ⓍⓋⒾⒾ
Stanąłem przed lustrem i ostatni raz poprawiłem włosy. Kotołaki bardzo lubią dbać o swój wygląd, zwłaszcza przed tak ważnym wydarzeniem, jak randka. Nawet jeśli miejsce, w które zabieram moją bratnią dusze, nie wymaga nie wiadomo jakiego ubioru, a nawet wymaga, by ten był wygodny. Szczerze nie jestem pewien czy zabranie kobiety w moje ulubione miejsce jest dobrym pomysłem. Nigdy nie miałem duszy romantyka i nie mam pojęcia czy jej się spodoba. Mogę jedynie liczyć w duchu na to, że niczego nie spieprzę.
Opuściłem pokój i ruszyłem w stronę lokum Olivii. Oczywiście zgodnie z prośbą wcześniej poinformowałem ją, jak powinna się ubrać i powstrzymałem się od zrobienia jej głupiego żartu. Chyba by mnie zabiła, a ja chce jeszcze trochę pożyć i mieć u niej jakiekolwiek szanse.
Zamierzałem zapukać jednak zanim to zrobiłem, drzwi się przede mną otworzyły. Stanęła w nich moja mate ubrana w obcisłe, czarne legginsy i neonowy, żółty podkoszulek. Do tego miała ubrane sportowe buty, a jej włosy upięte były w dwa warkocze.
- Nie mam pojęcia gdzie mnie zabierasz jednak to może być dobre. - stwierdziła, szeroko się uśmiechając, po czym mnie wyminęła.
- To będzie albo bardzo trafny wybór, albo okropny wybór. Nie mam pojęcia, jak zapatrujesz się na tego typu randki.
Olivia wydawała się kobietą, która raczej nie lubi pozostawać bezczynna. Miałem wrażenie, że oglądanie filmu czy też kolacja w restauracji ją wynudzi. Dlatego też zdecydowałem się na zdecydowanie aktywniejszy sposób spędzania czasu.
- Zobaczymy. - kocica szła dosyć szybkim krokiem, a ja starałem się za nią nadążać dlatego, już po chwili byliśmy na zewnątrz. - Który jest twój? - spytała, spoglądając na mnie.
- Ten. - mówiąc to wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i wcisnąłem przycisk na pilocie. - Wsiadaj.
Jagułarzycy nie trzeba było dwa razy powtarzać, szybko wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera. Ja usiadłem za kierownicą i odpaliłem silnik, powoli wyjeżdżając z posesji.
- Jeśli będziesz chujowo prowadzić, to z powrotem ja siedzę za kierownicą. - oświadczyła stanowczym tonem moja partnerka.
Szczerze przyznaje się do tego, że nie jestem jakimś rewelacyjnym kierowcą. Jestem raczej przeciętny, a może nawet podchodzę pod słabego kierowcę. To po prostu nie moja mocna strona i zdawałem prawko chyba z siedem razy. No cóż, nie każdy facet musi być kierowcą idealnym.
Dotarcie na miejsce zajęło nam godzinę, oczywiście Olivia zdołała kilkanaście razy skrytykować moje umiejętności kierowcy. Chyba powinienem się tego spodziewać. W końcu wysiedliśmy z pojazdu, a Olivia spojrzała przed siebie.
- Jest przepięknie.
Tutejszy las był tak zwaną ziemią niczyją. Miał prawo biegać po nim ten kto tylko ma na to ochotę. Takie miejsca zostały utworzone stosunkowo niedawno na potrzeby udomowionych. Wcześniej ta ziemia należała do mnie, a jeszcze wcześniej do mojego ojca. Uwielbiałem ten las za dzieciaka, był dziki i nikt nie wykonywał w nim żadnych prac, a ludzie rzadko się tam zapuszczają. Dlatego to miejsce ma swój wyjątkowy klimat. Poza tym to nie las nizinny a wyżynny, przez co kiedy wejdzie się wyżej można podziwiać piękne widoki.
- To jedno z moim ulubionych miejsc. - wyznałem, ruszając do przodu. - Teraz ty mnie goń.
Rzuciłem się do biegu jednak pozostałem w ludzkiej formie. Jakoś miałem dzisiaj ochotę pobiegać jako człowiek. Nie zawsze mam ochotę się zmieniać, tak po prostu.
- Hej! - usłyszałem za sobą krzyk mojej mate na co zaśmiałem się głośno.
Biegłem przed siebie, niewiele myśląc. Znałem tę trasę dosyć dobrze, staram się przyjeżdżać tutaj tak często, jak to tylko możliwe. Bieganie po tym lesie to doskonała okazja, by poćwiczyć instynkt i po prostu się zrelaksować. Każdy na kim spoczywa wielka odpowiedzialność, powinien odpoczywać co jakiś czas inaczej popełnia się błędy. Niestety na taki odpoczynek rzadko, kiedy jest czas.
W końcu moja mate zmniejszyła dystans między nami. Biegła jakieś pół metra za mną zmotywowana aby mnie dogonić. Skręciłem gwałtownie w prawo i przeskoczyłem nad przewalonym pniem, Olivia wybrała natomiast drogę pod pniem.
Przyspieszyłem tak bardzo, ja tylko byłem w stanie aż nagle kocica gdzieś mi umknęła. Zatrzymałem się gwałtownie i zacząłem się rozglądać, by ją zlokalizować. Nagle usłyszałem nad sobą warczenie. Podniosłem głowę i w tym momencie moja mate, skoczyła na mnie z drzewa, powalając mnie na ziemię. No tak w końcu to lampart.
- To było nie fair. - stwierdziłem spoglądając na kotkę, która na mnie siedziała, wbijając mi kolano w żebra.
- Nie ustaliliśmy wcześniej zasad, więc wszystko było dozwolone. - oświadczyła z szerokim uśmiechem, opierając dłonie o moją klatkę piersiową. - Poza tym, czego ty się spodziewałeś po lamparcie?
- Następnym razem wrzucę Cię do lodowatej rzeki. - obróciłem się, kiedy najmniej się tego spodziewała przez to wylądowała pode mną.
Większość kotołaków nienawidzi zimnej wody. Jest jednak kilka wyjątków, takich jak na przykład tygrysy. My z natury uwielbiamy pływać tak jak prawdziwe tygrysy.
- A tylko spróbuj. - rzuciła jakby naprawdę bała się, że to zrobię i spróbowała mnie z siebie zrzucić.
- Nie ma tak dobrze kotek. - oparłem dłonie na jej ramionach, przyciskając ją do ziemi.
- No cóż, wliczę to w szkody własne. - zanim zdążyłem zapytać, o co chodzi jej kolano wylądowało na moim kroczu.
Pisnąłem cicho i w ułamku sekundy wylądowałem na ziemi. A co na to moja kochana mate? Zaczęła się ze mnie śmiać, a mi bynajmniej nie było do śmiechu. Zresztą komu by było.
- Następnym razem to ja Ci sprzedam kopa w krok. - oświadczyłem wkurzony, podnosząc się ostrożnie z ziemi.
- Uważaj, bo uwierzę. - brunetka podeszła do mnie i pomogła mi wstać. - Już się nie bocz, tylko pokaż mi to miejsce które wybrałeś. Bo nie obstawiam, że będziemy biegać całą randkę.
- Nie, chodźmy. - ruszyłem w stronę wybranego miejsce, ignorując w dalszym ciągu silny ból mojej męskości.
Usłyszałem jak Olivia mnie dogania i splata razem nasze ręce. Teraz nie jestem nawet pewny czy jestem zły czy też nie. Szczerze ciężko się zdecydować. To jest irytujące w więzi mate, chcesz być zły, ale nie możesz.
Na szczęście byliśmy już bardzo niedaleko miejsca docelowego. Wyszliśmy z lasu, wychodząc na otwarta przestrzeń której koniec stanowiło urwisko. Rozciągał się stąd zniewalający widok głównie na tereny mojego klanu.
- To twoje tereny? - spytała Olivia, podchodząc bliżej urwiska.
- Tak. - w ułamku sekundy znalazłem się u jej boku. - I nie moje, one są nasze.
- Andrew to bardzo miłe, że tak szybko się do mnie przywiązałeś jednak ja potrzebuje czasu. - spojrzała na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, dzięki którym można było zapomnieć o całym świecie.
- Rozumiem i zamierzam ci go dać. - oderwałem od niej spojrzenie i skierowałem je przed siebie.
Trudno było powstrzymać się od postawienia kolejnego kroku w naszej relacji jednak jeśli ona nie jest gotowa to mi nie pozostaje nic, jak jedynie to uszanować. W końcu pośpiech jest bardzo złym doradcą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top