Rozdział 10 - Żołnierz, poeta

Parne powietrze nadal unosiło się nad Milanówkiem. Rodzina Czarneckich mile spędzała kolejne leniwe popołudnie. Nikt nie spodziewał się, że jakiekolwiek wydarzenie może zakłócić ich spokój. Ania bawiła się na podwórku pod czujnym okiem pilnującego ją Stefana. Ona pierwsza zauważyła Tadeusza zbliżającego się w stronę domu. Ale Tadek nie był sam, bo obok niego szła jasnowłosa dziewczyna. Trzymali się za ręce.

- Stefan, patrz! Tadek wrócił - powiedziała dziewczynka i w podskokach podbiegła do kuzyna. - Serwus!

- Moja mała gwiazdeczka - Tadek ucieszył się na widok Ani, mocno ją przytulił i ucałował w czoło.

Stefan nie wybiegł bratu na spotkanie, leniwie podniósł wzrok znad Ogniem i mieczem. Zauważył Emilkę i od razu skojarzył fakty. Doskonale pamiętał dziewczynę, która skradła serce Tadeusza, a teraz widział ich uśmiechniętych, zapatrzonych w siebie. Zagwizdał z uznaniem.

- Widzę, że braciszek dziecka pilnuje - zakpił Tadeusz, patrząc znacząco na książkę.

- A ja widzę, żeś nareszcie sobie dziewczynę znalazł. Emilia, wiesz co robisz? Umawiasz się z moim bratem?

- Skąd pan mnie zna?

- Jaki „pan"? Stefan jestem. Stefan Czarnecki. Do jednej szkoły chodziliśmy.

- Możliwe. To były inne czasy...

- Dobra, będę udawał, że jestem gościnny. Zapraszam do środka. - Wskazał ręką drzwi, jakby Tadek nie znał tego domu. - Zaraz do was przyjdę.

W domu nic się nie zmieniło od wyjazdu Tadeusza. Babcia Hela i ciocia Marysia krzątały się w kuchni, stryj pracował w swoim pokoju, a dziadek Teodor zaszył się w jakimś kącie z książką, nie chcąc, by ktokolwiek mu przeszkadzał.

- Cześć, babciu - zawołał Tadeusz od progu.

Kobieta, słysząc głos najstarszego wnuka, porzuciła wykonywaną pracę i podeszła przywitać gości. Tadeusz przytulił się do niej, jakby miał siedem lat, a nie dwadzieścia jeden.

- Babciu, to jest Emilka, moja dziewczyna - rzekł, a w jego głosie można było usłyszeć dumę i szczęście.

- Dziewczyna? - Babcia otarła łzę wzruszenia. - Boże, dlaczego twoi rodzice nie mogli doczekać tego dnia? Miło mi cię poznać.

- Mi również - odparła nieśmiało Emilia.

- Babciu, muszę porozmawiać z dziadkiem. Pilnie!

- Tadziu, proszę cię. Zjedzcie coś, opowiedzcie mi o Warszawie, a potem rozmawiaj sobie z dziadkiem do woli. Głodni jesteście, prawda? Za dziesięć minut będzie obiad.

Czarnecki zaprowadził Emilkę do pokoju, chwilę potem przyszedł też Stefan. Razem usiedli przy stole i zaczęli prowadzić rozmowę.

- Gdzie byłeś? - spytał Tadek swojego brata. Chłopak zmieszał się.

- Wszystko musisz wiedzieć?

- Taka już moja natura - powiedział, puszczając oczko do swojej dziewczyny.

- Ale wiesz co? Powiem ci! Powiem ci, że gdy ty walczysz w tej swojej Warszawie, my nie siedzimy bezczynnie. Chciałbym, żebyś kogoś poznał...

- Kogo? - zainteresował się Tadek.

- Tajemnica...

Tadeusz nagle poderwał się z krzesła i uderzył pięścią w stół. Emilia aż podskoczyła ze strachu, Stefan patrzył bratu prosto w oczy.

- Tajemnica? Mam dość waszych tajemnic! Jednej nie wyjaśnicie, a już znajdujecie kolejne, kolejne i kolejne! Nie jestem małym dzieckiem, powiedzcie mi wreszcie, o co chodzi!

- Nie mam wpływu na to, co wymyśla dziadek!

- A kto do mnie dzwonił? Co, dziadek nie mógł sam?

- Tadek, chodź na chwilę - powiedziała Emilia, podając mu rękę.

Odeszli od stołu. Dziewczyna przytuliła się do Tadeusza, kładąc głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchując się w bicie serca.

- Spokojnie, spokojnie - szeptała.

Chłopak momentalnie rozluźnił wszystkie mięśnie i odsunął dziewczynę od siebie, by mogli spojrzeć sobie w oczy.

- Emilka - powiedział cicho, tak żeby tylko ona mogła usłyszeć. - Dziękuję. Nieważne z jakimi problemami będę musiał się zmierzyć. Jedno twoje słowo sprawia, że jestem spokojny i przestaję się bać. Jesteś moim największym szczęściem.

W tym momencie do pokoju wszedł dziadek Teodor z poważnym wyrazem twarzy. Przywitał się i skinął głową w stronę Tadeusza. Chłopak doskonale zrozumiał, że dziadek chce z nim porozmawiać. Pocałował Emilię w czoło i posłusznie poszedł za dziadkiem. Usiedli naprzeciw siebie na krzesłach w ogrodzie.

- Czy wyjaśni mi dziadek, co się dzieje? - poprosił Tadeusz, starając się, by nie zabrzmiało to pretensjonalnie.

- Tak. Opowiem ci. Najwyższy już czas. - Wziął głęboki wdech, zastanawiając się, od czego ma zacząć. - Jan zawsze potrafił zatroszczyć się o pieniądze. Na długi czas przed wojną kupił tu niedaleko duży dom.

- Po co? - wtrącił się Tadeusz.

- Sam się zastanawiałem. Mówił, że jak już się ożeni, to będzie miał gdzie mieszkać. Ale podejrzewałem, że nie taka jest prawda. Jakiś czas temu zaczęli ten dom wykorzystywać... Nie, nie ukrywają tam Żydów. Jan przeznaczył swój dom na magazyn broni.

- Tyle krzyku o kilka pistoletów?

- Kilka pistoletów? Tam jest prawdziwy arsenał!

- Ale chwila, ja nadal czegoś nie rozumiem...

- Zaraz wszystkiego się dowiesz, tylko mi nie przerywaj - skarcił dziadek. - Jedynym problemem jest to, że Jan nie jest zaprzysiężony. Dlaczego? Nigdy mi nie powiedział. Z ZWZ ma bardzo prosty układ. Jeżeli będzie im się wydawać, że jest on donosicielem, to stanie przed sądem. Wiem, że nie jest to zgodne z prawem. Naprawdę, nie musisz mi tego mówić. I sam nie wiem, dlaczego ZWZ zgodziło się na taki układ. Rozumiesz, dlaczego nie mogłeś iść na tę akcję? Jakby cię złapali, doszliby jak po sznurku do Jana, znaleźliby broń... Wolę nie myśleć o konsekwencjach. Długo zastanawiałem się, czy powiedzieć Anatolowi o całej sytuacji. Podjąłem decyzję, jak się okazało, w ostatnim momencie.

Tadeusz przełknął ślinę, próbując poukładać sobie w głowie to, co usłyszał od dziadka. Nie spodziewał się, że stryj Jan skrywa takie tajemnice. Chociaż z drugiej strony, takie zachowanie pasowało do stryja Jana. Zawsze był skryty, działał na własną rękę. Tym różnił się od swoich braci.

- Dziękuję, dziadku, że mi o tym wszystkim powiedziałeś.

- Wcześniej czy później musiałeś się dowiedzieć.

- A co będzie dalej?

- Nie wiem. Może najpierw przedstaw mi tę swoją pannę?

*

Po oficjalnym przedstawieniu Emilii całej rodzinie, Tadeusz miał nadzieję, że uda im się spędzić kilka chwil sam na sam. Stefan pokrzyżował ich plany, wbiegł podniecony do pokoju, wołając, że muszą iść z nim i to natychmiast. Nie wiedzieli o co chodzi, ale poszli za chłopakiem. Stefan maszerował szybko, aż Tadeusz i Emilia nie mogli dotrzymać mu kroku. Na szczęście droga nie była daleka i już po kilku minutach stali przed zwykłą, wiejską chatą. Stefan zapukał delikatnie w drzwi, w których po chwili stanął młody chłopak, wyglądający na około piętnaście lat.

- Serwus, Heniek! - wysapał Czarnecki.

- Serwus. Wejdźcie, proszę. Czekamy tylko na was.

- Przepraszamy za spóźnienie. Ale to ich wina. Najchętniej to by siedzieli i... Patrzyli w gwiazdy? Co teraz robią zakochani?

Tadeusz spiorunował wzrokiem swojego brata, ale nie mieli czasu na kłótnie. Heniek zaprowadził ich do niedużego, ale bardzo zatłoczonego pokoju. Kilkanaście młodych osób siedziało na krzesłach, łóżku, niektórzy nawet na podłodze. Gdy Czarneccy i Emilia weszli do pomieszczenia, wszystkie spojrzenia skierowały się wprost na nich.

- Cześć wszystkim! Mówiłem wam kiedyś, że przyprowadzę brata, to przyprowadziłem. To jest Tadeusz i jego dziewczyna Emilia - rzekł Stefan, po czym zwrócił się do Tadka. - Nie mówiłem ci, ale mamy tu takie stowarzyszenie... Walka nie polega przecież tylko na strzelaniu i zabijaniu. My piszemy wiersze patriotyczne. Posłuchaj ich, bo momentami jest tu naprawdę magicznie... Siadajcie, proszę.

- Słuchajcie, chciałbym, żebyście kogoś poznali - powiedział Heniek tajemniczo. - Przyjechał do nas tylko na wakacje, więc nacieszmy się jego obecnością. Panie i panowie, oto najwybitniejszy poeta młodego pokolenia... I proszę cię, Krzysiu, nie zaprzeczaj, tylko czytaj.

Z krzesła wstał drobny chłopak, wyglądający na takiego, który nie lubi być w centrum uwagi. Tadeusz zauważył, że w ciemnych oczach Krzysia iskrę, jakiej nie widział u nikogo innego. Co to mogła być za iskra? Pewnie miłość, nieważne jaka - czy to do dziewczyny, rodziców, Polski, Boga czy poezji. Miłość zawsze zmienia człowieka na lepsze.

- Serwus - powiedział Krzysztof nieśmiało i nagle wszystkie rozmowy ucichły. - Jestem Krzysiek Baczyński i nie jestem jeszcze poetą. Wy piszecie o wojnie, ale ja nie przeczytam nic patriotycznego, wybaczcie mi tę niezgodność z tematem. Może wróćmy do szczęśliwszych lat...

Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.

Wszyscy wsłuchiwali się z przejęciem w wypowiadane przez Krzysia słowa. Mówił naprawdę pięknie. Emilka i Tadeusz spojrzeli na siebie, chłopak przytulił ukochaną. Siedzieli razem, zasłuchani w poezję Baczyńskiego i musieli przyznać rację Stefanowi – było magicznie.

Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.

*

Cisza spowiła cały Milanówek. O tak późnej nocnej godzinie wszyscy spali lub przynajmniej udawali, że śpią. Emilia leżała wtulona w ramiona Tadeusza i wsłuchiwała się w jego równy oddech. Mruczał coś przez sen. W tym momencie całkowicie zdała sobie sprawę, że go kocha. Że to nie żadne głupie zauroczenia, tylko prawdziwa miłość, która nie trwa od tych dwóch tygodni, kiedy wyznali sobie miłość. Pokochała go wcześniej, dużo wcześniej, gdy tylko lepiej się poznali. Chłopak niemrawo otworzył oczy.

- Nie śpisz? - wymamrotał.

- Nie... Nie mogę.

Usiadł na łóżku, które było za małe na dwie osoby. Emilia zrobiła to samo. Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, patrzyli na siebie, nie mogąc oderwać wzroku.

- Kocham cię - powiedział Tadeusz. - I zrobię wszystko, żebyśmy mogli być szczęśliwi.

- Tadziu, jest wojna... - Chłodną dłonią dotknęła czule jego policzka.

- Wojna kiedyś się skończy. A moja miłość do ciebie nigdy. Będę przy tobie aż do samego końca - rzekł, całując ją w rękę, a potem w usta.

Tej nocy nie spali, tylko leżeli wtuleni w siebie, marząc o przyszłości. W powietrzu unosiły się spokój i miłość.

Wykorzystano fragment wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pt. "Piosenka".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top