Rozdział 21 - Przelana krew niewinnych

Wszystko działo się tak szybko, że Tadeusz miał wrażenie, że nie uczestniczy w tych wydarzeniach, tylko obserwuje wszystko z boku. Nadal nie mogło do niego dotrzeć, że stoi ze swoją ukochaną przed ołtarzem i tylko kilka chwil dzieli ich od momentu, gdy zostaną małżeństwem. W ogóle nie mógł się skupić na słowach księdza, cały czas nerwowo zerkał na Emilię, szukając miłości w jej oczach. Udawało mu się znaleźć ją za każdym razem. Spojrzał jeszcze na Gustawa, uśmiechającego się pokrzepiająco. Kątem oka zobaczył wzruszoną rodzinę, a także kuzynkę Anię, która już zdążyła zaprzyjaźnić się z Maćkiem. Oni wszyscy dodawali mu odwagi i dzięki nim miał pewność, że wszystko będzie dobrze.

Mylił się.

Zaczął wypowiadać słowa przysięgi małżeńskiej, gdy ciężkie drzwi otwarły się z hukiem. Mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku i zamarł. Nie mógł wypowiedzieć już ani jednego słowa. Do kościoła weszła grupa uzbrojonych Niemców.

- Kogo my tu mamy? - krzyknął po niemiecku jeden z nich. - Zabierajcie ich!

- Tadek, mówcie dalej! - rozkazał Fabian.

- Och, wiedziałem, że skądś cię znam. Pan Potocki, równie waleczny jak siostrzyczka. - Na twarzy hitlerowca malował się najbardziej złośliwy uśmiech, jaki kiedykolwiek widzieli.

W tym samym czasie Emilia kończyła wypowiadanie słów, które były tak radosne, a ona szeptała je ze strachem i płaczem. Wraz z ostatnim zdaniem, padły pierwsze strzały, właściwie nie wiadomo z której strony. Tadeusz przyciągnął do siebie Emilię, był gotów, by w razie potrzeby ochronić ją własnym ciałem. Myślał tylko o tym, by uciec, choć nie miał pomysłu, jak to zrobić, skoro hitlerowcy tarasowali jedyne wyjście. Nie było ich wielu, ale każdy zaczął strzelać, choć przyjaciele Czarneckiego nie czekali pokornie, tylko próbowali się bronić. Większość gości pochowała się między ławkami, modląc się po cichu, by nie dosięgły ich kule niemieckie, ale Fabian, Ignacy, Gustaw, Stanisław i Bogdan, którzy znowu wykonywali wyroki na zdrajcach ojczyzny, mieli przy sobie broń, którą bez większego namysłu wykorzystali. Po kilku strzałach, dwóch Niemców leżało na kamiennej posadzce, co tylko rozwścieczyło pozostałą trójkę. Tadeusz już myślał, że uda im się wygrać, ale w tym momencie jeden z hitlerowców wyrwał Anię z uścisku babci i przystawił jej pistolet do głowy. Dziecko zaczęło cicho płakać, ale strach je paraliżował od środka. Stanisław nie mógł na to patrzeć, doskoczył do mężczyzny, brutalnie odciągnął przerażoną dziewczynkę, którą od razu chwycił w ramiona Fabian, przytulając mocno do siebie. Na to, co działo się później, przyjaciele patrzyli, mając wrażenie, że oglądają film w zwolnionym tempie. Niemiec strzelił w pierś chłopaka, a on opadł na ziemię z ciężkim hukiem. Na białej koszuli pojawiła się wielka czerwona plama krwi. Do bezwładnego ciała podbiegła Kasia, wydając z siebie odgłosy rozpaczy. Uklęknęła nad nim, jakby nie bała się, że oprawcy mogą coś jej zrobić. Łzy zrozpaczonej dziewczyny mieszały się z krwią jej ukochanego. I wtedy powiedziała po niemiecku coś, czego nikt się nie spodziewał.

- Obiecaliście, że nie zrobicie tego teraz. Obiecaliście! Obiecaliście, że go nie zabijecie. - Powtarzała w kółko te kilka zdań, a przyjaciele Stanisława spojrzeli na siebie zdezorientowani. - Stasiu, kocham cię. Stasiu... Nie odchodź - krzyczała, potrząsając bezwładnym ciałem chłopaka.

Na chwilę zapadła cisza, zakłócana tylko przez rozpaczliwy szloch Kasi. Trwało to kilka długich sekund i piekło zaczęło się na nowo. Najpierw jeden z Niemców strzelił w rękę Gustawa, aż ten skulił się z bólu, a Zosia pisnęła cicho. Chwilę potem jedna zabłąkana kula dosięgła głowy pana Fryderyka. Mężczyzna padł na ziemię, nie zdążył nawet posłać ostatniego spojrzenia żonie i dzieciom. Tadeusz obserwował to wszystko, lecz Emilia wtulała się w niego, oczy miała zamknięte. Nie widziała śmierci swego ojca. Czarnecki zacisnął mocno pięści, starając się nie myśleć o tym, co właśnie się stało. Bał się o rodzinę i przyjaciół. W ciągu kilku minut stracił dwie bliskie mu osoby, a przecież to jeszcze nie był koniec. W dodatku patrzył z nienawiścią na Kasię. Już doskonale wiedział, kim ona była - donosicielką. To przez nią zginął Stanisław i ojciec Emilii, to ona zmieniła ten wspaniały dzień w krwawy koszmar. Miał ochotę się zemścić. Jednak to nie był dobry czas na rozmyślanie. Nadal trwała walka.

Fabian od tyłu postrzelił jednego z hitlerowców. Gustaw też rwał się do walki, ale ból paraliżował go. Zosia z niepokojem patrzyła na powiększającą się czerwoną plamę na białej koszuli ukochanego, lecz Kowalski uśmiechał się tylko pokrzepiająco, jakby nic się nie stało. Choć według niego, nic się przecież nie stało. Żył i to się liczyło. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Po chwili Bogdan i Ignacy rozprawili się z ostatnimi dwoma Niemcami.

- Uciekamy - krzyknęli. - Tylko szybko!

Oszołomieni goście powoli i ostrożnie wstali i rozejrzeli się wokoło. Tadeusz także to zrobił. Jego wzrok zatrzymał się na płaczącym dziadku i siedzącym obok Stefanie, który także z trudem powstrzymywał łzy. Podszedł do nich jak w transie na chwiejących się nogach. Miał złe przeczucia. W końcu ją zobaczył. Babcia Helena, jedna z najważniejszych osób w życiu chłopaka, leżała na podłodze, a na jej odświętnej bluzce malowała się krwista plama. Oczy miała otwarte, lecz widniała w nich tylko pustka. Wiedział, co się stało. Widział już w życiu tyle śmierci, że potrafił postawić teraz poprawną diagnozę. Jednak nie mogło do niego dotrzeć, że to jego babcia nie żyje, że już nigdy nie uszykuje mu śniadania, nie pocieszy go ani nie skarci. Po raz kolejny poczuł przeszywający ból, który był dużo gorszy niż każdy ból fizyczny.

- Tadeusz, szybko! - usłyszał czyjś głos, poczuł, że ktoś ciągnie go za rękę, mimowolnie przedreptał kilka kroków, po czym znów stanął jak wryty.

- Jak zaraz stąd nie uciekniemy, może być źle - rzekł ktoś inny.

W końcu posłuchał. Automatycznie wykonywał polecenia przyjaciół. Wzrokiem szukał jeszcze Emilii. Przecież właśnie przysiągł, że będzie przy niej zawsze. W chwilach dobrych i złych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top