Rozdział 19 - Ostatni oddech

Strach paraliżował ją od środka. Marianna siedziała w pokoju przesłuchań na alei Szucha i starała się nie myśleć o tym, co ją czeka, co było niezwykle trudne. Niemiec uśmiechał się złośliwie, siedząc przy biurku i przeglądając papiery.

- Pani Marianna Potocka... Pewnie myślisz, że nie wiemy, kim jesteś. I tu się mylisz. Wiemy, wiemy doskonale - rzekł po niemiecku. - Znamy na przykład twojego braciszka, choć niestety nie osobiście. Jak on ma na imię? Fabian? To co, opowiesz coś o nim?

Marianna milczała, nie mając zamiaru odpowiadać temu zwyrodnialcowi. Nie spodobało mu się to. Spoliczkował ją, a jej aż zrobiło się ciemno przed oczami, jednak nawet nie pisnęła. Zacisnęła mocno usta.

- Och, jaka ty waleczna. Po co ci to? I tak się wszystkiego dowiemy. Zależy nam tylko na adresach i nazwiskach przyjaciół z oddziału.

Dziewczyna obdarzyła go gniewnym spojrzeniem, bo tylko na to było ją stać. Twarz ją piekła, a to był dopiero początek coraz szybciej zbliżającego się końca.

- Zadam ci jeszcze raz to samo pytanie, póki co po dobroci. Potrafisz podać jakieś nazwiska, pseudonimy i adresy? Radzę ci dobrze się nad tym zastanowić, może w końcu sobie przypomnisz. A gdzie składujecie broń?

Przez chwilę patrzył na nią uważnie, po czym wstał gwałtownie, chwycił leżący pod ręką metalowy kij i uderzył Mariannę z całej siły. Dziewczyna spadła ze stołka i spojrzała na Niemca. Na jego twarzy nie zauważyła niczego prócz zadowolenia. Widziała ten okrutny uśmiech, nawet gdy zacisnęła powieki z całej siły. Po chwili nadeszła kolejna seria uderzeń. Ciało Potockiej przeszywał ból.

- Powiem. Dobrze, powiem - krzyknęła ostatkiem sił.

- Nazwisko - wycedził przez zaciśnięte zęby Niemiec, przerywając tortury.

- Bolesław Zieliński - rzekła, przypominając sobie kolegę, który zginął podczas jednej z akcji.

- No, dobra dziewczynka - poklepał ją po policzku, a ona syknęła z bólu. - Tylko tyle? Na pewno przypominasz sobie jeszcze kogoś.

Znów spotkał się z milczeniem z jej strony, więc uderzył Mariannę jeszcze kilka razy. A ona nie potrafiła myśleć o niczym, marzyła tylko o straceniu przytomności, chwilowej uldze. W podświadomości miała tylko jedną myśl - nie zdradzi przyjaciół, choćby i miała umrzeć. Przesłuchiwał ją jeszcze długo, zadając wciąż te same pytania, na które nie uzyskał odpowiedzi.

- Polska suka - skwitował Niemiec, splunął na nią i kopnął w brzuch. - To dopiero początek. Wyśpiewasz mi wszystko, choćbyś miała tu zdechnąć. Zabierzcie ją - zawołał. - Do jutra, Marianno! Już się nie mogę doczekać naszego kolejnego spotkania - zapewniał. Był z siebie bardzo zadowolony.

*

Niemiec miał rację. To był dopiero początek. Kolejnego dnia znów wzięli Mariannę na Szucha i zaczęli przesłuchanie. Bolało ją całe ciało, ale mimo to siedziała wyprostowana na stołku. Niemiec zapalił papierosa.

- Moja droga, sprawdziliśmy to nazwisko. Muszę cię zmartwić. Bolesław Zieliński zginął na początku roku. Przypominasz sobie? Więc może przestań się z nami bawić i zacznij współpracować! - krzyknął.

Dziewczyna skuliła się instynktownie. Widząc to, Niemiec zaśmiał się szyderczo. Odsunął krzesło, powoli wstał i dostojnie podszedł do Marianny.

- Co? Teraz się boisz?

- Niech pan sobie daruje to przedstawienie - szepnęła Marianna.

- Och, czyli nie chcesz współpracować... No dobrze.

Na jej świeżej ranie zgasił papierosa, dziewczyna wrzasnęła z bólu. A potem zaczęło się prawdziwe piekło. Była bita, kopana, przypalana papierosami. Gdy tylko traciła przytomność, od razu polewano ją wrzątkiem. Nie potrafiła o niczym myśleć, był tylko przeraźliwy ból. Chwilami tylko zwracała się do Boga, by jej nie opuszczał, by zaopiekował się Fabianem i Bogdanem. Chciała, by oni byli bezpieczni.

*

Przerwa w przesłuchaniu była wybawieniem. Potocka leżała na podłodze w kałuży krwi, nie mogła poruszyć żadną częścią ciała. Upokorzyli ją. Zabrali jej honor, zabrali jej wszystko, niedługo pewnie zabiorą jej też życie. Była z siebie zadowolona. Nie pisnęła ani słowa. Dała radę. Była silna i udowodniła to. Przyjaciele o tym nie zapomną. Bóg też nie zapomni. Pamięć innych nie była jej potrzebna. Pogodziła się z myślą, że zostanie cichą, szarą bohaterką. Martwiła się tylko, że Bogdan, Fabian i rodzice nigdy nie pogodzą się z jej śmiercią, choć ona już to zrobiła.

- Przepraszam cię, Boże, za wszystkie me grzechy. Wybacz mi i przyjmij do swego domu - szepnęła ledwo słyszalnie i sekundę później straciła przytomność.


*

Minęło trochę czasu. Każde kolejne przesłuchanie stawało się coraz brutalniejsze, a Marianna traciła siły. W końcu była już w tak złym stanie, że zabrano ją do więziennego szpitala. Czuła, że życie powoli z niej uchodzi. Miała obite i poranione całe ciało, oddychała z trudem. Chciała, by cierpienie się skończyło. Tylko o tym marzyła, by nuż nigdy więcej nie czuć bólu.

Rzuciła ostatnie spojrzenie na świat, wiedząc, że jej ziemska podróż właśnie się kończy. Po krótkiej chwili zasnęła wiecznym snem. Jej młode serce zabiło ostatni raz dla Polski, Bogdana, rodziny i zastygło w bezruchu.

***
Witam po długiej przerwie. Zwlekałam z pisaniem tego rozdziału i nadal nie jestem z niego do końca zadowolona. Nawet nie ma tu 800 słów, ale nie chciałam nic dodawać, tylko opisałam, co się stało z Marianną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top