Rozdział 20 - Najszczęśliwszy dzień

1942

Emilia spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyła tam najszczęśliwszą dziewczynę na świecie. Uśmiech nie schodził z jej twarzy od samego ranka. Wreszcie nadszedł dzień, na który czekała tyle czasu, tyle długich dni i nocy. Dzień jej ślubu z Tadeuszem.

Styczniowe słońce świeciło blado, a mróz malował na oknach niezwykłe wzory. Emilia czuła się jak w najpiękniejszej bajce, ubierając się w białą, skromną sukienkę i cały czas myślała o swoim narzeczonym. Wspominała najwspanialsze miesiące z nim. Była przepełniona miłością do niego i wiedziała, że to właśnie z nim chce spędzić resztę życia. W tym momencie wojna naprawę się nie liczyła. Do pokoju weszła Zosia i aż westchnęła z zachwytu na widok swojej przyjaciółki.

- Jaka ty śliczna! Przygotowana na najlepszy dzień w życiu?

- Tak. Już się nie mogę doczekać.

- Nie boisz się? - Zosia zamyśliła się.

- Czego? - spytała z niedowierzaniem Emilia. - Miłości? Oczywiście, że nie.

- Ogólnie, jak to będzie...

Tę krótką wymianę zdań przerwała Klara, wchodząc do pokoju i spokojnie oznajmiła, że już najwyższy czas, by udać się do kościoła. Małżeństwo wyraźnie jej służyło, gdyż przez ostatnie kilka miesięcy stała się jeszcze radośniejsza niż przedtem, choć nie był to łatwy czas zwłaszcza dla Fabiana. Śmierć Marianny była dla niego ciosem prosto w serce. Załamał się, nie potrafił żyć normalnie, a Klara była przy nim przez cały czas.

- Musimy już iść. Emilka... - ponaglała Zosia, chwytając swą przyjaciółkę delikatnie za rękę.

Emilia rozejrzała się po pokoju, w którym spędziła tyle lat swojego życia. Chciała zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół, bo wiedziała, że opuszcza to miejsce na zawsze. Zdawała sobie sprawę, że przeprowadzka do Tadeusza zmieni jej życie i zdążyła się z tym pogodzić, dlatego z namaszczeniem wpatrywała się w jasne ściany, okno, przez które zawsze szukała wzrokiem Tadeusza, półkę z książkami, szafę pełną dziewczęcych sukienek. Na chwilę zamknęła oczy, cicho żegnając się z rodzinnym domem. Po kilku sekundach spojrzała na swoje przyjaciółki.

- Jestem gotowa.

*

W tym samym czasie Tadeusz próbował się uspokoić. Cały czas bał się, że zemdleje przed ołtarzem ze szczęścia i ze stresu. Stefan i Gustaw chcieli mu pomóc, ale Czarnecki nadal krążył bezmyślnie po pokoju, co chwilę zerkając w lustro i przeczesując włosy. Miał błędny wzrok i wydawał się być nieobecny myślami.

- Fryzurę sobie popsujesz i jak będziesz wyglądać? - skomentował lekko zirytowany młodszy brat. - Tadeusz, cholera jasna, wszyscy już czekają, a ty tu mi zaraz padniesz. Gustaw, powiedz mu coś!

- Panie młody... Może już pójdziemy? Pamiętasz, chciałeś poznać Stefana z Antosią. Może w ten sposób zostaniemy rodziną? - Kowalski próbował poprawić przyjacielowi humor.

- To jest kolejny powód, żeby tam nie iść. Nie rozumiecie? Boję się, że sobie nie poradzę, że nie będę dobrym mężem.

- Stefan, weź mu coś zrób, bo nie ręczę za siebie - westchnął Gustaw i spojrzał na Tadeusza krytycznie. - Koniec użalania się nad sobą. Idziemy.

Czarnecki o dziwo nie protestował, nie odezwał się już ani słowem. Stefan zaczął się denerwować, ale Gustaw wiedział, że najlepszym lekarstwem na jego dziwne zachowanie będzie po prostu Emilia. Jednak gdy dotarli pod kościół, ukochanej Tadeusza i jej przyjaciółek jeszcze nie było. Czekali za to przyjaciele, również Stanisław ze swoją nową dziewczyną, której młodzi nie mieli okazji poznać. Dopiero teraz chłopak podszedł do nich, prowadząc za sobą Kasię. Wszyscy wymienili porozumiewawcze uśmiechy.

- Miło nam cię poznać - rzekł życzliwie Gustaw do jasnowłosej dziewczyny, szturchając przy tym Tadeusza, by doprowadzić go do porządku.

- Tak, miło, bardzo miło - potwierdził bezmyślnie Czarnecki.

- Co mu się stało? - spytał Stanisław.

- To tylko stres, zaraz mu przejdzie - szepnął Stefan. - A ty - zwrócił się znowu do Kasi - jesteś z Warszawy?

- Nie - odparła cicho dziewczyna. - Z daleka. Na pewno nie znasz tego miasta. Do Warszawy przyjechałam trzy miesiące temu. Od razu poznałam Stasia, pomógł mi odnaleźć się tutaj - rzekła płynnie, jakby znała tę odpowiedź na pamięć. Stefana trochę to zdziwiło, ale nie miał okazji kontynuować tematu, bo wokół nich zebrali się inni goście.

Chłopak dyskretnie posłał bratu spojrzenie. Tadeusz na szczęście trochę się rozluźnił, zwłaszcza gdy w tłumie ludzi wypatrzył Antosię. Od razu ją zawołał i z uśmiechem przedstawił Stefanowi, który musiał przyznać, że dziewczyna była bardzo urocza, a rudy kolor włosów nadawał oryginalności jej urodzie. Młodszy Czarnecki pochwycił dłoń Antosi i delikatnie musnął ustami.

- Tadeuszu, składam zażalenie - powiedziała radośnie. - Twój brat wcale nie jest tak przystojny jak ty - zaśmiała się, a Stefan spiorunował ją wzrokiem, zastanawiając się, jak na to zareagować. - Żartuję przecież! - dodała, widząc ich zdezorientowane miny. - Cieszę się, że wreszcie cię poznałam, Stefanie.

Tej rozmowy również nie było jej dane dokończyć, bo chwilę później zjawiła się Emilia, a z nią Klara i Zosia. Tadeusz stał jak zaczarowany, patrząc na narzeczoną, już prawie żonę, a jego serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Dopiero teraz wszystko do niego dotarło i naprawdę poczuł się, jakby zaraz miał zemdleć. Wyglądała pięknie, niczym księżniczka z najpiękniejszej bajki. Nie mógł oderwać od niej wzroku, tak samo jak kilka lat wcześniej, nad Wisłą. Tylko teraz mógł patrzeć na nią tak długo, jak tylko chciał.

- Możemy już zaczynać? - upewnił się Gustaw, na co wyrwany z zadumy Czarnecki skinął głową. - W takim razie zapraszam wszystkich do kościoła.

Rozpoczęła się ceremonia.

Witam po długiej nieobecności. Nie wiem, czy wiecie czy nie, ale Nieśmiertelni wygrali Wattys2016 w kategorii UKRYTE PERŁY.

Z dzisiejszego rozdziału zadowolona do końca nie jestem, ale okay, dzisiaj nie jestem z niczego zadowolona. Więc zostawiam go do Waszej oceny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top