IV.
"Tylko w snach nocą mogłem zaspokajać swoje fantazje."*- Rampo Edogawa
________________________________
- Zaprowadze cię do Agencji! Tylko szybko.
Nie byłam pewna, czy powinnam iść do Agencji, i czy dodanie abyśmy szli szybko odnosiło się tylko do jego ciepłych ciastek w kartoniku. Mimo wszystko, jego propozycja (choć wcale nią nie była) była niesamowicie kusząca i ruszyłam za nim, starając się dorównać kroku.
Mineliśmy w truchcie niemal pół ulicy, którą jeszcze chwilę temu podążałam samotnie, co by oznaczało, że po drodze minęłam Agencje. Pocieszyłam się w myślach, że to nie miało większego znaczenia, bo i tak musiałabym udać się do cukierni, choćby dla zaspokojenia własnej ciekawości. Okazało się to jednak mądre, i powiązanie ze sklepem wcale nie było tylko moją wyobraźnią. Choć nie był to jakiś sukces, starałam się cieszyć bardziej niż zwykle.
Zaraz skręcilismy w inną ulicę, która wydawała się jakby bardziej szara w porównaniu z tą, na której znajdował się cukierniczy. Choć mogło być to tylko wyobrażenie, spowodowane brakiem kolorowej tabliczki z pączkami, informującej o przecenach.
Idąc tak przed siebie, dopiero po chwili mogłam w pełni powiedzieć gdzie jesteśmy, a także gdzie znajduje się Agencja. Wypominając sobie, że właśnie tam zmierzamy, z lekka się podenerwowałam. Moim celem niekoniecznie była agencja, był nim jednak jej członek, którego co prawda wolałabym obserwować z daleka, ale takie wyjście mogło być nawet lepsze. Spotkanie go w biurze, i kolejna, tym razem dłuższa rozmowa poznawcza. Tak widziałam to w mojej głowie, w której jednak nie mogłam usłyszeć żadnych dialogów, a to już mogło źle świadczyć o tym pomyśle.
- Tak wogóle to jestem Ranpo.- Powiedział nagle, idący przede mną parę kroków chłopak.- Edogawa Ranpo.
W geście ściągnął czapkę z głowy, machnął nią, i z powrotem założył, ciągle mi się przypatrując i czekając na reakcję. Nie byłam pewna czy oczekuje abym powiedziała coś w stylu "O mój boże, to ten Ranpo!", ale tak właśnie wydawał się wyglądać.
Co prawda nie słyszałam o nim wiele, jedynie spekulacje na temat jego daru, a to sprawiało że nie czułam tak wielkiego podziwu, jak w wypadku zbyt kuszącego daru Dazaia.
Nie wiedząc co odpowiedzieć na jego wyczekujący wzrok, zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam jednej podstawowej rzeczy. W końcu kiedy ktoś sie przedstawia, oczekuje tego samego od drugiej osoby, nie jakiegoś podziwu, a ja, z przyzwyczajenia do tego, że na codzien moje imię przekazywane jest od osoby do osoby, zapomniałam jak się przedstawić i bez potrzeby męczyłam się z znalezieniem słów.
- Eiko... - wydukałam, zauważając jak to imię dziwnie brzmi z moich ust.
Chłopak nagle zaczął wyglądać na zawiedzionego, jakby faktycznie chciał abym zapytała go o jego samego. Kiedy zaczął się odwracać, co było dość mądre, ponieważ ja zdążyłabym się już potknąć, poczułam się dziwnie. Oczywiście, że znał moje imię, ale wydawało się na miejscu także przedstawić osobiście. Jakie ten człowiek musi mieć ego aby czekać na podziw i pokazywać zawiedzenie z powodu mojego przedstawienia, które faktycznie mogło nie nastąpić. Mimo, że tak pomyślałam, i uważałam jego dziecinnie wysoką samoocenę za fakt, nie denerwowało mnie to tak bardzo jak bym chciała. Znałam wiele osób, których ego potrafiło doprowadzić mnie do szału, ale także były osoby które za to wydawały się w moich oczach dużo lepsze. Podejrzewałam, że on może należeć do drugiej grupy.
- Więc Ranpo... jesteś jednym z uzdolnionych?- Zapytałam, przypominając sobie pogłoski o jego umiejętności i mówiąc, tak jak chciał- o jego osobie.
Chłopak przychylił głowę w moja stronę, teraz wyglądając na urażonego, a ja nie miałam pojęcia co z nim jest nie tak.
- Oczywiście.- Powiedział, tonem poważniejszym niż się spodziewałam.- To dzięki mnie powstała Agencja.
Po tym uznałam, że moje interakcje międzyludzkie wcale nie są takie dobre, choć po paru tysiącach lat myślałam, że mogę uznać się za specjalistę. Czując, że moje dalsze starania podtrzymania jakiejkolwiek rozmowy mogą niezaowocować, wydłam jedynie krótkie "Ohh" zrozumienia, choć wcale nie rozumiałam.
Cisza nie trwała mimo wszystko długo. Nie zdążyłam się spostrzec i Edogawa łapiąc za futrynę drzwi, stojących otwarte na oścież, wleciał do budynku. Bezwarunkowo podniosłam głowę aby przyjrzeć się jak wyglada miejsce, w którym przebywają ci słynni detektywi i dopiero mnie uderzyło, że naprawdę znam ten budynek. Tyle razy obok przechodziłam, nie zwracając na niego żadnej uwagi. Bardzo możliwe, że widziałam to miejsce zanim coś tu wogóle wybudowano, jednak aktualnie postanowiłam zostawić poszukiwania tego widoku w myślach, na później.
Zauważając, że czarnowłosy na mnie nie czeka, wbiegłam do środka. Rozglądając się po holu, nie mogłam odszukać chłopaka wzrokiem, i po krótkim zastanowieniu co dalej zrobić, wbiegłam po schodach, które właściwie były jedynym wyjściem oprócz pary drzwi, prowadzących prawdopodobnie do czyjegoś prywatnego lokalu bądź mieszkania.
Dobiegając na piętro zatrzymałam się i znowu rozglądnęłam, po raz kolejny nie widząc chłopaka. Zastanawiałam się czy mógł wejść do jednego z trzech pomieszczeń znajdujących się tutaj, ale zamiast dłużej o tym myśleć, wleciałam na kolejne schody, po których wejście było znacznie trudniejsze niż poprzednich. Czułam, że po jeszcze jednym piętrze zacznę dyszeć ze zmęczenia, i jeśli zaraz go tu nie będzie, to nie będę szukać. Całe szczęście moje myśli były jak modlitwa, i zaraz usłyszałam jego głos.
- Jesteśmy na miejscu. Rozgość się - Powiedział, jakby wcale nie biegł jakiś kilometr i pociągnął za klamkę.
Chciałam być zła, że tak szybko dotarł nie czekając na mnie, ale mogłam go za to podziwiać. Wyglądał tak jak przed chwilą, ciągle z tym dziecinnym uśmiechem na twarzy i z ustabilizowanym oddechem.
Nie chciałam sobie nawet wyobrażać jak moje zmarnowane ciało teraz się prezentuje. Byłam pewna, że wiatr potargał mi włosy w każdą stronę, a na twarzy znalazłoby oznaki zmęczenia po tym nie lada wysiłku.
Drzwi się otworzyły i Ranpo od razu wszedł do środka, nie przejmując się, czy dotrzymuję mu kroku.
Z środka od razu słychać było obce głosy, które dość szczególnie powitały powrót swojego współpracownika.
Widząc jak czarnowłosy ciągle się oddala, poczułam skurcz na myśl, że po raz kolejny dziś będę musiała sama się przedstawiać i przekroczyłam próg. Zapominając o bolących nogach, dołączyłam do boku chłopaka, który w prawdzie ciągle mnie ignorując, usiadł za jednym z biurek. Czując jak Edogawa źle wpływa na moje nerwy i nie będąc pewną co teraz ze sobą zrobić, uznalam, że jednak szybkie przedstawienie się, będzie właściwe. Już otwierałam buzię, kiedy całe szczęście ktoś mi przerwał, i zaczęłam się zastanawiać od kiedy jestem taka nieśmiała.
- Klient? Z Ranpo?- Zapytał z niedowierzaniem rudowłosy chłopak stojący obok jednego z biurek.
Po tym jak sama zauważyłam, że zachowuję się dość dziwnie, chciałam nawiązać jakąś rozmowę. Gniewałam się na siebie za zbyt skromne zachowanie, co denerwowało mnie jeszcze bardziej, bo to nie powinno byc powodem zmartwień. Dlaczego cokolwiek co robiłam miałoby być niewłaściwe? A jednak tego dnia czułam tyle niewłaściwych dla mnie rzeczy, że bycie cicho wyszłoby jedynie na dobre.
Starając się mimo wszystko wyglądać dość pewnie, chciałam już powiedzieć chłopakowi o zaistniałej sytuacji, która sama w sobie była beznadziejna. Jednak nikt nie zwracił na mnie uwagi i (chcąc nie chcąc, muszę przyznać że sprawiło mi to ulgę) rozmowa toczyła się dalej.
- Może - rzucił Edogawa, rozkładając się na fotelu i łapiąc w dłoń opakowanie żelek.
Spojrzałam się na niego z przesadnie zirytowaną miną i zaczęłam się zastanawiać, czy on napewno wie po co mnie tu ściągnął. Kiedy znów nie zwrócił na mnie uwagi, zbyt zajęty swoim zakupem, przeniosłam wzrok na rudowłosego, który tylko spojrzał się niepewnie, jakby słowa Ranpo były dla niego niczym rozprawkowe wytłumaczenie.
Czując się już jak obraz, otwierałam buzię aby w końcu coś powiedzieć, jednak po raz kolejny ktoś mi przerwał i zastanawiałam się czy wszechświat robi to specjalnie.
- Kto to?- Zapytał młody chłopak, który właśnie wszedł przez jedne z drzwi.
Odwróciłam się, i mimo że nigdy go nie widziałam, potrafiłam powiedzieć kim jest. Przede mną, stał teraz Tygrosołak w formie młodego chłopaka.
- Koleżanka Dazaia, - odpowiedział z pełną buzią czarnowłosy. - I były członek Mafii Portowej.
- Czyli to z panią Dazai-san zniknął.
Po usłyszeniu tych niewinnych słów z ust Tygrysołaka, rozpromieniłam się i od razu wszystkie problemy dzisiejszego dziwnego dnia zniknęły. Białowłosy był tak uroczym dzieckiem, że miałam ochotę go tulić, co akurat wydałoby się nie na miejscu.
Zdałam sobie sprawę jakie to było okropne ze strony Mafii i Gildii, że na niego polowali. Gdyby to mnie przydzielono do tych misji, za wszelką cenę starałabym się ochronić tę przesłodką istotę.
Mój wzrok musiał być na tyle jasny, że i Ranpo na chwilę odczepił się od swoich zakupów i uśmiechnął z zamiarem by coś powiedzieć, zostało mu to jednaj przerwane przez znajomy głos.
- Możesz go dotknąć, tylko nie zjedz. Jest całkiem przydatny - powiedział chłopak, który pojawił się znikąd.
Odwróciłam się i poczułam jak zabiło mi serce z zaskoczenia. Tuż za moimi plecami zmaterializował się Dazai, który przyglądał się z zadowolonym wzrokiem.
Wszyscy jakby na chwile ucichli, ale raczej nie z powodu zaskoczenia nagłym pojawieniem się brązowowłosego, chociaż możliwe że wciąż dotyczyło to jego obecności. Zaraz jednak rozbrzmiał szum i każdy zaczął coś mówić w wielkim niezorganizowaniu, które prawdopodobnie było tu czymś normalnym. Nie było mi dane dłużej obserwować ten ciekawy nieporządek, bo zaraz drzwi otworzyły się z hukiem. Przez stojącego przede mną Dazaia, byłam jedynie w stanie dojrzeć wskakującego do środka wysokiego blondyna z włosami związanymi na plecach.
- DAAAZAI!- Wykrzyczał blondyn, idąc w stronę wołanego i zaraz mogłam zobaczyć go w pełnej okazałości. - TY JEDEN PODŁY...- Dodał, zatrzymując się w pół zdania, zapewne zdając sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś obcy.
Na twarzy brązowowłosego pojawił się chytry uśmiech i zrobił krok w bok, dając mi więcej miejsca na oddech i tym samym powodując, że jakby znalazłam się w centrum uwagi. Poczułam, że wszystkie oczy skierowane są na mnie, choć do tej pory wydawało mi się, że to ja jestem obserwatorem.
Aktualnie miała miejsce scena ze mną, w której stałam bezczynnie i patrzyłam się na zadowolonego Osamu oraz poróżowiałego z zawstydzenia blondyna, który moim zdaniem przesadzał. Co prawda nie byłam pewna jak wygląda ich sprawa z klientami, jednak nie uwierzyłabym, że jedna osoba może zabrać komuś mowę, nawet jeśli tą osobą byłam ja.
Choć mogło to trwać sekundę, czas mi się niezmiernie wydłużył i już miałam dość gapiów, do których nigdy, ani nie chciałam, ani nie miałam okazji się przyzwyczaić.
Zmrużyłam oczy patrząc na Dazaia, i wyczekując na jakiś znak. Napewno doskonale zdawał sobie sprawę, że czekam na jego słowa, i że aktualna sytuacja nie jest mi zbyt komfortowa.
- Proszę... wybaczyć...- Wydukał blondyn.
W wielkim roztargnieniu ruszył przed siebie, kierując kroki w stronę, prawdopodobnie drugiego pokoju, i zaraz jedyne co po nim zostało to echo zatrzaskujących się drzwi. Pół sekundy minęło na ciszy, w której każdy badał to wydarzenie, ale zaraz usłyszałam donośny śmiech, wydostający się z Ranpo, po którym wszyscy inni zaczęli się chichrać.
Ja jedynie stałam i spoglądałam- z drzwi, które przed chwilą zostały zatrzaśnięte, to na chłopaków robiących sobie żarty z kolegi, których ja nie rozumiałam. Ta niewiedza nie drażniła mnie zbytnio, bo zaraz zatrzymałam wzrok na Osamu, któremu nie wiedziałam co powiedzieć. Nagle, nie miałam pojęcia czemu się tu znalazłam i co chciałam tym osiągnąć. Zastanawiało mnie, czy on podejrzewał że znajdę się tu tak szybko. Miałam czas świata, a postanowiłam nawiedzać go kilka dni po naszym pierwszym spotkaniu. Poczułam się jak desperatka i zastanawiałam czy wszyscy otaczający mnie tak myślą. Wraz z tym, jeszcze bardziej spadła moja pewność siebie i teraz jedynie mogłam chcieć uciekać.
- Cieszę się, że cię widzę.- Powiedział Osamu, idealnie wyłapując moment, w którym powinien właśnie coś takiego powiedzieć.
Chłopak złapał mnie delikatnie za ramie i pod nosem poczułam jego zapach, który jakimś cudem przypomniał mi dzisiejszy poranek.
- Serio, uratowałaś mi tyłek.- Dodał półszeptem.
Chłopak odsunął się i zaczął iść w stronę biurka, wskazując mi krzesło naprzeciwko.
- Eiko jest dziś moim gościem, więc proszę się ładnie zachowywać.- Powiediał nonszalancko.
Podejrzewałam, że jedyną osobą, która mogłaby się niewłaściwie zachować, był on sam, co w poniekąd już udowodnił.
- Pani Eiko nie przyszła z jakąś pilną sprawą?- Zapytał białowłosy.
Jego słowa sprawiły, że od razu się obejrzałam i mój wzrok ponownie był przepełniony podziwem. Chłopak widząc jak na niego patrze, starał się odwrócić wzrok, czując się prawdooodobnie głupio. Byłam świadoma, że mój wzrok potrafił być na tyle przeszywający, że wywołałby dyskomfort u całej armii, a co dopiero u takiego chłopaka. Wiele osób mówiło, że czasem w moich oczach można zobaczyć te wszystkie lata ludzkości, mądrość świata, która zwykle przykryta była leniwym spojrzeniem. Nie robiłam tego specjalnie. Nie probowałam tego ukryć ani pokazać, poprostu czasem, w sytuacji gdy coś pochwyciło moją uwagę, spojrzenie pokazywało więcej niż powinno.
Zastanawiałam się jaki miałam wzrok wczoraj, kiedy byłam z Osamu. Skupiłam się tak na jego osobie, że taka błachostka jak mój wzrok, nawet nie zaczepiła się w mojej myśli. Teraz nagle zaczęło mnie to interesować. Czy widział on tylko zmęczone oczy, czy może coś więcej?
- Panna Eiko jest rekrutem na naszego nowego współpracownika - powiedział brązowowłosy, przerywając tym samym moje wpatrywanie się w Tygrysołaka.
Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Albo raczej nie chciałam być pewna, ale usłyszałam zbyt dobrze i poczułam się zbyt źle. Kątem oka dostrzegłam, że wszyscy w pomieszczeniu muszą czuć się podobnie, choć nieco inaczej niż ja.
Znowu byłam kimś "nowym", kimś kto zaczyna wszystko od początku. Było mi z tym dziwniej niż powinno, a chciałam choć przez chwilę czuć się dziś normalnie.
To słowo nie powinno na mnie wpłynąć, nie w taki sposób, mogło wydawać się melancholijne, ale nie takie. Towarzyszące uczucie było czymś dla normalnego człowieka, który inaczej spogląda na czas, którego samoświadomość nakazuje spoglądać w przeszłość, analizowac i żałować. Bardzo możliwe, że coś próbowało do mnie dotrzeć, a ja bałam się dowiedzieć, lub przyznać czym to jest.
Po raz kolejny od niepamiętnych czasów, uwiadomiłam sobie, że coś straciłam. Prawda, że przyzwyczaiłam się do Mafii Portowej wychodziła poza granice dziwności dzisiejszego dnia.
Każdy ciągle patrzył się ze zdziwieniem na Osamu, który z kolei zawiesił na mnie wzrok. Wydawał się podejrzewać, że powiedział coś nie tak, ale nie byłam pewna, czy mógł wyczytać to z mojej twarzy. Zawsze wiedziałam, że różne rzeczy mogą w końcu trafić do mojej głowy, i chcąc uniknąć pytań dotyczących mojego samopoczucia, uczyłam się w najgorszych warunkach pozostawać bez emocji.
Wypuściłam powietrze, które jakimś cudem wstrzymywałam i pozbyłam się wszystkich ludzkich myśli.
- Czemu - powiedziałam, wracając myślami do samej informacji.
Byłam świadoma, że nie ma sensu się o to pytać. Wiedziałam, że Dazai musiał mnie wcześniej zrekrutować, nawet i zaraz po naszym spotkaniu, idealnie przewidując, że w końcu będę chciała się z nim spotkać. Nie byłam pewna czy upokorzenie z powodu mojego przewidywanego zachowania, czy podziw do osoby stojącej za biurkiem był większy. Wiedziałam jednak, że jakaś gra rzeczywiście się zaczęła.
Osamu nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się, uśmiechem możliwym do odczytania w różny sposób. Uznałam go w pewien sposób za pocieszający.
- Przyjmujemy cię zapewne z tego samego powodu co Mafia - odpowiedział, nie starając się niczego zmiękczyć wypowiadając ostatnie słowo, za co byłam wdzięczna.
Powędrowałam wzrokiem po wszystkich innych członkach i zauważyłam, że nawet Ranpo zainteresował się sytuacją.
Skarciłam się że nie jestem bardziej zadowolona z możliwości bycia tak blisko mojego celu, i już więcej się nie głowiłam. Byłam świadoma, że moją radość hamuje myśl o Mafii Portowej, do której nie powinnam była się przywiązywać.
- Nie będę mogła wam nic o nich powiedzieć - powiedziałam, choć wątpiłam by naprawdę zamierzali się o nich wypytywać.
Co prawda nie należałam już do Mafii, ale nie potrafiłam wyobrazić sobie rozpowiadania choćby ich najmniejszego sekretu. Nie żebym szczególnie wiele wiedziała o tym co ukrywają. Jeśli jakieś informacje były pilnie strzeżone, mogłam jedynie znać kawałek prawdy, którym także nie chciałabym podzielić się z Agencją. Dołączając do Mafii Portowej przyrzekałam, że będę im wierna i choć wiedzieli że mogę ich wszystkich przeżyć, to zgodzili się uczynić mnie jedną z nich. Byłam im wdzięczna, ale teraz także i zła. Gdyby nie zgodzili się mnie przyjąć, nie czułabym się w tym momencie tak paskudnie, wiedząc że już do nich nie wrócę. Mimo wszystko postanowiłam zanieść ich sekrety do grobu, który nie byłam pewna czy nastanie.
- Nie potrzebujemy informacji o Mafii - wtrącił się Ranpo.
Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, przez nagłe zaangażowanie Edogawy.
Widziałam, że on w pewnym stopniu też chce abym do nich dołączyła, co samo w sobie było przekonujące.
Usiadłam z nagłym przypływem pewności siebie przy biurku, za którym stał Dazai. Spojrzałam jeszcze raz po wszystkich twarzach, zatrzymując się na chytrym uśmieszku Dazaia.
- To co mam podpisać?
Usiadłam, i gdy sięgałam po długopis, przed moja twarzą już leżał plik kilku kartek z jednym miejscem na podpis.
Spojrzałam tylko na Dazaia, który także już siedział, i nad niczym więcej się nie zastanawiając, wypisałam swoje imię.
Nie czułam się niespokojna, z powodu tego, jak szybko podpisałam papiery nie czytając ich. Nigdy szczególnie nie interesowałam się gdzie mój podpis trafia, dopóki nie miałam z tego powodu problemów. Jeśli już okazywało się, że zrobiłam coś głupiego, nie było większych problemów w niszczeniu dowodów, na których znajdował się mój przeuroczy autograf.
Rzuciłam jeszcze wzrokiem na kartkę, i poczułam, że ten podpis może być najlepszym jaki kiedykolwiek złożyłam- nie tylko ze względów estetycznych.
Kończąc chwalić w głowie swój czyn, Dazai zerwał się z krzesła i klaskając dłońmi, jeszcze bardziej podbudowywał moje ego. Nie miałam nic przeciwko, ale czułam, że to tylko małe wsparcie przed tym co może mnie jeszcze spotkać.
Nagle, jakby klaśnięcia były znakiem, podszedł do nas rudowłosy z zeszytem.
- Tu są polecenia z ostatnich dni. Doszła jeszcze jedna sprawa, którą wziąłbym za priorytetową - mówił do Osamu.
Czułam, że mimo dopiero podpisanuch papierów, będę w to wciągnięta. Moment, w którym zaczął informować o zadaniach, był zbyt dobrze dobrany, i czułam, że to mogł był pomysł Dazaia.
Spoglądałam chwilę na chłopaka, który nie ruszył się z miejsca. Wydawało mi się, że coś powinnam powiedzieć, tylko nie byłam pewna co. Nie zważając, jak długo mój wzrok pozostawał na postaci rudowłosego, chciałam sobie przypomnieć, jakich znów nieistotnych rzeczy zapomniałam.
Chłopak musiał poczuć się niekomfortowo i różowiejąc, złapał się za kark.
- Tak wogóle, jestem Tanizaki - powiedział wyciągając dłoń w moją stronę.
Jedyne o czym pomyślałam, to jakim jestem głupim stworzeniem.
Wstałam i uścisnęłam jego dłoń, starając się nie wyglądać na upośledzoną.
- Eiko...- Powiedziałam, choć przed sekundą usłyszał moje imię.
Kątem oka chwyciłam wzrok Ranpo, który faktycznie przyglądał się jakbym była nienormalna, ale nie mogłabym się spierać. Wysłałam mu tylko przychmurzoną minę, która odzwierciedlała moje aktualne zażenowanie swoją osobą, na co Edogawa uśmiechnął się zadowolony.
Dazai przyglądał się zadaniom z dość poważną miną i zaraz przeniósł wzrok na mnie. Wyglądał na tyle poważnie, że mogłabym zacząć się niepokoić, ale było to zbyt odległe.
Ciekawa, co brązowowłosy zobaczył w zeszycie, podeszłam do niego, na co on jakby stanął spokojniej.
- Znaleziono powieszone ciało jednego z członków Mafii - powiedział.
Spojrzałam na Osamu. Jeśli przed chwilą sądziłam, że nie mogę czuć niepokoju, teraz byłam w stanie to odwołać.
W Mafii, popełnienie samobójstwa jest najbardziej haniebną śmiercią. Nie miałam pojęcia kto mógłby dokonać takiego czynu, ani dlaczego, i podejrzewałam, że raczej nie chcę wiedzieć. Gdyby ta osoba była choćby kimś kogo kojarzę, zaczęłabym się martwić. Prawdopodobnie nie tylko dlatego, że naprawdę przywiązałam się do Mafii Portowej, ale także w obawie, że mogłam to powstrzymać, że to mogła być moja wina, choć niekoniecznie dosłownie. Mimo wszystko, dopóki nie widziałam twarzy tej osoby, nie miałam powodu, aby aż tak się obwiniać, a to chciałam utrzymać jak najdłużej.
- Dazai-san nie powinieneś chyba pokazywać tego pani Eiko - powiedział młody Tygrosołak.
Wzrok chłopaka, który kątem spoczywał na mnie, był przepełniony prawdziwym współczuciem. Chłopak ma w sobie tyle empatii, że martwi go nawet śmierć jego "wroga", jednej z osób, które przysporzyły mu niemałe cierpienie.
Widząc jego minę, nie potrafiłam zrobić nic innego jak się uśmiechnąć i mieć jeszcze większą ochotę by go utulić. Jednak nie dając się swoim dziwnym pragnieniom, z wielkim trudem spojrzałam do zeszytu.
Kiedy moim oczom nie ukazały się żadne zdjęcia czy nazwiska, odetchnęłam z lekką ulgą. Dazai spojrzał na mnie dość ciekawy, ale już w żaden sposób nie skomentował.
- Atsushi. Piszesz się na to? - zapytał Osamu, nie marnując więcej cennego dla nich czasu.
Białowłosy zatrzymał wzrok na mnie, mając ciągle ten smutny wyraz twarzy, i zaraz przeniósł go z powrotem na brązowowłosego.
- Pewnie, tylko... byłoby lepiej, gdyby pani Eiko została - zaproponował.
Chłopak jakby skurczył się w oczach, ze strachu, że powiedział coś nie na miejscu. Dazai jednak, nawet o tym nie myśląc, choć pewnie będąc tego świadomym, spojrzał na mnie i uśmiechnął się pewnie.
- Eiko też idzie - oznajmił, krzyżując ręce na klatce.
Spojrzałam na niego z lekka niepewna. Naprawdę nie miałam ochoty iść, lecz Osamu bez niczego zadeklarował, że wezmę w tym udział. Nie do końca chciałam wiedzieć kto z Mafii mógł popełnić samobójstwo, nie chciałam móc się z tym czuć jeszcze gorzej, ale właśnie z tego powodu brązowowłosy postanowił mnie wziąć. Nie tylko dla swoich własnych celów, ale także dlatego, że jestem zbyt ciekawska, że taka nieświadomość może mi zaszkodzić, i że z czasem będę żałować niepójścia tam, przez dużo więcej czasu niż kto inny by żałował.
Zgadzając się z nim dość niechętnie, przytaknęłam.
- Dziękuję Atsushi, ale będę musiała iść - powiedziałam, uśmiechając się wdzięcznie do chłopaka.
Przeniosłam wzrok znów na Dazaia i zobaczyłam jego dumną minę, nie byłam jednak pewna czy ta duma dotyczy moich działań czy jego.
Zaraz w mojej głowie pojawiło się pytanie czy brązowowłosy też ma zamiar się z nami udać. Zamierzając już w jakiś sposób o to zapytać, Dazai przytaknął głową, jakby w odpowiedzi na moje niezadane pytanie. Nie byłam pewna czy te jego odpowiedzi na moje myśli to tylko przypadek, ale i tak czułam jak przez moje ręce przelatują ciarki z pewnego rodzaju strachu.
- Dazai ty nie musisz iść - powiedział Ranpo.
Przez to poczułam się jeszcze dziwniej, nie tylko dlatego, że prawdopodobnie pójdę bez Dazaia. Nikt tu nic głośno nie powiedział, a i tak pojawiły się odpowiednie odpowiedzi i to nie pierwszy, bądź drugi raz. Obawiałam się dowiedzieć jak oni to robią, i z jednej strony mając nadzieję, że nie zostanę wmieszana w nic chorego, byłam zbyt ciekawa.
Odpuszczając sobie to jednak na dzisiejszy dzień, zachowałam pytania w głowie na czas, kiedy zacznie mnie naprawdę denerwować to czytanie w myślach.
Osamu, tkwiąc chwilę w wzroku czarnowłosego, odwrócił wzrok na mnie i poprawił swój płaszcz.
- Albo lepiej idź - dodał nagle Edogawa z lekkim uśmiechem.
Na te słowa znów poczułam, że coś tu jest nie tak w komunikacji i patrząc na Dazaia, wypatrując jakiegokolwiek znaku, zobaczyłam jedynie nonszalancki uśmiech, mówiący, że znów dostał co chciał. Mogłam pomyśleć o nim jak o rozwydrzonym bachorze, lecz nic takiego nie czułam, oprócz uśmiechu, który z jakiegoś powodu wkradał się i na moją twarz.
_______________________________
*[org] "Only in my dreams at night could I indulge my fantasies."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top