ⓍⒾⓍ

Uchyliłam powieki jednak mocne oświetlenie sprawiło, że ponownie zamknęłam oczy. Zasłoniłam oczy ręką, po czym znowu je otworzyłam. Powoli podniosłam się do siadu, stwierdzając, że jestem w skrzydle szpitalnym. Usilnie próbowałam przypomnieć sobie, co się stało. Powoli ostatnie chwile, które pamiętałam do mnie wracały. Mój nieprzytomny mate, walka z kotołakiem i na koniec ratunek. Ostatnim co pamiętałam, był czarny basior walczący z pumą. To musiał być ktoś z watahy, ale nie jestem pewna kto. Byłam zbyt wycieńczona, by mu się przyglądać by rozpoznawać go po zapachu.

- Mamo daj już spokój. - dość dobrze znany mi głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Pochyliłam się w bok i odsunęłam kotarę oddzielającą mnie od łóżka obok. Ku swojej wielkiej uldze dostrzegłam Sophie i jej syna Ethana, miał rozciętą głowę i głębokie ślady pazurów na ciele. Widać było, że proces regeneracji działa na niego już od dłuższego czasu. Ta puma musiała nieźle dać mu popalić.

- Olivia. - Sophia odeszła od syna i podeszła do mnie. Ethan spojrzał na mnie i powiedział bezdźwięczne dziękuję, na co zaśmiałam się lekko. - Jak się czujesz?

- Wszystko mnie boli. - przyznałam zgodnie z prawdą i wtedy przypomniałam sobie o Andrew. - Co z moim mate?

- Jest nieprzytomny, Mat z nim jest. - przyznała alfa wyraźnie zmartwiona. - Na pewno nic mu nie będzie, to silny facet.

- To były kule z tytanu. - wydusiłam z trudem.

- Wiem, zajmują się nim nasi najlepsi medycy, jestem pewna, że szybko dojdzie do siebie. - zapewniła, zmuszając się do sztucznego uśmiechu, który wcale mnie nie przekonał.

- Możemy porozmawiać w cztery oczy? - spytałam nieco niepewnie.

- Zostawię was. - Ethan już miał podnieść się z łóżka jednak jego matka nie zamierzała pozwolić opuścić mu sali.

- Ethanie Finley Wood zapomnij, że gdziekolwiek pójdziesz, lekarz kazał Ci leżeć - oświadczyła stanowczym tonem jednak cały czas powstrzymując się od użycia głosu alfy.

- Jestem dorosły mamo. - rzucił czarnowłosy, krzywiąc się na słowa matki.

- Dorosły może i jesteś, jednak tylko na papierku, kładź się. - Sophia jak każda alfa nie umiała odpuszczać, a Ethanowi nie pozostało nic jak po prostu ulec.

Nasza rozmowa w cztery oczy musiała poczekać, na szczęście po chwili przyszedł lekarz, który zabrał przyszłego alfę na prześwietlenie. Zostałyśmy same, więc spokojnie mogłam poruszyć temat mojej przeszłości.

- Tak mi przykro, że Cię w to wciągnęłam i, że Ethan ucierpiał. - westchnęłam cicho, poprawiając się na łóżku. - Gdyby nie Andrew to nigdy bym Cię nie wezwała.

- Rozumiem i nie musisz mnie przepraszać. Sama wplątałam się w twoje problemy przeszłości, kiedy przyjęłam Cię do watahy. Poza tym powtarzam Ci to bez przerwy, jesteśmy rodziną. - uśmiechnęłam się chociaż był to raczej uśmiech przez łzy. - Ethan sam powiedział, że pójdzie, jest uparty.

- Ma to po rodzicach. - zaśmiałam się lekko, a Sophia mi zawtórowała.

- Wychowywanie przyszłego alfy nie jest łatwe. Nie możesz go chronić bez końca, tak jak każda matka chce chronić swoje dziecko. To jedno z tych poświęceń, na jakie musi być gotowa para alfa. - białowłosa usiadła na brzegu mojego łóżka. - To tak do przemyślenia dla ciebie jako do mate alfy.

- Mogę go zobaczyć? - spytałam pełna nadziei, musiałam go zobaczyć.

- Zabiorę Cię do niego. - alfa wstała z mojego łóżka i odpięła mi kroplówkę.

- Serio? Spodziewałam się raczej protestów w stylu nie powinnaś się przemęczać. - z trudem udało mi się podnieść z łóżka.

- Też nie dałabym się trzymać w łóżku gdyby tam leżał Matai. - Sophia złapała moje ramię i razem ze mną ruszyła w stronę wyjścia z sali. Zanim jednak ją opuściłyśmy, minął nas Ethan.

- A jej to wolno? - spytał wyraźnie oburzony.

- Jeśli jesteś taki dorosły, to nie pyskuj jak pięciolatek. - alfa spojrzała znacznie na syna, który nie ważył się już nic powiedzieć.

- Widzę, że teksty w stylu nie pyskuj, już weszły ci w krew. - stwierdziłam z rozbawieniem, na co jeszcze niedawno bym sobie na pozwoliła względem Sophi.

- Jeśli kiedyś będziecie mieć z Andrew dzieci, to życzę Ci by, nie były tak wyszczekane jak moje. - westchnęła cicho pewnie przypominając sobie wybryki dzieci. - Jednak znając podobieństwo Andrew i Matai'a to pewnie nieuniknione.

- Są do siebie bardzo podobni co? - uśmiechnęłam się mimowolnie, spoglądając na Sophie. - Kochałaś go kiedyś? W sensie mojego mate. - nie wiem dlaczego, ale poczułam, że powinnam spytać.

- Kiedy mnie porwał, zaczęłam go nienawidzić. - stwierdziła, wracając wspomnieniami do tego dnia. - Jednak potem uczepiłam się jego brata i jakoś nam się ułożyło. A odpowiadając na twoje pytania, kocham go cały czas jednak nie jak chłopaka czy kochanka, kocham go jako członka rodziny. Nie stanowię dla Ciebie zagrożenia

- Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. - odgarnęłam włosy za ucho.

- Daj spokój, ja na twoim miejscu też byłabym zazdrosna, to naturalne. Kiedy Ci zależy, jesteś zazdrosny.

- Nigdy nie przestanę podziwiać tego, jak bardzo dojrzała jesteś. - przy Sophi czułam się czasami jak dzieciak, chociaż to chyba normalne względem swojej alfy.

- Też byłam cholernie dziecinna, kiedy byłam w twoim wieku. Stawiałam wtedy swoje pierwsze kroki jako prawdziwa alfa watahy. - spojrzałam na nią nieco zdziwiona. W sumie nigdy nie spytałam ile Sophia ma lat, a u nas to nie takie oczywiste. - Wiesz, mogłabym być twoja matką.

- Czekaj co? - wiedziałam, że Sophia musi być starsza jednak aż o tyle.

- No bliźnięta są w twoim wieku, więc mogłabym być twoją matką. - oświadczyła, wzruszając ramionami. - Gdyby nie nasz specyficzny sposób starzenia się, twój związek z Andrew uchodziły za nie lada patologię.

- A co w tym świecie jest normalne? - wydusiłam z trudem. - Matko ja myślałam, że Ethan jest ode mnie młodszy i ma maks osiemnaście lat.

- Ja czasem nadal się budzę myśląc, że ma lat piętnaście. Zmienni dziwnie się starzeją jednak czas nadal ucieka nam zbyt szybko. - zaśmiał się lekko. - Tutaj się wyjebałam.

- Co? - spytałam, kompletnie tracąc wątek.

- Kiedy pierwszy raz chodziłam po domu watahy, kiedy go wykończyli, mało nie zabiłam się na tym progu. - wskazała na próg, który właśnie pokonywałyśmy. - Przypomina mi się to za każdym razem, kiedy tutaj idę, a Sue wypomina mi to przy każdej okazji. Czasem mam wrażenie, że zaczęłam być alfą wczoraj, a minęło już tyle czasu. Bliźniacy są w twoim wieku, a urodziły się dopiero po dwunastu latach moich rządów. Jestem alfą już trzydzieści siedem lat. Chcę Ci po prostu powiedzieć, żebyś nie traciła czasu i uporała się z przeszłością. Tak byś mogła skupić się na tym, co tu i teraz, bo tak naprawdę liczą się tylko chwile.

- Bo nim się obejrzę, będę w połowie życia świadoma tego, że nadal uciekam od przeszłości.

- A Andrew się młodszy nie robi. - stwierdziła białowłosa. - Rodzina to jego wielkie marzenie. Ty byłaś jego marzeniem, od kiedy tylko ja go znam. Uchyli dla Ciebie nieba, jeśli to będzie konieczne. - podeszła do jednych z drzwi i je otworzyła. - Matai kotek chodź, dajmy im chwilę.

Po chwili w drzwiach stanął partner mojej alfy. Skinął mi głową na powitanie i zrobił mi miejsce w drzwiach. Ja weszłam do środka, nie wiedząc czy jestem na to gotowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top