ROZDZIAŁ 23
Pierwszą rzeczą, która po przebudzeniu przykuwa moją uwagę, jest ogrom pustej przestrzeni wokół mnie. Zajmuje mi dłuższą chwilę zorientowanie się, że jestem wewnątrz jednego ze starych, nieużywanych magazynów, których w Nowym Orleanie wręcz nie brakuje. Próbuję się ruszyć, jednak solidne więzy, mocujące moje ciało do niewygodnego krzesła, skutecznie mnie przed tym powstrzymują.
- Nie radziłbym się wyrywać. - Słyszę donośny, męski głos za swoimi plecami. - Jakakolwiek jest twoja moc, wiedz, że tutaj ona nie zadziała.
W pierwszym momencie czuję, jak zimny pot oblewa moją skórę, całkowicie mnie paraliżując, jednak po chwili odzyskuję zdrowy rozsądek i nie pozwalam, aby starach przejął nade mną kontrolę. Uspokajam się i staram obrócić na tyle, na ile tylko to możliwe, by dojrzeć swojego porywacza.
- Widzisz, mój drogi przyjaciel Balloch, posiada rzadką umiejętność blokowania wszystkich mocy, gdy tylko jest w ich pobliżu, a co więcej, kumulującą się energię potrafi przenieść na kogoś innego.
Obracam głowę na prawo, słysząc nadchodzące coraz szybciej kroki, a moim oczom ukazuje się drobny, karłowaty chłopiec. Staje naprzeciwko i obserwuje mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczami.
- Zwróć uwagę na to, jak ten świat potrafi zaskoczyć. Jakim cudem w tak małym człowieczku może drzemać aż tak potężna moc – kontynuuje. – Wyobraź sobie, co ktoś taki jak ja, mógłby z nią zrobić. Byłbym niepokonany!
Do moich uszu dopływa jego demoniczny śmiech, kilka sekund później zauważam go po swojej lewej stronie. Mężczyzna jest wysoki i dobrze zbudowany, a wiek określiłabym na niewiele ponad czterdzieści lat. Jest elegancki i nienagannie ubrany; jego wygląd sprawia mylne wrażenie człowieka o wysokim kodeksie moralnym.
- Czego ode mnie chcesz? – Wypluwam słowa z takim jadem, na jaki tylko mnie stać.
Podchodzi bliżej i pochyla nade mną tak, że jego twarz znajduje się zaledwie kilka centymetrów od mojej.
- Nasz wspólny znajomy ukradł coś, co należy do mnie. Chciałbym, abyś pomogła mi to odzyskać.
- Prędzej zginę, niż zdradzę ci cokolwiek!
Paniczny śmiech po raz kolejny wyrywa się z jego gardła.
- Och, głupiutka dziewczynko... zginiesz i to jest pewne, jednak wyłącznie od ciebie zależy czy będzie to szybka i bezbolesna śmierć, czy długa i powolna tortura.
Przełykam gorzką ślinę i staram się uspokoić galopujące serce, aby nie dać po sobie poznać jak bardzo jestem przerażona. Mimo to nie zamierzam wyjawić mu ani słowa. Kiedy podejmowałam decyzję o pomocy przyjaciołom, doskonale zdawałam sobie sprawę, że prawdopodobnie nie uda mi się tego przeżyć. Nie żałuję swojej decyzji. Zdobię wszystko, co w mojej mocy, aby powstrzymać go przed odnalezieniem księgi, choć miałaby to być ostatnia rzecz, jakiej dokonam w swoim życiu.
- Nie boję się ciebie. Możesz zrobić ze mną, co chcesz, a i tak niczego ci nie powiem. Nie ma takiego bólu, którego bym nie zniosła, byleby tylko ocalić świat przed takim potworem jak ty!
- Uważasz MNIE za barbarzyńcę? – Kolejny przeraźliwy śmiech. – A czymże twój przyjaciel różni się ode mnie? Gdyby nie jego upór i obsesja, nigdy nie odkryłbym, że wolumin w ogóle istnieje!
- W przeciwieństwie do ciebie on zrozumiał swój błąd i poświęcił życie, aby go naprawić. W niczym nie jesteście do siebie podobni!
Prostuję plecy i zauważam, jak wyraz jego twarzy zmienia się z zadowolenia we wściekłość. Nieprzyjemny dreszcz przebiega po moim kręgosłupie.
- Zdradzisz ich, czy tego chcesz, czy nie. – Akcentuje wyraźnie każde wypowiedziane słowo. – Wystarczy tylko, że zajrzę w twoje myśli.
Podchodzi bliżej i kładzie swoje dłonie z obu stron mojej głowy, czuję, jak delikatne mrowienie przepływa przez całe moje ciało. Zamykam oczy i z całych sił staram się zablokować swój umysł, nucę "sweet dreams", by odpędzić od siebie każde wspomnienie.
Dallak naciska moje skronie coraz bardziej, paraliżujący ból wypełnia moją czaszkę, a ja zaciskam zęby, aby powstrzymać krzyk. Po trwającym, jak dla mnie całą wieczność cierpieniu, odskakuje na bok i zaczyna wypluwać z siebie pełne pogardy słowa w nieznanym dla mnie języku.
- To nie działa! – wrzeszczy w stronę karłowatego chłopca. – Zablokuj jej moc!
- Jest zablokowana – odpowiada błyskawicznie. – Być może jej myśli po prostu nie da się odczytać.
- W porządku. Zrobimy to więc w klasyczny sposób.
Korzystając z chwili zamieszania, próbuję przemówić do Chrisa lub Gabe'a, jednak tarcza chłopaka jest na tyle mocna, że nie udaje mi się zamienić z nimi nawet jednego zdania.
Mężczyzna zdejmuje marynarkę i zaczyna podwijać rękawy koszuli. Robi to bardzo powoli, przyglądając mi się przy tym uważnie, wiem, że w ten sposób chce jedynie budować napięcie, by zwiększyć mój niepokój.
Choć bardzo chciałabym to zignorować, wizja nieopisanego cierpienia nie działa na moją korzyść. Mam tylko nadzieję, że pozostali w tym czasie zdążyli już zabezpieczyć księgę i że nigdy jej nie odzyska.
Dallak podchodzi do mnie i powolnymi, urywanymi ruchami zaczyna rozcinać skórę na przedramionach i dekolcie, a w przerwach między pociągnięciami ostrza, wyzywa mnie do wyjawienia informacji. Zaciskam ręce w pięści i staram się nie myśleć o paraliżującym bólu; z całych sił zamykam powieki, by powstrzymać napływające łzy. Gdy na skórze zaczyna brakować miejsc na kolejne cięcia, zmienia taktykę i postanawia zrobić z mojego ciała worek treningowy. Marzę o tym, by stracić przytomność i zaznać, choć chwili ukojenia, lecz nic takiego się nie dzieje, wciąż jestem świadoma wszystkiego, czego doznaję.
Mój oprawca wrzeszczy i wprost kipi z wściekłości, jednak nie udaje mu się wydusić ze mnie nawet słowa. W głębi duszy mam małą nadzieję, że jeśli jego działania wciąż nie będą przynosić rezultatów, znudzi się i postanowi zakończyć moje cierpienia.
Przez najbliższy czas nic takiego jednak nie następuje. On wciąż znęca się nade mną, a ja nie tylko czuję, ale również słyszę dźwięk łamanej kości w mojej lewej nodze. Nie mam już siły się powstrzymywać i wydaję z siebie głośny jęk, ale to go nie zatrzymuje, a jedynie działa jak zaproszenie. Uznaje chyba, że jest coraz bliżej zwalczenia mojej silnej woli i zaczyna bić coraz szybciej i mocniej.
Przeciągająca się agonia zmusza mnie do kilku kolejnych krzyków, po czym odnoszę wrażenie, że palący ból zaczyna maleć, a po następnej serii uderzeń nie czuję już nic. Zamykam ciężkie powieki i odnoszę wrażenie, że widzę Fabiana, a gdy je otwieram, jego twarz wciąż widnieje przed moimi oczami. Jest prawdziwy.
Czuję, jakby moje ciało zaczynało lewitować w powietrzu. Nie wiem, czy to tylko wytwór mojej wyobraźni, czy dzieje się to naprawdę, ale doznanie jest takie, jakby moja dusza na kilka sekund odstąpiła od reszty, po czym z powrotem powróciła na swoje miejsce.
Zbieram całą siłę, jaka mi pozostała i zmuszam się do rozejrzenia po pomieszczeniu. Nie siedzę już na krześle, ale frunę w powietrzu.
Widzę czystą furię i przerażenie malujące się na twarzy Fabiana oraz wściekłą minę Siggara, ale kiedy próbuję obrócić głowę, by dojrzeć coś jeszcze, moja szyja odmawia mi posłuszeństwa. Wszyscy coś krzyczą i żywo gestykulują, jednak nie potrafię skupić się na tyle, by zrozumieć z tego cokolwiek. Otwieram usta i próbuję wydusić z siebie kilka słów. Nie wiem, czy mnie rozumieją, czy jest to jedynie niewyraźny bełkot.
- Kra-snal... po-zbą-dźcie się kra-sna-la... – Chcę dać im do zrozumienia, że w tym małym chłopcu tkwi cała moc Dallaka. Jeśli zdołają go zlikwidować, będą mieli większe szanse na wygraną.
Wokół mnie panuje nieopisany chaos; odgłosy bójki i głośne krzyki skutecznie powstrzymują mnie przed omdleniem. Nie widzę zbyt wiele, ale domyślam się, że karzeł nie jest jego jedynym sprzymierzeńcem. Zapewne w tym momencie moi przyjaciele walczą z całą ich hordą.
- Oddaj wolumin, a daruję jej życie! – Dociera do moich uszu dźwięk słów, wypowiedzianych za moimi plecami i dopiero teraz uświadamiam sobie, że wcale nie unoszę się w powietrzu, a jedynie jestem podtrzymywana przez silne ramiona Dallaka.
- Niee!!! – Próbuję krzyknąć z całych sił, nie mogę pozwolić, aby mój ból i cierpienie poszły na marne. Gdybym chciała ratować się w ten sposób, sama mogłam wyjawić mu prawdę i tym samym oszczędzić sobie udręki.
Spoglądam na Fabiana i dostrzegam jego przerażony wzrok oraz drobne łzy spływające po policzkach. Zbieram w sobie całą siłę, jaka mi pozostała i uśmiecham się do niego, najszczerzej jak potrafię. Właśnie w tym momencie zdaję sobie sprawę, że widzę go po raz ostatni.
Zaciskam pięści i powstrzymuję krzyk, kiedy ostre kły zatapiają się w moim ciele, a kilka najdłuższych sekund w moim życiu później, opadam na ziemię i kątem oka oraz resztkami świadomości dostrzegam, że Dallak zaczyna się krztusić i wypluwać moją krew. Ostatnią rzeczą, jaką widzę, jest przecinające jego szyję, stalowe ostrze.
***
Czuję ulgę i nieopisany spokój. Mam wrażenie, że nic na tym świecie nie jest w stanie zrobić mi krzywdy, że jestem bezpieczna. Kiedy otwieram oczy, przez pierwsze kilka sekund nie mogę sobie przypomnieć, gdzie jestem ani co się wydarzyło. Mrugam kilkukrotnie, aby przyzwyczaić wzrok do panującej w pomieszczeniu ciemności. Obracam głowę i zdaję sobie sprawę, że wciąż przebywamy w magazynie, a ja tkwię w szczelnym uścisku Fabiana.
Próbuję się odezwać, jednak nie mam siły wypowiedzieć ani słowa; przełykam ślinę, by zlikwidować metaliczny posmak krwi z moich warg. Fabian przytula mnie do siebie i delikatnie gładzi po włosach, po czym składa subtelny pocałunek na policzku.
- Myślałem, że cię straciłem – szepcze cicho do mojego ucha, a ja uśmiecham się łagodnie.
Podnoszę głowę i próbuję wstać. Z ulgą zauważam, że ból zniknął, a po obrażeniach nie ma najmniejszego śladu.
- Gdzie są wszyscy? – pytam, gdy ze zdziwieniem stwierdzam, że oprócz Fabiana i Siggara w pomieszczeniu nie ma nikogo.
- Wysłałem wszystkich do Marie – informuje Siggar. – Obiecała spróbować zdjąć zaklęcie z księgi, abyśmy mogli zlikwidować ją raz na zawsze, by podobna sytuacja już nigdy nie miała miejsca. Byłem idiotą, że nie zrobiłem tego wcześniej. Wierzyłem, iż ukrycie jej załatwi sprawę, bo przecież nikt poza mną nie wiedział o tym, że ona w ogóle istnieje. Mogłem przewidzieć, że Dallak znajdzie sposób, aby oszukać śmierć i nie podda się tak łatwo.
Wstaję z podłogi i otrzepuję przesiąknięte krwią oraz kurzem ubranie; z ciężkim trudem jestem w stanie utrzymać równowagę.
- Jak mnie znaleźliście? Ten cholerny dzieciak blokował moje myśli, nie mogłam się z wami skontaktować.
- To zasługa Rose – odpowiada Fabian. – Szukaliśmy cię wszędzie, aż wyczuła twój ból i zbliżającą się śmierć, a gdy byliśmy już blisko, usłyszała twój przeraźliwy krzyk.
Spoglądam na Fabiana i zauważam wściekłość i cierpienie na jego twarzy. Ten widok rozrywa mi serce.
- Dlaczego to zrobiłaś? – odzywa się Siggar. – Dlaczego nie zdradziłaś mu tego, co chciał wiedzieć? Dlaczego chciałaś zginąć w obronie obcych ludzi?
- Nie jesteście dla mnie obcy – odpowiadam bez wahania. – Jesteście mi bliżsi niż większość osób, które poznałam w całym moim życiu. Jesteście dla mnie bliżsi niż moja własna rodzina.
Siggar pociera dłonią swoją skroń, po czym obraca wzrok i przemawia do Fabiana:
- Jesteś absolutnie pewien, że tego chcesz? Uważam, że popełniasz wielki błąd.
- Jestem pewien. Spójrz na nią, omal nie zginęła! – wybucha z wściekłością.
Marszczę brwi i obserwuję ich zdezorientowana. Nie mam najmniejszego pojęcia, co się dzieje.
- O czym wy mówicie? – pytam ze zdziwieniem, spoglądając na nieodgadnione twarze swoich towarzyszy.
- Zamierzam dotrzymać danego słowa i zwrócić twoje dawne życie – odpowiada Fabian, odwracając głowę. – Taka była umowa. Ty wypełniłaś swoją część, teraz kolej, abym i ja wypełnił moją.
Zastygam. Milczę przez chwilę i zastanawiam się, co powiedzieć, jakich użyć argumentów, aby go przekonać, by nie zabierał moich wspomnień, jednak decyduję nie mówić nic. Gdyby odwzajemniał moje uczucia, gdyby mnie kochał, nigdy nie pozwoliłby mi odejść. Nie w ten sposób. Nie tak łatwo. Nie teraz!
Wiem, że powinnam krzyczeć i błagać o zmianę jego decyzji, ale tego nie robię. Nie będę żebrać o miłość. Być może to, co do mnie czuje, nie jest na tyle silne, aby chciał spędzić ze mną całą wieczność. Przecież nie mogę go zmusić, by mnie pokochał...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top