| Pierwsze Cięcie |
[ Hidan ]
Co mogę powiedzieć. Siedzę w niewielkim pokoju wraz z tymi debilami. Mówiąc dokładniej, mam na myśli Kakuzu, Deidare i Itachi'ego. Stoimy, jak głupki i czekamy na wyjaśnienia, bo ja naprawdę nie wiem co tu się odpierdala. Jestem zrywany z łóżka nim słońce zacznie świtać i dowiaduje się, że jaśnie pan Pain nas wzywa. Za boga to się uważać może, ale nie mojego. Przyszło tylko czekać, aż mi puszczą nerwy i pozarzynam tą całą organizacje.
- Dobra, powiesz w końcu po co nas tu wezwałeś!? - Nie wytrzymałem, ale ktoś musiał to powiedzieć.
- Hidan! - warkną na mnie Kakuzu.
- No czego!? Jak już tu jestem, to chcę się przynajmniej dowiedzieć po co! -
- Mam dla was misję - odezwał się jaśnie pan. I tylko po to musiałem stać bite dziesięć minut w ciszy!? By dowiedzieć się o jakiejś tam misji!?
- Na czym polega ta misja? - spytał Itachi, wychodząc z szeregu.
- Waszym zadaniem jest zdobycie pewnego zwoju. Ma go pewna kobieta, o której wiele mówią ludzie. Podobno jest płatnym zabójcą. Z tego co się dowiedziałem jest silna i dlatego wysyłam was na tą misję. Macie odebrać jej zwój, a to czy zginie, to nie jest ważne - wrócił do przeglądania papierów.
- Dobrze, ale dlaczego aż tylu ludzi? Z łapaniem jinjurikich dajemy sobie radę w parach. Kim jest ta kobieta? - odezwał się Deidara.
- Ty Deidara będziesz potrzebny do szybkiego transportu. Ułatwieniem w walce będzie sharingan Itachi'ego, a Kakuzu rozsądnie będzie wydawał potrzebne pieniądze. Misja może zająć kilka dni, a jedzenie i miejsce do spania ważne by zregenerować siły -
- A ten idiota? - wtrącił Kakuzu, wskazując na mnie.
- Kto tu niby jest idiotą, he!? -
- Nie myślisz, że będzie nam lepiej we trójkę? Hidan jest trochę... - Przerwałem.
- No proszę! Dokończ! Wcale się nie obrażę! - zarzuciłem ręce na pierś.
- ...głośny - dokończył Kakuzu z ciężkim westchnieniem. Pain patrzył na nas lekko zaskoczony, przebierając oczami w lewo i prawo. Jego usta były delikatnie otwarte, z których wydobywało się ciche "Eee...". Po chwili otrząsną się, wracając do normalności.
- Posłuży wam jako żywa tarcza - powiedział, wracając do papierów.
- Że jak!? - Nie kryłem się ze swoim gniewem. Słyszałem, jak Deidara dusi się z powstrzymywanego śmiechu, ale nie zwracałem na to szczególnej uwagi.
Uderzyłem dłońmi o blat biurka przy którym siedział Pain. Ten nawet nie zareagował, cały czas wgapiał się w te świstki.
- Myślałem, że będę odgrywał bardziej sensowną rolę w tej misji. Po to mnie tu przysłałeś? Po co w ogóle jestem w tej organizacji, co!? - Nic nie odpowiedział. Ten jego spokój działał mi na nerwy. - Nosz odpowiedz coś, do kurwy nędzy! - krzyknąłem.
- Wyrażaj się, gówniarzu! - upomniał mnie Kakuzu. Zwróciłem się w jego stronę.
- Jak!? Wyraźniej!? Ten czas jaki tu spędziłem mógłbym wykorzystać o wiele lepiej! -
- Onanizując się o poranku? - spytał złośliwie Deidara.
- Wiesz coś o tym, dzieciaku, co? - odgryzłem się. Ucieszył mnie wkurw blondaska i rumieńce na jego mordce.
- To, jak użyteczny będziesz na tej misji zależy tylko od ciebie - powiedział Pain.
- Heh... To mi wielce poprawiło humor - odparłem.
- Miło mi to słyszeć. A teraz możesz zmykać i przygotować się do misji. Niedługo wyruszacie -
- Byłoby łatwiej gdybyś powiedział nam gdzie mamy się kierować - Zahaczyłem o chyba najważniejszy fakt tej całej misji.
- Masz rację. Widzisz? Postąpiłeś pierwszy przydatny krok w tej misji - Wstał, podchodząc do szafki. Otworzył ją i wyją najprawdopodobniej mapę. Rozłożył spory kawałek papieru na biurku, na którym widniał obraz Pięciu Wielkich Nacji. - Obecne położenie tej kobiety jest tutaj - Wskazał na granice kraju Ognia z morzem. - Jest w niewielkiej mieścinie- Hitokaru, na obrzeżach kraju Ognia. Wiem tyle, że ma na imię Sayuri i najłatwiej ją znaleźć w barach -
- Jakoś niewiele tych informacji - wtrącił Kakuzu.
- Jest typem wędrowca, więc nie wiadomo jak długo zagrzeje tam miejsce. Szukajcie kobiety w czerni, uzbrojonej w dwa miecze na plecach -
- Skoro wiesz, jak wygląda, to musiałeś ją spotkać - powiedział Itachi.
- Nawet miałem okazje schwytać, lecz nie trwało to długo. Znalazła się w miejscu, do którego wstępu nie miałem -
- Coś typu bariery lub świątyni? - dopytał Kakuzu.
- Nie... Damskiej szatni - odparł. Wraz z Deidarą wybuchliśmy niekontrolowanym śmiechem. Słysząc takie słowa z jego ust, mnie po prostu bawią. Człowiek, któremu nic nie może stanąć na drodze został zatrzymany przez babską szatnie.
- Śmiejcie się, śmiejcie, ale nie każdy jest taki jak wy - Kakuzu zmierzył nas groźnym wzrokiem, ale my nie przestawaliśmy się śmiać.
- I właśnie ktoś taki, jak Hidan przyda nam się na tą misje w razie powtórzenia sytuacji - powiedział Pain. - A teraz wynocha. Mam sporo roboty, a was może przez kilka dni nie być -
***
- Hej, skoro Pain powiedział, że Deidara będzie od transportu to dlaczego idziemy pieszo? - spytałem.
- Nie będę wykorzystywał swojej sztuki do wożenia twojej dupy! -
- Tsa... - Lepiej nie będę zaczynał. Z doświadczenia wiem, żeby nie zaczynać z blondaskiem dyskusji. Wykłócać to niech się będzie z Sasori'm.
- Jak tak bardzo ci przeszkadza marsz, to możesz się jeszcze wrócić - powiedział Kakuzu.
- Chcesz się mnie pozbyć, prawda!? - krzyknąłem.
- I to nie pierwszy raz - bąkną pod maską. Już chciałem coś powiedzieć, lecz pan "Musimy Oszczędzać" mnie wyprzedził. - I chcę by ta podróż minęła w ciszy, inaczej załatwię cię tak, że nawet twój bóg ci nie pomoże -
- Nawet twój bóg ci nie pomoże, ble, ble, ble... - przedrzeźniałem go niczym małe dziecko.
- Eh, czasem zazdroszczę ci Itachi, że masz za partnera Kisame - powiedział Kakuzu.
- Wiesz przecież, że jesteśmy sobie dobierani pod względem zdolności -
Ta dwójka sobie gawędziła, a ja zostałem sam. Z blondaskiem, tak jak mówiłem wcześniej, nie ma co zaczynać dyskusji. On bez końca może się wykłócać na temat sztuki jaką jest wybuch. Hmm... A ciekawe co może być dla mnie sztuką? W sumie malowanie symbolu do rytuału to też forma sztuki, ale gdyby skoczyć głębiej? Sztuka nie ogranicza się tylko do malowania. Gdybym miał opisać swoją sztukę to wyglądałoby to mniej więcej tak- Krew mieniąca się w blasku tlącej się żywym ogniem wioski. Wszędzie słychać krzyki będące akompaniamentem do śmierci tam panującej. Palące, gnijące i rozszarpane ciała leżą dosłownie wszędzie, będące dywanem, który pochłoną wkrótce płomienie. A po środku tego wszystkiego ja- wierny wyznawca Jashina. To wszystko dla niego. Niewinne dusze oddane wprost w jego ręce. Ten obraz przedstawiający zagładę, śmierć, smutek- to wszystko to moja sztuka. Chaos...
- ...Jest sztuką - bąknąłem pod nosem.
- Że niby co jest sztuką? - spytał Deidara.
- Chaos - odparłem bezmyślnie, nadal pogrążony we własnych rozmyśleniach.
- Wcale nie! Ktoś kto się na sztuce nie zna nawet nie powinien się o niej wypowiadać! Prawdziwą sztuką jest wybuch! - Mówiąc ostatnie słowa wyrzucił w górę ręce.
- A do czego prowadzi wybuch? - spytałem.
- E, co? No do zniszczenia - odpowiedział.
- A co zwiastuje zniszczenie? - dopytałem. Blondyn wpatrywał się we mnie z wyrazem intensywnego myślenia. Dopiero po chwili zrozumiał o co mi chodzi.
- Chaosu - wydukał. Na jego młodzieńczej mordce zawitał lekki uśmiech. Zarzucił mi rękę na kark, przez co musiałem się lekko schylić. - Czuję, że to będzie początek wspaniałej przyjaźni, kolego -
- Kazałem być mu cicho, ale przynajmniej ma zajęcie. Szkoda, że gadają głupoty - bąkną Kakuzu.
- Ej, a ty co się czepiasz!? - powiedziałem.
- No właśnie! My tu zacieśniamy relacje społeczne! - dodał Deidara. - Ciemny człowiek taki jak ty nie zna się na sztuce! - Kakuzu zgromił go wzrokiem. Zatrzymał się i zaczął powoli podchodzić do Deidary. - E-E-Ej, Kakuzu. Żartowałem. To z tym "ciemnym człowiekiem" wcale nie chodziło mi o twoją skórę. Kakuzu, uspokój się, pogadajmy - Blondyn jeszcze bardziej się przeraził, gdy Kakuzu złapał go za kołnierz płaszcza.
- Misja ma minąć w ciszy i spokoju, zrozumiano!? -
Gardłowy głos Kakuzu dotarł do Deidary aż za dobrze. Chłopaczyna całą drogę szedł spłoszony i czasem zostawał w tyle. Staruszek jest czasem straszny, ale żeby przerazić Deidare do tego stopnia, to nawet sam Pain czy też ktokolwiek inny nie umie.
Droga do, jak jej tam było, Hitokaru trochę nam zajęła. Doszliśmy tam, gdy księżyc już dawno zdążył się wznieść. Mam nadzieję, że ta baba nadal będzie w wiosce. Zwiniemy jej zwój i do domciu.
Mijając bramę wioski zobaczyłem coś czego nie za często przyszło mi widzieć. Mowa tu o tętniących życiem ulicach. Co chwila mijaliśmy jakieś stragany- czy to z jedzeniem, czy pamiątkami, do których dostęp utrudniały tłumy ludzi. Wydostanie się z tej mieszaniny ludu trochę zajęło, ale znaleźliśmy trochę wolnej przestrzeni w parku.
- To co teraz robimy? - spytałem.
- Popytamy się ludzi - Kakuzu ruszył do jednego ze straganów z pamiątkami, przy którym akurat nikogo nie było. Reszta poszła za nim. Starszy, posiwiały mężczyzna zwrócił na nas uwagę, posyłając nam trochę szczerbaty uśmiech.
- W czym mogę służyć? - spytał.
- Szukamy pewnej kobiety... - zaczął Kakuzu.
- Panie, co chwila mija tu wiele pięknych kobiet, chyba że ta miała coś szczególnego -
- Tak, ubrana na czarno z dwoma mieczami na plecach -
- Hm... - staruszek podrapał się po brodzie. - Rano chodziła tu taka jedna. Niewyobrażalnie piękna, widać, że nietutejsza. Zaskoczyło mnie to, że taka piękna istota kala swe dłonie dzierżąc miecz -
- Wiadomo gdzie poszła? -
- Nie, ale pod wieczór przyszła tutaj zapytać się gdzie tu dają najlepsze sake -
- Gdzie poszła? -
- Do Keny- bar w Dzielnicy Rozkoszy. Na pewno rozpoznacie miejsce po znajomych krzykach -
- To idziemy - W momencie, w którym mieliśmy wyruszyć, staruszek nas zatrzymał.
- A, zaraz! Była ubrana w granatowe kimono ze zdobieniami płatków wiśni. Doprawdy, noszenie takiego bogactwa, niczym księżniczka. Szukajcie dziewczyny o długich, czarnych włosach i oczach mieniących się jak światło księżyca -
Jakimś cudem udało nam się uwolnić od ględzenia tego starca. Ile razy można słuchać "a jaka ta kobieta piękna". Przyjąłem to do wiadomości już za pierwszym razem.
- Czemu nic Hidan nie mówisz? Idziemy do twojego ulubionego miejsca - odezwał się Kakuzu. Nic nie odpowiedziałem. Powoli słychać było wesołe krzyki i jęki. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i dymu papierosowego. Bywałem dawniej w takich miejscach, ale szybko przestałem, głównie to z powodu przystąpienia do Akatsuki. Wcześniej kradłem pieniądze, a teraz Kakuzu nie da mi ani grosza na dziwki.
- Ta dzielnica to istna wylęgarnia tanich prostytutek, które dadzą dupy za marne grosze - odparłem.
- A ty skąd to wiesz? -
- Z doświadczenia. A tak w ogóle, to czy on może takie rzeczy oglądać? - wskazałem na Deidare, który najwyraźniej był obrzydzony orgią w lokalu jaki mijaliśmy. Itachi w ostatniej chwili zasłonił mu oczy.
- O tym nie pomyślałem - zauważył Kakuzu.
- Już za późno. Po tej misji wydłubcie mi oczy - powiedział Deidara, którego psychika była kompletnie zniszczona.
- Jesteśmy - odezwał się Itachi, zatrzymując się przed miejscem, którego szukaliśmy. Nad wejściem do baru widniał napis Kena. Bez zbędnych ogródek weszliśmy do środka. W barze wcale nie było lepiej niż na zewnątrz. Smród jeszcze bardziej intensywny, a dookoła liżące się pary, robiące coś czego współżyciem bym nie nazwał.
Podeszliśmy do lady, za którą stał barman. W czasie, gdy Itachi z Kakuzu wypytywali mężczyznę o dziewczynę, ja sprawdzałem czy gdzieś w barze nie ma celu naszej misji.
Poczułem lekkie szarpnięcie za rękaw. Okazało się, że to blondasek, który skinieniem głowy mówi, żebyśmy wyszli z lokalu. Na zewnątrz czekała już dwójka pozostałych.
- Barman mówił, że niedawno wyszła. Podobno miała się spotkać z jednym z jego znajomych - wyjaśnił Itachi.
- Coś więcej? - dopytał Deidara.
- Wzięła butelkę z sake i poszła w stronę niewielkiego lasku niedaleko bramy, gdzie ma się spotkać -
- Czyli jest pijana, pójdzie łatwo. Więc idziemy! -
- Nie znamy jej możliwości w walce, więc się tak nie nadymaj - powiedział Kakuzu, ruszając przed siebie.
******************
Dodałem pierwszy rozdział bo jestem niecierpliwy i dumny z tego co wykiełkowałem. Następne rozdziały pojawią się kiedyś tam. Na pewno, jak skończę ok. dwóch obecnych książek.
Jak na razie tyle wam musi wystarczyć :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top