ⒾⓋ
W pokoju spędziłem dwie godziny. Przez ten czas starałem się znaleźć dla siebie jakieś zajęcie jednak marnie mi szło. Wszystko wydawało się cholernie nudne. Zdążyłem już skontaktować się ze swoim betą i dowiedzieć jak mają się sprawy w sforze. Rozpakowałem się i okrążyłem cały pokój chyba z pięć razy. Szczerze nienawidziłem się nudzić, bez przerwy musiałem coś robić. Nawet jeśli tym czymś było zadręczanie się przeszłością. Mogłem nawet sprzątać, co ponoć nie przystoi alfie. No cóż, wybacz tatku, chyba słabo mnie przygotowałeś do tej roli.
Nagle usłyszałem czyjeś krzyki i trzaskanie drzwiami. Odgłosy dochodziły z naszego piętra, więc początkowo założyłem, że to dzieciaki. Kiedy jednak lepiej się wsłuchałem odkryłem, że to krzyki Sophi i Mataia na co skrzywiłem się lekko. Nie chciałem mieszać się w nieswoje sprawy jednak to mój brat, więc to też moja sprawa. W końcu w rodzinie trzeba się wspierać... Dobra, kogo ja próbuje oszukać? Po prostu jestem ciekawostki i wścibski.
Podszedłem bliżej drzwi i zacząłem nasłuchiwać, krzyki jednak szybko ucichły. Usłyszałem czyjeś głośne kroki, a potem usłyszałem trzaskanie drzwiami. Po prostu nie umiałem nie zareagować. Wyszedłem z pokoju i udałem się pod drzwi gabinetu alfy. Po chwili wahania zapukałem do drzwi i nie czekając na pozwolenie, wszedłem do środka.
Sophia siedziała na fotelu za biurkiem. Na mój widok zaczęła ocierać łzy z policzków, jej oczy były zaczerwienione. Co takiego musiało się stać, że płakała? Jeśli to przez mojego brata to mu nogi z dupy powyrywam.
- Przepraszam, powinienem poczekać na pozwolenie. - zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do biurka. - Co się stało?
- Nic. - zapewniła, wymuszając na sobie uśmiech. - Naprawdę.
- Coś jednak musiało się stać i to coś poważnego skoro doprowadziło tak silną babę do łez. - usiadłem naprzeciw niej i ująłem jej dłoń.
- Pokłóciłam się z twoim bratem. - przyznała, a sztuczny uśmiech zniknął z jej twarzy. - Zresztą, nie będę cię tym obarczać.
- Hej, mi możesz powiedzieć wszystko. - zapewniłem, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. - Każdy musi się czasem wygadać.
Sophia skrzywiła się lekko, podnosząc się z krzesła. Podeszła do jednej z szafek, wyjęła z niej dwie szklanki i butelkę whiskey. Położyła jedną z nich przede mną i napełniła ją alkoholem.
- Daj spokój. - nalała złotej cieczy do własnej szklanki i wzięła pierwszy łyk. - Nie będę Cię tym zanudzać.
- Zduś to w sobie, a któregoś dnia wybuchniesz. - spojrzałem na nią zaniepokojony. - Uwierz mi, znam to.
Pamiętam, że kiedy mama była w ciąży z moim bratem ojciec był taki sam. Zamknięty w sobie, twardy niczym głaz. W ten sposób maskował własny strach i lęk aż pewnego dnia wydawałoby się, że bez powodu zaczął płakać. Byłem mały, ale pamiętam to bardzo dobrze.
- Jestem na niego wściekła. - zaczęła nieco niepewnie. - Nie, ja jestem wkurwiona, w ogóle nie mam w nim oparcia. Wypruwam sobie żyły, a on śpi do południa. - jej oczy przybrały krwisto czerwony odcień. - Wiem, że jest omegą, jednak potrzebuje go. To całe połączenie watah jest tak cholernie trudne. Wykarmienie ich, znalezienie im miejsc do spania. Do tego dzieci. - spojrzała na mnie ze łzami w oczach. - Nie radzę sobie Andrew, a co jeśli jestem złą alfą?
Na te słowa od razu podniosłem się z krzesła, podszedłem do Sophi i przytuliłem ją mocno. Ona odwzajemniła mój gest, a po chwili się rozpłakała. Widziałem po niej, że jest przemęczona i przygnieciona nadmiarem obowiązków. Jak każdy alfa starała się ukryć fakt, że sobie nie radzi, duma jej na to nie pozwalała. Poza tym nie mogła pozwolić sobie na utratę autorytetu w oczach watahy. Zwłaszcza teraz kiedy była ona aż tak liczna.
- Jesteś fantastyczną alfą. - przytuliłem ją mocniej. - Każdy ma prawo do gorszego okresu w życiu. - zapewniłem, głaszcząc ją po plecach. - A mój tępy brat powinien Cię wspierać.
Serce krajało mi się na jej widok. Nienawidziłem, kiedy płaczę. Jej łzy sprawiały u mnie niemal fizyczny ból. Bałem się nawet myśleć jak czuje się mój brat, kiedy jego partnerka płaczę. W takich chwilach cieszyłem się, że jestem samotny.
Z drugiej jednak strony jakaś część mnie cieszyła się z zaistniałej sytuacji. Tulenie wilczycy było czymś cudownym. Jej bliskość rozpalała mnie wewnętrznie, budziła coś, czego kompletnie nie rozumiałem, a kiedy usłyszałem jak się uspokaja w moich ramionach, było mi jeszcze lepiej.
Pewnie, gdyby mój brat to widział, dostałoby mi się po mordzie. W końcu to jego mate jednak miałem to gdzieś. Jak się zaniedbuje swoją kobietę, to tak się kończy. Może była alfą jednak nawet ona potrzebowała wsparcia. Kogoś, kto pomoże jej w tym natłoku obowiązków. Zwłaszcza, że Matai to jej mąż i jakby nie było luna watahy, więc mógłby jej pomóc choćby z zakwaterowaniem nowych. O ile byłoby jej łatwiej, gdyby on zrobił, to co jest w stanie zrobić. Jednak nie, spanie ważniejsze. Naprawdę liczyłem na to, że mój brat wyrósł z tak szczeniackiego zachowania. Jednak jak widać, bardzo się przeliczyłem.
- Pomogę Ci. - obiecałem, całując ją w czubek głowy. - Razem jakoś sobie z tym poradzimy.
- Dziękuję. - wyszeptała wtulając się we mnie.
Nawet najpotężniejsza alfa czasem potrzebuje wsparcia. Skoro Matai o nią nie dba, to ja się tym zajmę. Może nie powinienem się do niej zbliżać, zważywszy na moje uczucia jednak mam to gdzieś, ona potrzebuje wsparcia. Pomogę jej tak samo, jak ona niegdyś mi, a jeśli jej mąż będzie zazdrosny, mówi się trudno. To będzie jego kara za zaniedbywanie żony.
- Powinnaś się przespać. - stwierdziłem, kiedy ziewnęła cicho.
- Nie chce wracać do sypialni, nie mam siły już dzisiaj się z nim kłócić.
Nagle poczułem jak ociera się o mnie, pewnie nie celowo. Wilkołaki z tego, co zauważyłem to straszne przylepy. Uwielbiają uściski i wszelkiego rodzaju bliskość, i pewnie by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie pewien problem. Mianowicie moje spodnie robiły się niepokojąco ciasne.
- Połóż się u mnie w pokoju. - odsunąłem ją od siebie lekko, by się nie zorientowała. - Ja pogadam z bratem.
- Z nieba mi spadasz. - otarła łzy, a ja modliłem się żeby nie spojrzała w dół. - Obiecuję, że wyniosę się przed nocą.
- Hej to twój dom wilczku. Jak będziesz trzeba, będę spał na podłodze w korytarzu. - puściłem jej oczko a, jej śmiech był moja największą nagrodą.
Szybko opuściłem jej gabinet. Zanim pogadam z bratem, muszę jeszcze pozbyć się mojego problemu. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ta kobieta tak na mnie działa. Nie jest moją mate, a co gorsza jest sparowana i to jeszcze z moim bratem. Po prostu gorzej być nie mogło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top