IX.
UWAGA!
Osobom nie będącym na bieżąco z mangą, polecam przeczytać " The Perfect Murder and Murderer" cz 1-3 (rozdział 54-56 i początek 57), aby uniknąć drobnych spojlerów.
_______________________________
"Nigdy naprawdę nie byłem szaleńcen, poza czasami, gdy moje serce było poruszone"*
- Edgar Allan Poe
______________________________
W kilka chwil znalazłam się w budynku Agencji Detektywistycznej, choć nie miałam zielonego pojęcia jak wyglądała moja droga.
Od wizyty Chuuyi minęły dokładnie trzy dni, a ja jedynie co robiłam, to starałam się wyciszyć. Ładowałam swoje myśli za wielkie, zamykane na kłódkę drzwi, choć wiedziałam, że będę musiała znów je otworzyć, a właściwie to już całkiem niedługo.
Na chwilę obecną nie byłam też pewna jak osiągnąć swój cel. Jak sprawdzić czy faktycznie wszystkie osoby Uzdolnione są ze mną spokrewnione, tym bardziej, że nie chciałam nawet tego wiedzieć.
Wchodzenie po schodach nie sprawiało mi już takiego bólu, tak samo jak nie zastanawiał mnie widok, który miałam przed oczami gdy tylko otwierałam drzwi Agencji.
Tym razem nie było inaczej i jak tylko zrobiłam krok do środka, zobaczyłam wiszącego przy suficie Dazaia.
Oczywiście nikogo poza nim tam nie było, inaczej zapewne nie udałoby się brązowowłosemu chociażby sięgnąć za sznur. Ale fakt, że ja także byłam jedną z pierwszych osób w biurze, był o wiele bardziej martwiący. Sama nie byłam pewna czy wstaję wcześniej czekając aż coś się wydarzy, aż wymyślę jak sprawdzić DNA połowy ludzkości, czy może właśnie aby spotkać wiszącego przede mną maniaka.
- Już to przerabialiśmy - powiedziałam, z swobodniejszym tonem niż kilka dni temu.
Brązowowłosy spojrzał na mnie i z bólem w oczach, pokazywał rękoma abym mu pomogła. Wiedziałam jednak, że nie ma takiej potrzeby. Chłopak wyciągnął z kieszeni nóż i przeciął linę nad swoją szyją, spadając tym samym na ziemię.
- Z każdym dniem jesteś coraz chłodniejsza~ - oznajmił.
Nie byłam pewna czy ma to na myśli, jednak poniekąd czułam, że to prawda. Taki sposób traktowania innych, ubezpieczał mnie przed niedogodnościami. Oczywiście ciągle gdy tylko widziałam Osamu, zastanawiałam się co chodzi mu po głowie, jak to się stało, że jest jaki jest, a dodatkowo naprawdę go podziwiałam, chociażby za samą postawę. Przy tym jednak, wciąż nie byłam pewna, skąd w jego towarzystwie czuję tyle emocji na raz. Priorytetem było jednak trzymanie ich w ryzach.
- Eh... A mimo to, twoje przybycie sprawia, że chcę przełożyć swoją śmierć na później - dodał, zaczynając poprawiać swój wygląd.
Te słowa także nie były niczym nowym, a jednak ciągle powodowały wycofanie mojego żołądka, choć nie jestem pewna czy to naprawdę odruch wymiotny.
- Czy może to było wyznanie miłosne? - zapytałam.
Chłopak zrobił kilka kroków w moja stronę z szelmowskim uśmiechem, z którym jedyne co można chcieć zrobić, to ściągnąć z jego twarzy. Czułam, że ma ochotę się roześmiać, choć nie zaprzeczam, że sama bym to zrobiła, gdyby nie ciekawiło mnie jego zagranie.
- A chciałabyś? - powiedział, dokładnie w ten sam sposób co ja parę dni temu.
Patrząc się ciągle w moją stronę zaczął odwiązywać sznur ze swojej szyi, przy czym nie mogłam nie odwrócić wzroku. Czułam, że jest to coś intymnego, czego inni nie powinni chcieć widzieć. Ściągnięcie sznura z własnej szyi było jak ponowne narodzenie się, kolejna szansa, a także jak przedłużenie pobytu w piekle. Przechodziłam to wiele razy i za każdym czułam upokorzenie, które było najbliższe temu ostatniemu, tyle że mi nie udało się opuścić wiecznej nicości.
- To nie jest na tyle głębokie - powiedział nagle.
Nie próbowałam nawet ukryć jak się czuję, więc nie powinnam się niczym dziwić, jednak mimo to słowa Osamu wydałh się być zbyt dobrane.
Rozumiałam, że dla niego może to być jakaś zwykła, codzienna czynność, jednak ja całe życie pokładałam w niej nadzieję i za każdym razem, kiedy mi nie wychodziło, czułam się zawiedzona. Oczywiście nie zawsze robiłam to aby naprawdę się zabić ( jak na przykład na pierwszym spotkaniu z Dazaiem), wtedy nie szykowałam się na żadne zmiany, nie myślałam, że w końcu mogę to zakończyć, jedynie oczekiwałam na ból.
- W takim razie może ci pomóc? - zapytałam sarkastycznyn tonem, kiedy już opuścił linę na ziemię.
Na twarzy brązowowłosego ciągle gościł ten sam uśmiech, jednak skupił na chwilę wzrok, niewątpliwie myśląc o czymś podłym.
- Możesz posprzątać dowody mojej zbrodni. Kunikida by mnie zabił gdyby się dowiedział~ - mówił, przechodząc na ton niewinnego dziecka.
Przed kolejnym uderzeniem serca, drzwi od pokoju dyrektora otworzyły się, a w nich, jak burza, pojawił się Kunikida.
Zastanawiałam się czy to właśnie jest szczęście głupiego.
- Wiem przecież co tu codziennie robisz, pajacu - powiedział, nie skupiając jednak na tym większej uwagi.
Dazai cofnął się i w przesadny sposób udał zaskoczonego. Mój wzrok skupił się na nim tylko przez chwilę, gdyż blondyn ewidentnie miał nam coś do przekazania. Czułam, że będzie mu potrzebna chwila ciszy, jednak Kunikida złapał się za głowę, chowając twarz, i dopiero po chwili zaczął mówić.
- Osoba z wczorajszej sprawy Ranpo nie żyje - powiedział, nie udając oburzenia.
Staliśmy z Osamu minutę w ciszy. Jeśli o mnie chodzi, raczej nie aby uhonorować życie zmarłego, lecz aby przemyśleć, co o tej sprawie tak naprawdę wiedziałam. Oczywiście zaraz po usłyszeniu słów blondyna, poczułam zryw Osamu, który niemal niewyczuwalny, mówił mi, że chłopak już wie co się dzieje. Myśl o tym, że brązowowłosy jest paręnaście kroków przede mną, sprawiła że miałam tylko problem z koncentracją.
Wiedziałam, że Ranpo nie miał mieć wczoraj żadnej większej sprawy, jednak w którymś momencie spotkał Poe*, z którym wmieszał się w śmierć jednego z autorów. Nie byłaby to jakaś nadzwyczajna misja, gdyby Ranpo był w stanie coś z niej wydedukować. Jak się jednak okazało, jego dedukcja była ograniczona przez uzdolnionego - Oguri Mushitarou, którego móc polegała na usuwaniu poszlak.
Kiedy wczoraj dowiedziałam się o tej sprawie, Mushitarou oddał się w ręce policji, po tym jednak uznałam sprawę za zamknięta i wróciłam do domu. Jak się teraz okazuje, sprawa dopiero się zaczyna.
- Wiadomo co się stało? - zapytałam, nie mając niczego więcej do złożenia w całość.
Kunikida popatrzył na nas jakby nie był pewien czy powinien to powiedzieć, jednak po spotkaniu wzroku Dazaia jakby się przekonał.
- Został zastrzelony. Prawdopodobnie przez wspólnika Fyodora - mówił. - Dodatkowo przed śmiercią zdążył nas ostrzec. Mamy nie brać następnej dużej sprawy.
Po moim kręgosłupie przebiegł dreszcz, dodatkowo, cisza była niemal namacalna. Dopiero co zamknęłam sprawę Fyodora za wielkimi drzwiami, a teraz okazuje się, jakie było to niemądre, nawet jeśli choć na chwilę dało mi oddychać. Nie wiem czy liczyłam, że już po wszystkim, czy miałam inne złudzenia, ale poprostu nie chciałam o tym myśleć. Wręcz marzyłam o zamknięciu jego sprawy i przejścia do mojego, coraz bardziej podłego życia.
Czułam jak coś się trzęsie, ale dopiero po chwili zauważyłam, że to ja. Miałam wzrok moich współpracowników na sobie, ale wiedziałam, że nie będą próbować mnie pocieszać, oni także wiedzieli, że po tym byłoby mi znacznie gorzej.
- Chyba nie... Chyba nie mamy jeszcze tej sprawy, prawda? - zapytałam.
Wiedziałam, że byłoby to zbyt głupie ze strony naszych przeciwników, ale poczułam, że muszę zapytać. Wszystko działo się teraz i tak zbyt szybko (do czego ja nie byłam przyzwyczajona), więc nie mogłam nic poradzić, jak już oczekiwać, czy raczej strzec się kolejnego kroku mężczyzny.
- Eiko-chan, to najbardziej niedorzeczna rzecz o jakiej mogłaś pomyśleć - powiedział nagle Dazai.
- Chan? - zapytałam, choć moje myśli powędrowały w dalszą część jego wypowiedzi.
Zostawiłam fakt, że naprawdę zaczynam zachowywać się jak dziecko, uznając słowa brązowowłosego za dość osobisty cios.
Moje myśli były chaotyczne, a ja nie byłam naturalnym strategiem, moja umiejętność do obmyślania różnych kwestii, wywodziła się jedynie z lat praktyki i obserwowania zachowań ludzkich. Choć nawet z tym czułam się poniżej umiejętności kogoś takiego jak Dostoyevsky, kogoś kogo nie mogłam nazywać zwykłym człowiekiem. Co prawda widziałam go tylko raz, a jednak poczułam więcej niż tylko niepokój - było to bardziej jak zwiastun czegoś niedobrego, czegoś co z całą pewnością mnie zatraci.
Wiedziałam, że to będzie zbyt trudne, może nawet niemożliwe, aby go naprawdę unieszkodliwić, tym bardziej, że jak już wspomniałam, mój interes krążył raczej wokół ludzi, niż demonów z ponadprzeciętnym IQ.
Myśląc nad tym odwróciłam głowę w stronę Dazaia i uderzyło mnie, że on także nie jest zwykłą osobą. On także mógłby być demonem, a ja dobrze wiedziałam, że nie miałabym z nim szans. Mogłabym próbować z czymkolwiek, ale przecież już na starcie zrozumiałam, że jestem tylko pionkiem, i prawdopodobnie tak samo jest w przypadku gry Fiodora.
Chciałam o tym teraz nie myśleć, chciałam zostawić kwestie mojej niekompetencji, bo byłam jej świadoma, jednak nie dawała mi w tym momencie spokoju.
Kiedyś bym się tym tak nie przejmowała, a raczej wcale bym tak nie myślała, i próbowała zagrać we własną grę. Nie jestem pewna czy byłam w tym dobra, jednak szłam po trupach do celu, a cel choćby niewiadomo jak był daleko, w jakiś sposób był osiągalny.
Jednak już dawno tego nie czułam. Niczego oprócz wyrzutów sumienia i pewności, że to nie dla mnie.
Nagła myśl o mojej przeszłości uświadomiła mi coś, czego chyba nie chciałam pojąć, a to jednocześnie wprawiało mnie w wewnętrzną panikę.
Fyodor Dostoyevsky w rzeczy samej był mordercą, który nawet zabił człowieka tuż przed moimi oczami, był psychopatą i niewiadomo czym jeszcze, ale był niemal taki jak ja kiedyś.
Ja także zabijałam ludzi, traktowałam ich jak śmieci, wykorzystując marne życia, które uważałam że do niczego się nie nadają. Może i także byłam psychopatką, a może i także czymś gorszym.
Może wcale nie musiałam myśleć dużo, aby zrozumieć jego działania. Prawdopodobnie osoba, która kiedyś byłam, zrozumiałaby wszystko znacznie lepiej, a może nie próbowałabym zrozumieć - może byłoby to już oczywiste. Mimo, że nigdy nie byłam, ani nie będę jakimś geniuszem, wtedy miałam większą możliwość aby go pojąć, nawet jeśli po tym "dawna ja" nie mogłaby pozostać dalej dawną.
Kolejnym faktem było, że nie tylko ja mogłam w jakiś sposób rozgryźć Fyodora, ponieważ Dazai - osoba którą aktualnie podziwiałam - także taka była, a nawet i dalej jest, tylko w zupełnie innej formie. Osamu wykorzystuje swoje podłe umiejętności w zupełnie innej sprawie, w sprawie której ma możliwość pomagać słabszym i naprawiać świat. Robi coś, czego ja nigdy na serio się nie podjęłam, i możliwe że to także dlatego jego postać mnie tak intryguje. Jest kimś kim ja tak naprawdę zawsze chciałam być, ale nigdy nie potrafiłam.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, i zdałam sobie sprawę, że musiałam już jakiś czas tak stać, nawet jeśli moi współpracownicy tego nie okazywali.
- Dzień dobry! - wykrzyczał zza moich pleców (jak rozpoznałam po głosie) Kenji.
Odwróciłam się w jego stronę, i widząc, że przybył wraz z Atsushim oraz Kyouką, którzy także uprzejmie się przywitali, uznałam szybko, że zajmę się sprawą mojego dawnego "ja", kiedy będę sama.
Wzięłam jedynie głęboki wdech, który co prawda nigdy nie pomaga, i pomachałam rozpromienionemu jak zwykle chłopakowi i jego towarzyszom na przywitanie.
- Jest jakaś sprawa? - zapytał białowłosy.
Rozdrażnienie Kunikidy było namacalne za moim ramieniem, ale tym razem nie uznałam tego za zabawne. W prawdzie, mógł poczekać z informacjami, aż wszyscy przyjdą, aby nie musieć się powtarzać, jednak poinformował mnie o tym wcześniej, prawdopodobnie wiedząc jaka będzie moja reakcja. Co prawda nie miałam pewności, ale kiedy teraz o tym pomyślałam, możliwe że powiedział mi to wcześniej z inicjatywą Dazaia. Ich wcześniejsze spojrzenie, które jak uznałam było zachęceniem do mówienia - w rzeczywistości było prośbą Dazaia, który zapewne już wiedział o sytuacji. Nie byłam pewna czy mogę to uznać za prawdę, biorąc pod uwagę fakt, że Osamu nie należy do najbardziej troskliwych osób, jednak wolałam zostać przy tej wersji, myśląc jaka jestem beznadziejna w porównaniu do brązowowłosego.
Nie minęło wiele i drzwi zaskrzypiały ponownie, tym razem ukazując Ranpo i Yosano, którzy natychmiast podeszli w naszą stronę, prawdopodobnie wiedząc, że czeka nas nowa sprawa.
- Postarajcie się dziś nie zabić. Miałam wziąć Eiko na zakupy - powiedziała Yosano.
Nie byłam pewna czy ciemnowłosa, jakimś cudem wie co się ze mną dzieje i postanowiła, że lepiej bym sie nie mieszała w aktualne zadania. Ale z jakiegoś powodu, tym razem poczułam się wdzięczna.
Całe życie nienawidziłam kiedy traktowano mnie jak z porcelany, bo oczywiste było, że zdecydowanie nie jestem delikatnym człowiekiem. Więc gdyby ktoś inny niż Yosano (która sama w sobie jest kanonem kobiecej siły) próbowałby mnie odciągnąć od pracy, zapewne bym niemiło podziękowała.
Dodatkowym powodem dla którego nie musiałam się sprzeciwiać, było to, że Yosano wydaje się ciężko dostępna, przez co nie mieliśmy wiele wspólnych konwersacji, a za każdym razem kiedy już rozmawiamy, odczuwam do niej wielki respekt. Możliwe też, że poprostu potrzebuję kobiecego towarzystwa.
Odwróciłam głowę w stronę Nakajimy, który patrzył na mnie z przerażeniem, jakby już mi współczuł.
Oczywiście mówił jak wyglądają zakupy Yosano, ale nie uważałam aby różniły się wiele od moich. Różnica polegała jedynie na tym, że rzadziej na nie chodziłam, bo zwyczajnie nie miałam takiej potrzeby. Jedzenie w rzeczywistości nigdy nie było mi potrzebne, a spanie przez kilkadziesiąt lat sprawia, że nie ma się potrzeby na nowe ciuszki.
Patrząc na Yosano jedynie przytaknęłam, jakby za moich współpracowników, i lekko się uśmiechnęłam, do czego tym razem nie musiałam się specjalnie wysilać.
- Eiko, mogłabyś jeszcze podejść ze mną na sekundę do gabinetu?
Słysząc słowo gabinet, i uświadamiając sobie, że ma na myśli swój gabinet jako pokój lekarza, wypełniony tymi samymi sprzętami, prawdopodobnie podobny do tych wszystkich w których zamykali mnie na miesiące, aby tylko wyjaśnić moją egzystencję - znieruchomiałam. Wiedziałam, że Yosano nie zrobi mi krzywdy, nie będzie mnie torturować jak ci ludzie, jednak moje uprzedzenie do lekarzy było zbyt silne. Moje wahanie było zbyt oczywiste i już niemal czułam, że Yosano chce mnie zachęcić, jednak sama ta świadomość wystarczyła, abym poruszyła się w kierunku gabinetu, jakbym w pierwszej kolejności, nigdy się nie zatrzymała.
Opuściłam wszystkich i poszłam za ciemnowłosą, mając nadzieję, że jej gabinet będzie różowy w kwiatki, co z jakiegoś powodu nawet by pasowało.
Kiedy Yosano otworzyła drzwi, wchodząc do pomieszczenia, sama się już nie zastanawiałam i zrobiłam dwa pewne kroki przed siebie, zamykając za sobą pokój, zanim postanowiłam czy z niego nie uciec.
Nie chciałam się rozglądać, nie chciałam wiedzieć co tu się znajduje, ale potrafiłam powiedzieć, że nie był to pokój w kwiatki. Powędrowałam wzrokiem w jedyne bezpieczne miejsce - na kobietę, która stała odwrócona plecami, szukając czegoś w szafce, jakby dając mi tym samym chwilę prywatności.
- Chciałabyś zbadać uzdolnionych, prawda? - zapytała, ciągle stojąc tyłem i przebierając w czymś rękoma.
Nie byłam pewna skąd to wie. Podejrzewałam, że Osamu mógłby się domyślić, jednak z jakiegoś powodu, nie wydawał się być osobą, która podawała beztrosko informacje innym. Chociaż możliwe, że jako lekarz Yosano poprostu wiedziała. Dla mnie przebadanie też było czymś oczywistym, w końcu połowa mojego życia była zależna od różnego typu doktorów, i może w jakimś stopniu z faktu, że kiedyś sama chciałam zostać medykiem, choć nie mogłam być pewna czy to prawda. Jakby nie było, przeżywając życie jak ja, można zacząć mieć urojenia.
- Właściwie wolałabym nie - powiedziałam, jakbym mówiła jakiś naprawdę zabawny żart.
Yosano odwróciła się w moja stronę z pocieszającym uśmiechem.
- Będziesz potrzebować próbki swojej krwi. Jeśli chcesz mogę Ci pomóc - mówiła, podnosząc koszyk z igłami, strzykawką i opaską uciskową.
W jej wzroku nie było niczego niepokojącego, a sama wydawała się wyluzowana na tyle, abym nie chciała stąd uciekać.
- Można dawać pacjentom takie ostre przedmioty? - zapytałam sarkastycznie.
Przez chwilę czułam jej skupiony wzrok na sobie, jednak nie był prześledczy, nie próbowała analizować każdej części mojego ciała jak lekarz, i choć stała tam w fartuchu, próbowała raczej doszukać się we mnie jakichś głębszych emocji, co oczywiście też nie było komfortowe.
- Możemy pobrać krew najpierw mnie - powiedziała po chwili. - Z tymi bałwanami raczej też nie będzie problemu.
Spojrzałam na nią z bardziej poważna miną, próbując rozważyć co naprawdę powinnam zrobić, a przede wszystkim, jak znalazłam się w tej sytuacji. Nie często zdarza się aby ludzie, których dopiero poznałam chcieli mi naprawdę pomóc i faktycznie wiedzieli jak, właściwe to nie często zdarza się abym też jakichś ludzi poznawała, ale jeśli już, to raczej nie byli oni osobami, którym na mnie zależało jako na istocie żywej.
Zastanawiając się nad tym, starałam się trochę cofnąć myślami do czasów, kiedy ostatnio miałam osobę, która chciała mi pomóc jako drugiemu człowiekowi. Odnalezienie w głowie właściwej twarzy sprawiło, że poczułam ukłucie bólu i pojęłam jak dawno temu ta osoba istniała. Było to dobre parę wieków temu, a postać która teraz siedziała w mojej głowie, była kimś kogo naprawdę darzyłam uczuciem, a po jej śmierci długo nie mogłam dojść do siebie. Jakiś czas chodziłam na wpół martwa, wpadając w stare przyzwyczajenia, od których ona mnie uwolniła, mając może nadzieję, że przyjdzie i znów mnie wyleczy, jednak gdy nic takiego się nie działo, a ja nadal nie mogłam umrzeć - zasnęłam.
Potrzęsłam głową, wypominając sobie jaka jestem żałosna. Gdybym była sama, może i uroniłabym łzę, jednak wiedziałam, że byłoby to nic nie warte.
Wróciłam myślami (po raz kolejny tego dnia) do obecnej sytuacji i uśmiechnęłam się do stającej w tej samej odległości Yosano.
- Możesz pobrać mi krew - powiedziałam z nagłym przepływem pewności.
Nawet jeśli nie ufałam lekarzom, wiedziałam, że w tym momencie nie miałam czego się obawiać i szybko wystawiłam przed siebie rękę.
_______________________________
*[org] "I was never really insane except upon occasions when my heart was touched" - Edgar Allan Poe
Jak widać nie opuściłam tego opowiadania, jedynie mam problem z napisaniem czegokolwiek, co w jakiś sposób byłoby satysfakcjonujące. Dodatkowo, mimo wakacji, wcale nie mam dużo czasu, więc znalezienie chwili na napisanie czegoś co nie będzie beznadziejne jak pierwsze rozdziały, jest dość ciężkie.
Dodatkowo mam napisany rozdział specjalny, w którym jest dużo więcej o osobie tym razem wspomnianej przez Eiko. Chciałam go wkręcić jakoś w właściwe rozdziały, ale on sam jest zbyt długi aby coś takiego zrobić, więc mam teraz konflikt, czy wstawić go jako następny, czy kontynuować na razie historię.
Ps W kazdym razie cieszmy się i radujmy bo 3 sezon bsd będzie miał miejsce!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top