19. Już mi nie uciekniesz.

Przed korektą

– Veronico? Kim jest ten...chłoptaś? – mój ojciec spojrzał oceniającym wzrokiem na Nicholasa. Po chwili wybuchnął groźnym tonem w moją stronę.

No nie wierzę w tego człowieka. Całe moje życie próbuje podporządkować pod siebie. Rozumiem, że jestem jego córką, ale wyrosłam już z córeczki, która nie umie sama o siebie zadbać. Niedługo kończę dwadzieścia lat i wydaje mi się, że wiem, co będzie dla mnie dobre a co nie. A on mógłby w końcu przestać się wtrącać i dać mi normalnie żyć. Pozwolić popełniać błędy i na nich się uczyć. Bo samym zakazywaniem nic nie wskóra, tylko potęguje to, że z każdym kolejnym wyrzutem czy zakazem pragnę zrobić właśnie na przekór. Mimo że oczywiście jeszcze nigdy tak nie zrobiłam. To fakt, że ostatnio stracił bardzo dużo w moich oczach sprawił, iż przestaje się w ogóle przejmować tym, co on myśli. Przestało mnie obchodzić, co ma do powiedzenia. Tak samo, jak przestał być dla mnie wzorem. Kocham go, ponieważ jest moim ojcem, jednak chcę już się usamodzielnić i nie zważać na jego opinię.

– Tato przestań! – wykrzyknęłam w jego stronę, nieco wytrącając go z pantałyku. No tak, zapewne nie spodziewał się, że się uniosę. Tylko potulnie przeproszę i przysięgnę, że już więcej nie spotkam się z tym chłopakiem. A owego chłopaka ostrzegę, żeby się więcej do mnie nie zbliżał.

– To twój kochanek? Puściłaś się z nim? Jesteś w ciąży? Zniszczy ci życie! Zobaczysz! Ostrzegałem cię przed takimi.

– Tak, jak ty zniszczyłeś mamie? – tymi wyprowadza mnie coraz bardziej z równowagi. On mi śmie mówić o niszczeniu życia, przy czym sam ma kochankę na boku i w dodatku szantażuje mamę jej przeszłością. Nie wiem, jak ona może na takie coś pozwalać.

– Słucham? O czym ty mówisz? – zapytał, było widać, jak wypełnia go coraz większa konsternacja. Patrzył na mnie swoimi niebieskimi tęczówkami ze zdziwieniem, marszcząc przy tym już lekko posiwiałe brwi. Utrzymał ze mną chwilowy kontakt wzrokowy, po czym obrócił go na bruneta i z nieprzyjemnym wyrazem twarzy, jak i tonem zwrócił się do niego.

– Ty młodzieńcze możesz już sobie iść. Ta rozmowa cię nie dotyczy.

– Nie. Nie wyjdę, póki Veronica o tym nie zadecyduje. Jest pan niezrównoważony psychicznie, więc jej nie zostawię. Veronica jest już pełnoletnia i może decydować sama za siebie. – odpowiedział mu Nicholas, walcząc z moim ojcem na najbardziej zacięty wzrok.

Wyglądali jak dwa rozjuszone byki, zrywające się do szarży, żeby powalić na ziemię swojego przeciwnika. I okej. Nie powiem, bo nie spodziewałam się, że stanie po mojej stronie. Tak samo, jak nie spodziewałam się tych słów, które do mnie wypowiedział. Moje serce się radowało, ale czy to coś zmienia? Nie wiem. Wiem, że to tylko słowa, ale jednak takie niespodziewane. Nie chce mi się teraz nad tym zastanawiać. Jedno jest pewne. Ja też nie żałuję, że go poznałam.

– Jak śmiesz się tak do mnie odzywać gówniarzu? – odezwało się starsze wygłodniałe bydlę, rozjuszając się jeszcze bardziej na młodego jurnego bydlaka, który nijak się przejmował tym bardziej doświadczonym zwierzęciem. Dalej z zaciętą i wkurwioną miną patrzył na swojego słownego przeciwnika.

– A pan jak się zwraca do swojej córki, która leży w szpitalu, roztrzęsiona po napaści? – zaczepił mojego ojca.

– Ty jej to zrobiłeś! Przyznaj się! – wykrzyknął ojciec i już utrzymywałam resztki sił, żeby go stamtąd wyprosić. Spróbuję porozmawiać z nim na spokojnie, bo nie mam ochoty na kłótnie.

– Przestań tak do niego mówić! On mnie uratował! – podniosłam głos w zdenerwowaniu. Ten człowiek idealnym przykładem, który ocenia ludzi po okładce. Zawsze tylko ocenia. Uważa, że wie o nich wszystko, spoglądając tylko na nich. Zwróciłam się do bruneta, który w tym momencie spojrzał również na mnie. – Nicholas zostaw nas samych.

– Jesteś pewna? – zapytał, chyba nie dowierzając do końca moim słowom. Przytaknęłam głową na jego pytanie, ale widziałam, że zastanawiał się chwilę co zrobić.

– Tak. Poradzę sobie. – powiedziałam, na co brunet wciągnął głęboko powietrze i wstał, kierując słowa w moją stronę.

– W razie czego będę na korytarzu.

– Dobrze.– uśmiechnęłam się delikatnie. Przecież nie musi mnie pilnować. To jest mój ojciec, nic mi nie zrobi. Nigdy nie podniósł na mnie ręki. Jedynie co, to mnie wkurwi. Chłopak odszedł, lustrując złowrogo mojego ojca po drodze. Kiedy wyszedł, zastąpił jego miejsce na krześle i zaczął.

– Co to ma znaczyć? – zapytał niemiłym tonem, patrząc zaciętą miną na mnie.

– Ale o co pytasz? O to, że znajomy u mnie jest? Czy o to, że zdradzasz mamę? – również zapytałam z przekąsem w głosie.

– Co ty gadasz za głupoty? Uderzyłaś się w głowę. To przez to. – powiedział, próbując mnie zmieszać, na co zaśmiałam się nieszczerze. No tak, teraz będzie obracał kota ogonem. A tym bardziej, że rozmawiam z prawnikiem. Czyli jego kłamstwo jest wyćwiczone do perfekcji. Może bym się nabrała. Wcześniej. I zanim zobaczyłam ich razem.

– Tato proszę, cię nie kłam. Wiem o wszystkim.– prychnęłam ze złością.

– Skąd? Matka ci bzdur naopowiadała? – zapytał nieco zdenerwowany.

– Skończ. Widziałam cię z nią. Słyszałam, jak mówisz, że chcesz się do niej przeprowadzić. Dlaczego mnie okłamujecie razem z mamą? Wiem też, że ona jest tego świadoma, czego już zupełnie nie rozumiem. Jak możesz jej to robić? – wyrzucałam z siebie, jednak nie ułatwiał mi w tym fakt, że jestem już dziś wystarczająco zestresowana. Ktoś próbował mnie zgwałcić, oblał kwasem i nie wiadomo czy nie chciał mnie znów zabić. Moja mama miała wypadek i nawet nie wiadomo czy przeżyje. Jeśli jeszcze do tego ma dojść kłótnia z moim ojcem o to, że oboje mnie oszukują, to ja dziękuję i wysiadam. Nie mam na to dziś sił.

– Veronico. – zaczął, spoglądając na mnie swoim ojcowskim wzrokiem. Tak jak patrzy ojciec, gdy próbuje dziecku przetłumaczyć, że dziś nie może kupić mu zabaweczki, bo nie ma tyle pieniążków. Zrobi to następnym razem albo na pocieszenie kupi lizaczka. Jednak szybko mu przerwałam, bo nie mam już sześciu lat, a lizaczki też na mnie nie działają.

– Proszę cię. Nie mydl mi oczu, twoimi opowieściami. Jeszcze to, że wie o tobie i jej, to jakoś przetrawię. Kocha nas i dlatego nie chce rozdzielać rodziny. Jednak wiem też, że ją szantażujesz. A tego już nie zrozumiem.

Widzę, że jeszcze bardziej sprawiłam, że ogarnęło go niemałe zdziwienie. Jednak nie chcę nawet o tym dyskutować, dlatego przerywam tę nic niewnoszącą rozmowę.

– A teraz zostaw mnie proszę, samą. Muszę odpocząć.

– Nic nie wiesz. I lepiej nie próbuj się w to zagłębiać. – powiedział na odchodne, kiedy ze wkurzoną miną wstał i ostatni raz zerkając na mnie, wyszedł z pomieszczenia.

Jak na zawołanie do środka wparował Nico. Najpierw rozejrzał się po wnętrzu, aż jego wzrok zatrzymał na mojej twarzy i patrzył się na mnie z przestraszoną miną.

– A tobie co? – zapytałam, zastanawiając się nad jego dziwnym zachowaniem.

– Nie płaczesz? – zapytał, marszcząc brwi. Usiadł z powrotem na krześle i wyczekiwał. W sumie nie wiem nawet, czego wyczekiwał. Wtargnął jak wypuszczony z buszu. Przysięgam, ten chłopak naprawdę ma jakieś rozdwojenie jaźni.

– A mam płakać? – tym razem, ja posłałam mu pytające, ale i niezrozumiałe spojrzenie.

– Myślałem, że się pokłóciliście i go wyrzuciłaś. Ale widzę, że nic nie leży roztrzaskane na ziemi, a ty nie jesteś zapłakana. – powiedział, na co mimowolnie uniosłam kąciki ust w górę.

– Jak widać, obyło się bez awantur. – odparłam. Chłopak opadł na krzesło plecami, wzdychając z udawaną ulgą i posyłając mi jeden ze swoich cwaniackich uśmiechów.

– Nawet nie masz pojęcia, jak mało brakowało do awantury. Broniłem się, żeby mu nie przywalić, tylko dlatego, że to twój ojciec. – tym razem zmienił minę na poważniejszą. – Tylko dlatego się hamowałem.

– Okej, dziękuję.  – powiedziałam szczerze. Jeszcze tego by brakowało, żeby mi się tutaj pobili. – To dobrze, że się opamiętałeś. Ojciec by cię posądził o uszkodzenie ciała.

– Nie wątpię. Jeden z najlepszych papug w stanie Connecticut. Nawet gangsterzy go biorą na swojego obrońcę. Ma niezłe...jak to się mówi? Argumenty. – zaśmiał się.

– No tak. Wygrywa większość spraw. – przytaknęłam. Mówiłam, że umie kłamać jak z nut i obracać wszystko na swoją korzyść. Wie co i jak ma powiedzieć, żeby osiągnąć cel. A chyba o to chodzi w jego zawodzie. W naszym zawodzie. Z tym, że ja nie odziedziczyłam po nim tych zdolności.

– Chciałeś wcześniej coś jeszcze powiedzieć, ale nam przerwał. – zaczęłam, powracając do naszej wcześniejszej rozmowy. I nie będę ukrywać, że nie jestem ciekawa, co jeszcze miał mi do powiedzenia.

– Tak.

Jednak po raz kolejny nie było nam dane dokończyć, bo rozległo się głośne pukanie do drzwi. Drzwi się uchyliły, a po chwili ich próg przekroczyło dwóch umundurowanych, starszych policjantów.

Nosz kurwa!

– Dzień dobry, pani Veronica Nelson? – odezwał się grubszy z dość sporo posiwiałymi włosami i groźnym wyrazem twarzy.

Ehe. Nie wiem, po co tutaj jesteście. I tak go nie znajdziecie.

– Tak, to ja.

– Przyszliśmy w strawie napaści. – dodał, po chwili spojrzał na bruneta obok mnie i przymrużył oczy podejrzliwie.

– O i jest pan White. Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż? – zapytał.

– Na szczęście nie było ku temu okazji. – odpowiedział chłopak, nie szczędząc sobie jadu w głosie. Mężczyzna przytaknął głową i wyciągnął jakieś dokumenty z teczki.

– Tym razem jako świadek, czy znowu coś przeskrobałeś? – zaśmiał się krótko drugi wysoki mężczyzna, czego brunet nie odwzajemnił, tylko warknął w jego stronę.

– Świadek.

– Dobrze, poprosimy najpierw panią. Świadek uda się na korytarz. – grubszy mężczyzna nie zdążył jednak dokończyć zdania, kiedy Nicholas zamykał już za sobą drzwi. I tylko przez moment zastanawiałam się, co takiego wcześniej robił, że miał do czynienia z policją. Wiem, że nie był święty, bo samo tym kiedyś wspominał, ale może chodzi jednak o coś poważniejszego?

– Proszę nam powiedzieć od początku, wszystko co się wydarzyło. Od tego, jak się tam pani znalazła. – zwrócił się tym razem w moją stronę.

Przypominając sobie tę chwilę, zaczęłam im tłumaczyć, wszystko to co pamiętałam. Niekoniecznie pałałam przy tym zbyt wielkim entuzjazmem.

Leżenie samemu w pokoju z białymi, pustymi ścianami jest nieco nudne. Przeglądam telefon niemal co pięć minut, jednak to już mi się znudziło. Więc postanowiłam się zdrzemnąć. Dostałam kolejną dawkę kroplówki przeciwbólowej i czegoś na wzmocnienie. Zrobili mi ten cały tomograf komputerowy głowy. Jednak co wyszło, dowiem się dopiero na obchodzie. Ojciec już się nie pojawił. Nicholas po wizycie policji przyszedł się pożegnać i pojechał do domu. Nie dziwię się, bo zmarnował na mnie dobre kilka godzin. Na pewno miał zaplanowane coś o wiele bardziej pożytecznego niż ślęczenie przy mnie w szpitalu. Nie ukrywam, że jestem mu dozgonnie wdzięczna za wszystko. Jednak nie dokończyliśmy naszej rozmowy. To znaczy, on tego nie zrobił.

 Kiedy poczułam się nieco lepiej, pielęgniarka zaprowadziła mnie do mamy. Co nie było zbyt dobrym pomysłem, bo dalej się nie obudziła. A gdy zobaczyłam ją w tym stanie, całą posiniaczoną, obdartą i zabandażowaną. Oraz bez jakichkolwiek ruchów, oprócz unoszącej się bardzo delikatnie klatki piersiowej, to się po prostu popłakałam. Siedziałam tam i mówiłam do niej. Błagałam, żeby mnie nie zostawiała. Została mi już tylko ona w domu. Ojcu już nie ufam. Zranił ją i przy okazji moje mniemanie o nim. Więc nie może jeszcze jej zabraknąć. Moje kochanej mamy, która jest najwspanialszą osobą na całym tym parszywym świecie. Zawsze mogłam na nią liczyć, wygadać się, wyżalić czy wypłakać. Ona zawsze wiedziała co powiedzieć, żeby mnie pocieszyć. Jak trzeba było to i opieprzyła jak każdy rodzic. Jednak w przeciwieństwie do mojego nadopiekuńczego ojca, ona pozwalała mi na wiele. A nawet czasem sama namawiała, żebym czegoś  spróbowała, żebym żyła pełną piersią. Bo mi ufała, wiedziała, że nie zrobię głupot.  Oczywiście nie miałam nigdy skłonności do tego. No chyba że pod wpływem zbyt dużej ilości alkoholu, w towarzystwie tak samo upojonym, jak ja Margaret. Siedziałam z nią, dopóki samej nie zrobiło mi się słabo. Mój osłabiony tamtego dnia organizm jeszcze się nie zregenerował, więc musiałam wrócić i się położyć.

– Veronica! Kochanie, jak dobrze cię widzieć. – głos mojej przyjaciółki rozbudził mnie ze stanu zasypiania. – Matko ty masz rany na twarzy. – dodała z przejęciem, kiedy podeszła szybkim krokiem do mnie i zaczęła badać dłońmi moją głowę. Patrzyła na każdy milimetr mojej twarzy i głowy. Była bardziej skrupulatna niż sam lekarz. Ah moja kochana Margaret.

– Roni, jak dobrze, że jesteś cała. Czułam, że coś jest nie tak. Za długo cię nie było. Zaczęłam dzwonić i nic. Martwiłam się. Dzwoniłam do twojego ojca też, ale on był w szpitalu. Powiedział o twojej mamie. Tak mi przykro. – zaczęła druga przyjaciółka, podążając zaraz za rudowłosą. Podeszła i przytuliła mnie, przy okazji całując w czoło. Westchnęłam cichutko i przytaknęłam.

– Tak. Jej stan jest ciężki. Byłam dziś u niej, ale dalej jest w śpiączce. – powiedziałam smutno. Na co obie dziewczyny od razu rzuciły się na mnie, tuląc i przygniatając przy okazji moje ciało.

– To jest silna babka. Na pewno z tego wyjdzie. – odezwała się Sophie.

– Właśnie. Musi wyjść. Nie ma innej opcji. – zawtórowała jej Margo i jeszcze bardziej przycisnęła swoje ciało do mnie.

– Zaraz mnie udusicie! – odezwałam się, próbując się wydostać od ciężaru tych dwóch wariatek. Jednak kochanych wariatek.

Dobrze, że jeszcze je mam. Kocham moje przyjaciółki całym sercem. Zawsze są ze mną w trudnych chwilach. Mogę na nich polegać w każdej nawet najbłahszej sprawie. Przyjaźń jest bardzo ważna w życiu człowieka. Każdy powinien mieć taką osobę przy sobie. Nie dziesięciu czy dwustu lub kilku tysięcy, jak fallowersów na Instagramie czy znajomych na Facebooku, których tak naprawdę większości z nich nie znasz. Połowa z nich w realu nie powie ci nawet cześć, a już nie wspomnę, że większa część być może obgaduje cię za plecami. Wystarczy garstka. Kilku. Być może jeden, dwóch czy trzech, ale oddanych. Takich, którzy cię nie zawiodą i zawsze przy tobie będą. Nawet w tych gorszych chwilach.

– Przyniosłyśmy ci piżamę, ręcznik, potrzebne kosmetyki, ładowarkę do telefonu, wodę i owoce. Tylko nie krzycz na nas. Wiemy, że wolisz słodycze, ale powinnaś teraz zdrowo się odżywiać. – powiedziała rudowłosa, w końcu odrywając się ode mnie. Zaraz za nią zrobiła to Soph, która podała mi mała podręczną torbę, wcześniej zdejmując ją z krzesła. Wyjęła produkty na stolik biały, jeżdżący stolik. Uśmiechnęłam się ciepło.

– Dziękuję, kochane jesteście, ale ja tu nie będę tutaj przesiadywać nie wiadomo ile. Jutro wychodzę. – oznajmiłam.

– Jeszcze nie wiesz ile. Potrzebujesz czegoś jeszcze? – zapytała blondynka, siadając na łóżku przy moich stopach, przykrytych kocem owiniętym białą pościelą.

Rudowłosa usadowiła się na krześle i zaczęła pakować produkty do szafki. Pokręciłam głową w niedowierzaniu na ilość, jaką mi tutaj przyniosły. Chyba chcą, żebym miesiąc została. Zmarszczyłam brwi i przymrużyłam oczy, przyglądając się, jak wyciąga kolejne produkty z torby. Po co mi na jeden dzień maszynka do golenia czy emulsja do prostowania włosów?

– Rozumiem, że przyniosłaś mi połowę rzeczy ze swojej łazienki? – zapytałam, uśmiechając się do rudowłosej, która cmoknęła na to ustami i również odwzajemniła uśmiech.

– Tylko potrzebne rzeczy. Nigdy nie wiesz, co ci się przyda. Miałyśmy zabrać twoje, ale twojego ojca nie było w domu.

–Yhm. – mruknęłam. Nawet nie chcę się zastanawiać, gdzie może teraz przebywać. Ciekawe czy w ogóle go to zabolało. W końcu tyle lat razem byli. Nie mam pojęcia czy ją kochał kiedykolwiek, czy tylko po prostu z nią był. Choć jeszcze nie dawno miałam inne spostrzeżenia i zazdrościłam im tego uczucia. Niestety czasem to, co widzimy, jest zgubne i nieprawdziwe.

– Zabraliśmy stamtąd twój samochód. Nicholas dał nam klucze i twoją torebkę. – przerwała tę chwilową ciszę Margo.

– Dziękuję. Jestem wam dozgonnie wdzięczna. Nikt go nie uszkodził? – zapytałam z przejęciem. No co? Moje autko też jest ważne. Przynajmniej o jedną tragedia mniej by było.

– Tak. Jest cały i zdrowy. Nawet buty ściągnęłam, wchodząc do niego, żeby ci nie nanieść piachu, wiesz? A kierownicy używałam w białych rękawiczkach. Tak w razie, gdybyś potem sprawdzała odciski palców. – sarknęła w moją stronę, na co przewróciłam oczami, na ten ironiczny komentarz.

To jest samochód po mojej mamie. Dbam o niego. To takie dziwne?

– Dobrze, że ty jesteś cała. No oprócz tego oparzenia. – odezwała się Soph, przyjaźnie się uśmiechając, zbliżyła dłoń do mojej i delikatnie i pokrzepiająco pogładziła. – A jak się czujesz?

– Fizycznie dobrze, psychicznie bywało lepiej. – odpowiedziałam smutno.

Jednak postanowiłam, że nie będę się załamywać. Będę silna, dla niej. Wiem, że by tego chciała. Ona tam jest i żyje. Będzie żyć. Musi. Nie jest to łatwe, ale próbuje być dobrej myśli. O ile taka może być w obecnej sytuacji.

– Jezu, gdyby nie Nicholas. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się mogło stać. Mówiłam ci, że jest ci przeznaczony. To twój anioł stróż. – wtrąciła rozemocjonowana Margo. A ta znowu zaczyna z tymi swoimi wymysłami.

Wdech. Wydech Roni.

– Margaret, za dużo filmów romantycznych oglądasz. Przypadkiem się tam znalazł.

– Oczywiście i przypadkiem tak się o ciebie martwił. Wiesz, jak on to przeżywał?

– Yhm. – powiedziałam od niechcenia. Nie chcę mi się zagłębiać w tę rozmowę z niedającą sobie nic przepowiedzieć dziewczyną.

– A to właśnie jest ciekawe, jak on tam się znalazł. – po kilku sekundach odezwała się Sophie. Co mnie nieco zaskoczyło, ale i zaintrygowało mnie jej dumanie.

– Jechał do firmy. Nasze miasto to nie Nowy York, można kogoś znajomego spotkać przypadkiem. – powiedziałam od razu, spoglądając na blondynkę. Ta przytaknęła głową. Jednak nie ukrywa to faktu, że dała mi do myślenia. Znalazł się tam o tej samej porze, w tym samym miejscu. Bazujemy tylko na jego teorii, co się tam działo. Nie, to niemożliwe. Przecież mi pomógł. Gdyby on to zaplanował, to nie jechałby ze mną do szpitala, tylko dokończył to, co miał. Przecież słyszałam, że się z kimś szarpie.

Przecież parę razy mi pomógł. Bezwarunkowo. Nikt go o to nie prosił. Nie wierzę, że on mógłby...

Nie! Ufam mu przecież! Trochę się posprzeczaliśmy, ale nie zaprzeczę, że dalej darzę go zaufaniem. W głębi serca, wierzę, że by mnie nie skrzywdził fizycznie. Już nie raz miał do tego okazję, a jednak tego nie zrobił. Nie poradzę nic na to, że od samego początku wzbudzał we mnie zaufanie.

– Pierdolenie! To jest przeznaczenie, a nie przypadek, ani żaden podstęp. – oburzyła się Margo, zjeżdżając nas obie złowrogim wzorkiem.

Następnego dnia lekarz powiadomił mnie, że moje wyniki są dobre. Tomograf nic nie wykazał, do wstrząsu mózgu nie doszło, dlatego może mnie wypuścić po szesnastej do domu. Przepisał mi antybiotyk, jakieś środki przeciwświądowe. Zalecił przez pierwsze tygodnie owijać miejsce oparzenia specjalnymi bandażami.

Dziewczyny zostały ze mną wczoraj jeszcze niecałą godzinę, po czym musiały, gdyż skończyły się wizyty odwiedzających. Ojciec dzwonił czy ma mnie odebrać, jednak wcześniej umówiłam się z Margaret i Sophie, że mnie odbiorą.

Wkładam krótką, białą zakładaną przez głowę bluzę ze znaczkiem Pepsi, przyniesioną przez Margo. Jej jeansy opinają mocno moje biodra i pośladki. Chyba muszę ograniczyć słodycze, bo ledwo się dopięłam, a wcześniej nie miałam z tym problemu. Musiałam je podwinąć w nogawkach, ponieważ rudowłosa jest ode mnie wyższa. Podniosłam z szafki mój wibrujący telefon, informujący o przyjściu nowego powiadomienia. Odblokowałam kciukiem i spojrzałam na wiadomość od rudowłosej.

Margo: W bocznej kieszonce torby masz perfum, tusz do rzęs i puder. Weź się jakoś ogarnij, to skoczymy gdzieś, żebyś się trochę rozchmurzyła. :-*

O matko. Serio? Ja dopiero co wychodzę ze szpitala, a ta mi się malować każe.

Może i wyglądam jak siedem nieszczęść, ale nie mam zamiaru się pindrzyć. Wzdycham cierpiętniczo, bo nie naprawdę nie mam ochoty na jakieśwyjścia. Przynajmniej nie dziś. Odpisuję na jej SMS-a.

Ja: Nie dziś. Błagam.

Po minucie dostaję odpowiedź.

Margo:  Za późno kochana. Też Cię kocham! :-*

Aha, okej. Czyli nie mam jak zwykle nic do gadania. Super. Dziękuję, że ktokolwiek mnie pyta o zdanie.

Postanawiam się jednak nie malować, mam gdzieś jak wyglądam. Jedyne co to nie pogardzę buteleczką jej drogich perfum. Gdzie sama używam o wiele tańszej wersji, która również długo i ładnie pachnie. Spakowałam wszytko i zamknęłam torbę. Wsadziłam telefon do kieszeni i usiadłam, żeby poczekać na moje przyjaciółki. Wszystkie zalecenia od lekarza i receptę mam schowaną, miła, młoda pielęgniarka była się ze mną pożegnać. Wcześniej weszłam też do mamy, której parametry życiowe na całe szczęście są w normie. Więc mamy być dobrej myśli, bo idzie wszystko w dobrym kierunku.

Mój telefon znów zaczął wibrować, więc wyjęłam go, żeby odczytać kolejną wiadomość od Margaret.

Margo: Szykuj się, za minutę będziemy.

Całe szczęście. To miejsce jest zbyt depresyjne. W dodatku sam na sam w pokoju. Chociaż nawet lepiej samemu niż z jakąś zrzędliwą staruszką. Zablokowałam urządzenie i z powrotem schowałam do kieszeni. Rozejrzałam się ostatni raz po pomieszczeniu, czy wszystkie rzeczy mam spakowane. Doszłam do wniosku, że jest wszystko w torbie, kiedy rozległo się krótkie puknie do drzwi, po czym się uchyliły. Moje oczy się szeroko rozszerzyły w zszokowaniu, kiedy przez próg nie przeszły moje przyjaciółki tylko sam Nicholas White.

– Co ty tutaj robisz? – zapytałam, nie udając zaskoczenia. Chłopak posłał mi lekki uśmiech i stanął naprzeciw mnie, z rękami włożonymi do kieszeni nieśmiertelnych czarnych jeansów. Jego tors opinała czarna koszulka z logo Nike, a na to narzuconą miał granatową wiosenna parka. Włosy są chyba trochę skrócone, bo nie tworzą już takiego nieokiełznanego buszu, tylko są równo ułożone.

– Też się cieszę, że cię widzę. Miałem cię odebrać, bo podobno wypadło coś lisicy. Także jesteś na mnie skazana. – odpowiedział, po czym podszedł w stronę łóżka i zabrał z niej torbę.

MARGARET! Twoje godziny są policzone.

To co, idziemy? – zapytał, na co szybko obróciłam głowę, bo nawet nie zdałam sobie sprawy, że stał już przy drzwiach. Kiedy pierwszy szok minął, nastąpiło zdenerwowanie, na knującą za moimi plecami przyjaciółkę. Pokręciłam głową w niedowierzaniu, na jej durne pomysły. A prosiłam, żeby się nie wtrącała. Oczywiście mówić do Margaret Beker to tak, jakby mówiło się  do rybki w akwarium. Patrzy na ciebie, niby słucha, ale i tak nic nie robi i odpływa, nic z tej rozmowy nie rozumiejąc.

– A mam inne wyjście? – zapytałam z przekąsem, na co cicho się zaśmiał.

– Masz. Możesz tutaj jeszcze poleżeć.

– To już wolę się z tobą pomęczyć.

Podeszłam w jego kierunku, po czym wyszliśmy z obecnej sali. Po drodze wstąpiłam jeszcze do mojej mamy. Brunet został na zewnątrz, nie chcąc mi przeszkadzać. Wyszliśmy ze szpitala i odjechaliśmy spod parkingu.

Pierwsze minuty drogi jechaliśmy w ciszy. Było słychać tylko dźwięk starej rockowej muzyki, dochodzącej z głośników. Jeszcze moje szybko dudniące serce, które w towarzystwie tego chłopaka w jednym samochodzie znacznie przyspieszyło ze zdenerwowania. Siedziałam głową obróconą w stronę bocznej szyby i oglądałam, przechodzących ludzi bądź budynki mieszkalne. Wszystko byle nie spojrzeć na chłopaka obok mnie, przy którym czuję się lekko skrępowana. Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale tak jest.

– Gdzie ty jedziesz? – zapytałam zdezorientowana, kiedy zauważyłam, że kieruje się w stronę centrum, mijając drogę prowadzącą na moją dzielnicę. Obróciłam głowę w jego stronę, jednak on skupiał się na drodze i nawet nie zmienił swojej miny, odkąd wsiedliśmy do samochodu. Siedział, nie ukazując żadnych emocji na twarzy.

– Uprowadzam cię. – powiedział poważnym tonem, dalej patrząc prosto przed siebie z niewzruszoną miną. Rozszerzyłam szeroko oczy, bo przez głowę przeszły mi najczarniejsze scenariusze. Zwłaszcza po tym, co zasugerowała Sophie.

Nie. On nie mógłby. Nie jest taki. Nie jest, prawda?

Jednak moje zaskoczenie połączone z obawą o powagę tych słów, zastąpiła jeszcze większa konsternacja, kiedy zaczął się głośno śmiać.

– Co sobie pomyślałaś? Pewnie, że wywiozę cię do mojej rezydencji gdzieś za miastem. Przywiążę do łóżka, zaknebluję i będę ostro pieprzyć.

To jednak ten sam irytujący dupek.

– Wybacz, ale nawet moje najśmielsze marzenia miałyby traumę, od samego wyobrażenia sobie tego. – sarknęłam w jego stronę, na co parsknął śmiechem. Miałam ochotę uderzyć się w czoło z zażenowania jego wypowiedzią.

– W razie czego masz mój numer i wiesz gdzie mnie szukać. – spojrzał przez sekundę w moją stronę z zadziornym uśmieszkiem, po czym powrócił do patrzenia na drogę.

– Dzięki, raczej nie skorzystam. – powiedziałam i szybko obróciłam głowę, z powrotem w bok.

Już na samą myśl o jego głupim pomyśle zrobiło mi się...a nie ważne.

– Słowo "raczej" dało mi dużo nadziei, skarbie. – jego głos wyrwał mnie z moich myśli, które zaczynały iść w nieodpowiednim kierunku.

– Nadzieja matką głupich. – odparłam kpiąco, na co znów się zaśmiał i dodał, parkując w tym momencie samochód w centrum przed ratuszem.

– Ale podobno, głupi mają szczęście.

Przynajmniej się przyznał, że jego istota szara zaczęła się kurczyć przedwcześnie lub w ogóle zawsze była wielkości mikroskopijnej. Stąd też u niego niebywale znikoma inteligencja i słabo pracujące komórki.

– To co? Gdzie idziemy? – zapytał, na co zmarszczyłam brwi, bo nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi. Spojrzałam na niego pytająco, na co wskazał gestem głowy budynek znajdujący się przed nami. Czyli włoskiej restauracji. – W szpitalu słabo karmią, więc pomyślałem, że chcesz coś porządnego zjeść. Ale mam też drugą opcję, gdybyś pierwszej nie zaakceptowała.

Okej. To całkiem miłe z jego strony.

– Jaka jest druga?– zapytałam. Jednak mogłam posłuchać Margo i się bardziej ogarnąć. Nie wyjdę do ludzi, wyglądając jak jakaś bezdomna. Szara, zmęczona cera, podkrążone oczy, poobdzierana twarz i potargane włosy. Co to, to nie!

– Lody. – odpowiedział, po krótkiej chwili dodając – Czekoladowe.

Uniosłam kąciki ust na samą myśl o tych pysznościach. To jest bardziej przekonująca propozycja, pomyślałam.

– Tak myślałem. – uśmiechnął się, znając moją odpowiedź, mimo iż jej nawet nie wypowiedziałam. Choć nie mam pojęcia, skąd to wiedział. I jakie są moje ulubione. Pewnie strzelał.– Jemy na miejscu?

– A jeśli zaproponuję w samochodzie, to bardzo będziesz na mnie wrzeszczał? – zapytałam, wyczekując wybuchowej reakcji z jego strony. Sądząc po tym, jak traktuje swój samochód, niemal jak świętość to pewnie się nie zgodzi. Co zresztą osobiście jak, najbardziej rozumiem.

– Jakoś to zdzierżę w ramach wyjątku.

O to niespodzianka. 

Wyszedł z samochodu i wrócił po dziesięciu minutach z dwoma dużymi kubełkami lodów. Na samą myśl o nich mój organizm zaczął produkować większą dawkę dopaminy. Podszedł od strony pasażera, przez co otworzyłam okno, przez które podał mi moją porcję.

– Czekoladowe z dużymi kawałkami czekolady, oblane sosem czekoladowym. A jakby ci jeszcze było mało, to jeszcze wziąłem posypkę czekoladową. Chociaż na sam widok mnie mdli.

– Idealnie. – powiedziałam podekscytowana. Zabrałam od niego pudełko i łyżeczkę i z szerokim uśmiechem na twarzy zatopiłam go w sam środek tego ciemnego, zimnego musu.

Czekolada naprawdę poprawia mi humor, mój mózg wyprodukuje za chwilę ogromną dawkę endorfin. Na samą myśl o ich smaku czuję, jak produkcja rusza pełną parą. Tak mam bzika na punkcie czekolady. A kto nie ma jakichś odchyleń?

– Rozumiem, że ta ekscytacja to na mój widok? – zapytał, wsiadając na fotel po swojej stronie. Spojrzał na mnie z pewnym siebie uśmiechem.  Zastanawiałam się, czy jego egotyzm może nabrać na jeszcze większej sile. Pewnie nie. Bardziej się już nie da.

– Chciałbyś. – taksowałam go wzrokiem, robiąc zażenowaną minę na jego teksty.

– Nie zaprzeczę.

To postanowiłam, pozostawić bez komentarza.

Po kilkunastu minutach zajadania się tym magicznym musem Bogów odwiózł mnie do domu. Pomógł mi zanieść torbę do pokoju, co było nie lada wyzwaniem, pod czujnym okiem mojego ciskającego w niego gromami ojca, który siedział w salonie. Oddałam mu tym samym, gdy chciał coś powiedzieć, od razu przerwałam, że ma nawet nie zaczynać, bo to nie jego sprawa. I o dziwo nie skomentował tego, że ten chłoptaś jest w jego domu i idzie do pokoju jego córki.

– Zostajesz na kawie, czy coś? – zaproponowałam, kiedy weszliśmy do mojego pokoju. Odłożył torbę na łóżko i stanął, rozglądając się po moim pokoju z zamyśloną miną.

– Może innym razem. Wolę nie prowokować dziś twojego ojca, nie mam ochoty na kłótnie.

– Okej. – przyjęłam do wiadomości. Jednak przyznam, że miałam nikłą nadzieję, że chwilę zostanie. Chłopak uśmiechnął się lekko, jednak ten śmiech nie był wesoły. Raczej wymuszony.

– To ja już pójdę. – oznajmił, podchodząc do drzwi i łapiąc za klamkę.

– Odprowadzę cię. – zaproponowałam. Chłopak obejrzał się w moją stronę i gestem ręki wskazał drogę, przepuszczając mnie pierwszą w drzwiach.

Zeszliśmy po schodach, po drodze mijając ojca w kuchni. Dalej z ostrzegawczym, jak i oceniającym wzrokiem przyglądał się brunetowi. Chłopak uprzejmie się z nim pożegnał. Znaczy raczej z udawaną uprzejmością, życzył miłego wieczoru. Ojciec odburknął mu krótkie do widzenia i nie patrząc już na nas, przeszedł z kubkiem kawy z powrotem do salonu.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie można było odczuć pierwsze oznaki zbliżającego się wieczoru. Lekki wiaterek owiewał nasze ciała, a słońce już jakiś czas temu zaszło. Nicholas wyszedł na brukową kostkę przed domem i obrócił się w moją stronę, znów chowając dłonie do kieszeniach. Trwaliśmy w ciszy, wpatrując się chwilę w siebie, jednak on pierwszy postanowił po parunastu sekundach ją przerwać.

– Dobranoc. Śpij dobrze i uważaj na siebie.

Uśmiechnęłam się delikatnie na jego słowa i odpowiedziałam.

– Gdyby to było takie łatwe. Zostaniesz przez chwilę ze mną? Chciałam zapalić. – zaproponowałam, na co się zgodził.

– Jasne.

Siedliśmy na schodku przed drzwiami wejściowymi, brunet oparł się plecami o filar i swoje łokcie położył na kolanach. Chłopak poczęstował mnie swoim papierosem i sam wyciągnął sobie jednego, po czym odpalił mi i sobie.

Wypełniam swoje płuca nikotynowym dymem, powoli wypuszczając kłęby dymu w przestrzeń. Na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy, delikatny chłód powietrza owiewa nasze ciała. Oboje siedzimy w ciszy, wpatrując się w przestworza. Już nawet nie mam sił myśleć. Po prostu siedzę, paląc tego durnego papierosa z tym irytującym chłopakiem obok mnie. Jednak wczoraj kolejny raz udowodnił, że nie jest tylko egoistycznym dupkiem. Gdyby nie on, rozsypałabym się tam, poryczała jak dziecko, nie umiałabym logicznie myśleć.

Dziękuję Bogu, że jakimś niewyjaśnionym cudem znalazł się w tym miejscu, o tej samej porze. Zapanował nad sytuacją, gdy ja byłam w stanie otępienia. Gdyby nie on nie wiem, co by się wydarzyło. Czy skończyłoby się tylko na okaleczeniu mojego ciała, czy gwałcie? W końcu już raz ktoś próbował mnie skrzywdzić w dużo gorszy sposób. Ktoś próbował mnie zabić lub nastraszyć. Nie mam pewności, które stwierdzenie jest prawdziwe. Dlatego wolę spodziewać się najgorszego. Tylko ja naprawdę nie wiem, czym komuś podpadłam, czy sama sobie zawiniłam. W końcu nie jestem nikim szczególnym. Nie obracam się w żadnym szemranym towarzystwie. Naprawdę nie wiem, dlaczego akurat ja. Co ja takiego zrobiłam? I w tym momencie mam ochotę się rozpłakać, jednak już nawet na to nie mam siły. 

Moje rozmyślenia przerwał mi dźwięk przychodzącego połączenia z telefonu bruneta. Wyjął go z kieszeni i spojrzawszy na wcześniej wyświetlacz, odebrał.

– Halo. Cześć...Tak pamiętam...No....Nie wiem, chyba z kimś....O której?....W porządku...Tak wszystko okej...Jezu, na pewno...Dobrze mamo...Pa. – zakończył rozmowę i westchnął ciężko. Włożył telefon do kieszeni swojej parki i zgasił o murek wypalonego peta. Wstał i wyrzucił do zalanej wodą popielniczki, leżącej na parapecie przy jednym z okien domu.

– Coś się stało? – zapytałam, spoglądając na jego zdekoncentrowaną minę. Obrócił wzrok w moją stronę, wcześniej wpatrując się przed siebie i pokręcił przecząco głową.

– Nie. Tylko muszę się już zbierać. – oznajmił.

– Okej.

– To jeszcze raz dobranoc. – powiedział i zaczął powoli kierować się w stronę furtki.

– Dobranoc. – odpowiedziałam tym samym, jednak jedna głupia myśl przeszła mi przez głowę. I zanim się zastanowiłam, to już zdążyłam to zrobić.

– Nicholas? – przystanął na moment i niepewnie obrócił głowę się w moją stronę. Stanął z wyczekującą miną, aż coś powiem.

Jednak ja nic nie powiedziałam, tylko podbiegłam do niego w kilku krokach i zawiesiłam mu się na szyi. Chłopak chwilowo nie bardzo orientował się, co się aktualnie się dzieje, i stał ze spuszczonymi rękami wzdłuż ciała. Jednak po paru sekundach uniósł swoje ramiona i objął moje plecy, przyciskając do swojego torsu.

– Dziękuję. – wyszeptałam w jego szyję. Westchnął cichutko i jeszcze mocniej przycisnął do siebie.

Zdałam sobie sprawę, że w tym całym amoku po tym niemiłym wydarzeniu nawet mu nie podziękowałam. Zmarnował na mnie wiele swojego czasu, a ja egoistycznie nawet nie powiedziałam, że jestem mu za to wdzięczna.

– Nie masz za co. Każdy by tak zrobił na moim miejscu.

– Ale zrobiłeś to ty i za to będę ci dozgonnie wdzięczna. – powiedziałam, odrywając się od jego ciała. Patrzył na mnie przez chwilę nieodgadnionym wzrokiem i lekko się uśmiechnął.

– Nie ma sprawy. – powiedział.

Poprawiłam nerwowo swoje ubranie i pozbierawszy się z tego pochopnego czynu, jakim było przytulenie go, oznajmiłam.

– To nie znaczy, że już ci wybaczyłam.

Na te słowa jego uśmiech się poszerzył.

– Nawet się nie łudziłem. Śpij dobrze, księżniczko.

I odszedł do swojego samochodu, zostawiając mnie samą z myślami. Z rozgrzanym ciałem po kontakcie z jego drażniącym moje komórki dotykiem.

Weszłam z powrotem do domu. Wkroczyłam do swojego pokoju i zabrałam się za przyszykowanie się do spania. Wzięłam szybką kąpiel, bo nie mam dziś ochoty na długie wylegiwania się we wannie. Ubrałam świeżą czarną koszulę nocną, sięgająca mi ledwo co za pośladki, rozczesałam włosy i upięłam w wysokiego koka. Wskoczyłam do swojego łóżka i włączyłam jakiś film z Liamem Neesonem w telewizji. Wciągnęłam się w intrygującą fabułę. Z przejęciem oglądam aktualny fragment z nutą dreszczyku, kiedy w jednym momencie rozlega się po moim pokoju jakiś dziwny dźwięk. Z natury nie jestem zbyt nerwową osobą. W sensie nie mam problemów emocjonalnych, w trakcie oglądania horrorów, czy jak ktoś mnie znienacka wystraszy. Nie piszczę, nie krzyczę i nie wzdrygam się. Owszem zdarzają się takie chwile mojej słabości i tak właśnie stało się teraz. Podskoczyłam niczym kangurek na moim łóżku, upuszczając trzymającą w dłoni kanapkę. Rozejrzałam się nerwowo po pokoju, w celu zidentyfikowania dobiegającego dźwięku, który znów się powtórzył. Wstałam jak poparzona i zaczęłam nasłuchiwać. Po chwili obserwacji i wsłuchaniu doszłam do wniosku, że ów dźwięk dochodzi z okna. I tutaj akurat zachowałam się jak te wszystkie osoby z horrorów, którzy idą z samą latarką w dłoni, kierując się do apogeum niezidentyfikowanych dźwięków, bądź poruszającej się zjawy. Tak też robię i ja. Tylko że ja nie mam nawet tej latarki. Jedynie co, to mogę komuś oczy wydrapać. O ile zdążę w ogóle coś zrobić. Podeszłam do okna i podniosłam wyżej, wcześniej do połowy zasłoniętą roletę. Przez pierwszą chwilę nie zauważyłam nic szczególnego. Po chwilowym przyjrzeniu się dojrzałam postać opierającą się o parapet i już miałam zacząć krzyczeć, lecz ten ktoś odezwał się do mnie, powodując tym samym przypływ ulgi i jednocześnie zdziwienia.

Otworzyłam szeroko okno i pozwoliłam wejść do środka.

– Co ty tutaj robisz? Zapomniałeś czegoś? – zapytałam. Jednak Nicholas nie reagował, tylko stał przez chwilę, jakby zawieszony. A potem zrobił coś, czego się nie spodziewałam.

Podszedł do mnie w trzech szybkich krokach. Chwycił w swoje duże ciepłe dłonie moje policzki i mocno przycisnął usta do moich.

Stałam jak wryta. Jakiś nieznany trans ogarnął moje ciało. W jednej chwili przeniosłam się gdzieś w nieznaną mi dotąd czasoprzestrzeń. Jakbym nie wiedziała, gdzie się aktualnie znajduję. I co się wokół dzieje. Byłam tak bardzo zdezorientowana i zaskoczona, że przez pierwsze kilka długich sekund w ogóle nie reagowałam. Tylko stałam z szeroko otwartymi oczami. Kiedy on zatapiał się swoimi ciepłymi pełnymi wargami z pasją. Tymi, których pragnęłam czuć więcej, już od pierwszego dnia, kiedy mnie pocałował. Tylko wtedy nie zdawałam sobie jeszcze z tego sprawy. Wzbraniałam się przed przyznaniem się do tego. Już od tamtego dnia zadziałały na mnie jak magnes. Przyciągnął mnie wtedy do siebie, kusząc, wabiąc i zarzucając na mnie swoje obezwładniające sidła. Zacisnął coraz  bardziej pętle na mojej szyi i pozostawiając bez tchu. Jednak teraz wiem, że tego tchu brakowało mi, wtedy kiedy jego nie było obok. Teraz czuję się, jakby ktoś dostarczył mi potężnej dawki tlenu, żebym mogła się odrodzić i żyć dalej.

Trans trwał w dalszym ciągu. Kiedy znów poczułam ciepło bijące od jego ciała, ten przyjemny już wcześniej polubiony, obezwładniający zapach i smak tych absolutnie kuszących i niebywale miękkich ust moje ciało niemal eksplodowało. Czułam bliskość naszych ciał obok siebie. Jego tors przy mojej szybko unoszącej się klatce piersiowej. Te ciepłe, noszące ukojenie dłonie na policzkach. Podniosłam ręce, które do tej pory opadały wzdłuż mojego ciała. Zarzuciłam ręce na jego tył głowy, przyciągając tym samym do siebie i w końcu oddałam pocałunek. Całowaliśmy się niemal do utraty tchu. Jednak ten był inny niż poprzednie. W sumie każdy z nich był inny, za każdym razem czułam się inaczej. Tamte były mocne, zachłanne i łapczywe. A ten czuły, delikatny. Jakby chciał zbadać każdy centymetr moich ust. Badał je z zaangażowaniem, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Jakby chciał nasycić się nim na dłużej. Co zresztą robiłam i ja. I to też różniło się od poprzednich razów. Tym razem ja pragnęłam tego tak samo, jak teraz nie chcę przerywać tej chwili. Wszystkie kumulujące się we mnie negatywne emocje uleciały, pozostawiając tyko jego osobę w mojej głowie. Jego bliskość. Obecność. Teraz uświadamiam sobie, jak bardzo za tym tęskniłam. Z każdym dniem coraz bardziej. To w jego ramionach czuję się bezpiecznie i tak bardzo pragnę, żeby ta chwila się nie kończyła.

Ciepłe wargi ani na chwilę nie przestawały pieścić moich. Nie odrywaliśmy się od siebie, nawet na milimetr. Z przymkniętymi oczami zatapiałam się w tym cholernie przystojnym i irytującym chłopaku. Dalej mocno przytrzymywał swoimi dłońmi moją twarz, jakby nie chciał mnie puścić. Tak samo, jak i ja jego. Zbyt mocno tego pragnęłam. Nasze języki idealnie ze sobą współgrały. Po dobrych kilkudziesięciu sekundach chłopak przerwał pocałunek, dalej obejmując mnie swoimi dłońmi. Uchyliłam delikatnie powieki i uniosłam je ku górze, od razu natrafiając na jego hipnotyzujące tęczówki, które głęboko wpatrywały się we mnie. Moje serce biło jak oszalałe, a przyspieszony oddech próbował unormować. Co było niezwykle trudnym zadaniem, po tak intensywnym doznaniu.  Staliśmy oboje na środku mojego pokoju nie zaprzątając sobie głowy otaczającym nas światem. Mój ojciec, siedzący w salonie, który w każdej chwili mógł wejść do mojego pokoju. Jednak nie przejmowałam się tym. Chciałam tego, żeby był przy mnie. Żeby się do mnie zbliżył i tak już pozostał. Tak blisko mnie. Ta bliskość powodowała gęsią skórę na każdym centymetrze mojej rozgrzanej skóry.

– Przepraszam. – szepnął, dalej wpatrując się we mnie jak jakiś nowo poznany okaz. Którego próbował poznać albo zapamiętać każdy szczegół. Nie wiem, co siedziało mu w głowie w tym momencie. Wiem jednak, czym zajęta była moja. Nim.

Przejechał kciukiem po moim prawym policzku, gładząc delikatnie, co wywołało kolejny dreszcz na moim ciele.  Te delikatne, czułe gesty powodowały przechodzenie elektryzującego prądu po całym kręgosłupie, aż do samego rdzenia.

– Od kiedy przepraszasz, że mnie całujesz? – zapytałam lekko zdezorientowana. Odsunęłam do tyłu delikatnie moją głowę i zadarłam ją jeszcze bardziej do góry. Różnica wzrostu między nami wynosiła około dwudziestu centymetrów. Chłopak delikatnie uniósł kąciki swoich nabrzmiałych i czerwonych od pocałunku ust. Dalej wpatrując się w moje oczy, puścił swoje dłonie, które przeniósł i położył na moje biodra, rozsiewając w tym miejscu ciepło.

– Przepraszam, że wpakowałem się z buciorami w twoje życie. Zakłóciłem twój spokój, nie prosząc o zgodę. Jednak chcę ci też podziękować za każdą poświęconą mi chwilę. Tę, w której się śmiałaś bądź wypłakiwałaś mi na ramieniu. Tę, którą wyzywałaś mnie co drugie zdanie od dupków, głupków czy narcyzów. A nawet wtedy, kiedy zafundowałaś mi cios w twarz lub poniżej pasa. Chciałbym cię poznawać każdego dnia. Uczyć się ciebie. Poznawać twoje silne strony, jak i wszystkie słabości. Po prostu być gdzieś blisko ciebie. Tylko tak bardzo, jak tego pragnę, tak bardzo też nie mogę. Nie chcę cię skrzywdzić i zawieść, a tylko to potrafię. Ranić innych. A ty zasługujesz na coś o wiele lepszego, bo jesteś wartościową kobietą. I nawet nie wiesz, jak zazdroszczę twojemu facetowi, którego w końcu poznasz. Który pokocha cię całym sercem, będzie o ciebie dbał i szanował. Dla którego będziesz wszystkim. A on będzie cholernym szczęściarzem, że cię ma. – przerwał na moment ,wzdychając cicho, po czym dodał. – Musiałem cię pocałować, bo chciałem zapamiętać tę chwilę i zamknąć ją głęboko w pamięci. Żeby czasem móc, to sobie odtworzyć i wspomnieć, że miałem okazję czuć smak i dotyk warg kobiety, która zawróciła mi w głowię.

Po wypowiedzeniu ostatniego zdania, puścił moje biodra, co spowodowało stopniowo ogarniający moim ciałem chłód. Który przybierał na intensywności z każdym jego kolejnym krokiem w tył, powodując tym samym nieprzyjemną pustkę. Cisza zapanowała między nami, kiedy ja starałam się szybko przeanalizować w głowie jego słowa. Kiedy patrzyłam jak ode mnie odchodzi. Pierwszy szok, zdenerwowanie i jednocześnie ekscytacja po jego słowach zastąpiła złość.

– Jesteś pieprzonym egoistą. – warknęłam ostro. Zdążył się już odwrócić w stronę okna, jednak po tych słowach przystanął i zaczął wsłuchiwać się w moje słowa.

– Tak! Jesteś egoistą i tchórzem. – mówiłam dalej oburzona, na co chłopak zareagował i powoli obrócił się w moją stronę. Z ponurą, skruszoną miną stał i przyglądał mi się, kiedy wypowiadałam kolejne słowa. – Pomyślałeś chociaż przez chwilę o tym, co ja mogę czuć?

– Lepiej będzie... – zaczął, co szybko mu przerwałam. Niech przestanie pieprzyć, że tak będzie lepiej dla mnie.

– Milcz! Pomyślałeś przez moment, żeby zapytać mnie o zdanie? Może ja chcę zaryzykować? Nie mam pojęcia dlaczego, bo zazwyczaj tak nie postępuję, ale może wolę się zawieźć niż tego nie spróbować? I wolałabym się sparzyć niż żyć ze świadomością, że nie będę odczuwać już tego ciepła. Które dajesz mi ty idioto. Więc do jasnej cholery przestań pierdolić, że...

Tym razem to on nie dał mi dokończyć. A tak chciałam mu jeszcze trochę powrzucać. Powiedzieć, jakim jestem debilnym dupkiem. Egocentrycznym debilem. Pieprzonym idiotą. Tchórzliwym chujem.

Jednak aktualny stan, w którym się znajduję, jest o wiele bardziej kuszący. Umiejętnie przymknął mi buzię, niemal pożerając mnie teraz swoimi ustami. Toczyliśmy teraz namiętną wojnę swoimi językami. Tym razem od razu oddałam pocałunek. Zjadliwie pieściłam jego pełne, pięknie wykrojone usta. Ulokował swoje dłonie na moich pośladkach i jednym ruchem uniósł mnie do góry, kiedy ja oplatałam go w pasie udami. Przeniósł mnie w kilku krokach na moje łóżko, delikatnie kładąc mnie na nim. Nie przerywał ani na sekundę naszego zaciętego pocałunku, mocno przywierając do mnie ciałem. Przeniósł swoje ręce na moje i uniósł nad nasze głowy, splatając dłonie ze sobą. To takie przyjemne uczucie. Znów czuję to przyspieszanie bicia mojego serca i niemal wstrzymuję oddech, oddając się tej słodkiej rozkoszy.

Po kilkunastu sekundach przerwał  pocałunek i tylko odrywając się od moich warg na niewielką odległość. Dalej leżał nade mną w tej samej pozycji, stykając się ze mną nosem. Czułam na sobie jego ciepły, miętowy oddech i przeszywający spojrzenie jego czarnych w tym momencie oczu.

– Już mi nie uciekniesz. – wyszeptał wprost w moje usta, powodując przy tym przyjemny dreszcz na moim rozgrzanym ciele.

– Jak na razie to ty jesteś w tym specjalistą. – odpowiedziałam z przekąsem.

– To dla twojego bezpieczeństwa. – odparł, na co przewróciłam oczami i głęboko wciągnęłam powietrze. Tak bardzo, jak go w tym momencie pragnę, tak bardzo mnie też irytuje.

To nie nowość.

– Och, zamknij się już. – przerwałam, zanim spróbował coś powiedzieć i zaatakowałam jego usta.

Być może postępuję źle. Może nie powinnam się w to pakować, jednak moje serce w tym momencie wygrywa tę bitwę. Z tym, że wojna jeszcze przed nami.

Nie istnieje w tym momencie otaczający mnie świat. Czy to, że mój ojciec jest na dole i może w każdej chwili tu wparować i dopuścić się mordobicia, albo zgłoszenia go na policję za wtargnięcie. Gdzieś z tyłu głowy mam przed oczami wydarzenie z tamtego dnia, jak i życie mojej mamy. Jednak w tym momencie on pomaga mi o tym przez chwilę nie myśleć. Wiem, że to nie jest dobry sposób na smutki. To nie rozwiązuje problemów. Choć można powiedzieć, że jeden rozwiązało. Ten, który był pomiędzy nami. Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień. Wiem, że jestem tu i teraz. On jest blisko mnie, a ja tak bardzo tego pragnęłam. Być może zostaniemy przyjaciółmi i między nami będzie już teraz wszystko w porządku.

Jednak przyjemne chwile nie trwają wiecznie.

Powinien Wam się podobać. Dajcie znać czy tak jest. :-)😁

Dzisiaj chciałam nakierować na kolejne osoby, a mianowicie:

@motylcytrynekr i jej pełna intryg "Gra o majątek", każdy rozdział wnosi coś nowego i nieoczywistego. Warto zajrzeć i zostać na dłużej.

@Sonreir_D   "My Destiny Has Two Names" klimacik dwóch wrogów z dzieciństwa. A co jeśli ci wrogowie meldują w jednym pokoju podczas jednych w wymarzonych wakacji? Jason Adkins lubi igrać z Lily 😈

Miłego czytania.

M-adzikson 🤘🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top