Rozdział 12 - List od przyjaciela
Gustaw siedział w swoim pokoju, przyglądając się Zosi, która czytała Pana Tadeusza.
Zabawne, pan Tadeusz miał swoją Zosię. A nasz Tadeusz ma Emilkę. Bo Zosię mam ja. I niech tak będzie. Nie mam zamiaru się zamieniać.
W tym momencie czuł tylko wszechogarniającą go miłość. Cały czas martwił się o Ignacego i Irenkę, aż mu było wstyd, że śmieje się, gdy oni przeżywają taką tragedię. Ale nic nie mógł poradzić na to, że przy jego dziewczynie wszystkie troski odchodziły w niepamięć.
- Kocham cię, Zosiu - szepnął. - Nad życie, nad śmierć, nad wszystko.
Podniosła głowę, by na niego popatrzeć. Widząc ją każdego razu, zakochiwał się w niej od nowa. Jeszcze mocniej. Kochał jej rudy warkocz, szare oczy, bladą skórę i delikatne dłonie. Była piękna.
- Gucio, Gucio... - westchnęła ze śmiechem. - A właśnie, list dostałeś.
- Od kogo? Czyżby...? Czyżby od Tadeusza?
- Tak, głuptasie. No, i co się tak szczerzysz? Leży w kuchni na stole. Idź przeczytać i daj mi choć chwilę świętego spokoju.
Gustaw długo wpatrywał się w kartkę papieru zapełnioną starannym pismem przyjaciela. Chciał się nacieszyć posiadaniem tego listu i jeszcze trochę przedłużyć to przyjemne czekanie. W końcu zaczął czytać.
Milanówek, 3.09.1941
Gucio!
Czy zauważyłeś, że poszły sobie już upały? Cały czas zastanawiam się, czy doczekamy kolejnych. Wiem, to są dość pesymistyczne myśli, ale w gruncie rzeczy jestem radosny i szczęśliwy. Wakacje okazały się doskonałym pomysłem. Każdego dnia jemy babcine śniadanie, a wiesz pewnie, że śniadania babci smakują jak żadne inne! Później chodzimy na spacery, czasami wybieramy się ze Stefanem na wieczorki poetyckie. Mówię ci, magia! Poznaliśmy nawet Krzysia Baczyńskiego, zapamiętaj sobie to nazwisko, on jeszcze zostanie wielkim poetą. Emilka była nim zachwycona, aż zrobiłem się trochę zazdrosny. A wieczorami możemy liczyć gwiazdy. Wiesz, jakie ładne jest gwieździste niebo? Ostatnio wszędzie odnajduję piękno - w kwiatach, śpiewie ptaków, w zwykłych domach i ulicach. Czy to dzięki miłości? Czy może to dlatego, że jestem teraz z dala od wojny? Sam nie wiem. Nie chcę wracać. Tu jest bezpiecznie. Tu jest mi dobrze. Ale wrócimy. Polska nas potrzebuje.
Emilka Cię pozdrawia. I ślemy pozdrowienia dla Zosi. Mam nadzieję, że w końcu ją poznamy.
Twój przyjaciel, Tadeusz
Gustaw przeczytał list kilka razy, ciesząc się z każdego słowa. Zdał sobie sprawę, że bardzo tęskni za Tadeuszem. Uwielbiał z nim dyskutować. Często się sprzeczali, ale nigdy nie byli dla siebie złośliwi. Przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę, odtworzył ją w pamięci. Zapamiętał dokładnie jedną rzecz - Tadeusz powiedział, że nie pożegnał się z Ignacym, a Gustaw odparł, że jak Tadzio wróci, to się z nim przywita. Nie przewidzieli tego, co się zdarzyło. Nie mogli tego przewidzieć.
- Zosiu, muszę na chwilę wyjść, dosłownie na sekundę - zawołał.
- Idziesz do Ignacego? - spytała, nadal czytając książkę.
- Tak. Skąd wiedziałaś?
- Ja już cię znam.
Podszedł do swojej dziewczyny i pocałował ją w czubek głowy, po czym wybiegł z mieszkania. Bogdan nie mieszkał daleko, więc Gustaw bardzo szybko tam dotarł. Zapukał delikatnie. Bogdan otworzył od razu.
- A, to ty... - rzekł na powitanie.
- Cóż za entuzjazm! Też się cieszę, że cię widzę, Bogdanie - rzekł ze śmiechem. Był w zadziwiająco dobrym humorze. - Nie martw się, ja tylko na chwilę.
- Dobrze, dobrze. To nie miało tak zabrzmieć, przepraszam. Po prostu... Czekam na kogoś.
Gucio bez słowa wszedł do pokoju, w którym leżał Ignacy już od trzech dni. Bogdan mówił oczywiście, że dla niego nie jest żadnym problemem gościć u siebie przyjaciela. Mieszkał sam, bo jego rodzice zginęli w łapance.
Ignacy spał, a jego oddech nadal był płytki i nierównomierny.
- Słuchaj, Ignaś... Tadeusz chciał się z tobą pożegnać. Ale nie tak na zawsze, bo on niedługo przyjedzie i spotkamy się wszyscy razem. I będziemy szczęśliwi... Modlę się codziennie o cud, wiesz? Wszyscy się modlimy i cię wspieramy. Bądź silny. Dla rodziny, dla Irenki, dla nas.
Nawet nie wiedział, kiedy zaczął płakać ani jak długo siedział pochylony nad przyjacielem. W końcu jednak postanowił otrzeć łzy i pozbierać się. Bogdan siedział na krześle, więc Gustaw usiadł obok niego. Spojrzał na kolegę z oddziału, ale nie mógł nic wyczytać z jego wyrazu twarzy.
- Zrobiliśmy ci problem...
- Ignacy może zaraz umrzeć, a ty myślisz o czymś takim? - krzyknął Bogdan, aż Gustaw się przestraszył.
- To jeszcze do mnie nie dociera. Ja cały czas wierzę, że stanie się cud...
- Przestałem wierzyć w cuda po śmierci rodziców - wyznał i zaczął cicho płakać. - Przepraszam. Za wszystko. Za to, że byłem taki niemiły, ciągle obrażałem Tadeusza... Za wszystko. Ja... Ja nie wiem... Nie wiem, dlaczego tak robiłem. Przepraszam. - Zgubił wątek, mówił coś bez sensu i wciąż przepraszał.
- Każdy popełnia błędy - mruknął Kowalski. - Pójdę już, nie będę przeszkadzać.
W drzwiach minął się z siostrą Fabiana. Ona posłała mu przelotne spojrzenie, ale szybko spuściła wzrok, mówiąc nieśmiało jakieś słówko na powitanie. Kątem oka zobaczył, jak Marianka rzuca się Bogdanowi na szyję. Ten rozczulający widok wywołał uśmiech na jego twarzy.
*
Tadeusz i Emilia przechadzali się po okolicy. Oboje uwielbiali te spacery, swoją bliskość, splecione dłonie i nieśmiałe pocałunki. Pogoda była cudowna, bo upały już dawno minęły, a słońce ogrzewało ich roześmiane twarze. Błogą ciszę przerwało nawoływanie. Odwrócili się w stronę, z której dobiegał hałas. To był Krzysiek Baczyński. Szedł wolno, dostojnie, rozglądał się dookoła.
- Zaczekajcie chwilę - poprosił. - Wybrałem się akurat na spacer i was zobaczyłem. Chciałbym się pożegnać. Wakacje się skończyły, czas wracać do domu.
Podał rękę Tadeuszowi, potem pochwycił dłoń Emilii i musnął ją ustami.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. W wolnej Polsce.
- Pisz dalej wiersze. Są piękne. Po wojnie z pewnością będziesz poetą, cieszącym się powszechnym uznaniem. - Emilia uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję. Poetą już jestem, uznanie nie jest mi potrzebne. Powodzenia wam życzę. I szczęścia w miłości.
- Powodzenia, Krzysiu - powiedział Tadeusz.
Poeta zawrócił i szedł dalej własną ścieżką. Zakochani odprowadzili go wzrokiem.
- Emilko moja, poeta cię podrywa - zaśmiał się Tadeusz, obejmując ją czule.
- Wcale nie podrywa, tylko jest miły i uprzejmy. A co, jesteś zazdrosny?
- Bardzo.
Chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta pocałunkiem. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, powiał chłodny wiatr. Dla nich czas się zatrzymał.
*
Kolejne dni mijały, a Ignacy czuł się coraz lepiej. W połowie września odzyskali nadzieję, że będzie żyć. Wrócił do swojego domu i tam od razu poczuł się dużo lepiej, zwłaszcza że wciąż czuwała przy nim Irena. Wszyscy wierzyli, że zdarzył się cud. Nawet lekarz to potwierdził. Powiedział, że życie Ignacego nie jest już zagrożone, choć nadal nie jest w najlepszym stanie.
Bogdan zaprosił przyjaciół na popołudniowe spotkanie. Po raz pierwszy. Wszyscy żałowali, że nie będzie na nim Tadeusza i Emilki, bo tak im się podobało w Milanówku, że nie mieli zamiaru wracać. Ignacy z wiadomych powodów także nie przybył na spotkanie, a Irena sama iść nie chciała. Wolała zostać ze swoim ukochanym. Tym razem prawie wszyscy pojawili się ze swoimi dziewczynami. Tylko biedny Stanisław siedział samotnie, chociaż nie przeszkadzało mu to. Sam stwierdził, że jeszcze nie dojrzał do miłości.
- Kochani, ja przede wszystkim chciałem was przeprosić za moje zachowanie. Byłem okropnym egoistą. Wiecie, kto pomógł mi się zmienić? Moja dziewczyna. Teraz mogę wam oficjalnie to powiedzieć. Ja i Marianna jesteśmy razem.
Fabian aż opluł się herbatą. Patrzył ze zdumieniem to na Bogdana, to na swoją siostrę, nie mogąc powiedzieć ani jednego słowa.
- No już, spokojnie. Nie udław się, bo ślubu nie doczekasz - zakpił Gustaw.
- Czyjego ślubu?
- O właśnie, i to jest dobre pytanie. Czyj ślub będzie pierwszy? Ja twierdzę, że Ignacy weźmie sprawy w swoje ręce. No dobrze, w co ja wierzę? Irenka weźmie sprawy w swoje ręce - zgadywał Stanisław, starając się zmienić temat rozmowy.
- A ja myślę, że pierwszy będzie ślub Tadzia i Emilki. On się już w niej kocha tak długo, że nawet zliczyć nie potrafię - zaśmiał się Gustaw.
- To za co były te dobre oceny, matematyku? - zakpiła Zosia, a chłopak pocałował ją w policzek.
- Ja przepraszam, nie chcę być niemiły, ale Marianna... Przecież ty jeszcze niecały miesiąc temu kochałaś się w Guciu - powiedział Fabian.
Tym razem to Zosia spojrzała wymownie na Potockiego.
- O czym ty mówisz?
- To ty nic nie wiedziałeś? - zdziwił się Bogdan. - Przecież Marianna tak często do mnie przychodziła przez ostatnie dwa tygodnie. Nie domyśliłeś się?
- Nie. Myślałem, że się przyjaźnicie... Sam nie wiem, co myślałem. Ale... Marianka, o co tu chodzi? Kogo ty właściwie kochasz?
- Fabian, odpuść - powiedziała uspakajającym głosem Klara. - Przecież wszystko dobrze się skończy.
- Przepraszam, ale według mnie nic się dobrze nie skończy. Marianka sama nie wie, czego chce. To wam nie wyjdzie na dobre, wspomnicie moje słowa.
Marianna, która podczas trwania dyskusji nie odezwała się ani słowem, nagle wstała, podeszła do brata i spojrzała na niego z wściekłością.
- Nic nie wiesz o moich uczuciach - wycedziła. - Skąd możesz wiedzieć, kogo kocham. Bo ci nagadałam, że Gucio mi się podobał? Owszem, imponował mi. Ale wiedziałam, że on ma Zosię. A potem poznałam Bogdana i naprawdę się w nim zakochałam. Więc przestań się wymądrzać, braciszku!
- Po prostu nie chcę, żebyście podejmowali pochopne decyzje - powiedział najspokojniejszym głosem, na jaki mógł się zdobyć. - Znam cię, Marianka, znam cię dużo lepiej niż inni. Najpierw robisz, potem myślisz. Nie twierdzę, że ty go nie kochasz. Po prostu... Nie dałaś sobie ani chwili namysłu. Powinnaś to przemyśleć. Przepraszam, jeśli was uraziłem. Ja już chyba pójdę.
Fabian pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł, za nim wybiegła Klara. Pozostali też nie byli w nastroju na zabawę, więc każdy wrócił do siebie.
*
Gustaw usiadł przy stole z zamiarem napisania do Tadeusza kilku słów. Długo wpatrywał się w pustą kartkę, aż w końcu przyłożył pióro do papieru i zaczął pisać.
Warszawa, 16.09.1941
Tadeuszu!
Piszę do Ciebie tylko kilka słów, bo sam dobrze wiesz, że nie potrafię i nie lubię pisać długich listów. Pisałem Ci niedawno o Ignacym. Z nim już wszystko w porządku, będzie żył. Dzisiaj za to Bogdan urządził przyjacielskie spotkanie, które jednak nie było zbytnio udane. I uwierz mi, nie była to wina Bogdana, on się teraz zmienił. To Fabian popsuł wszystkim zabawę, chociaż miał według mnie miał rację. W dużym skrócie - Marianna i Bodzio są teraz razem, a Fabian stwierdził, że ona Bogdana nie kocha, że postępuje za szybko i w ogóle zrobił zamieszanie, zupełnie niepotrzebnie.
Kończę, Tadziu. Nie potrafię pisać listów.
Gustaw
PS. Zosia pozdrawia.
Przeczytał cały tekst kilka razy, utwierdzając się w przekonaniu, że jest on chaotyczny i niezrozumiały, ale przynajmniej od serca i Tadeusz z pewnością się ucieszy. Uśmiechnął się do kartki papieru.
- Tadziu, dobrze, że cię mam. I pamiętaj, twój ślub ma być pierwszy, bo inaczej przegram zakład.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top