ROZDZIAŁ 3
Otwieram oczy i rozglądam się nerwowo. Jest albo późny ranek, albo wczesne popołudnie, nie potrafię tego stwierdzić przez zasłonięte okna. Jak długo byłam nieprzytomna? I gdzie ja jestem, do cholery?
Leżę w czyimś łóżku, nakryta po szyję miękką narzutą. Odruchowo sprawdzam bieliznę – jest! Uff, chociaż tyle.
Słyszę czyjś chichot.
- Nie bój się. Nie gustuję w nieprzytomnych kobietach – przemawia męski głos, po czym niewyraźna sylwetka wyłania się z cienia.
Siadam i opieram plecy o wezgłowie łóżka.
Znam go. To koleś z baru – Fabian.
Czekaj, czekaj... Koleś. Z baru. Fabian. Pistolet. Krew... Ja pierniczę!
- Czym ty jesteś?! – krzyczę z przerażeniem.
- Jestem Hrabia Dracula! Ho-ho-ho – mówi udawanym, grobowym tonem.
Bardzo – kurwa – śmieszne.
- Pytam poważnie! – krzyczę. – Ty... zabiłeś tego faceta. – Ściszam głos.
- Zasłużył sobie na to. Widziałaś, co zrobił z moją koszulką? Dwie dziury. Dwie! A o pieprzonym bólu głowy z rana to nawet nie wspomnę – odpowiada całkiem poważnie, pocierając się po skroni.
- Jak to zrobiłeś? Miałeś tyle siły...
- Siłownia, skarbie – oświadcza, podnosi rękę i posyła udawanego całusa do mięśni na przedramieniu. – Moje maleństwa – dopowiada słodkim głosem.
- Przestań sobie żartować! To nie jest śmieszne. Widziałam, jak go zabijasz. Jego głowa potoczyła się pod moje nogi, a potem... a potem ty stałeś cały we krwi i lecieliśmy! Pamiętam, że lecieliśmy!! Jak to możliwe?
- Umiem latać – odpowiada.
- Jak ptak?
Śmieje się.
- Jak ptak.
Pewnie miał jakiś rodzaj jet packa.
Nikt nie potrafi latać, to nie jest ludzka rzecz.
Obserwuję, śledzę i chłonę każdy szczegół pomieszczenia. Łóżko, na którym leżę, jest ogromne, miękkie i twarde jednocześnie. Kilka zabytkowych mebli, antyczny dywan, klasyczne dodatki oraz muzealne obrazy zdobią ściany.
Gdzie jestem? Zostałam porwana?
- A reszta? – dopytuję się po chwili.
- Masz na myśli całą tę siłę, szybkość i w ogóle? Powinnaś się już chyba domyślić. Podpowiem ci: słowo na sześć liter, pierwsza to "w".
Patrzy na mnie, jakby czekał na odpowiedź.
- Wam... - zaczyna i ponagla, wymachując ręką.
- ...pir – dokańczam. – Wampir?
Zaczynam się panicznie śmiać, jakbym od lat nie słyszała lepszego żartu.
- Wampir – powtarzam, choć ze śmiechu prawie nie mogę złapać tchu.
Odkrywam narzutę i wstaję. Rozglądam w poszukiwaniu niby-torebki, jednocześnie zanosząc się śmiechem.
- Co robisz? – pyta i podchodzi bliżej mnie.
- Jak to, co? Wychodzę, psychopato!
- Przykro mi, ale nie mogę ci na to pozwolić – oświadcza, a ja znów zauważam czerwony błysk w jego spojrzeniu.
Cofam się i siadam na brzegu łóżka.
- Ty mówisz poważnie?
- Śmiertelnie poważnie – informuje, a jego oczy znów powracają do poprzedniego, szarego koloru.
- Ale to niemożliwe! Wampiry nie istnieją. Tylko naiwni ludzie w to wierzą.
- A Bóg istnieje? – wskazuje ręką na złoty krzyżyk, zawieszony na mojej szyi.
- Boisz się ich? – Podnoszę go w jego stronę. – Wampiry chyba się ich boją.
- Nie. – Lekceważąco macha ręką i odchyla kołnierzyk koszulki. – Sam noszę jeden. Pamiątka z poprzedniego życia.
- A czego? Drewna? – dociekam i próbuję oderwać nogę łóżka.
Ani. Kurwa. Drgnie. - Skubana.
Patrzy na to, co robię i zaczyna chichotać.
- Znowu pudło.
Uspokajam się, obserwuję, rozglądam i myślę.
To żart. Jakiś chory dowcip.
Zwariowałam? Na pewno zwariowałam...
- Śpisz w trumnie? – pytam, choć nie mam pojęcia, skąd przyszło mi to do głowy.
- Nie. Ale miałem kiedyś jedną. Moja była miała taki fetysz. Wiesz, nekrofilia – informuje, puszczając do mnie oczko.
To on zwariował. Ja jestem normalna.
Przyglądam mu się, oceniam i analizuję jego zachowanie.
Jest obłąkany.
- Musiałeś umrzeć, żeby zostać tym... czym jesteś? – waham się.
- Niby tak, ale nie do końca. Jak widać.
Drwi ze mnie?
- Widziałam, jak cię postrzelił. Dwa razy! A potem jeszcze jeden, w głowę. Nie ma szans, żebyś to przeżył.
- A jednak. Wampira nie da się zabić zwykłą kulą.
- A czym?
- Już planujesz moją śmierć? – prycha. – A może najpierw jakieś: "dziękuję Fabian za uratowanie mojego cennego życia. Nie poradziłabym sobie bez ciebie" – wygłupia się, naśladując kobiecy głos.
- Nie dam rady. To zbyt dziwne – mamroczę i znów próbuję wstać.
- Mówiłem już, że nie mogę ci na to pozwolić.
Ignoruję go i błyskawicznym ruchem szarpię za róg wiszącego na oknie materiału. Może nie bez powodu jest zasłonięte? Może światło słoneczne go zrani?
Biegnę szybko w stronę drzwi.
Łapie mnie w połowie drogi i przyciska do siebie.
- Dlaczego nie możesz usiedzieć nawet chwili w spokoju? – warczy podniesionym głosem. – Trudno. Chciałem cię trochę bliżej poznać, zanim cię zabiję, ale najwyraźniej wymagam zbyt wiele.
- Chcesz mnie zabić? Przecież nic ci nie zrobiłam!
- Widziałaś zbyt wiele. Są powody, dla których trzymamy nasze istnienie w tajemnicy.
Próbuję się wyrwać. Jest zbyt silny. Jego ręce są mocne, a mięśnie zbite i twarde. Kopię na oślep. Ani drgnie. Podnoszę głowę i znów widzę czerwień w jego spojrzeniu. Otwiera usta, a moim oczom ukazuje się para białych kłów.
- Naprawdę mi przykro – oświadcza i wbija zęby w moją szyję.
Ból jest potworny. Czuję, jak głośno bije moje serce, ale nie mam siły nawet drgnąć.
Nie krzyczę.
Nie dam mu tej satysfakcji.
Spoglądam w sufit i odchylam głowę.
Mówił prawdę.
W następnej chwili gwałtownie mnie od siebie odpycha. Upadam na podłogę, a on dławi się i wypluwa moją krew.
- Czym TY kurwa jesteś?! – krzywi się, trzymając za brzuch.
- Ja? – odpowiadam ze zdziwieniem. – Człowiekiem.
- Ani trochę. Ludzie nie smakują tak ohydnie!
- Przepraszam, że zepsułam ci kolację. Nigdy nie umiałam gotować – oświadczam z ironią.
Obserwuję go i myślę. Nie wierzę.
Co jest grane?
Wyrywam się z oszołomienia i sięgam ręką do szyi.
Patrzę na swoją dłoń.
Krew.
- Ugryzłeś mnie. Zły wampir!
Prostuje się i wbija we mnie wzrok.
- Muszę pomyśleć – stwierdza, a ja zauważam zdziwienie na jego twarzy.
Następne co widzę, to zatrzaskujące się drzwi.
Szybki jest.
Wstaję i podbiegam do nich. Łapię za klamkę. Zamknięte. Obracam się i kieruję w stronę kolejnych. Łazienka. Wyglądam przez okno. Zbyt wysoko. Co teraz?
Wchodzę do toalety i odkręcam kran. Biorę ręcznik, namaczam go i zaczynam zmywać zaschniętą krew ze swojego ciała. Patrzę w lustro. Wyglądam tragicznie. Przemywam twarz i zakręcam wodę, po czym wracam do pokoju. Chodzę przez chwilę w kółko, próbując zebrać myśli. To nie może być prawda.
Kładę się na łóżku i patrzę w górę. Co dalej?
Leżę tak przez kilka minut i zamykam powieki.
Jestem taka zmęczona...
***
Budzę się.
Nadal żyję.
To jakiś plus.
Podnoszę się i siadam na łóżku.
- Dzień dobry – wita mnie Fabian.
Patrzę na niego, ale się nie odzywam.
- Mam tylko kawę – informuje, przesuwając filiżankę w moją stronę.
Dostrzegam ją, ale po nią nie sięgam.
Przygląda mi się i przewraca oczami.
- Możemy tak siedzieć cały dzień...
Przyciągam filiżankę bliżej siebie i biorę łyk. Zimna.
- Co teraz?
Nie odpowiada.
- Czy zabicie mnie wciąż jest częścią twojego planu?
- Jeszcze nie zdecydowałem. To skomplikowane.
- W takim razie daj znać, jak już podejmiesz decyzję. – Kładę się z powrotem i obracam głowę w drugą stronę.
- Czym jesteś? – dopytuje.
- Przestań zadawać mi to durne pytanie. Jestem człowiekiem. Żyję, oddycham, mówię. Brzmi całkiem ludzko jak dla mnie.
- Im szybciej mi powiesz, tym będzie dla ciebie lepiej.
- Nie mam najmniejszego pojęcia, o co pytasz. – Podnoszę się. – Wiem tylko tyle, że w jednej chwili zaczepiasz mnie w barze, a w następnej próbujesz mnie zjeść! Jeśli to twój sposób na podryw, to powiem ci jedno – żenada.
- Dlaczego śledziłaś tamtego faceta? – Ignoruje moją wypowiedź.
Milczę przez chwilę.
- To jest częścią tego, czym się zajmuję.
- Pracujesz w policji?
- Nie. – Robię pauzę i zastanawiam się, czy powiedzieć prawdę. - Jestem prywatnym detektywem.
Przygląda mi się badawczo, po czym wstaje z fotela.
- Będę na dole, gdybyś miała ochotę do mnie dołączyć – oświadcza, a następnie wychodzi, zostawiając uchylone drzwi.
***
Kwadrans później, decyduję się zejść.
Opuszczam pokój i wychodzę na korytarz. Rozglądam się. Widzę schody i idę w ich stronę. Dom jest ogromny i urządzony w zabytkowym stylu. Schodzę na dół. Zauważam go po kilku sekundach. Siedzi na kanapie owinięty puchatym kocem i wpatruje się w telewizor. Rzuca mi przelotne spojrzenie, po czym wskazuje ręką na miejsce obok siebie.
- Czego ode mnie chcesz?
- Cii – ucisza. – Nie zakłócaj.
Dostrzegam drzwi wyjściowe i zastanawiam się, czy zdążę uciec. Najprawdopodobniej nie. Porzucam ten plan i siadam w sporej odległości od niego, a następnie poglądam na ekran.
- Co oglądasz?
- "Modę na sukces". Siedź cicho i nie przeszkadzaj – informuje, nawet na mnie nie patrząc.
Milknę. Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest duże i jasne. Moją uwagę przyciąga ogromny, murowany kominek. Drewniana podłoga nadaje mu klasycznego wyglądu. Jest przytulnie. Znów zerkam na ekran. Jakaś kobieta zakrywa dłonią usta i osuwa się na ziemię w teatralnym geście.
- Ty nie żartowałeś? – drwię i zaczynam chichotać.
- Zamknij się! Postrzelili cholernego Tony'ego i nie wiadomo, czy z tego wyjdzie... – kończy, prawie płacząc.
Przyglądam mu się. Serio?
Pół minuty później, zauważam niewielką łzę w kąciku jego oka. Spływa po policzku. Błyskawicznie ociera ją rękawem, a następnie rozpaczliwie pociąga nosem.
- Jeśli komuś o tym wspomnisz, to marnie skończysz – oświadcza poważnym tonem.
Powstrzymuję śmiech.
- Zapamiętam.
Prostuje plecy i obserwuje mnie przez chwilę, a następnie zaczyna mówić:
- Sprawa wygląda tak: nie wiem, czym jesteś, a ty najwyraźniej nie chcesz mi o tym powiedzieć. Rozumiem. Nie będę naciskał, twoja sprawa. Nie mogę cię jednak wypuścić i liczyć na to, że nie zaczniesz rozgadywać o tym, co widziałaś. Na szczęście dla ciebie, tak się składa, że możesz mi pomóc. Muszę kogoś odnaleźć i o ile nie kłamałaś, to właśnie tym się zajmujesz. Osoba, o której mówię, jest bardzo potężna. Spojrzy na ciebie kilka razy i swoim abrakadabra sprawi, że o wszystkim zapomnisz. Na koniec, każde z nas pójdzie w swoją stronę. Czy takie warunki są dla ciebie do przyjęcia?
Obserwuję go uważnie.
- A ty nie możesz? – bąkam.
- Nie mogę, co?
- Sprawić, że zapomnę – odpowiadam cicho.
Zamyka oczy, a następnie otwiera je niespiesznie.
- Każdy wampir, tak jak człowiek, jest inny, więc ma odmienne umiejętności. Do tej pory spotkałem tylko dwie osoby, które potrafiły manipulować ludzkimi wspomnieniami. Jedną z nich jest właśnie mój przyjaciel – Siggar – mężczyzna, którego chcę odnaleźć.
- A jakie są twoje? Bo jeśli rozpaczanie do telewizora, to powiem ci, że kiepsko trafiłeś.
Śmieje się.
- Nie, ale na razie nie musisz tego wiedzieć.
Patrzę na niego, oceniam i myślę.
Nie mam ochoty spędzać z nim więcej czasu, niż jest to konieczne, ale z drugiej strony do umierania też mi się nie spieszy.
Zwariowałam? Na pewno zwariowałam. Jestem szalona...
- Zgoda – mówię, choć w głębi duszy wiem, że będę tego żałować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top