V.
"Człowiek niezmiernie lubi czuć się pokrzywdzony."
- Fiodor Dostojewski
____________________________
Zanim zdążyłam się obejrzeć, już stałam pod budynkiem, w którym znaleziono ciało członka Mafii.
W sumie, takie szybkie pojawienie się na miejscu zrobiło mi dobrze. Nie miałam aż tyle czasu aby się tym zadręczać w myślach, choć równocześnie tego chciałam. Chciałam po raz kolejny sobie uświadomić, jak bardzo moja egzystencja może być niebezpieczna, nawet kiedy nic nie robię.
Budynek pod którym się znajdowałam, nie wyglądał na zamieszkany. Był raczej odzwierciedleniem starego, niezbyt dużego magazynu, w którym bywali tylko nieliczni.
Zatrzymałam się parę kroków przed szarym budynkiem. Z większej odległości, nie wpływał na moje emocje, był poprostu kawałem betonu. Jednak kiedy bardziej się zbliżałam, czułam że to jego wnętrze może mnie przytłoczyć. Chciałam, ale i nie chciałam dowiedzieć się do kogo należał, i kto mógł popełnić w nim samobójstwo. Martwiła mnie też wizja przechodzenia się po jego pokojach, myśląc, że mogę natknąć się na coś czego się nie spodziewam, czegoś co potwierdzi mój pośredni udział w tej tragedii.
Podczas chwili mojego wyłączenia się od świata, Dazai przystanął przy moim boku i spojrzał na budynek, wyglądając jakby również myślał o czymś odległym. Na chwilę zawiesiłam na nim wzrok i zaraz, kątem oka dostrzegłam białowłosego, który stał niedostrzeżony tuż obok.
Dazai przekręcił nagle głowę i przypatrzył mi się. Po chwili, Atsushi z zmieszaną miną odszedł do przodu.
- To może być trudne - powiedział Osamu, zaraz po oddaleniu się Tygrysołaka.
-Wszystko w porządku -odpowiedziałam.
Czując, że zwlekanie, narazi mnie na więcej niepewności, przerwałam chłopakowi zanim wydobył z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Możemy iść - oznajmiłam z nadmierną pewnością i ruszyłam przed siebie.
Zdążyłam jeszcze zrealizować, że tuż za moimi plecami podąża Dazai, któremu przerwałam zdanie i wcale nie wygląda na poruszonego, a wręcz przeciwnie, wydaje się być z tego powodu dość zadowolony.
Przechodząc szybkim tempem przez drzwi wejściowe, natknęłam się na Nakajime, który z lekka niepewny czekał aż dołączymy. Chłopak spojrzał na mnie nic nie mówiąc. Byłam pewna, że ma zbyt dobre serce, aby zapytać mnie czy chcę i czy jestem w stanie iść dalej. A ja sama nie byłam pewna czy potrafiłabym znów odpowiedzieć na to pytanie tak jak chciałam.
Wysłałam mu jedynie milczący uśmiech i najzwyczajniej dołączyłam do przechadzki.
Przez kilka metrów ciągnął się niewyraźny korytarz, w którym odznaczało się jedynie parę osobnych pokoi. Otoczenie co prawda nie było takie straszne, ale nie należało także do najprzyjemniejszych. Szare, niepomalowane ściany nie miały żadnego wyrazu, można je było równie dobrze uznać za ściany pałacu jak i więzienia. Choć w moim aktualnym nastroju, druga opcja zdecydowanie bardziej odpowiadała.
Z każdym krokiem zdawałam sobie sprawę, że jestem coraz bliżej poznania prawdy, albo chociaż jej części. Nadal nie byłam pewna czego się tam spodziewać, choć czułam, że wiem dlaczego się obwiniam. To uczucie towarzyszyło mi niemal po każdym wydarzeniu, któremu byłam w jakiś sposób bliska. Miałam wiele spekulacji dotyczących nagłego poczucia winy w takich momentach, i choć wszystkie powody wydawały się głupie i bez sensu, to jeden z najdziwniejszych przykuł moja uwagę na tyle, abym mogła uznawać go za prawdziwy. Pojawiła się wtedy szybka myśl - "A co jeśli to moi krewni?". Tak naprawdę nie mam pojęcia jak coś takiego wpadło mi do głowy, prawdopodobnie była to jedynie ironiczna hipoteza, którą po jakimś czasie zaczęłam brać pod uwagę, w końcu spowodowała u mnie pewnego rodzaju niepokój.
Pogrążona w myślach, usłyszałam jak ktoś szepcze moje imię, powodując tym samym moje zatrzymanie. Zanim znów zdążyłam wymyśleć coś głupiego, mój wzrok uniósł się z brudnego betonu na wyczekującego przede mną Dazaia. Nie musiałam pytać o co chodzi. Już wiedziałam, że ciało znajduje się tuż za rogiem.
Chwilę się zawahałam, ale nie chcąc dłużej być w niepewności, podskoczyłam do przodu z impetem i tuż przed moimi oczami pojawiło się ciało.
Zwłoki wisiały nad schodami, które z kolei prowadziły do ciemnej piwnicy.
Ten widok nie był dla mnie niczym wyjątkowym, w końcu kiedyś widziałam nawet siebie wisząca w ten sposób, jednak moja niepewność co do tożsamości tej osoby, na sekundę sprawiła, że jej ujżenie było bardziej emocjonujące. Patrząc dłużej przed siebie, nie byłam pewna czy czuje ulgę czy wręcz przeciwnie. Osoba która wisiała przede mną, nie była kimś kogo szczególnie znałam, choć prawdą było, że kojarzyłam tę twarz, tak samo jak prawdą było, że ta twarz należała do członka Mafii Portowej.
Spoglądając przed siebie i nie wiedząc co poczuć, przypomniałam sobie o oddychaniu. W momencie kulminacyjnym, musiałam zapomnieć o najważniejszej czynności człowieka. Nie żeby ta czynność była i mi niezbędna, bo gdybym wstrzymywała oddech choćby przez godziny, w żaden sposób by to na mnie nie podziałało. Czasem zastanawiałam się czy mój organizm przeprowadzał fotosynteze, ale tak naprawdę nie chciałam wiedzieć. Choćby było to zbyt głębokie- jedyną prawdą, jakiej nie chciałam znać, była prawda o mnie i o tym, co tak naprawdę we mnie siedzi.
Przez kilka pustych sekund przypatrywałam się mężczyźnie o jasnych, ułożonych włosach, który z tego co mi było wiadome, miał dość wysoką pozycję w Mafii Portowej. Był acem i faktycznie, jeśli tylko było go widać, tak na niego mówiono.
Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałam, to że nie jest to twarz samobójcy. Do głowy wpadało mi setki innych określeń, ale żadno nie było nawet trochę nawiązujące do samobójstwa.
Po przypatrywaniu się jeszcze chwilę tej emanującej (choć nadal martwej) narcyzmem twarzy, odwróciłam się, starając nie myśleć o powiązywaniu tej sytuacji ze mną, i poszukałam wzrokiem swoich towarzyszy.
Po mojej lewej stał Atsushi, który ciągle nieobecny spoglądał na zwłoki. Po drugiej stronie spotkałam wzrok Osamu, który nie wykazywał znów takiego zainteresowania sprawą, ale czułam, że ma jakieś hipotezy.
- Pójdę się rozglądnąć - oznajmił, przełykając głośno białowłosy.
Podążyłam wzrokiem za odchodzącym w stronę piwnicy chłopakiem, zauważając ciągłe zaniepokojenie w jego twarzy, kiedy spoglądał na zwłoki.
- Co ci chodzi po głowie? - zapytał Dazai, powodując, że automatycznie zwróciłam na niego swoją uwagę.
Jego wyraz nie mówił zbyt wiele, jak zresztą zawsze, ale wydawał się być spokojny, jakby było już po wszystkim. Choć możliwe, że dla niego tak właśnie było.
Ja sama nie byłam do końca pewna co chodzi mi po głowie. Próbowałam zabezpieczyć swoje myśli na jakiś czas, unikając tych o samobójstwie-zabójstwie i moim poczuciu winy, które zresztą nieźle udało mi się schować. Nie myśląc o tych rzeczach, które same naskakiwały, tak naprawdę nie myślałam o niczym, lub też starałam się myśleć o niczym, bo to pytanie odciągnęło mnie od tych starań.
Moje milczenie musiało trwać dłużej niż się wydawało, bo Atsushi zdążył znaleźć się w piwnicy i nas zawołać, przez co wpłynęły na mnie ciarki. Nie dosłownie przez samo wołanie czy też upływ czasu, ale przez to co brzmiało w jego głosie. Echem rozniosło się czyste przerażenie, które mogłoby zatrzymać pracę serca. Rzuciłam tylko przelotne spojrzenie na Dazaia, nie zdążając nawet wyczytać jego twarzy i omijając ciało tak aby go nie dotknąć, zbiegłam szybkim krokiem po schodach.
Piwnica była ciemna i sama ta ciemność wywoływała niemiłe uczucie, tym bardziej, że jedyną rzeczą niosącą światło, była pojedyncza lampka, oświetlająca kawałek korytarza.
Nie byłam pewna jak daleko prowadziła ciemność, choć wydawało mi się, że to nie jest duże pomieszczenie. Mając jednak ciągle w głowie wołanie białowłosego ruszyłam przed sebie, zostawiając ciemność i lampkę w spokoju.
Starałam się nie biec, choć echo w mojej głowie ciągnęło mnie do chłopaka, ktory musiał zobaczyć coś okropnego. Chciałabym aby to co zaraz ukaże się i moim oczom, nie było czymś potwierdzającym ten cały niepokój, ale im głębiej wydawałam sie być, tym mniej w to wierzyłam.
Chcąc już zwolnić i zawołać Tygrysołaka, potknęłam się o coś i upadłabym, gdybym nie wpadła na wspomnianego chłopaka, stojącego jak wryty na przejściu do innego pomieszczenia. Poprawiając sie, skierowałam wzrok na jego twarz, której nie drgnął nawet mięsień, a oczy wpatrywały się do wnętrza pokoju przed którym stał.
Jego wzrok już wszystko mi powiedział, byłam pewna co zobaczył, i choć sama nie chciałam tego widzieć, odwróciłam głowę w stronę pokoju z ostatnią iskrą nadziei, że to nie to co myślę. Mimo, że wiedziałam najlepiej co zobacze, moje ciało przeszedł dreszcz i świadomość, że moje podejrzenia znów okazały się sprawdzić.
Na podłodze, tuż pod naszymi nogami leżały ciała przykryte litrami krwi. Po chwili, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności, mogłam zauważyć jak bardzo losowa była ich śmierć. Każdy wyglądał jakby umarł z innego powodu, przez różne rany, które w tym mroku nie miały ze sobą nic wspólnego.
Stając tam, byłam pewna, że osoba, która dokonała czynu nie jest jakimś zwykłym mordercą, bezmyślnie zabijającym z jakiegoś błahego powodu. Osoba, która dokonała tej małej rzezi musiała być kimś kogo i ja powinnam się obawiać.
Nie będąc pewna w którym momencie, Osamu znalazł się tuż za mną, przegrzebując wzrokiem między zwłokami. Jego twarz znów nie ukazała zdziwienia, jedynie mały grymas, ktory równie dobrze mógł być zażenowaniem.
Zastanawiałam się jak bardzo był on do przodu z analizą sytuacji. Czy już podejrzewał kto za tym stoi? Czy myślał podobnie do mnie? A może myślał o czymś co nawet nie wpadło mi do głowy?
Dazai zauważając, że mu się przypatruje, zwrócił się ku mnie, ale nim zdążył coś powiedzieć, zapytałam:
- To nie ten samobójca... raczej powieszony członek Mafii tego nie dokonał, prawda?
Na krótką sekundę jego oczy niemal się zapaliły, a wyraz twarzy, chyba po raz pierwszy powiedział niemal wszystko. Nie potrzebowałam już werbalnej odpowiedzi, wiedziałam, że brązowowłosy nie wierzył w samobójstwo członka Maffi prawdopodobnie odkąd tylko o tym przeczytał. Zastanawiałam się jednak, czy jego zadowolony wzrok dotyczył też drugiej części, do której należało poznanie osobowości przestępcy.
Chłopak jeszcze chwilę spoglądał w głąb pokoju z pewną siebie miną.
- To nie twoja wina - powiedział nagle, całkowicie poważnie.
Przez chwilę nie byłam pewna czy mówi do mnie, ale za bardzo wątpiłam, że kierował te słowa do białowłosego. Atsushi nie analizując już ciał, także spoglądał z zmieszaną miną na Osamu, przekładając niepewnie wzrok na mnie. Czułam, że ta sytuacja wymaga jakiejś odpowiedzi, nie byłam jednak pewna, na jakie wyznania mogę sobie pozwolić, tak aby nie angażować swoich emocji.
Nie myśląc już nawet skąd wziął to pytanie, odchyliłam głowę do tyłu i uśmiechnęłam się. W takich momentach, uśmiech zwykle nie jest uśmiechem - jest jak ironoczny komentarz, nonszalancki gest, który jednak sam wpłynął na moją twarz.
Był tak bardzo nie na miejscu, w czasie, w którym moje własne myśli mnie raniły, a jednak ten grymas był wszystkim czego nie potrafiłam aktualnie ukryć. Mogłam ciągle narzekać i mówić, że chciałabym aby niektóre potworne rzeczy mi się nie przytrafiały, choć wiedziałam, że to przez nie czułam największą ekscytacje. Niestety uświadamiały mi jednocześnie jak bardzo jestem nienormalna i jak bardzo szczęście jest dla mnie niewystarczające.
Czując, że mój czyn sprowadza młodszego chłopaka w niepewność, opuściłam głowę i nadal na nich nie patrząc szepnęłam jedynie:
- Nie bezpośrednio.
Nie z mojej ręki zmarli wszyscy ci ludzie i byłam tego świadoma, jednak gdyby nie moje błędy z przeszłośći, mogliby wciąż żyć. Moje czyny okazały być się czymś znacznie większym niż efekt motyla. Skoro ruch motylich skrzydeł może wywołać huragan, to mój ruch może zniszczyć cały świat, co nie do końca mi odpowiada. Nawet jeśli mogłabym zniknąć wraz z tym końcem, nie chcę mieszać w swoje sprawy niewinnych ludzi, głownie dlatego, że i tak za dużo już namieszałam.
Czując na ramieniu dłoń Dazaia, moje myśli się uspokoiły. Zwróciłam ku niemu głowę, ale jego wyraz nie wyglądał na szczególnie zaniepokojony, za co byłam wdzięczna. Gdyby ktoś taki zaczął się martwić o mój i tak już zniszczony stan psychiczny, czułabym się jak porażka. Brązowowłosy musiał to rozumieć i zbyt dobrze mnie podbudowywał, nawet jeśli nie był tego świadomy.
- Mogę ci pomóc - powiedział.
Chyba po raz pierwszy od wieków byłam tak niepewna o czym się do mnie mówi. Jednak zamiast zastanowić się nad sensem jego słów, stałam w osłupieniu przez słowo "pomóc". Nie pamiętałam kiedy ostatnio prosiłam kogoś o jakąkolwiek pomoc, a tym bardziej aby ktoś mi takową oferował. Nie byłam też do końca pewna czym jest właściwie pomoc. Słysząc to miałam w głowie jedynie czerwoną apteczkę z bandażami, trzymaną w każdym kącie.
Myśląc dalej o tym, nie byłam pewna czy ja naprawdę potrzebowałam jakiejś pomocy. Choć nawet gdybym potrzebowała, nie tylko nie potrafiłabym przyznać tego przed samą sobą, nie potrafiłabym również określić jakiej dokładnie pomocy potrzebuje. Mimo to, oferta brązowowłosego sama w sobie wydawała się zbyt ciekawa, i chyba ta ciekawość wygrała nad wszystkim innym, gdyż teraz mogłam sama sobie wmawiać, że nie przyjęłam jego pomocy ponieważ jej potrzebowałam, a to pozwalało mi czuć się dużo lepiej.
Chłopak zauważając moje zdziwienie I kłębek innych emocji, zaśmiał się.
- Szukamy tych samych ludzi - powiedział.
Bardzo nie chciałam aby to do mnie dotarło, ponieważ jego słowa oznaczały dwie rzeczy. Po pierwsze - wiedział o istnieniu mojej rodziny. Po drugie - także podejrzewał ich o te nieprzyzwoitości. Obie te rzeczy sprawiały, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię bardziej niż zwykle.
Stojący i ciągle wpatrujący się Atsushi wyglądał na jeszcze bardziej wstrząśniętego, co sprawiało, że upominały mnie wszystkie moje wnętrzności. Miałam ochotę zakryć mu oczy i uszy, aby nie musiał brać udziału w niczym nieprzyjemnym, jednak jedyne co mogłam zrobić to złapać go pocieszająco za ramie.
Dazai wiedząc zapewne, że nie ma sensu dłużej siedzieć w tym nieprzyjemnym klimacie, odwrócił się i nie czekając na żadną odpowiedź z mojej strony, kierował już kroki w stronę schodów.
- Chodźmy złożyć raport - powiedział, machając dłonią w zapraszającym geście.
Ruszając tuż za nim, kątem oka ciągle obserwowałam białowłosego, który wyglądał jakby naprawdę coś go trapiło. Pomyślałam, że cały dzień starał się mnie wspierać, bo wiedział, że nawet jeśli tego nie okazuję, przyjście tu może być dla mnie niełatwe.
Nie mogłam pozwolić aby dłużej się tak starał, nie aby przez dobre serce, sam tlił w sobie pytania i emocje. Zresztą powinnam była coś z tym zrobić na początku, nie powinnam pozwolić na litość czy też wyrozumiałość dla mnie i nie powinnam była być za to wdzięczna. Teraz musiałam to naprawić, i zamienić się w osobę wspierającą, z której roli także nie powinnam wychodzić.
Na sekundę przystanęłam, aby zrównać się z Atsushim i złapałam go za ramię. Chłopak od razu spojrzał na mnie, z tym swoim wzrokiem, który już wyśpiewywał pytania.
Uśmiechnęłam się najcieplej jak potrafiłam, aby uświadomić mu, że może mi powiedzieć co chce, i faktycznie moje starania do niego dotarły.
- Ty... wiesz co to za ludzie? - zapytał, jąkając się.
Wiedziałam, że zada takie pytanie, jednak teraz kiedy już je zadał, zastanawiałam się jak dokładnie powinnam na nie odpowiadać, nie będąc pewna czy taka bezpośrednia prawda nie będzie zbyt szokująca.
- Wystarczy że podejrzewam - powiedziałam z uśmiechem, choć wiedziałam, że to nie odpowiedź na jaką czekał.
Tak jak podejrzewałam, chłopak nie wyglądał do końca na zadowolonego odpowiedzią, choć trudno mu się dziwić. Najpierw zachęciłam go, aby zadał trudne pytanie, a teraz sprzecznie z moim zachęcaniem, odpowiadałam bardzo nie konkretnie.
Choć nie chciałam tego robić, naprawdę zastanawiałam się czy czysta prawda nie będzie dla niego gorsza. Nawet ja uważam, że jest chora, a co dopiero to cudowne dziecko. Nie mogłam jednak wyglądać teraz na niepewną w jego oczach, to byłoby dla mnie zbyt duże upokorzenie. Musiałam mu poprostu powiedzieć.
- Moja rodzina... Podejrzewam moją rodzinę - odpowiedziałam z mniejszym uśmiechem.
Białowłosy zatrzymał się nagle, a jego oczy zwiększyły się niemal o pięć razy. Tej reakcji również się spodziewałam, jednak nie wyglądał na tak roztrzęsionego, jak na niepewnego, dzięki czemu nie musiałam żałować wyznania mu prawdy.
Chwilę staliśmy pod tą nędzną lampką w ciszy i bez ruchu, dopóki białowłosy nie zaczął wyglądać na olśnionego.
- Dlatego Dazai- san powiedział, że to nie twoja wina... Nie z powodu tego członka Mafii - powiedział, a jego twarz pokazywała wszystkie możliwe emocje na raz. - Więc... znasz ich... - dokończył z bólem, który powinien należeć do mnie.
- Nie, nie znam - powiedziałam, bez zastanowienia jak głupio musi to zabrzmieć.
Białowłosy spojrzał na mnie niepewnie, czego mu się nie dziwiłam. Chwilę staliśmy tak w ciszy, w której Dazai już zdążył wejść po schodach, zostawiając nas w tej ciemnej piwnicy.
Chciałam trochę naprostować sytuację mojej rodziny, choć sama nie do końca ją rozumiałam. Chciałam powiedzieć, iż poprostu wiem, że istnieją, i że tak naprawdę są jedyną rzeczą jakiej się obawiam. Nie było mi jednak dane wydukać nawet słowa, gdyż z góry doszedł nas ostry dźwięk otwierania drzwi, a zaraz po nim kilka dźwięków, na które wraz z Atsushim zamarliśmy. Patrzyliśmy jedynie w górę schodów, z nadzieją, że to tylko nasza wyobraźnia, nawet jeśli moja już od dawna nie działa.
- Czy to?... - zapytał białowłosy, ciągle patrząc się przed siebie.
Oboje wiedzieliśmy, że nie ma potrzeby pytać do kogo należą te głosy, i tak samo wiedzieliśmy, że nie chcemy spotkać ich właścicieli. Tym bardziej, że przy tych typowo mafijnych dźwiękach, słychać było złość Akutagawy, który prawdopodobnie spotkał już Osamu.
Pierwsza myśl, która się u mnie pojawiła, to że jestem zbyt głupia jak na tak długo żyjąca istotę, lub właściwie na każdą inną. Mogłam się spodziewać, że Mafia Portowa tu przybędzie i, czy był z nimi Ryunosuke czy nie, nie powinnam się na nich natknąć.
Teraz moje kości krzyczały "uciekaj!", ale zanim się ich posłuchałam, zastanawiłam się czy nie ma potrzeby pomóc Osamu, co byłoby w zasadzie absurdalne. Dobrze wiedziałam, że brązowowłosy wyjdzie z tego bez problemu, a gdybym się tam pojawiła, narobiłabym tylko kłopotu.
- Lepiej wyjdźmy tak, aby nas nie zauważyli - powiedziałam ciszej niż zamierzałam.
Fakt że Dazai jest u góry, dawał nam trochę czasu, jednak nie byłam do końca pewna co z tym czasem możemy zrobić, będąc dość głęboko pod ziemią. Odwróciłam wzrok na białowłosego, który niemal wychodził z własnej skóry. Nie wyglądał jednak jakby się szczególnie bał, raczej tak jak ja, bardzo nie chciał wdawać sięa w dyskusję z Ryunosuke.
- Mamy wogóle jakieś szanse na wyjście? - zapytał Atsushi, także spuszczając wzrok ze schodów.
Faktycznie szanse były zbyt małe aby wyjść niepostrzeżenie, tym bardziej jeśli chodziło o mojego byłego współpracownika. Jedyne co nam zostało, to dobrze się tu ukryć, choć przy Akutagawie nawet w to wątpiłam, że jest możliwe.
- Musimy się schować.
Wypowiadając te słowa poczułam się jak małe dziecko, które chce się bawić w chowanego. Przez chwilę nie miałam pojęcia skąd to uczucie, nie pamiętałam przecież swojego dzieciństwa, jednak zaraz przypomniałam sobie, że to uczucie towarzyszyło mi całkiem niedawno i to nie jednokrotnie. Dość często, kiedy chciałam rozzłościć Akutagawe, poprostu się chowałam i naprawdę czułam się jak dziecko, dopóki oczywiście mnie nie znajdował, wtedy niby nie było tak zabawnie, ale czułam pewną satysfakcję z tego, że mnie szukał i mu się udało.
Bałam się jednak, że i tym razem będę chciała zostać znalezioną.
Wiedząc, że nie ma czasu na rozglądanie się, złapałam białowłosego i nie mając innego wyjścia, pobiegłam skąd wróciliśmy.
Przemierzaliśmy tym samym, ciemnym korytarzem, znów potykając się o zwłoki, jednak nie pozwoliłam się nam zatrzymać. Niemal czułam już w żyłach jak kilka członków Mafii schodzi już po schodach, a jedyne co było przed nami to ciemność.
Nagle poczułam szarpnięcie i moje serce ominęło jedno uderzenie, myśląc, że to Akutagawa, choć nawet jeśli, wiedziałam iż nie powinnam tak reagować. To pochłaniające mnie szarpnięcie, okazało się być białowłosym przemienionym w Tygrysołaka, który podniósł mnie jednym ruchem i nawet nie zauważając kiedy, znalazłam się na jego grzbiecie, automatycznie łapiąc długie, miękkie futro.
W tempie wielkiego białego tygrysa, natychmiast znaleźliśmy się przy jakimś pokoju, w którym wylądowałam nie zdążając nawet mrugnąć okiem. Wiedząc, że nie zdołam wystarczająco szybko znów przyzwyczaić się do tej jeszcze głębszej ciemności, trzymałam się ciągle Atsushiego, który podprowadzając nas pod jakiś kąt, zamienił się spowrotem w człowieka.
Nie zdążyłam wziąć porządnie oddechu, a z korytarza, w którym przed chwilą byliśmy doszły mnie głosy rozmowy, na co niemal podskoczyłam. Dźwięki były już tak dobrze słyszalne, że gdybyśmy dostali się do tego pokoju pół minuty później, prawdopodobnie członkowie Mafii by nas zauważyli.
- Myślisz, że Eiko też tu była?! - powiedział jeden członek Mafii ze zbyt podekscytowanym głosem.
Czyli nie trudno było wydedukować moja obecność. Oczywiście pewnie teraz myśleli, że gdzie Dazai tam ja, co w tym momencie nie bardzo mi odpowiadało. Miałam jednak nadzieję, że faktycznie myślą o mojej obecności tu w czasie przeszłym.
- Akutagawa pewnie by wyczuł, że tu była. Jest jak pies na nią - powiedział kolejny głos z nutką kpiny w głosie, którą także rozpoznawałam.
Nagle coś szurnęło i z impetem uderzyło o ścianę. Już mogłam powiedzieć, że chłopak który właśnie mówił, stał się ofiarą czarnowłosego i przestało mu być do śmiechu.
Zastanowiłam się czy słowa tego chłopaka faktycznie mogą okazać się prawdą. Nie ta część, w której Akutagawa jest jak pies na mnie (choć sprawiła, że coś zawirowało mi w żołądku), ale ta w której jakimś cudem, mógł rozpoznać moją ciągłą obecność tutaj. Wiedziałam przecież, że tyle razy ile się przed nim chowałam, tyle razy on mnie znajdował.
Chłopak, który był teraz maltretowany przez Akutagawe, zaczął wykrzykiwać zduszone przeprosiny, a osoby towarzyszące zaczęły wydawać z siebie odgłosy przerażenia. To nie trwało jednak długo, bo jedna z bardziej ogarniętych osób tamtej grupy zaczęła ich uciszać.
- A temu co się stało? - powiedziała kolejna osoba.
Nie supiając się zbytnio na ich rozmowie, zastanawiałam się po co do jednego ciała taki tłum, w końcu zwykle wysyłali maksymalnie dwie osoby, ale moje przemyślenia zostały przerwane przez słowa, które nadeszły następnie.
- Musiał zostać skopany
Zesztywniałam na całym ciele. Mówili o zwłokach, które wystawały z pokoju, i o które potknęłam się dwukrotnie.
Kiedy w korytarzu panowała cisza, mój oddech stawał się głębszy, jakbyśmy wytracili cały tlen pomieszczenia, w którym byliśmy. Złapałam białowłosego za rękę i wyszukałam wzrokiem jego twarzy, sprawdzając czy tylko ja się tak czuje. okazało się, że tak faktycznie było, bo wzrok chłopaka pokazywał jedynie coraz większy niepokój.
- Ktoś się o niego potknął - powiedział ktoś, brzmiąc zbyt poważnie.
Nie rozumiałam, dlaczego nikogo to nie bawi, gdybym była w innej sytuacji, napewno bym się śmiała z osoby, która potyka się o zwłoki, nawet jeśli tą osobą byłam ja.
Minęła kolejną chwila ciszy, w której wyobraziłam sobie wszystkich oczy skierowane na Akutagawe, zbyt dobrze znającego osobę potykającą się o własne nogi, i moje serce zaczęło grać własną melodię pogrzebową.
Nie byłam pewna ile czasu mijało, ale z pewnością byłam coraz bardziej zestresowana, coraz bardziej starając się skurczyć w pustym kącie. Zaraz dobiegł mnie dźwięk pewnych kroków i poczułam, że już bardziej nie mogę się zestresowac, mogąc powiedzieć to samo o Atsushim. Co prawda to co się może stać nie zagraża mojemu życiu, choć właściwie wolałabym aby tak było. Najzwyczajniej obawiałam się reakcji Akutagawy, który może mnie zobaczyć. Nie chciałam widzieć jego miny, przedstawiającej rozczarowanie połączone z czymś, co widziałam na jego twarzy tylko raz i sprawiało mi okropny ból, dużo większy od tego, gdy przekuwał mnie Czarną Bestią na wylot.
Pomyślałam, że skoro ma mnie zaraz zobaczyć, będzie to zbyt upokarzajace siedzieć zwiniętą w kącie z jego "wrogiem", więc wstałam niepewnie, nie wiedziąc co tak naprawdę mam ze sobą zrobić. Mogłam udawać, że przeszukuje ten pokój, choć był absolutnie pusty, ale nagle usłyszałam krzyk, który prawdopodobnie zatrzymał wszystkich w bezruchu, u mnie dodatkowo powodując uśmiech.
- Akutagawa!!! - krzyknął Dazai.
Nie byłam pewna czy brązowowłosy jeszcze jakoś nam pomoże, a jeśli już nie spodziewałam się tak prostego sposobu.
- Eiko... - dodał, nabierając jednocześnie powietrza. - Ciągle o tobie mówi.
Te słowa powinny mnie choć trochę rozbawić, jednak nie mogły tego zrobić, bo po części były prawdziwe. Co prawda nie mówiłam o nim, ale odkąd się ostatnio zbudziłam, praktycznie na każdym kroku siedział w mojej głowie.
Nastała kolejna cisza, w której oddałabym wszystko, aby móc zobaczyć wyraz twarzy czarnowłosego. Chciałam wiedzieć czy jest zażenowany, zdenerwowany, a może jednak sam nie wie co myśleć, i gdyby nie poruszająca się sylwetka Nakajimy, przez ciekawość prawdopodobnie wychyliłabym głowę z pokoju.
Zaraz jedyny dźwięk jaki wyszedł z Ryunosuke to niepewne "hę", nad którym mogłabym zastanawiać się jeszcze przez godzinę, gdyby znowu nie Dazai.
- Żartowałem - powiedział wstrzymując śmiech.
Mogłam pozwolić sobie jedynie na chwilowy uśmiech, spowodowany przez Osamu, bo zaraz coś mnie ukuło, że ten żart realizowany był na Akutagawie.
Nie minęła chwilka i już usłyszałam czarnowłosego zmierzającego w kierunku członka Agencji. Ten żart naprawdę musiał być chwytliwy, ponieważ Ryunosuke zwykle poważnie uważał na konfrontacje z Osamu, którego możnaby powiedzieć, się obawiał.
Starając się nie analizować tego wszystkiego, skupiłam całkowicie słuch, wyczekując aż czarnowłosy opuści piwnice w pościgu za naszym współpracownikiem, abyśmy w tym samym czasie mogli uciec. Atsushi spojrzał na mnie, zastanawiając się pewnie co z resztą towarzystwa, ale dla mnie nie miało to takiego znaczenia.
Nawet jeśli zobaczyliby nas inni członkowie Mafii, nie poruszało mnie to tak, jak gdyby była to tamta jedna osoba, która znikała z Osamu. Oczywiście ten mały tłum mógł później wszystko wygadać Ryunosuke, ale teraz nie miałam czasu o tym myśleć. Kiwnęłam głową na białowłosego i ten jakby nic, zmienił się w Tygrysołaka, na którego szybko wskoczyłam.
Wybiegliśmy z pomieszczenia i już czułam masę niedowierzających spojrzeń na sobie, którym jedynie pomachałam dobiegając do schodów, pokonywanych przez tygrysa w mgnieniu oka. Będąc już na górze i omijając ciągle wiszące z jakiegoś powodu ciało, kierowaliśmy się do drzwi, którymi weszliśmy, nie mając tak naprawdę pojęcia gdzie podział się Osamu z posiadaczem Czarnej Bestii. Miałam jednak nadzieję, że nie spotkamy ich przy samym końcu naszej ucieczki.
Zbliżając się do drzwi, Atsushi przyspieszył, a ja wiedząc, że będziemy musieli w nie uderzyć, schowałam głowę w jego futrze, nie chcąc dostać czasem w twarz.
Mimo, że złapałam się naprawdę mocno, to po rozwaleniu drzwi i przekroczeniu progu, wylądowałam oddzielona od Tygrysołaka na ziemi. Czułam jak jakieś kości wbijają się w inne kości i wiedziałam, że tak nie powinno być, ale nadal zbyt się obawiałam, że spotkamy czarnowłosego, aby się tym w jakiś sposób przejąć. Podnosząc głowę, której moja próba ocalenia nic nie pomogła, rozglądnęłam się za towarzyszem, który także leżał poturbowany z twarzą na betonie, zmieniony znów w człowieka, jakieś kilka metrów dalej. Wstałam, i niby truchtem podbiegłam do niego, pomagając i analizując jego rany. Na jego nieszczęście, upadek miał miejsce chwilę po przemianie, więc niestety nie mogłam powiedzieć nic pozytywnego o jego aktualnym wyglądzie, przy którym rozcięta warga i zdarte czoło to nic.
Zbyt pochłonięta pomaganiem białowłosemu do kolejnej ucieczki, nie zauważyłam tego, czego tak naprawdę się obawiałam. Kilka metrów przed nami, wracając z swej pogoni, stał nie kto inny jak Akutagawa.
___________________________
Na początek chciałabym przeprosić za brak rozdziału dwa tygodnie temu, ale miałam ostatnio kilka problemów, które właściwie się nie skończyły, ale z okazji świąt chciałam zrobić taki mały prezent osobom, które to czytają i także podziękować, bo ostatnio naprawdę wiele osób zainteresowało się tym ff.
Więc naprawdę dziękuję i mam nadzieję, że pomożecie sprawić aby moje pisanie było tylko lepsze. Życzę wszystkim również Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku i abym częściej dodawała rozdziały.
Ps jeśli zastanawiacie się czy iść na biol-chem nie idźcie, naprawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top