Rozdział 27 - Nareszcie wolny


Ciężko jest patrzeć na cudze szczęście, gdy samemu nie można odnaleźć go w swoim życiu. Bogdan nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że zazdrości Potockim codziennego uśmiechu, ale tak właśnie było. Miał do nich nawet żal o to, że dość szybko pozbierali się po śmierci Marianny. Nie przepadał za odwiedzinami u nich, chociaż zapewniali go, że jest tam mile widziany. Nie potrafił jednak odnaleźć się w ich sielance, która nastąpiła po narodzinach Róży, córki Fabiana i Klary. Gdy brał dziewczynkę na ręce, ona uśmiechała się uroczo, ciągnąc go za włosy. Jej oczy miały dokładnie tę samą barwę jak oczy Marianny. Państwo Potoccy pozbierali się po stracie dwójki dzieci, mieli nadal dla kogo żyć, dla swojej małej wnuczki. A Bogdan nadal był sam. Bez rodziców, ukochanej, nawet przyjaciele poszli w swoje strony, pozakładali rodziny lub leżeli w grobie. Każdego dnia wstawał tylko po to, by iść na akcję, choć i w tej walce o wolność nie mógł odnaleźć sensu.

Tego dnia wyjątkowo nie mógł znaleźć sobie zajęcia. Czekał na spotkanie z Gustawem, od którego miał otrzymać nowe rozkazy. Przez nieuwagę strącił z półki szkatułkę ze starymi dokumentami, jeszcze z czasów, gdy o wszystko troszczyli się za niego rodzice. Przyklęknął na podłodze i ze wzruszeniem uniósł wieczko. Drżącymi dłońmi wyjął plik kartek. W oczy od razu rzuciło mu się zaproszenie na ślub Klary i Fabiana. Najwidoczniej Marianna musiała je tam włożyć, on sam nie przywiązywał wagi do pamiątek. Jakby na wspomnienie o zmarłej narzeczonej spomiędzy papierów wypadło jej zdjęcie. Jego ukochana, uśmiechnięta, w letniej sukience. Zdjęcie musiało zostać zrobione około dwa lata przed ich poznaniem. Nie miał pojęcia, skąd ono się tam wzięło, ale to przecież nie było w tym momencie najważniejsze. Łzy napłynęły mu do oczu, gdy przeczytał wiadomość starannie zapisaną na odwrocie fotografii.

Kochanie, jesteś moją jedyną prawdziwą miłością. Żałuję, że przyszło nam żyć w takich czasach, gdy nie możemy w pełni nacieszyć się sobą i całym życiem. Marianna

Wstał i przeszedł się kilka razy po pokoju, oddychając głęboko. Nie mógł sobie pozwolić kolejny raz na rozklejenie się, a łzy mimowolnie napływały mu do oczu. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że już i tak jest spóźniony na spotkanie z Gustawem. Zostawił wszystko na podłodze, obiecując sobie, że wieczorem to posprząta. Zarzucił na siebie kurtkę i wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz.

Uderzyło go mroźne powietrze, ale nie zwrócił na to uwagi. Liczyło się tylko wykonanie powierzonego mu zadania, czyli dostarczenia tajnej korespondencji. Ostatnimi czasy wychodził z mieszkania tylko na spotkania z Gustawem, a potem krążył po Warszawie, umykając przed czujnym wzrokiem hitlerowców. Znał te ulice, jakby to one były jego domem, ale przecież był dzieckiem Warszawy. Mógłby zamknąć oczy, a nogi same by go poprowadziły do mieszkania Kowalskiego.

Do perfekcji opanował myślenie o niczym, choć tego dnia cały czas pojawiał mu się w głowie obraz Marianny, miał wrażenie, że słyszy jej głos. Wyobrażał sobie, jak jego ukochana pisze na odwrocie zdjęcia wyznanie miłości. Lubiła takie romantyczne gesty, a on uczył się tego od niej każdego dnia. Nieumiejętnie próbował oczyścić umysł, ale wspomnienia lepszych dni nie opuszczały go przez całą drogę.

– Jesteś, nareszcie – rzekł Gustaw już od progu.

Rozejrzał się nerwowo i zaprosił przyjaciela do środka, po czym zamknął drzwi, odruchowo przekręcając klucz w zamku.

– Coś się stało?

– Nic wielkiego. Po prostu... Widzimy się zapewne ostatni raz. Wyjeżdżamy z Zosią do Milanówka.

– Do Czarneckich?

– Można tak powiedzieć. Usiądź, proszę, muszę ci o tym opowiedzieć.

Gustaw wskazał dłonią krzesło, a sam poszedł do kuchni, by zaparzyć herbatę. Bogdan omiótł wzrokiem po skromnym mieszkaniu. Uśmiechnął się, widząc zdjęcie Gustawa i Zosi, stojące na kredensie obok zdjęcia ślubnego rodziców Kowalskiego. Ze ślubu młodych żadnego zdjęcia nie było, bo była to tylko krótka msza w kościele, po której wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach, by nie kusić losu.

– Nie boisz się mi o tym opowiadać? Wiesz przecież, że im mniej inni wiedzą, tym bardziej jesteś bezpieczny.

– Wiem, że na tobie mogę polegać jak na Zawiszy. Mam nadzieję, że kiedyś po wojnie wszyscy się odnajdziemy.

Usiadł naprzeciw przyjaciela i zamilkł na chwilę, jakby chciał poukładać myśli.

– Wraz z moją cudowną małżonką przeprowadzamy się na wieś niedaleko Milanówka. Na początku nie chciałem nawet o tym słyszeć, przecież mój dom jest tutaj, tam gdzie rodzice, przyjaciele, oddział... Ale Niemcy mnie szukają i dobrze o tym wiem. Ostatnio za bardzo zaangażowałem się w walkę, o ile w ogóle można angażować się za bardzo... Chyba dobrze będzie zniknąć na jakiś czas. Tadek i Emilka mieszkają w wielkim domu pana Jana Czarneckiego. Zaproponowali, byśmy i my się tam wprowadzili, bo miejsca dużo, okolica ładna i bezpieczna.

– Niedługo nasz oddział całkiem się rozpadnie – szepnął Bogdan ze smutkiem.

– Powiem ci w sekrecie, że Fabian wraca, bo pewnie jeszcze się nie pochwalił.

– Nie, nie miał nawet okazji. Od dawna ich nie odwiedzałem – przyznał ze wstydem.

– Klara wreszcie mu pozwoliła, chociaż właściwie nie miała innego wyboru. Wiesz dobrze, jaki jest Fabian.

Bogdan spojrzał wymownie w sufit. Chociaż miał z Potockim dobre relacje, pewnego czasu byli ze sobą skłóceni, choć im obojgu zależało na szczęściu Marianny. Po jej śmierci Fabian obwiniał o to Bogdana, dokładając mu kolejnych zmartwień. Potrzeba było wielu miesięcy, by wszystko sobie wybaczyli i wreszcie się zaprzyjaźnili. Jednak udało im się to, w końcu na wojnie lepiej nie robić wrogów z tych, co walczą po tej samej stronie.

– Dacie sobie radę beze mnie – dodał Gustaw, widząc zamyślenie przyjaciela. – Mam tylko do ciebie jedną prośbę. Miej oko na Antosię. Zosia bardzo się o nią martwi.

Bogdan skinął tylko głową. Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym Gustaw wręczył przyjacielowi plik kartek i uścisnął go na pożegnanie.

– Do zobaczenia – powiedział Kowalski ze wzruszeniem. – Będzie mi was brakować.

– Ja też będę tęsknić – odparł Bogdan, zmuszając się do pokrzepiającego uśmiechu. – Dużo szczęścia.

– I wzajemnie.

Ukrył listy w wewnętrznej kieszeni swojej kurtki i szybko wyszedł z kamienicy. Rozejrzał się nerwowo, ale nie spostrzegł żadnego hitlerowca, więc ruszył przed siebie, trochę się uspakajając. Chyba trochę zbyt wcześnie.

Na końcu ulicy pojawił się niemiecki patrol. Bogdan odruchowo przyspieszył, starając się nie spoglądać w kierunku hitlerowców i nie zwracać ich uwagi, ale tego dnia nic nie szło po jego myśli.

– Halt! – krzyknęli w jego kierunku.

Bogdan nie miał już złudzeń. Wiedział, że Niemcy go zatrzymają, znajdą u niego fałszywe papiery i tajną korespondencję, a potem zawiozą na Pawiak i skatują tak samo jak Mariannę, próbując dowiedzieć się czegokolwiek, poznać nazwiska czy adresy. A on nie wiedział, czy uda mu się nikogo nie wydać. Nie był tak silny jak Marianna.

Zaczął biec. Nie pozostało mu nic innego. Wiedział, że go dościgną, a przynajmniej ich kule, ale był już od dawna pogodzony ze śmiercią. Gdyby go zabili, tylko wyświadczyliby mu przysługę.

– Marianko, mamo, tato... Biegnę już do was – szepnął.

W tym momencie poczuł rozlewającą się po jego ciele falę ciepła i przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Upadł od razu. Padło kilka kolejnych wystrzałów, dziurawiąc jego ciało. Czerwona kałuża na bruku wciął się powiększała.

Jego ostatnią myślą były słowa Gustawa. Po wojnie wszyscy się odnajdziemy. Tak, ale już w lepszym świecie, gdzie nie będzie strachu, śmierci i biedy.

Gdyby miał trochę więcej czasu, zapewne wspomniałby swoich przyjaciół i ich rodziny. Przypomniałby sobie uroczy uśmiech Różyczki. Pomodliłby się o szczęście dla nich, a także, by Bóg wybaczył mu wszystkie grzechy. Poprosiłby też o siłę dla wszystkich, którzy kolejnego dnia znowu wstaną, chwycą broń i wyjdą na ulice walczyć. Jego czas jednak się kończył, ale nie czuł nawet smutku, tylko ulgę.

Jego śmierci nawet nikt nie zauważył, ale to już nie miało znaczenia. On nareszcie był wolny.

Tak, nowy rozdział "Nieśmiertelnych", cóż to się stało! Ja to jeszcze kiedyś skończę, zobaczycie. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta, co tu się działo wcześniej, haha.
No w każdym razie dziękuję za czytanie i jakiekolwiek przejawy aktywności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top