To ja jestem Królem

Enji Todoroki stanowczo nie zaliczał się do uwielbianych władców, poddani się go bali i schylali ku niemu swoje głowy w strachu.

Od momentu, gdy po za mury zamku wydostała się informacja o rzekomym morderstwie Króla na swoim najstarszym synu, strach wzrósł.

W pewnym momencie doszło nawet do tego, iż ludzie chowali swoje dzieci przed władcą.

Niestety po pewnym czasie Królowa zachorowała i znacznie osłabła.

A jakakolwiek dobroć zniknęła z królestwa.

Wojny zostały wypowiedziane, bunty ludności narastały. Ludzie nie chcieli żyć w miejscu bez nawet krzty dobra, którą to reprezentowała osłabiona Królowa, której stan nie pozwalał jej nawet na uniesienie swojego ciała z łóżka.

Natsuo i Fuyumi zostali wydani za mąż, córka na zachód, a syn na wschód.

Shoto miał wziąć ślub z księciem królestwa północy ze względu na jego zdolności do wytrzymania w trudnych warunkach.

Na Południe miał trafić jego ,,zamordowany,, syn Toya, którego płomień mimo młodego wieku był znacznie gorętszy niż ten króla.

Głównie przez tą informację tak wiele osób wierzy w taką wersję wydarzeń.

Postawny mężczyzna zajmował miejsce na swoim tronie i wpatrywał się w pusty hol rozzłoszczonym spojrzeniem. Żaden poddany nie przychodził do niego po radę, przed wyjściem tej plotki przynajmniej ktokolwiek się zjawiał teraz po zachorowaniu królowej nikt nie miał odwagi nawet się zbliżyć do zamku.

Czerwonowłosy mężczyzna prychnął tylko z pogardą, wstał powoli ze swojego dotychczasowego miejsca i udał się ku wyjściu z ozdabianego złotem zamku.

Z goryczą mężczyzna musiał stwierdzić,iż jego królestwo nie było takie jakie sobie wyobrażał.

W sercu czuł zazdrość zawsze gdy patrzył na Króla Południa, który zawsze zjawiał się w złocie i w towarzystwie wielu doradców, którzy mimo pokłonów nie pozostawali bierni.

W jego przypadku nie miał kogo ze sobą zabrać, nie ufał nikomu na tyle aby pozwolić jakiejś przybłędzie  uczestniczyć w spotkaniu władców.

Na samą myśl się skrzywił, a jego płomienie zaczęły się niekontrolowanie uwalniać.

Teraz gdy był już niemalże przy wyjściu z zamku doznał krótkotrwałego szoku.

U progu stał wątły mężczyzna odziany w czarny dziurawy płaszcz, który na pewno nie miał na celu służyć za środek do ocieplania organizmu.

Władca tylko spoglądał na przybyłego z pogardą wyczekując aż ten się pokłoni i należycie go powita.

Niestety tak się nie stało, a cierpliwość króla nigdy nie była jego cnotą.

Płomienie buchnęły z jego ognistej brody, miały jeden cel zastraszyć mężczyznę.

Wtem zdążyło się coś co zszokowało nie tylko władcę, ale i obecnych u wrót strażników.

Wątła postać w kontrataku posłała w stronę władcy błękitne płomienie.

Enji ledwo zdarzył się przed nimi zasłonić, on już wiele lat temu zadbał aby żaden mieszkaniec nie licząc rodziny królewskiej nie miał zdolności pozwalającej na kontrolę ognia.

A teraz stanął przed kimś kto nie dość ,iż nie należał do rodziny to jeszcze posługiwał się najbardziej niszczycielskim ogniem.

Niestety to nie było najgorsze, władca po dłuższym namyśle doznał olśnienia i szoku zarazem.

Jedyną osobą,która naturalnie wytwarzała tego typu ogień był jego ,,zamordowany,, syn.

Syn który tak naprawdę uciekł z uskrzydlonym nauczycielem fechtunku, który był pochodzenia południowego i był w bliskiej linii spokrewniony z sokołem.

-Toya?! - wydarł się wytrącony z równowagi władca mierząc w oponenta kolejną falą płomieni.

Na słowa monarchy strażnicy spojrzeli po sobie przerażeni, ich zamordowany książę właśnie odżył tylko zastanawiające jest na jak długo.

Gość nic nie odpowiedział na słowa umięśnionego mężczyzny, lecz spod jego kaptura wyraźnie było widać pogardliwy uśmiech.

Tak naprawdę wątły mężczyzna uznał,iż słowa nie będą potrzebne po tym co pokaże 

Najstarszy Todoroki  nawet nie miał  czasu na odparcie tak wielkiej fali turkusowego ognia. Za dużej dla kogoś kto nie byłby szkolony przez niego.

Lekko poparzony monarcha tylko podniósł się powoli z podłogi nie spuszczając swojego spojrzenia z domniemanego syna.

Był stanowczo za szybki i nieprzewidywalny.

Zaczął od małego wybuchu ognia,który stłumił atak Króla by dojść do momentu posyłania we władcę ogromnych fal,które paliły wszystko na swojej drodze.

Straż już dawno uciekła w obawie o swoje życie, w takiej temperaturze byliby w stanie przetrwać wyłącznie ludzie z południa,a oni do takowych nie należeli.

Wymiana ognia była z jednej strony fascynująca, ale z drugiej nużąca dla przyglądającemu się temu sokołowi, który mógł bez zawahania stwierdzić,iż jego partner nie pokazuje na co go stać, tylko się bawi z tym podstażałym władcą.

Złoty sokół niechętnie ale postanowił wkroczyć między kulturalną rozmowę ojca z synem.

Jakby nie patrzeć gdyby nie Enji, Keigo nigdy by nie przetrwał tamtej zimy, zimy która zmieniła jego życie całkowicie.

To wtedy stał sie głównym nauczycielem fechtunku książęcych synów.

Mężczyzna aż w duszy się zaśmiał na wspomnienie gdy powiedział kiedyś najstarszemu z synów Władcy ile tak naprawdę ma lat i czemu przez cały czas wygląda tak samo.

Jako rodowy mieszkaniec Królestwa Południa miał niemalże w rodowodzie wypisane powiązanie z jakimś zwierzęciem.

Padło na Sokoła.

Takami nie miał łatwego zadania, jego ludzka natura walczyła z zwierzęcą i dopiero w momencie gdy pogodził obydwie strony w swojej ludzkiej formie zyskał czerwone skrzydła jak i doznał zaszczytu przemiany w przeznaczone mu zwierzę.

I jak każdy kto doznał równowagi przestał sie starzeć.

Z jego dzioba wydarł się swoisty okrzyk,który od razu spowodował ,iż do tej pory walczący w lekkim zagadnieniu syn wysunął spod swojego płaszcza rękę, na której ochoczo przysiadł złoty sokół, którego oczy w tej formie miały barwę krwi.

Płomienie i ten sokół wystarczyły władcy,aby ten miał pewności co do tożsamości zarówno odzianego w płaszcz ,jak i ptaka który z ochotą przesiadywał na ręce wcześniej wymienionego.

- Oczekujesz pokłonów na ,które nie zasługujesz, krolu bez korony. - to jedno zdanie obudziło w władcy nowy płomień, ale zarazem odkrył także,iż jego korona faktycznie zniknęła.

Czerwonowłosy rozejrzał się dyskretnie poszukując zguby i znalazł ją.

W dziobie wyraźnie rozbawionego sokoła.

Toya jednym ruchem zdarł z siebie płaszcz i na ten widok Enji zamarł.

Jego syn był cały w fioletowych bliznach, które były misternie przyszyte do zdrowej skóry, był odziany w poszarpane u nogawek czarne  spodnie,które były wepchnięte w wysokie po kolana buty bardzo typowe dla zachodu i zapiętą na trzy guziki białą koszulę ,która idealnie pokazywała jego blizny. Włosy miał roztrzepane a na twarzy gościł uśmiech pełen pogardy.

Sokół na jego ramieniu z premedytacją nałożył na jego głowę koronę.

Król bez korony poczuł wszechogarniającą go wściekłość, był gotowy aby rzucić się na  swojego po żal się Boże pierworodnego.

Lecz nie miał na to szans ostanie to usłyszał to proste słowa.

- To ja jestem królem.

I takim sposobem królestwo zyskało nowego króla.

Tylko czy aby lepszego?

******
Pisany na telefonie może być pełno błędów.
Chcielibyście drugą część opowiadającą o losach Piromana jako króla ? Dajcie znać !
Mileegooo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top