła swoją porcję.

– Zaraz przyjdę.

Skinęłam głową na jej odpowiedź i wstałam. Po drodze wyrzuciłam opakowanie po swoim jedzeniu i odłożyłam tacę w swoje miejsce.

W toalecie były zaledwie dwie dziewczyny, które właśnie opuszczały pomieszczenie. Załatwiłam swoją potrzebę w jednej z kabin i podeszłam do umywalki, by umyć dłonie. Zimna woda spływała po mojej skórze, orzeźwiając ją.

– Och, jaki piękny widok. Grupka przyjaciół razem.

Spojrzałam w lustro, by upewnić się, że to głos należący do tej osoby, o której pomyślałam. Jednej osoby, do której mógł należeć.

– Tacy roześmiani, zadowoleni. Szkoda że to tylko fałszywe spoufalanie. Prawda, Veronico? Coś o tym wiesz. – Ociekający jadem piskliwy głos powodował u mnie odruch wymiotny. Obróciłam się do swojego niechcianego rozmówcy i założyłam ramiona na piersi.

– Czego chcesz Amanda? – zapytałam, nie wysilając się na uprzejmość.

– Chciałam się tylko dowiedzieć, jak to jest być taką naiwną idiotką? – Jej perfidny, nieszczery uśmiech nie wywołał na mnie żadnej emocji. Nienawidziłam tej suki całym sercem, za jej styl bycia, za pyszałkowatość, arogancję. Po prostu za to, że ktoś taki wyszedł na ten świat i zatruwał innym życie. Nie chciałam dać się sprowokować, a dobrze wiedziałam, że na tym jej zależało. Przybrałam na twarz beznamiętny wyraz i odezwałam się:

– Jesteś żałosna.

– Ja nie, ale ty tak. Kim ty w ogóle jesteś? Co ty sobie wyobrażałaś? Że takie nic, jak ty może być z kimś takim jak Nick? Co ty możesz mu zaoferować? Jesteś nic niewartą, zagubioną dziewczynką, której innym jest po prostu ciebie żal. Nikomu na tobie nie zależy. Nicholas się tobą nie interesuje i nigdy tego nie zrobi. Kiedy to zrozumiesz?

– Jakoś tutaj jest. On jak i reszta, także twoje teorie chyba się nie sprawdziły. –  Przybrałam na twarz nieszczery uśmiech i minęłam ją, by wyjść stamtąd i nie musieć oglądać 
dłużej tej wysztafirowanej lali.

– Teraz może jest, ale za to w nocy jest  gdzie indziej. Domyśl się gdzie i z kim. – Usłyszałam jej głos, kiedy łapałam za klamkę. Uśmiechnęłam się pod nosem i obrzucając ją ostatnim spojrzeniem przed wyjściem, odpowiedziałam:

– Nie muszę, bo wiem gdzie na przykład wczoraj był. Domyśl się gdzie i z kim.

Oczywiście to nie była prawda, tylko moje podchwytliwe spostrzeżenie, które zadziałało tak, jak powinno. Widok gdy zrzedła jej mina był bezcenny.

Wyszłam z pomieszczenia natrafiając na Margo, która właśnie miała zamiar otwierać drzwi.

– O wychodzisz już? Sorka, mama dzwoniła. Jadą jeszcze na kawę i jakieś deser do centrum.

– Okej, a my możemy już wracać do domu?

– Tak, a coś się stało? – zapytała zmartwiona, bacznie mi się przy tym przyglądając.

– Nie. Po prostu jestem zmęczona – odpowiedziałam szczerze.

– Ja mogę cię odwieźć.

Uchyliłam delikatnie usta, zaskoczona tymi słowami.

Spojrzałam z nad ramienia Margo w stronę dochodzącego głosu. Nicholas stał niepewnie dwa metry za nią i zapewne wyczekiwał mojej reakcji. Namyśliłam się chwilę, jednak tego dnia coś sobie postanowiłam. Chyba powinnam przestać uciekać przed nim, tylko szczerze porozmawiać. Może nie tego dnia, ale sam fakt, że się zgodziłam i razem wyszliśmy, wcześniej żegnając się z pozostałymi, którzy oczywiście posyłali nam dwuznaczne spojrzenia, był krokiem w odpowiednim ku temu kierunku.

*Stanisław Jerzy Lec, Myśli nieuczesane.

Ta dam. Chyba dużo dziś Nicholasa, a będzie jeszcze więcej niebawem. Ten i poprzedni rozdział miąć być jednym , ale przez tą przerwę rozdzieliłam na dwa, by dać wam coś do czytania.

Jak wrażenia?

Już od następnego, będzie...Będzie zabawa, będzie się działo. Aż nocy będzie mało xD

Taki maly spojler następnych dwóch rozdziałów:

Mieliście okazję poznać Veronicę po alkoholu kiedy jest zła na cały świat, gdy ktoś ją wkurzy i do tego oliwy doleje pewien denerwujący brunet. A gdyby tak połączyć wszystko i dodać do tego zazdrość. Huehuehue 😈 😈 😈

A i niebawem wrócą postaci niezbyt lubiane.

Udanego Roku

Pozdrawiam❤️
M-ADZIKSON 🤘🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top