ROZDZIAŁ 18

Fabian kilkukrotnie próbował się ze mną skontaktować, jednak nie odpowiedziałam na żadną z jego wiadomości. Nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Stan, w którym się znajduje, sprawia, że nowa umiejętność działa w ograniczony sposób, możemy z nim rozmawiać jedynie, będąc w niewielkiej odległości. Nie jestem jeszcze gotowa, by przebywać niedaleko niego.

Wciąż nie udało mu się nawiązać kontaktu z Siggarem i zaczynamy podejrzewać, że ta umiejętność działa tylko w jedną stronę. Jak widać, nie jest to takie proste, jak nam się wydawało...

Razem z całą resztą siedzę w salonie i czekamy na Barta; wypatrujemy aż wróci ze spotkania z Martitą. Skamieniałe ciało Lafitte leży ukryte w podziemiach domu. Nie chcemy go budzić, zanim nie poznamy wszystkich faktów.

- Zwlekamy już zbyt długo – odzywa się Gabe. – Jeśli ktokolwiek was widział, ryzykujemy, że wpadnie tu cała gromada i pokrzyżuje nasze plany z działania po kryjomu.

- Gabe ma rację – komentuje Ben. – Musimy się przegrupować. Fabian śpi sobie w najlepsze, a my gonimy własny ogon, podczas gdy wszystkie odpowiedzi leżą bezczynnie w piwnicy.

- Co chcecie zrobić? – pytam zdezorientowana.

- Ja, Chris i Ben utniemy sobie małą pogawędkę z naszym więźniem, natomiast ty porozmawiasz z Fabianem. Zapytaj go, jak długo zamierza jeszcze czekać. Plan był dobry, nadszedł jednak czas na wymyślenie nowego.

Wzdycham.

- Czy ktoś inny nie mógłby tego zrobić? Wolałabym być z wami na dole.

- Co się dzieje z waszą dwójką? – docieka Gabe. – Jeszcze wczoraj nie potrafiliście oderwać od siebie wzroku, a dzisiaj odnoszę wrażenie, jakbyś nie mogła nawet znieść przebywania w tym samym pomieszczeniu.

- Ja z nim porozmawiam – odpowiada za mnie Chris. – Zoe pójdzie z wami. Z pewnością jej widok sprawi, że Lafitte będzie zdezorientowany. Niecodziennie zdarza się, że wampir przegrywa pojedynek z kobietą, szczególnie jeśli jest człowiekiem.

- To powinno być interesujące. – Uśmiecha się Ben.

Około kwadransa później siedzę w piwnicy naprzeciwko naszego więźnia i czekam, kiedy się przebudzi. Jest przywiązany do krzesła, tony łańcuchów szczelnie oplatają jego ciało, uniemożliwiają wykonywanie jakichkolwiek ruchów. Obserwuję i śledzę choćby najmniejsze drgnięcie; całe to oczekiwanie sprawia, że się denerwuję.

- Spokojnie Zoe – przekazuje mi w myślach Gabe. – Nie zrobi ci krzywdy, ale gdybyś zmieniła zdanie, to jesteśmy w pobliżu.

- Nie przejmujcie się mną – odpowiadam. – Przesłuchiwałam już ludzi, z wampirami nie powinno być dużo trudniej.

Chichoczę nerwowo i nieruchomieję, gdy mój towarzysz powoli otwiera oczy. Porusza się nieznacznie, analizuje otoczenie i wbija we mnie swój parszywy wzrok.

- Witaj śpiochu – mówię wesoło. – Wygodnie się spało?

- Pierdol się! – warczy i próbuje uwolnić ręce ze stalowych więzów.

- Taki przystojny pan, a tak brzydko mówi... - kręcę głową z dezaprobatą.

Wampir przestaje się szarpać i obserwuje mnie ze zdziwieniem.

- Pamiętam cię – stwierdza po chwili. – Byłaś w "Boutique du Vampyre". Kim jesteś?

- Kimś, kto chciałby poznać kilka odpowiedzi.

Wstaję z krzesła i podchodzę bliżej. Uśmiecham się i powstrzymując obrzydzenie, głaszczę lekko jego policzek.

- Gdzie jest Siggar? – pytam zmysłowym głosem.

- Nie wiem, o kogo pytasz.

Zaciskam zęby i z całej siły uderzam go w twarz. Patrzy na mnie z niedowierzaniem, a następnie wystawia ostre, białe kły.

- Zła odpowiedź! – krzyczę wesoło. – Chcesz spróbować jeszcze raz?

- Niech zgadnę, jeśli nie spodoba ci się to, co powiem, zamierzasz mnie bić? – Rechocze z ironią.

- Ja nie – odpowiadam radośnie. – On tak.

Wskazuję ręką na Bena, Lafitte automatycznie przestaje się uśmiechać.

- Co jest do cholery! – warczy. – Czego ode mnie chcecie?!

- Nie słyszałeś, jak pani grzecznie pytała? – kpi Ben. – Gdzie jest Siggar?

- Ja nic nie wiem! – krzyczy wystraszony. – Nie miałem z tym nic wspólnego!

- Ale wiesz, kto miał? – pytam z zainteresowaniem.

- Nie mam pojęcia, o czym mówicie!

- Myślę, że wiesz – stwierdza Ben. – Wiesz i nam o tym opowiesz.

Patrzy na nas zdenerwowany. Milczy.

- Zostaw nas na chwilę samych, dama nie powinna tego oglądać – informuje Ben i mruga do mnie porozumiewawczo, zacierając ręce z niecierpliwością.

Uśmiecham się i powoli kieruję w stronę wyjścia. Nie widzę, ale słyszę, potworny krzyk, gdy dotyka swoją ręką jego ciała.

- Zaczekaj! – woła, powstrzymując grymas bólu. – Nie wiem, gdzie on jest, ale wiem, że nie opuścił Nowego Orleanu!

Zatrzymuję się i obracam w jego stronę.

- Mówiłeś coś? – pytam spokojnie. – Ben, ty też słyszałeś?

- Ja? Nic... – Chichocze i znów kładzie rękę na jego ramieniu.

- Cholera! – krzyczy przeraźliwie Lafitte. – Mówiłem, że nie wiem, gdzie on jest! Mieliśmy go tylko unieruchomić. Ktoś inny zajął się ciałem!

- Kto?

- Nie znam go, widzieliśmy się tylko raz tamtej nocy. Zapłacił i każdy z nas poszedł w swoją stronę – przerywa, by zaczerpnąć powietrza. - Zabieraj ode mnie swoje łapska!

- Skąd przekonanie, że wciąż jest w mieście?

Lafitte wzdycha zrezygnowany.

- Ten facet to ponoć jakiś bardzo potężny wampir. Wszyscy w okolicy o nim mówią i zastanawiają się, czego tu szuka. Ja naprawdę nic o nim nie wiem!

Spoglądam na Bena, a on potakująco kręci głową.

- Co robiłeś na cmentarzu?

Milczy. Przygląda mi się niechętnie. Macha głową z rezygnacją.

- Krążą plotki, że szuka czegoś, co jest tutaj ukryte. Nikt nie wie jednak gdzie i co to jest, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że musi być wartościowe, skoro ktoś z jego pozycją zadaje sobie tyle trudu, żeby to odnaleźć.

- I ty myślisz, że go ubiegniesz? – Śmieje się Ben. – Naprawdę jesteś idiotą.

- Macie, czego chcieliście, teraz mnie wypuśćcie!

- Nie tak szybko – mówi Ben. – Posiedzisz tu trochę, zanim nie potwierdzimy, że to, co mówisz, jest prawdą.

Spogląda na mnie i wskazuje ręką drzwi.

- Damy przodem – uśmiecha się zwycięsko.

***

- Coś mi tu nie pasuje – oświadcza Ben. – Dlaczego ktoś, przed kim drżą wszystkie wampiry w okolicy, chciałby się pozbyć Siggara? To nie ma najmniejszego sensu, on nie jest żadnym zagrożeniem.

- Może to nieprawda, a ten idiota na dole wszystko zmyślił – stwierdza Gabe.

- Jest idiotą, ale nie jest kłamcą. To jedyna pozytywna rzecz, jaką można powiedzieć o tym degeneracie.

- Okej, to zaczyna być coraz bardziej pogmatwane – mówię po chwili. – Mamy zaginionego tysiącletniego wampira, który jest ukryty gdzieś w Nowym Orleanie, przez innego siejącego postrach wśród nieśmiertelnej społeczności potwora, który tak się składa, że poszukuje czegoś, co zostało tutaj schowane... Czy tylko mnie wydaje się to pokręcone? Być może wasz przyjaciel gdzieś to ukrył? Albo też tego szuka i w ten sposób pozbyto się konkurencji?

Cisza.

- Idź do Fabiana. Powiedz mu, że ma ostatnią szansę na skontaktowanie z Siggarem. Jeśli mu się nie uda, to go budzimy. Jest nam tu potrzebny.

Nie mam ochoty z nim rozmawiać, jednak w obecnej sytuacji moje marudzenie i niechęć nie wyjdzie nikomu na dobre. Wstaję i idę do jego sypialni, a po drodze mijam Chrisa. Jego zniesmaczona mina przykuwa moją uwagę.

- Co się stało?

- Wypytywał, dlaczego go unikasz, więc powiedziałem mu prawdę. Trochę się zdenerwował...

Zastygam i napinam wszystkie mięśnie. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuję, to szczera rozmowa z nieprzytomnym facetem. Zaciskam pięści i wchodzę do pokoju; niespiesznym krokiem podchodzę w jego stronę i siadam na brzegu łóżka.

- Jesteś nam potrzebny – mówię w myślach. – Jeśli do wieczora nie uda ci się nawiązać kontaktu, będziemy musieli trochę zmodyfikować nasz plan.

Cisza.

- Zrozumiałeś? – pytam stanowczo.

Zero odpowiedzi.

- To nie jest najlepszy czas na dąsanie się – kontynuuję.

Nic.

- Fabian? – Przysuwam się bliżej i potrząsam jego skamieniałym ciałem. – Jesteś tam?

Brak reakcji.

Wstaję błyskawicznie i zbiegam na dół. Wszyscy obserwują mnie z troską, widząc malujące na mojej twarzy przerażenie. Biorę kilka głębokich wdechów i opieram się o ścianę.

- Nie ma go tam – dyszę. – Nie odpowiada.

- Co?! – krzyczy kilka głosów naraz. Wszyscy wstają i obserwują mnie ze zdziwieniem.

- Mówiłam do niego, ale nie odpowiada. Czy to normalne?

- Jeszcze chwilę temu z nim rozmawiałem – informuje Chris. – Był jak najbardziej obecny.

- Czy to może oznaczać, że skontaktował się teraz z Siggarem? – pytam wystraszona. Chociaż w tej chwili go nie lubię, to mimo wszystko mi na nim zależy. Nie chcę, żeby stała mu się krzywda, nie chcę, żeby cierpiał. Chcę, żeby był bezpieczny.

- Musimy poczekać i zobaczyć, co się wydarzy – stwierdza Ben. – Jeśli teraz go obudzimy i okaże się, że zerwaliśmy połączenie, cały wysiłek ostatnich dni pójdzie na marne.

Rose podchodzi do mnie i przytula delikatnie, po czym prowadzi powoli i usadawia w fotelu. Siedzimy w ciszy. Moje myśli pędzą jak oszalałe; tysiąc przeróżnych scenariuszy obija się o moją głowę. Nikt nic nie mówi. Mija dziesięć minut, trzydzieści, sześćdziesiąt. Uświadamiam sobie, że ze zdenerwowania prawie nie oddycham; napięte mięśnie zaczynają mnie boleć. Obserwuję, rozmyślam i wyczekuję, by znów usłyszeć jego głos, by dowiedzieć się, że wszystko jest w porządku. Byłam głupia, twierdząc, że mogę o nim zapomnieć, że będę umiała żyć dalej bez niego. Muszę coś zrobić. Nie mogę bezczynnie siedzieć i wpatrywać się w przestrzeń. Zaraz zwariuję.

- Dokąd idziesz? – pyta Chris, kiedy wstaję i kieruję się w stronę drzwi.

- Na zewnątrz. Potrzebuję świeżego powietrza.

Wychodzę, przyspieszam i staję kilka metrów od domu, biorę parę głębokich wdechów, z całej siły uderzam w rosnące tam drzewo. Moje dłonie zaczynają krwawić, a ból sprawia, że powoli się uspokajam.

- Kochasz go, prawda? – szepcze Chris, a jego głos jest cichy i spokojny.

Zamykam oczy i wypuszczam powietrze.

- Nie. Nie wiem. Może... Znam go zaledwie kilkanaście dni, nie chcę tego czuć!

Podchodzi w moją stronę i mocno mnie przytula.

- Dlaczego uważasz, że to coś złego?

- Bo będę przez to cierpieć. Już przez to cierpię.

Ocieram łzy.

- Nie mów mu o tym – proszę cicho.

- A jeśli czuje do ciebie to samo?

- Wtedy mi to powie. Nie chcę, żeby robił cokolwiek z litości.

- Uważam, że...

- Cicho! – przerywam mu. – Chyba go słyszę!

- Jesteś tam? – przekazuję w myślach. Nieruchomieję w oczekiwaniu na jakiś znak.

- Jestem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top