VI.

"Prawdopodobnie tak się nie stanie, ale zawsze istnieje możliwość nieoczekiwanych konsekwencji."*
- Atsushi Nakajima

_______________________________

Zbyt pochłonięta pomaganiem w podnoszeniu się białowłosemu, nie zauważyłam tego, czego tak naprawdę się obawiałam. Kilka metrów przed nami, wracając z swej pogoni, stał nie kto inny jak Akutagawa.
Nie byłam pewna co mam zrobić. Zachować się luźno? Pokornie? A może udawać, że wcale go właśnie nie zauważyłam. Mogłam spojrzeć mu w oczy, aby wiedzieć jak bardzo jest źle, ale obawiałam się podnieść wzrok. Nawet nie patrząc mu w twarz, przed oczami miałam wyraz, którego nie chciałam zobaczyć, i to zdecydowanie za bardzo bolało. Chciałam zastanowić się dlaczego Osamu nie zatrzymał go na dłużej, ale jedyne o czym teraz byłam w stanie myśleć, to o pragnieniu znalezienia się w innym miejscu, a dopiero po tym skopaniu tyłka brązowowłosemu.

Czując jak niezręczna cisza przenika moje kości, zwróciłam się ku czarnowłosemu, i aby cała moja pewność siebie wyglądała mniej sztucznie, podniosłam wzrok, choć nadal nie patrzyłam mu w oczy.
- Heej... Akutagawa... cóż za zbieg okoliczności - powiedziałam, przedłużając sylaby.
Przez sekundę chłopak stał w tak potwornej ciszy, że wydawał się nie oddychać. Nie drgnął mu nawet mięsień, a on sam przez tą krótką chwilę wydawał się być jak z kartonu, i gdyby trwało to pół sekundy dłużej, zapewne zaczęłabym się martwić.
Czarnowłosy nagle założył ręce na pierś, i dość sztywnym ruchem przystanął na lewą nogę. Znałam tę pozę. Pokazywała jego wyższość nad innymi i jednocześnie była zbyt poważna, ale miała w sobie też coś, czego po Akutagawie nigdy nie powinno się spodziewać. Nie potrafiłam nazwać tego konkretnym słowem, ale to coś sprawiało, że chciało się mu zaufać, powierzyć siebie, jak najlepszemu liderowi. Było to całkowicie absurdalne, ponieważ już ja bardziej bym się nadała w roli przywódcy, a dobrze wiedziałam, że byłam tego całkowitym przeciwieństwem.
Nigdy nie widziałam problemu w wykonywaniu rozkazów, a ich wypełnianie było banalne. Nie musiałam zbyt zagłębiać się w cel i skuteczność danego zadania. A jeśli plan nie wypalał, nie była to moja wina, dzięki czemu moje sumienie nie było tak obciążone. Co prawda, potrafiłam przewidzieć który plan prawdopodobnie zakończy się niepowodzeniem, ale nawet jeśli to wiedziałam - nie mieszałam się. Można powiedzieć, że wykonywanie poleceń jest wygodnie, więc też dlatego wolałam wykonywać rozkazy przełożonego, zachowując się czasem nawet jak "pies". Co prawda nikt tego nie mówił, ale wiem, że nie jedna osoba myśli o mnie jak o psie swojego właściciela. Mogłaby mi przeszkadzać, czy choć w małym stopniu doskwierać taka reputacja, jednak wiedziałam, że w życiu ludzie mieli o mnie dużo gorsze zdanie.

Szybkim, sprawdzającym ruchem podniosłam wzrok o kolejny centymetr i od razu pożałowałam, napotykając przeszywający wzrok Ryunosuke.
- Wiedziałem, że tu będziesz - powiedział, zanim odwróciłam wzrok.
Jego słowa obiły mi się w głowie raz jeszcze, aż w końcu mrugnęłam, bo była to jedyna rzeczy, która bez śladu mogłaby przywrócić mnie do rzeczywistości.
Nie byłam pewna czy mówiąc, że wiedział iż tam będę, miał na myśli oględziny zwłok, czy raczej na ziemi, nie mogąc podnieść się do żałosnej ucieczki przed jego osobą. Chciałam to wiedzieć, jednak w obu przypadkach dziwne, a właściwie frustrujące jest, że wogóle się spotykamy.
Z każda milisekundą, niezręczność sytuacji i podziw do jego postawy zanikał, a na ich miejsce pojawiała się irytacja.
Czy on wie co robi? Najpierw każe mi znikać z przed oczu, a później idzie na misję, na której może mnie spotkać. Bo cokolwiek by to nie było, prawdą jest, że wcale nie musiał tu przychodzić. Gdyby tylko nie chciał iść, mógł powiedzieć jedno słowo i zostać w Mafii, domu, gdziekolwiek tylko nie tutaj przede mną.
- To dlatego tu jesteś? Aby mnie spotkać? - zapytałam, bardziej gniewna niż w rzeczywistości byłam.
Mój ton nie był już tym samym milusim, jakim go przywitałam, wydawał się teraz jakby należeć do innej osoby.
Oczy Akutagawy minimalnie się powiększyły, jakby nie spodziewał się ataku z mojej strony, powodując tym, że mój udawany gniew był coraz mniej udawany.
- Nie wiem co tobą kierowało, ale...
- Chuuya bał się, że ci się tu spodoba - wtrącił, jakby te słowa miały go usprawiedliwiać.
Samo wspomnienie Nakahary wydało się dziwne. Rudowłosy był moim dobrym znajomym, a teraz poczułam jakby został już zapomniany. Był kolejną osobą z przeszłości, o której miałam zapomnieć, i tak też się działo. W życiu musiałam traktować tak każdego, w jakimś stopniu ważnego dla mnie człowieka, nie mogłam pozwolić sobie na wspominanie. Teraz żałowałam, że poprostu mogłam o nim zapomnieć, wiedząc, że on napewno się martwi.
Spoglądając na Akutagawe przez głowę przeszła mi szybka myśl "ciebie też powinnam zapomnieć", ale skupiając się na wspomnieniu Chuuyi, cała udawana i nieudawana złość pomału wyparowywała.
- Miał rację - powiedziałam, z lekkim poczuciem winy, choć nie miałam czemu czuć się winna.
Spuściłam wzrok i łapiąc Tygrysołaka pod rękę odwróciłam się. Czułam, że Atsushi jest poruszony całą sytuacja i nie wie co ze sobą zrobić. Nie chcąc aby i on na darmo się zamęczał moimi kwestiami, ścisnęłam go mocniej za rękę i podniosłam z uśmiechem głowę, dając do zrozumienia, że wszystko jest w porządku, nawet jeśli nigdy nic w moim życiu nie było w porządku.

- Dazai poszedł w drugą stronę - powiedział nagle Akutagawa, przerywając tym samym naszą wędrówkę i moja próbę uciszenia myśli.
Odwróciłam lekko głowę w jego stronę i przymrużając oczy wycedziłam:
- Nie szukam go.
Kątem oka zobaczyłam tylko pogardliwy uśmiech na jego twarzy, mówiący, że nie uwierzył w moje słowa. Nie zależało mi aby uznał to za prawdę, właściwie, z jakiegoś powodu wolałam aby wiedział że kłamię i nie zależy mi aby to kłamstwo choć trochę wyszło prawdziwie.

***

Podczas połowy drogi Atsushi nie wypowiedział słowa. Ja natomiast nie miałam ochoty go do tego zachęcać. Wiedziałam że też jest zbyt ciekawski aby wytrzymać do powrotu bez zadania pytania, dlatego poprostu czekałam. Co prawda powinnam być pochłonięta swoimi myślami, i to pewnie kolejny powód tej ciszy, ale jak zwykle odgradzając je, nie myślałam o niczym.
Kiedy w zasięgu wzroku pojawiały się coraz bardziej kojarzone przeze mnie ulice, białowłosy się odezwał.
- Ta sytuacja z Akutagawą... - powiedział, nie będąc pewnym o co właściwie zapytać.
Słysząc jego ciekawość zmieszaną z niepewnością, uśmiechnęłam się. Chłopak zdecydowanie nie wiedział jak zadać pytanie, ale postanowiłam się nad nim zlitować.
- Był moim przełożonym. Co prawda nie zbyt długo, ale zdążyłam się przyzwyczaić - powiedziałam luźnym głosem.
Chłopak spojrzał na mnie, pełen zaskoczenia, a nawet podziwu.
Wypowiadając te słowa sama byłam dość zdziwiona, nie tylko dlatego, że powiedziałam je na głos, bardziej chodziło o to, że są prawdą. W tak krótkim czasie, zdążyłam się tak przyzwyczaić do jakiejś osoby, co nie powinno nigdy znów mieć miejsca. Naprawdę niesamowicie się starałam, aby nie poczuć więcej przywiązania, ale teraz przekonuje się znów, że wszystkie moje starania poszły na marne.
Moje myśli na temat innych, odkąd pamiętam były mocno zdystansowane, z tego powodu uważałam, że nawet jeśli choć o odrobinę zbliżę się do kogoś, nie będę miała problemu z zakończeniem znajomości. Oczywiście tak było, i nie sądziłam, że kiedyś może być inaczej - że nieświadomie znów pomyślę o kimś dwa razy.
Pokręciłam głową, czując, że moje myśli poszły w zbyt niewygodnym kierunku, i znów starałam się skupić na idącym obok białowłosym. Miałam nadzieję, że chłopakowi nie udało się wyczytać mojego zaskoczenia, które w prawdzie mogło być większe od jego.
- Czyli Akutagawa jednak nie jest takim draniem - powiedział, uśmiechając się i patrząc na mnie kątem oka.
Nie mogłam nic poradzić jak też się uśmiechnąć, mając jednak w głowie zajście sprzed kilku minut.
- Oj jest - oparłam dłoń o ramie białowłosego, dając znać, że to już koniec tematu.
Co prawda chciałam powiedzieć mu więcej, ale problem był właśnie w tym, że nie mogłam ze względu na siebie samą. Czułam, że moje emocje dzisiejszego dnia nie są na miejscu i aby nie igrać z ogniem, mogłam wydobywać z siebie jedynie najmniejsze minimum, nawet jeśli chciałam dać więcej.

Idąc dalej Atsushi nie zaczynał żadnego tematu, oprócz zadania kilku nieistotnych pytań i poinformowania mnie, że przed powrotem do Agencji, musi jeszcze coś załatwić. Wiedziałam, że zamiast "musieć" mógł użyć słowa "chcieć", dlatego nie proponowałam mojego towarzystwa i sama poszłam do Agencji. Poza tym ciągle było mi niewygodnie z tym, że nie mogłam funkcjonować jak zwykle, ale chciałam jeszcze spotkać się z Dazaiem, przy którym musiałam pilnować myśli jeszcze bardziej.

Zaraz byłam już pod budynkiem agencji i czułam, że umieram. Wyobraziłam sobie schody i całą tę drogę, którą dziś przeszłam, zanotowując w myślach, że powinnam ćwiczyć nawet podczas snu.
Przypominając sobie jednak, że mam do pogadania z brązowowłosym, niemal zapomniałam jak mi ciężko i wbiegłam dysząc na górę. Opierając się o klamkę, otworzyłam drzwi i zamykając je zaraz za sobą, spotkałam całkowitą ciszę z jedną osobą w środku.
- Jak było na pierwszej misji z tymi idiotami? - zapytał wcześniej spotkamy blondyn, kiedy tylko zostawiłam drzwi w spokoju.
Spojrzałam na chłopaka i w żadnym wypadku nie potrafiłabym powiedzieć, że to ta sama osoba, którą zmieszaną spotkałam parę godzin temu. Jego wyraz się zmienił i wyglądał całkiem poważnie. Spoglądał w skupieniu na zeszyt znajdujący się przed jego nosem, przy czym wyglądał jak prawdziwy profesjonalista tego, czymkolwiek się zajmował.
Nie skupiając się dłużej na jego osobie, zwróciłam uwagę, że mówiąc "z tymi idiotami" miał na myśli Osamu i Atsushiego, a przezwiska te, wypowiedziane przez niego, wcale mnie nie zdziwiły.
- Dazai świetnie się bawił - powiedziałam, szukając wspomnianego wzrokiem.
Zwróciłam głowę w stronę jego biurka, lecz z żalem nikogo tam nie ujrzałam. Nie zdążyłam spojrzeć w drugą stronę, bo blondyn wycedził zirytowanym głosem.
- Ta kupa śmieci poszła się pewnie zarżnąć.
Chłopak ciągle nie podnosił wzroku, czym uniknął mojej dość zdziwionej miny, ktora jednak nie wynikała z sposobu, w jaki blondyn mówił o swoich współpracownikach, ale z doboru jego słownictwa, które było niezwykle trafne.
Prychnęłam na to pod nosem, co jakimś cudem zwróciło jego uwagę. Przez sekundę wyglądał na zmieszanego, jakby nikt nigdy, w żaden sposób nie zareagował na jego słowa, ale zaraz odchrząknął i spojrzał poważnie.
- Dazaia znajdziesz w barze, ale nigdy nikt nie jest w stanie powiedzieć w jakim - dodał, zerkając kątem oka do zeszytu.
Nie musiałam się zastanawiać gdzie dokładnie znajduje się Osamu, byłam bardziej niż pewna co do jego miejsca pobytu. I prawie tak samo pewna byłam, że ta oczywistość jest sprawką brązowowłosego.
Na tę myśl podniosłam lekko wargi w grymasie zmierzającym do uśmiechu i odwróciłam się, łapiąc za klamkę, jakby zapominając, że dopiero co się tu wczołgałam.
- Jestem Kunikida - powiedział nagle chłopak, zanim zdążyłam wyjść.
Przez sekundę jego przedstawienie, wydawało mi się niezręcznie, w końcu miałam z nim pracować, a nawet nie zainteresowało mnie jak się nazywa, jakbym w podświadomości była pewna, że jestem tu tylko przelotnie. Nie chcąc jednak wyjść na bardziej bezinteresowną, kiwnęłam mu głową, i z miłym wyrazem podziękowałam, opuszczając jednocześnie pomieszczenie.

Nie patrząc zbytnio gdzie idę, nogi niemal same zaniosły mnie do miejsca, w którym piłam z Dazaiem, tego samego dnia, który był moim ostatnim w Mafii Portowej.
Mijając kilka ulic i będąc w części, której nie znałam najlepiej, dopiero po jakimś czasie mogłam zdać sobie sprawę, że naprawdę jestem coraz bliżej. Budynki robiły sie ciemniejsze, a czerwony szyld migał coraz bliżej, choć w świetle dnia wydało się to niepotrzebne.
Przechodząc za rogiem zamkniętego lokalu, byłam w stanie dostrzec Osamu, który opierał się o szybę baru. Pomyślałam, że to nie jest nasze miejsce docelowe i zastanowiłam czego mogę się po nim aktualnie spodziewać, choć wiedziałam że jego cele nigdy nie są jasne i za jednym, znajduje się tysiąc innych.
Jeszcze chwilę patrząc na jego nieskazitelną postawę, przypomniałam sobie wydarzenia z dzisiejszego dnia i moje nieciekawe spotkanie z Ryunosuke, spowodowane oczywiście przez Dazaia, którego mimo że można nazwać ideałem, jest czymś znacznie gorszym - czymś co interesuje właśnie mnie.

- Szybko przyszłaś - powiedział, kiedy tylko podeszłam Dazai.
Uniosłam usta w grymasie, nie będąc pewna czy zadowolenia, czy wręcz przeciwnie. Jakby nie było, byłam manipulowana, a on dawał mi to idealnie do zrozumienia. Z drugiej zaś strony, tego chyba właśnie chciałam - poczuć wiele niezwykłych uczuć jednocześnie, które wydawało się, że tylko on mógł mi zafundować. Myślałam o nim jako o wyjątkowej jednostce, i choć wiedziałam, że nie powinnam, nie czułam takiego żalu. Tego dnia, już powstrzymywałam się myśląc o kimś w głębszy sposób, ale z nim nie miałam tego problemu. Jakby moje hamulce puszczały, przekazując mi że mogę pozwolić sobie na więcej, a jedyne co trzymało mnie w kupie, był jakiś cichy, przygaszający już głos podświadomości.
- Zostawiłeś nas - powiedziałam bez ogródek.
Na jego twarzy zatańczyło ironiczne rozbawienie i już wiedziałam, że oznacza coś więcej. Całe szczęście nie zdążyłam zacząć moich bezsensownych wymysłów, bo brązowowłosy znów się odezwał.
- Chodźmy gdzieś indziej - powiedział, i nie czekając na moja reakcję, zaczął iść.
Chwilę patrzyłam na jego plecy, mając całkowitą pustkę w głowie. Odwróciłam się jeszcze spoglądającze na budynek, w którym ostatnio piliśmy, ten sam do którego niedawno mnie przyprowadził i tak nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.
- To nie bar jest wyjątkowy, prawda? Tak naprawdę nic tu nie jest wyjątkowe - powiedziałam, tak aby usłyszał mnie z odległości kilku metrów.
Chłopak odwrócił głowę, na której włosy były rozwiewane przez wiatr i z całkiem poważnej miny przeszedł w znaczący uśmiech. Stałam i poczułam się jakbym była w jakimś śnie, lub jakbym oglądała film ze sobą w roli głównej. Byłam całkowicie oderwana od rzeczywistości, ale stałam i czekałam aż chłopak przerwie ciszę, aby usłyszeć czy się nie mylę. Mimo, że nie musiałam czekać długo, wszystko mi się przedłużyło. Osamu odwrócił się w moja stronę całkowicie, a ja nie słysząc co się wokół mnie dzieje, podeszłam parę kroków bliżej, choć nie byłam pewna czy naprawdę je zrobiłam. Dopiero słowa Dazaia przywróciły mnie na ziemię, powodując u mnie jeszcze większe zagubienie.
- Więc czemu poprzednio uważałaś inaczej? - zapytał chytrze.
Patrzyłam na niego chwilę, nie mogąc skupić uwagi na tym co się dzieje. Mrugając, tak jak zwykle, otrząsnęłam się i spróbowałam wrócić myślami do dnia, w którym tu z nim przyszłam. Przypomniałam sobie jak wyglądał kiedy tu weszliśmy, jak siedzieliśmy i jak wychodził, aż w końcu znalazłam słowa.
- Ty chcesz aby to miejsce było wyjątkowe, ale to nie ono - powiedziałam, i znów zastanawiłam się nad doborem słów. - Co się stało z tym, które miało znaczenie?
Dazai podniósł głowę do góry i zaraz z grymasem zadowolenia, spojrzał mi w oczy. Patrząc teraz na niego, byłam pewna, że to bolesny temat, choć on wydawał się to ukrywać swoim zadowoleniem z moich słów. Inny człowiek pewnie nie dostrzegłby tego smutku w oczach, ale moje skrywają to samo odkąd powstał świat, więc te sztuczki (choć w jego wykonaniu wydają się nawet lepsze od moich) na mnie nie działają. Po chwili chciałam niemal dodać, że nie musi odpowiadać, ale wiedziałam iż te słowa mogłyby być jedynie gorsze, ponieważ także ja sama wolałabym ich nie usłyszeć.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział, i rzeczywiście na takiego wyglądał. - Ten drugi bar już nie istnieje od kilku lat. Zostało po nim tylko to - dodał, wyglądając teraz na niezwykle zamyślonego.
Słysząc jak rzeczowo to wytłumaczył, obejrzałam się za siebie w obawie, że budynek który przed chwilą tu stał, tak naprawdę był tylko moim wyobrażeniem, on ciągle jednak tam był. Zrozumiałam, że chodzi mu o coś dużo ważniejszego niż sam lokal, i uznałam iż tyle mi wystarczy, o dziwo nie potrzebuję wiedzieć więcej.
Czując się niesamowicie dziwnie z tym niejasnym zaspokojeniem moich myśli, zaczęłam iść, a znajdując się kilka kroków przed nim, jedynie odwróciłam głowę na znak, że możemy ruszać dalej. Dazai z uśmiechem dorównał mi kroku, co skończyło się tak, że całą drogę wypytywałam go o powód, dla którego zostawił mnie z Atsushim i Akutagawą, a on jedynie odpowiadał, że zaraz się dowiem.

***

Droga nie trwała długo, choć mogło się wydawać wręcz przeciwnie. Przeszliśmy z dość zimnego miejsca, które kojarzyło się z deszczem, a słońce nie chciało go nawet ogrzewać, do nadmorskiej zatoki, na około której, jedyne co było słychać to radosne dźwięki zadowolonych dzieci i dorosłych. W prawdzie wiedziałam, że Yokohama jest przyjaznym miastem, ale znajdując się tu teraz, i widząc ten świetlisty skrawek miasta, uśmiech niemal sam cisnął się na twarz. Wszystko było tu spokojne, ale wydawało się jednocześnie bardziej żywe, jakby nawet zwierzęta obrały sobie to miejsce za przystań.
Szliśmy przy brzegu zatoki, dopóki nie znaleźliśmy się niemal na jej końcu, gdzie stała przeurocza kafejka z małym tarasem wychodzącym na morze. Gdy się zatrzymaliśmy, popatrzyłam niepewnie na Dazaia. Nie byłam przekonana czy to miejsce jest w jego typie, ale uznałam o nic nie pytać, wiedząc że zaraz wszystko (albo chociaż mała połowa) się okaże.

Weszłam za Osamu do środka, rozglądając się przy okazji po otoczeniu. Chłopak szedł przede mną pewnie, tak jak zwykle, choć nagle wydał się jakiś cichszy i nie byłam pewna czy to dobrze, czy też nie. Zaraz jednak jak usiedliśmy na jasnym tarasie z widokiem na wodę, brązowowłosy uśmiechnął się, opierając w swój charakterystyczny sposób głowę.
Popatrzyłam się na niego podejrzliwie, nadal nie wiedząc co tu robimy, ani nie będąc pewną jakie właściwie powinnam zadać pytanie. Oparłam się wygodnie o krzesło i założyłam ręce na pierś, jeszcze chwilę patrząc w ciszy.
- Więc?... - powiedziałam w końcu.
Nie potrzebując nic dodać, chłopak wyciągnął z kieszeni dość dużą kopertę i z impetem położył ją zadowolony na stole. Nie miałam pojęcia co to może być, ale wiedziałam na pewno, że to co znajduje się w środku, może mieć duże znaczenie. Wyprostowałam się na krześle, czując jak moje mięśnie spinają się w obawie, a serce zaczyna grać własną melodię. Po mojej głowie chodziły już różne myśli, głównie same najczarniejsze scenariusze, ale nadal nie byłam pewna czego mogę się spodziewać po osobie siedzącej naprzeciwko. Powiedzieć mogłam jednak, że zawartość może mi się nie spodobać.
- Co to takiego? - zapytałam, nie mogąc już wytrzymać, choć wiedziałam, że było to bezsensowne pytanie.
Całe swoje skupienie, w tym momencie poświęciłam kopercie, która wręcz mnie przerażała, ale choćby jej zawartość miałaby mnie zjeść, chciałam ją otworzyć.
Nie mogąc czekać dłużej, sięgłam przez stół, lecz nieoczekiwanie nie udało mi się jej chwycić przez brązowowłosego, który nagle przytrzymał papier.
- Hohoho - powiedział niemal śpiewająco.
Nie wiedząc co się dzieje, rozproszyłam lekko swoje skupienie oraz obawy, i spojrzałam na brązowowłosego, który z kolei wcale nie interesował się tym co dzieje się przed nim, ale spoglądał na prawo od stołu. Przez sekundę myslalam, że się wścieknę, ale mój wzrok podążył za jego i niemal spadłam z krzesła.
Przed nami stała najpiękniejsza kobieta jaką widziałam przez ostatnie pięćset lat, dodatkowo odziana w najseksowniejszy strój kelnerki jaki mógł powstać (choć może to ona sprawiała, że zwykły strój wyglądał tak cudownie).
- Coś państwu podać? - zapytała dziewczyna, głosem który tak do niej pasował.
Nie byłam pewna ile się w nią wpatrywałam, ale byłam przekonana, że mogłabym o wiele dłużej. Jasnowłosa spojrzała to na Osamu, to na mnie, i z jej wyrazu można było powiedzieć, że jest zagubiona w całej sytuacji. Chcąc ją wyratować, niemal jak księżniczkę z zamku, chciałam odpowiedzieć na jej pytanie, jednak zostałam uprzedzona.
- Aniele, wystarczy że tu jesteś - powiedział Dazai, łapiąc kobietę za dłoń.
Patrząc na tę słabą zagrywkę, niemal parsknęłam, ale wypomniałam sobie, że tuż przed sekundą porównałam złożenie u niej zamówienia, do wydostania księżniczki z zamku - spojrzałam jedynie na mojego towarzysza z politowaniem. To niesamowite, że w takich okolicznościach okazuje się, jak bardzo jesteśmy beznadziejni.
Patrząc na tę dwójkę, zaraz zrobiło mi się niedobrze. Nie żeby brzydziły mnie takie sceny, poprostu nagle każdy mój organ zaczął krzyczeć aby przestali. Moja głowa zaczęła boleć, lecz nawet jeśli to nie była nowość, tym razem chciała się przedzielić na pół, jakby właśnie przechodziła jakąś traumę. Zadając sobie samej pytanie co mi jest, pierwsze co narzucało się na myśl, było to, że nie chcę widzieć ich razem, drugie jednakże było zazdrością. Zastanawiając się nad tym drugim, zdałam sobie sprawę, jak bardzo absurdalne to jest. Samo to słowo ostatnio grało w moich uszach wieki temu, przy czym nie potrafiłam określić jakie to uczucie. Oczywiście do teraz, bo tak przynajmniej wydawało się być, ale nie byłam pewna o co właściwie miałabym być zazdrosna. O to że Dazai trzyma, te delikatne dłonie, a ona rumieni się na niego? Czy może o to, że ona tak mu się spodobała? W każdym bądź razie, postanowiłam przerwać wszystkie dziwne odczucia wewnątrz mnie i szybkim, niemal nieistniejącym ruchem zabrałam jej dłoń z rąk Osamu.
- Przepraszam za tego diwaka. Tak piękna Pani, musi pewnie często sptykać podobnych - powiedziałam, patrząc w jej cudowne oczy.
Dostrzegłam, że włosy zaraz przysłonią jej widok po jednej stronie, i nie mogąc się powstrzymać odgarnęłam je pomału za ucho. Na to dziewczyna zdrowo poróżowiała, wyglądając jeszcze lepiej. Nie spodziewałam się, że jej reakcja tak mi się spodoba. Miałam niemal ochotę poprosić ją o numer, ale wiedziałam też, że to w żadnym wypadku nie był dobry pomysł. Nie w tak nieprzewidywalnym dla mnie okresie, w którym już nawet uczucia zaczęły brać udział.
- Dla nas będą jedynie dwie herbaty, a o wybór smaku poproszę Panią - dodałam, wiedząc że i tak się więcej nie spotkamy.
Trzymając ciągle jej dłoń, przyjechałam po niej delikatnie kciukiem i puściłam, dając dziewczynie dojść do siebie.
Jasnowłosa stała, patrząc na mnie przez kilka sekund, zaraz jakby ocknęła się, i robiąc się jeszcze bardziej czerwona, z ukłonem pobiegła złożyć zamówienie.
Podążyłam za nią chwilę wzrokiem i zdałam sobie sprawę, że nie czuję już żadnych krzyków w mojej głowie, wszystko się uspokoiło. Uśmiechnęłam się do sobie, jednocześnie odwracając w stronę siedzącego naprzeciw Osamu, którego wyraz był wręcz czysto zadowolony.
- Nie sądziłem, że widok dwóch flirtujących ze sobą pięknych kobiet, będzie lepszy od aktualnego flirtu z piękną kobietą - oznajmił, uśmiechając się szalmancko.
Skupiłam na nim uwagę i poczułam ulgę, lecz wciąż nie byłam pewna dlaczego. Postanowiłam zostawić sobie kwestie moich niewspółpracujących emocji na później i wrócić do tego chwili.
- Nie sądziłam, że tak mało wiesz o świecie - powiedziałam z wścibskim uśmiechem.
- Z każdą sekundą wiem coraz więcej - oznajmił, przysuwając w moją stronę kopertę.
Mój wzrok wędrował od chłopaka do leżących na stole papierów, zastanawiając się teraz, czy naprawdę powinnam je otwierać. Co prawda przed chwilą nie widziałam innej opcji jak tylko dowiedzieć się o co chodzi, ale zaczęłam rozważać inne możliwości, które niestety nie wydawały się wchodzić w rachubę. W końcu byłam zbyt ciekawska i nie byłam pewna czy wytrwałabym kilka godzin w takiej niepewności, wiedząc, że jedyne co wystarczyło zrobić to otworzyć kopertę.
Policzyłam w głowie do pięciu, być może aby nie wyjść na zbyt narwaną, lub też aby zdążyć się powstrzymać, i szybkim ruchem sięgłam po kopertę. Nie wiedząc w którym momencie ją otworzyłam i wyciągnęłam pliki przed siebie. Chwilę się na nie patrzyłam, niemal czując jak błyszczą mi oczy, ale im dłużej spoglądałam przed siebie, tym mniej wiedziałam o co chodzi.
- Co to jest? - zapytałam, całkowicie bez wyrazu.
Podniosłam wzrok na chłopaka i zauważając, że jego uśmiech także zniknął, poczułam jak przechodzi po mnie dreszcz. Wszystkie niedorzeczne myśli zniknęły i naprawdę zaczęłam się martwić. Chcąc aby brązowowłosy mi odpowiedział, wypowiedziałam jego imię, lecz nawet jeśli mogłabym przysiąc, że miało to miejsce tylko w mojej głowie, on odpowiedział.
- Badania krwi. Twoje i jeszcze jednej osoby - oznajmił.
Patrzyłam ciągle na niego, zaczęłam się pomału denerwować. Nie byłam pewna o co chodziło, a nawet jeśli podejrzewałam, chłopak powiedział dokładnie to, co było już dla mnie oczywiste. Pytania w mojej głowie zaczęły robić coraz dłuższa kolejkę, a niecierpliwość zaczęła dawać znaki, jednak im więcej pytań się pojawiało, wiedziałam że tylko jedno jest tak naprawdę istotne.
Przybliżyłam się do stołu, starając być na tyle blisko Osamu, aby nawet wiatr nie usłyszał prawdy. Prawdy której tak się obawiałam ostatnimi czasy.
- Pamiętasz dzień, w którym zrzuciłaś się z wieży? Więc tego samego dnia pobrałem trochę twojej krwi z miejsca wypadku. Mam nadzieję, że nie jesteś zła? - powiedział, ale nawet gdyby dał mi szansę na odpowiedź, wolałabym aby kontynuował. - Wiem też, że od jakiegoś czasu chodzi ci po głowie pewna możliwość, która niemal wypływała z ciebie podczas dzisiejszych oględzin - tu zrobił przerwę.
Powinnam zacząć się karcić za to, że nie potrafiłam ukryć przed nim takiej rzeczy, ale w tym momencie jedynie chciałam słuchać dalej i dojść do momentu, w którym okazuje się, że całe nieszczęście świata to moja wina.
Machnęłam mu ręką na znak aby kontynuował, i byłam przekonana, że w tym momencie próbował wyczytać we mnie coś innego niż ciekawość ze strachem i niepewnością.
- A tą drugą osobą, która okazała się mieć coś z tobą wspólnego, jest mój pewien stary znajomy, który właściwie zaraz tu będzie - dodał, spoglądając na zegarek.
W tym momencie już nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje. Coś złapało mnie za kończyny i zaczęło przenosić po całym ciele zimno. Wyobraziłam sobie, że są to czynu i słowa brązowowłosego, po których zdawałam sobie coraz większą sprawę jak bardzo beznadziejną istotą jestem. Osamu znał mnie kilka dni (choć tak naprawdę nie powinnam liczyć tych, podczas którym spałam), a już potrafił powiedzieć o mnie wszystko, do czego dojście mi samej zajęło całe życie. Wiedział kim jestem, znał moje lęki i umiał mnie przechytrzyć, a ja zdając sobie z tego sprawę, nie potrafiłam nic lepiej ukryć. Choć nie byłam też pewna czy naprawdę chciałam coś przed nim ukrywać. Może chodziło o to, aby to on powiedział mi całą prawdę, tak aby do mnie dotarła. W końcu sama zaproponowałam mu taką zabawę, ofiarując siebie jako pionka do gry, aby móc coś poczuć. Czy to co się teraz dzieje nie jest tym czego chciałam?
Czując jak tysiąc sprzecznych myśli przelatuje mi przez głowę, odchyliłam się do tyłu, i szukając spokoju w głębokich oddechach, zdałam sobie sprawę, że to naprawdę jest niesamowite. Jaki ten człowiek jest niesamowity, a jak beznadziejna ja stoję obok. Im więcej myślałam, tym bardziej nie mogłam wytrzymać i zaczęłam się głośno śmiać.

__________________________
*[org] It probably won't happen, but there's always a possibility of unexpected consequences - Atsushi Nakajima

Choć sama shippuje dwa największe paringi w fandomie, muszę oznajmić, że niestety nie przewiduje tutaj ich kanonicznego pojawienia się. Z tego też powodu, postanowiłam wcielić scenę Eiko podrywającej kelnerkę.
Właściwie od początku chciałam aby Eiko była kimś otwartym, do kogo można się odnieść, z tego też powodu kwestia jej seksualności wydaje mi się dość ważna. Pewnie na tym etapie jest niektórym dość ciężko powiedzieć  "kim ona tak naprawdę jest", ale obiecam, że z czasem wszystko będzie jasne jak słońce.

Ps. Ciężko było mi się znów wdrożyć do pisania, więc obejrzałam i przeczytałam całe bsd od początku. Zaczelam też light novel Dazaia, bo jak widać mam problem z ukazaniem jego postaci.:///

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top