ROZDZIAŁ 1
Świat zbudowany z ciemności nagle rozbłyska. Coś wwierca się w moją czaszkę, a przez żyły przepływa lodowata fala szoku. W nozdrza uderza mnie zapach żelaza.
Krew.
Oddech ucieka z płuc, serce wali jak oszalałe. Powieki podnoszą się powoli, a świat wokół mnie wiruje w zbyt ostrym świetle. Oślepia mnie, zmusza do ponownego zamknięcia oczu. Instynktownie unoszę rękę, by zasłonić twarz, ale coś wbija się w moją skórę. Igła. Rurka.
Próbuję się ruszyć, ale ciało odmawia posłuszeństwa. Ból rozlewa się falami, pulsuje pod skórą jak rozgrzane do czerwoności ostrza. Jest wszędzie – w klatce piersiowej, nogach, plecach. Każdy centymetr mojego ciała przypomina o czymś strasznym, co wydarzyło się wcześniej. Problem w tym, że nie wiem, co to było.
– Spokojnie, nie ruszaj się.
Głos jest łagodny, ale stanowczy. Otwieram oczy. W jasnej plamie pojawia się rozmazana sylwetka – mężczyzna w białym kitlu. Lekarz.
– Gdzie... – Moje gardło jest szorstkie jak papier ścierny. – Gdzie ja jestem?
– W szpitalu. Znaleziono cię w magazynach na obrzeżach miasta. Byłaś w krytycznym stanie. Straciłaś dużo krwi, miałaś liczne rany. Ale jesteś bezpieczna.
Bezpieczna. Co za puste słowo.
– Jak się nazywasz? – pyta ostrożnie.
Wpatruję się w niego, a w mojej głowie zieje pustka. Jakby ktoś wyrwał mi część duszy. Nie wiem. Nie pamiętam. Nie mam niczego, żadnej odpowiedzi, tylko jedno słowo, które wciąż rozbrzmiewa w moim umyśle, powtarzane jak echo.
– Jade – wyduszam z siebie.
To jedyna rzecz, której jestem pewna. Jade.
Lekarz unosi brwi, zapisuje coś na podkładce. Potem padają inne pytania, ale mój umysł nie rejestruje już słów. Kiedyś muszę sobie przypomnieć. Kiedyś...
Ciepło ogarnia moje ciało. To muszą być lekarstwa. Głos lekarza oddala się, cichnie, aż zostaje tylko szum. W końcu odpływam.
⸻◇⸻
Budzę się w absolutnej ciemności. Światło zgasło. W pomieszczeniu panuje cisza, tak głęboka, że czuję jej ciężar na skórze. Oddycham płytko, ostrożnie. Coś jest nie tak.
Ból. Znów powraca. Nie taki, jak wcześniej – ten jest inny. Pali mnie od środka, piecze, dławi. Rozlewa się po wnętrznościach jak płynny ogień. Próbuję złapać oddech, ale w powietrzu jest coś... coś, co mnie przyciąga.
Krew.
Nie wiem, skąd to wiem, ale moje ciało rusza samo, nie czekając na rozkaz. Działa jak na autopilocie.
Zrywam z siebie rurki, zeskakuję z łóżka, ignorując ból. Moje stopy niosą mnie przez mroczne korytarze, chociaż nie wiem, dokąd zmierzam. Czuję... wiem, że muszę tam dotrzeć.
Chłodnia. Wiem, co jest w środku.
Otwieram drzwi. Światło lodówki odbija się od sterylnych ścian. Saszetki wypełnione czerwonym płynem lśnią jak klejnoty. Mój żołądek skręca się w bolesnym skurczu. Pragnienie jest nie do zniesienia.
Rozrywam jedną z nich zębami. Ciecz spływa do mojego gardła. Zimna, lepka, ale gasi płomienie. Ogień słabnie.
– Och, na bogów... – Uśpiłam na chwilę czujność, nie usłyszałam kroków.
Odwracam się gwałtownie, warcząc. Kobieta stoi w progu. Wygląda na lekarkę. Jej oczy są szeroko otwarte, ale nie ma w nich szoku. Tylko coś innego. Zrozumienie.
– Wiem, co czujesz – mówi cicho, zamykając za sobą drzwi. – Pozwól mi pomóc.
Nie mogę jej ufać. Coś we mnie wrzeszczy, każe mi się bronić. Kucam, napinając mięśnie. Chronię krew za swoimi plecami, jakbym walczyła o coś więcej niż tylko kilka saszetek.
Lekarka nie rusza się, mówi powoli, ostrożnie:
– Wszystko będzie dobrze. Pomogę ci zrozumieć, kim jesteś.
Kim jestem? Coś w moim wnętrzu skręca się boleśnie. Nie chcę tego słuchać. Nie chcę tego czuć.
Kroki. Ktoś jeszcze jest na korytarzu. Mój oddech przyspiesza. Nie mogę na to pozwolić.
Rzucam się do ataku.
W tym samym momencie pada strzał. Ostry ból rozrywa mnie od środka. Otwieram usta w niemym krzyku, osuwam się na podłogę. Ciepło ulatuje z mojego ciała, jakby ktoś zamroził moją krew w żyłach.
Lekarka pochyla się nade mną, a w jej oczach błyszczy smutek.
– Przepraszam – szepcze. – Wszystko będzie dobrze.
Jej oddech niesie zapach ziół. Próbuję się odsunąć, ale jestem sparaliżowana. Pył osiada na mojej skórze, drażni nozdrza, wdziera się do płuc. Powieki stają się ciężkie.
Świat znika po raz drugi.
- Nora Williams
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top