ROZDZIAŁ 15
- Nie – ma – kurwa – mowy! – wymawiam każde słowo głośno i wyraźnie, przyglądam się wszystkim wokół, sprawdzam, czy mnie rozumieją.
To, co planują zrobić, jest absolutnie wykluczone.
Fabian patrzy na mnie i rozkłada ręce z bezsilności.
- Nie wiem, jak mogę ci to jeszcze wytłumaczyć, byś uwierzyła, że to całkowicie bezpieczne.
Patrzę na niego z wściekłością. Mam ochotę z całej siły uderzyć pięścią w stół.
- Żartujesz sobie ze mnie?! Prędzej sama dam się zabić, niż zgodzę oglądać cię w tym stanie jeszcze raz! – krzyczę z frustracji.
Pomijając naszą zaciekłą wymianę zdań, w pomieszczeniu panuje grobowa cisza. Pozostali siedzą spokojnie. Obserwują nas w milczeniu.
- Będziecie tak siedzieć na dupach, jak cioty i nie powiecie nawet słowa? – zwracam się do nich z wściekłością.
- Myślę, że to dobry plan... - zaczyna nieśmiało Bart, lecz milknie, widząc wyraz mojej twarzy.
- Nie no, ja kurwa nie wierzę! – chowam twarz w dłoniach. – Jesteście nienormalni!
- Zoe, nic mi nie będzie. Obiecuję – odzywa się uspokajająco Fabian i kładzie delikatnie rękę na moim ramieniu.
Strzepuję ją gwałtownie i przyglądam mu się z dezaprobatą.
- Daj mi znać, gdy wymyślicie coś rozsądniejszego – mówię, ściszając głos i kieruję się do swojej sypialni. Prawie bezdźwięczne "załatwię to", dopływa do moich uszu.
Wchodzę po schodach ciężkim krokiem, pokonując po dwa stopnie naraz, z trzaskiem zamykam drzwi.
Po moim trupie.
Absolutnie.
Nie ma mowy.
Nigdy w życiu.
Nie!
Siadam na brzegu łóżka i zamykam oczy. To jakieś szaleństwo!
Słyszę, gdy Fabian po cichu zakrada się do pokoju i kuca naprzeciwko mnie. Wzdycha, kładąc dłonie na moich nogach.
- To wcale nie jest takie niebezpieczne, jak się wydaje – zaczyna uspokajającym głosem. – Być może nie wygląda to zbyt przyjemnie, ale...
- Nie masz najmniejszego pojęcia, jak to wygląda – przerywam mu z wyrzutem. – Kiedy stałam nad twoim skamieniałym ciałem i zastanawiałam się, czy zdołam przywrócić cię do życia, myślałam, że umrę z przerażenia. Błagam cię, nie każ mi przechodzić przez to jeszcze raz – z całych sił powstrzymuję łzy.
Fabian obserwuje mnie ze smutkiem, siada obok i obejmuje ramieniem. Przytulam się do niego i przyciskam twarz do umięśnionej klatki piersiowej. Wyciąga rękę i zaczyna uspokajająco gładzić moje włosy. Pociągam nosem i pytam z nadzieją:
- Nie ma innego sposobu?
Fabian wypuszcza głośno powietrze.
- Z pewnością jakiś jest, ale nie mamy, aż tyle czasu, by marnować go na szukanie alternatywy. To jest najszybsze i jeśli mam rację, znacznie ułatwi nam poszukiwania. Zoe, wiesz, że to najlepsze wyjście.
- Kiedy? – pytam cicho.
- Najpóźniej jutro wieczorem.
Milczę przez chwilę, wpatruję się w przestrzeń.
- Zgodzę się pod jednym warunkiem.
- Jakim? – pyta, obserwując mnie z uwagą.
- Pożyczysz moc od bliźniaków. Jeśli mam rację, a wydaje mi się, że tak, będziemy mogli utrzymać kontakt przez cały czas. Ty natomiast przekażesz nam w ten sposób wszystko, czego się dowiesz.
Spogląda na mnie z podziwem.
- To w zasadzie świetny pomysł – mówi i całuje mnie mocno w czoło, a następnie ujmuje moją twarz w swoje dłonie. – Chodźmy, szkoda czasu.
***
Kilka minut później znów znajdujemy się w bibliotece. Siedzę w ogromnym fotelu pod ścianą, obserwuję wszystkich uważnie.
- Zoe zwróciła moją uwagę na pewien pomysł – zaczyna przemawiać Fabian. – Chłopaki, myślicie, że mógłbym podłączyć się do waszej linii na jakiś czas? – przerywa na chwilę, a wszyscy spoglądają na niego pytająco. - Jeśli się uda – zaczyna wyjaśniać. - Zdołałbym pozostać z wami w kontakcie, kiedy będę po drugiej stronie. Postarałbym się również przekazać jak najwięcej informacji oraz sam byłbym na bieżąco.
Oczy wszystkich zwracają się w moją stronę.
- Teraz już wiem, dlaczego moi bracia tak cię polubili – mówi Ben. – To genialny pomysł. Dziwię się, że przez tyle czasu nikt z nas na to nie wpadł.
Uśmiecham się blado.
- I tak wciąż uważam, że to idiotyczny plan.
- Wiemy o tym, aż za dobrze – bąka z ironią Bart.
Rzucam mu groźne spojrzenie, po chwili niespiesznie odwracam wzrok.
- Da się załatwić – oświadcza Chris i mruga do mnie porozumiewawczo.
- Niedługo będzie mały tłok – przekazuje mi w myślach Gabe, szczerząc zęby w półuśmiechu.
- Dobra, to już mamy ustalone. Jakieś przemyślenia, co do reszty? – zachęca Fabian, obejmując wzrokiem wszystkich obecnych.
- Ja z chęcią spotkam się z Martitą i wyciągnę od niej wszystko, co wie – oświadcza Bart z uśmiechem. – Już ja potrafię sprawić, że kobieta wyjawi mi wszystkie swoje sekrety. Wprost będzie błagać bym pytał o więcej i mocniej, i szybciej...
Ben chrząka znacząco, jako że każdy z nas domyślił się, w jaki sposób będzie przebiegać owe wydobywanie informacji, po czym przemawia pewnym głosem:
- Lafitte'a biorę na siebie. Ta szumowina nie raz zalazła mi za skórę, czas więc sprawdzić, po ilu woltach zacznie ćwierkać jak skowronek – mówiąc to, zaciera dłonie i uśmiecha się przebiegle.
- Świetnie. Nie wiem ile czasu zajmie mi skontaktowanie się z Siggarem, ale myślę, że jeden z bliźniaków powinien zostać blisko mnie. Poprzednio stało się to po kilku godzinach, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to w ogóle możliwe. Tym razem będę próbował zwrócić na siebie jego uwagę.
- Ja zacznę przeszukiwać najprawdopodobniejsze miejsca, gdzie mogą go ukrywać – przerywam jego wypowiedź. – Śledztwo to moja specjalność, a poza tym, nie będę zwracać na siebie większej uwagi. Nawet jeśli ktoś mnie zauważy, to pomyśli, że jestem niegroźną turystką, jakich wiele w Nowym Orleanie.
- Dobrze – zgadza się ze mną niechętnie. – Ale jeden z chłopaków pójdzie z tobą. Jak cię znam, wpadniesz w kłopoty, zanim zdążysz się porządnie rozkręcić.
Patrzę na niego i zaczynam otwierać usta, by odgryźć się za tą uwagę.
- Ja pójdę z Zoe. Mam wrażenie, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi. – Ubiega mnie Chris.
Spoglądam w jego stronę i odwzajemniam szeroki uśmiech.
- Jak rozmawialiśmy z Marie, to wspomniała o jakimś Dallaku. Wiecie, kogo miała na myśli? – pytam z ciekawością.
- Zdaje się, że Siggar wspominał o nim kilka razy, ale zawsze szybko zmieniał temat, wściekając się przy tym i rzucając przekleństwami we wszystkich znanych mu językach – zauważa Ben.
- Zapytam go o niego, gdy tylko uda mi się nawiązać kontakt – stwierdza Fabian rzeczowo. – Jak tylko skończę, pomożemy wam w poszukiwaniach – mówi do mnie i Chrisa. – Reszta natomiast zobaczy, czego uda im się dowiedzieć i gdzie ich to zaprowadzi.
Pół godziny później cały plan mamy już szczegółowo obmyślony. Przyglądam się chłopakom, zastanawiam czy przez cały czas właśnie tak wygląda ich życie. Nie mogę sobie wyobrazić ciągłego zagrożenia i niebezpieczeństwa, czyhającego na nich każdego dnia. Tak naprawdę wiem niewiele o ich przeszłości, ale sprawiają wrażenie, jakby dokładnie orientowali się w tego typu sytuacjach. Przeżyli ponad dwieście lat. Musi to o czymś świadczyć.
- Nie zamartwiaj się – przekazuje mi w myślach Gabe. – Z gorszych sytuacji wychodziliśmy bez szwanku.
Uśmiecham się blado, żegnam ze wszystkimi i przenoszę do swojej sypialni. Marzę, by ten dzień dobiegł wreszcie końca. Rzucam szybkie spojrzenie na luksusową wannę, ostatecznie decyduję się na szybki prysznic.
Nie mam już siły na ciągłe rozmyślanie o tym, co może pójść nie tak. Zasypiam błyskawicznie, gdy tylko przykładam głowę do poduszki.
Jakiś czas później coś gwałtownie wyrywa mnie ze snu. Rozglądam się niespokojnie, zauważam ciemną postać przyglądającą mi się uważnie z drugiego końca pokoju. Momentalnie podnoszę głowę i ściskam okrywającą mnie narzutę.
- To tylko ja. Nie chciałem cię wystraszyć – odzywa się Fabian uspokajającym głosem.
Wypuszczam powietrze z ulgą i rozluźniam napięte mięśnie.
- Coś się stało? – pytam z przejęciem.
- Nie. Przepraszam, nie powinienem był zakradać się do ciebie w ciemności. – Robi pewny krok w stronę drzwi, staje jednak w miejscu. – Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać.
Moje oczy zaczęły już przyzwyczajać się do panującego mroku, dlatego widzę wyraźnie malujący się na jego twarzy smutek. Wychodzę z łóżka, robię kilka nieśpiesznych kroków w jego kierunku.
- Obiecam, jeśli ty zrobisz to samo – mówię cicho i przysuwam się bliżej.
- Obiecuję – szepcze prawie bezgłośnie.
- Obiecuję.
Fabian rozkłada ręce i pozwala, bym wtuliła się w jego silne ramiona. Przyciska mnie mocno do siebie i składa delikatny pocałunek na moich włosach. Zamykam oczy i oddycham z ulgą. Czuję, jakby nic na świecie nie mogło mnie skrzywdzić. Jestem bezpieczna, kiedy znajduję się blisko niego. Obejmuję go ramionami, przytulam twarz do twardej klatki piersiowej. Fabian ujmuje palcem mój podbródek, unosi lekko głowę do góry, a następnie całuje mnie powoli i zmysłowo. Rozpływam się pod dotykiem jego ciała. Chciałabym zatrzymać czas, zostać tu na zawsze. Nie wiem, dlaczego, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że to ostatni raz, kiedy jestem tak blisko niego.
Spijam, pożeram, chłonę każde muśnięcie jego skóry, zatracam się w jego spojrzeniu. Masuje delikatnie moje plecy, mój kark, moją szyję, policzki. Zamykam oczy, otwieram, nabieram powietrza, wypuszczam. Przytulam się mocniej, opuszkami palców studiuję każdy fragment jego ciała.
Fabian bierze mnie na ręce, odgarnia długie włosy z twarzy i układa ostrożnie na miękkich poduszkach, pokrywających moje łóżko.
Kochamy się namiętnie i powoli, jakby czas nie miał dla nas znaczenia. Bezustannie wpatrujemy się w siebie, nie odrywając wzroku nawet na chwilę. Jesteśmy jednością. Zapamiętuję wszystko, każdy moment, każdy oddech.
Zamykam ciężkie powieki, przytulam go z całych sił.
Nie chcę myśleć o niczym.
Nie teraz.
***
Budzę się i ze zdziwieniem stwierdzam, że nie uciekł. Śpi obok mnie. Jest tutaj. Wyciągam dłoń, muskam delikatnie jego piękną twarz. Porusza się, wydając cichy dźwięk. Pochylam głowę i składam tęskny pocałunek na jego policzku.
Nie mogę już dłużej zaprzeczać – zaczynam się w nim zakochiwać.
W jego śmiechu i smutku, dobru i złu, życiu i śmierci.
Wszystkim.
Podnoszę się, ubieram i wychodzę na zewnątrz. Bezgraniczna zieleń trawy i wysokie drzewa obejmują mnie z każdej strony. Biegnę przed siebie. Muszę oczyścić umysł z blokujących mnie myśli. Czuję bezsilność. Nie mogę nic zrobić.
Przyspieszam, zwalniam, zatrzymuję się i oddycham głęboko.
Nie wiem, co przyniesie jutro, jak potoczą się kolejne dni, ale jednego jestem pewna – nie odejdę. Nie chcę życia bez niego.
Gdy wracam, zastaję wszystkich zebranych w salonie, a do moich uszu dopływają jedynie dwa słowa, rozbrzmiewające w mojej głowie jak burza, sprowadzające mnie do rzeczywistości:
- Już czas.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top