III.

"Nie budziłem się już z poczuciem celu.
Obudziłem się, i smutny, codzienny widok
o którym gorzko marzyłem...
(Nie umiałem się osiedlić
ani uciec z tego miejsca)
Wtedy przyszedł wieczór i pomyślałem,
ten świat jest jak ocean.
Wyobraziłem sobie wodnisty obszar o zmierzchu,
gdzie mizerny łódkarz napędza łódź
z chwiejnymi rękoma.
Rozglądając się, czy są tam jakieś ryby, czy nie,
odchodzi patrząc na powierzchnie."*
-Chuuya Nakahara

_______________________________

Nie zauważając kiedy, minęła mi podróż na kawałku drewna, traktowanym przez Dazaia jako łódź rybacka.
Bardzo możliwe, że nie zwracałam uwagi na otoczenie, bo starałam się wyłączyć, nie chcąc o niczym myśleć, co było nadzwyczaj trudne, gdyż mój towarzysz tego nie ułatwiał. Choć traktowałam jego zachowanie jako przeszkadzanie, naprawdę zadbał, aby droga szybciej mi minęła.

Nie wyszliśmy z łódki przy głównym porcie, lecz jakimś opuszczonym i starym, co akurat pasowało jak ulał do naszego środka transportu. Mogłam tylko się zastanawiać, dlaczego tak postąpiliśmy, wkoncu teraz nasza podróż była bardziej podejrzana dla Fyodora, który napewno dokładnie obserwował każdy nasz ruch. Mimo nieświadomości, nie pragnęłam dowiedzieć się natychmiast wszystkiego. Dobrze wiem, że każdy ruch Dazaia jest przemyślany i wszystkiego dowiem się w praniu, podczas drogi, która podoba mi się bardziej niż każda inna.

- Co powiesz na drinka?- Zapytał, kiedy już szliśmy przed siebie.
Myślałam, że wcześniej żartował z tym piciem dla jakiegoś większego celu, ale po raz kolejny źle odczytałam jego zamiary, lub mi się wydaje, że źle wszystko odczytałam. Naprawdę przy tym człowieku niczego nie jestem pewna, pozostaje mi jedynie czekać. Choć martwi mnie, że kiedy będzie po wszystkim, nadal nie będę miała pojęcia co się właściwe działo.
Zgadzając się na jego pomysł, w nadziei, że w barze powie coś o planach, kiwnęłam jedynie głową.
- Chociaż... Nie wiem, czy nie jesteś za młoda, mogą nas wygonić.- Dodał dość poważnie, skupiając przy tym mój wzrok, na swojej twarzy.
- Mogę pić soczek.- Powiedziałam, starając się ukryć wszystkie emocje.

Nie zdążyłam zauważyć i już znaleźliśmy się pod barem, którego szyld mrugał czerwonym światłem, ledwo widocznym w świetle dnia. Wnętrze nie było szczególnie duże, a przez rozciagający się prawie na całą długość barek, wydawało się jescze mniejsze.
Wyglądał jak najzwyczajniejszy bar, który swoje już przeszedł. Zrozumiałam, że przyozdobiony jest w czasy, które przespałam.
- Czy jest on wyjątkowy?- Zapytałam siadając na stołku barowym i zaraz dodałam dla sprostowania.- Bar...
Mój towarzysz usiadł obok, i machnięciem ręki zawołał mężczyznę po drugiej stronie lady, który zaraz stał naprzeciw nas.
- Dla mnie to co zwykle...- Zatrzymał się i popatrzył na mnie.- Soczek?
Posłałam mu z lekka karcący wzrok, co musiało go usatysfakcjonować, bo zaraz przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu.
- Dla damy to samo!- Wykrzyczał do mężczyzny, który już nalewał sok.
W oczekiwaniu, Dazai rozciagnął się na krześle i było widać, że naprawdę humor mu dopisuje.
Niesamowicie szybko przed nami pojawiły się drinki i uświadomiłam sobie, że wpatrywałam się w niego, jakby każdy ruch mnie hipnotyzował. Co po części było prawdą.
Spojrzałam na szkło i zastanawiałam się czym dokładnie jest "to co zwykle". Ciecz wyglądała na zwykłego drinka, co jeszcze bardziej mnie zaskoczyło, jakbym oczekiwała fajerwerek.
- Lubisz wyjątkowe rzeczy?- Zapytał łapiąc za szklankę.
Po chwili zrozumiałam, że dotyczy to wcześniej zarzuconego przeze mnie pytania, a nie wynika z odczytu moich mysli. Choć nie moge być pewna.
- Dzięki nim, moje życie jest choć trochę mniej irytujące.- Odpowiedziałam, podnosząc napój aby się stuknąć.
Koło moich uszu zabrzmiał dźwięk zderzających się szklanek i zaraz zbliżyłam swoją do ust.
Robiąc większego łyka niż chciałam, poczułam orzeźwiające bąbelki i rozgrzewający alkohol. Zdecydowanie nie było to jak fajerwerki, było zbyt niewinne, zbyt cudowne. Zaraz pozostał mi jedynie delikatny posmak, przez który chciało się więcej.
- Niezłe jest to "to co zwykle".- Oznajmiłam, mając nadzieję, że wyjawi mi nazwę.
Zrobiłam kolejnego łyka, tym razem normalnego, gdy Dazai zaczął mówić.
- Gdybym Ci powiedział jak się nazywa, przyszłabyś tutaj beze mnie.- Powiedział, ciągle uśmiechnięty.
W głowie siedziała mi tylko myśl, że zwykle właśnie dlatego pyta się o nazwę, aby móc samemu z tego korzystać, ale tak na prawdę nie o to mi chodziło. W rzeczywistości nie przyszłabym tu sama, tym bardziej z inną osobą. Już uznałam to miejsce, pod pewnym względem za jego. Nie wiem w którym momencie, zaczęło mi się tu kojarzyć z siedzącym obok chłopakiem.

Mieszałam bezwiednie napój, którego obijające się kostki lodu, wydawały coraz głośniejsze dźwięki. Z jakiegoś powodu poczułam się dziwnie i jednocześnie nostalgicznie. Choć nie byłam w tym barze, nie piłam takiego drinka, nie przechodziłam przez te rozmowę i nie otaczali mnie tamci ludzie. Czułam jakby był to mój stały punkt w planie dnia, coś jak rosół u babci w niedzielę.

- Czy już odgrywam w twoim planie jakąś rolę?- Zapytałam szczerze zainteresowana, przerywając własne myśli.
Dazai spojrzał się na mnie dumnym wzrokiem, ale widać było, że nie chce odpowiedzieć ani twierdząco, ani przecząco. To, że byłam mu do czegoś potrzebna, było niemal oczywiste od początku naszego "przypadkowego" spotkania, a nawet wcześniej, więc nie czułam się w żaden sposób wykorzystywana.
Ciekawiła mnie moja rola w tym wszystkim i chciałam zobaczyć w którym momencie będę mogła przewidzieć resztę wydarzeń.
- Nie mam nic przeciwko bycia pionkiem.- Kontynuowałam, chcąc dać mu do zrozumienia, że wlasnie tego się spodziewałam.- Ale tylko kogoś, kto potrafi grać.
Pierwszy raz moje słowa zaskoczyły chłopaka, tak jak i mnie. Po chwili na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech. Dobrze zdawałam sobie sprawę, że wypowiedziane słowa, zwiększą jego ego. Niewykluczone, że właśnie tego chciałam, jakby nie było, nadal jestem kobietą, której imponują pewni siebie faceci.

- Czerpiesz z tego przyjemność większą niż okazujesz.- Powiedział, nadal mając TEN uśmiech.
Zastanowiłam się co powinnam zrobić, aby także wyglądać tak wymownie, ale świadomość że to nigdy nie wyjdzie, uderzyła mnie jak Rashomoon o poranku.
- Nic innego mi nie zostało.- Powiedziałam, opróżniając szklankę.
Ciągle wpatrujący się we mnie Dazai, znów przywołał mężczyznę, który dolał nam drinki.
Zastanowiłam się ile potrzeba by mi było tych szklanek, aby całkowicie się upić. Po jakimś czasie, przywykłam do alkoholu na tyle, aby wywoływał jedynie marne skutki, jeśli w ogóle. Można to także uznać, za przyznanie się do nadużywania alkoholu we wcześniejszych latach, ale bądź co bądź, nie miałam nic do stracenia. Ostatni raz gdy przesadziłam, miał miejsce w XIX wiecznej Anglii, kiedy w podziemiach, z alkoholem podali mi opium, co podziałało na kilka dobrych dni.
Niektórzy mogliby żałować, że dali się wciągnąć w uzależnienia, lecz na mnie niestety wywierają tylko szkody tymczasowe. Próbowałam nawet z rakiem płuc, ale jedynego raka jakiego miałam, to ten którego raz udało mi się wyłowić, niestety on też odszedł.

Zaraz mój telefon zawibrował i z przyzwyczajenia od razu po niego sięgłam. Odblokowując, zobaczyłam ciągle przychodzące sms'y od Chuuyi, który dowiedział się, że poszłam z Osamu. Każda wiadomość wskazywała na niezwykłe niezadowolenie, zwłaszcza jedna, która wystraszyła i rozbawiła mnie jednocześnie.

"POWYRYWAM MU NOGI Z DUPY. PRZYRZEKAM ŻE BĘDZIE BŁAGAĆ NA KOLANACH O WYBACZENIE.
Kochana, zaraz po ciebie przybędę."

Wpatrując się w ekran, opróżniłam kolejną szklankę z drinkiem. Przeczytałam wiadomość ponownie, aby po kolei przeanalizować, jakich rzeczy życzy Chuuya. Członek Mafii prawdopodobnie wie co to za miejsce, więc naprawdę może tu przyjść.
Popatrzyłam na Dazaia, czując że gdyby rudowłosy mógł, już dawno doprowadziłby go do stanu jaki opisał. Uśmiechnęłam się, uważając to teraz za bardziej zabawne. Zdałam sobie sprawę, że życie naprawdę mocno trzyma siedzącego obok mnie człowieka, co było bardziej niesamowite od mojego stanu.
Po chwili uznałam, że powinnam poinformować nieświadomego chłopaka o gościu, który niedługo nas odwiedzi.
- Em... Dazai...
- Senpai.- Przerwał, wskazując upominająco palcem.
Popatrzyłam na niego, w pierwszej sekundzie nie będąc pewna o co chodzi, ale uznając to za mało ważne, zaczęłam znów mówić. Nie było mi dane dokończyć, bo nagle w barze zabrzmiał huk i rozmowy jakby ucichły.
- Daaazai.- Usłyszałam dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się jednocześnie z brązowowłosym, który wyglądał jakby miał pęknąć ze śmiechu oraz uciekać z przerażenia. Nie wiedziałam co było większą prawdą.
- Właśnie to.- Powiedziałam dumnie, dając do zrozumienia, że przerwał mi dość ważną wypowiedź.
Szybkim ruchem, chłopak obok opróżnił szkło na ladzie, odstawiając je głośno i podniósł się. Przez chwilę wyglądał jakby nie był pewien co robi, ale zaraz ukłonił się i ucałował moją dłoń.
- Proszę wybaczyć, ale wygląda na to, że na mnie już pora.- Mówił gestykulując rękoma.
Patrzyłam się z lekka zdziwiona. Naprawdę myślałam, że sam bar nie był naszym celem i że zaraz w jakiś sposób, bardziej poznam jego myśli. Przeze mnie szybko przeszło uczucie zawiedzenia i złości na rudowłosego, który właśnie się zjawił, ale znikło, tak samo szybko jak się pojawiło.
- Miło cię widzieć, ale niestety mam jeszcze kilka rzeczy na głowie.- Dodał Osamu, kierując słowa do Chuuyi.
W tle usłyszałam jeszcze specyficzne "hę" należące do Nakahary.
Dazai mrugnął do mnie i odwracając się pomachał. Zniknął w mgnieniu oka, a ja nawet nie zdałam sobie sprawy, którędy właściwie wyszedł.
Chwilę musiałam wpatrywać się w martwy punkt, bo nagle Chuuya znalazł się tuż obok, opierając o ladę i wydobywając z siebie jedynie dźwięk zirytowania.
- "To co zwykle"?- Zapytałam po oprzytomnieniu, mając nadzieję, że to w jakis sposób poprawi mu nastrój.
Spojrzał na mnie wdzięcznie, by zaraz zmarszczyć brwi w dość surowej minie. Tyle wystarczyło, aby zrozumieć co nadchodzi. Nakahara napewno nie był zadowolony z moich poczynań i napewno chciał mi dokładnie przedstawić różne, niemożliwe, czarne scenariusze.
- Akutagawa powiedział mi, że poszłaś z Dazaiem.- Powiedział nagle, zatroskanym tonem, siadając wygodnie obok.
Po usłyszeniu imienia mojego przełożonego poczułam się dziwnie, jakby dopiero do mnie dotarło, że już nim nie jest, i możemy już nigdy ze sobą nie współpracować. Swoje słowa, Akutagawa traktuje jak ostateczność, więc skoro rozkazał mi nie wracać, bezcelowy byłby mój powrót. Straciłam możliwość obserwowania ciekawego człowieka, którego naprawdę uwielbiałam drażnić, i było mi z tym niesamowicie źle. Wiedziałam, że to moja wina, jednak czułam, że gdybym miała możliwość postąpić inaczej, nic bym nie zmieniła. Nadal poszłabym za Osamu bez większego zastanowienia, bo z tym było mi znacznie lepiej. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się tak pełna emocji jak dziś, podczas gdy przebywałam z brązowowłosym. Choć tak naprawdę nic się nie działo, jego obecność dodawała mi chęci, jakby wypełniając każdą moją pustkę.
Rozmyślając tak o tym, poczułam się jak prawdziwa nastolatka, którą byłam, a o której zapomniałam. Ta dziewczyna, która nie wiedziała, że życie może być jeszcze cieższe, ta która wiedziała ile trwa dzień i miała na niego plan, ta która mogła zakochać się bezinteresownie i jedynie bać odrzucenia. Ta która jednak próbując popełnić samobójstwo, zniszczyła sobie życie.
Złapałam się za głowę, która po tym wszystkim naprawdę zaczęła mnie boleć. Chciałam i jednocześnie nie chciałam wracać do tamtych czasów. Głupota i bezinteresowność dawnej mnie, niezwykle drażniła, ale teraz niestety mogłam przyznać, że jej zazdroszczę. Pierwszy raz, sama przed sobą przyznaje, że zazdroszczę jej możliwości kochania i bycia kochaną.
Nagle, cale szczęście się otrząsnęłam. Dlaczego niby teraz miałabym myśleć o miłości? Przez tyle lat to uczucie było dla mnie jak zakazany owoc, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Zawsze starałam się nie przywiązywać, nie czuć, bo wiedziałam, że mój zakazany owoc, może niektórym przynieść większe cierpienie, niż grzech pierworodny. Jedyne co dobrego moge zrobić dla innych, to zbytnio się nie zbliżać.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk szklanek i uświadomiłam sobie, że ciągle jestem w barze, wpatrując się w pustą przestrzeń.
Siedzący obok mnie chłopak, ktory jalby nie pazował do tego miejsca, wyglądał na zaniepokojonego, co mogło jedynie oznaczać, że wyłączyłam się na dłużej, niż powinien normalny człowiek. Dotatkową chwilę, zajęło mi przypomnienie sobie o czym właściwie rozmawialiśmy.

- Czemu?- Zapytałam nagle, bardziej monotonnym głosem, niż się spodziewałam.
Przez niecałą sekundę, patrzył na mnie z lekka zmieszany, jakby i on zapomniał o czym była mowa, ale zaraz powróciła jego udawana złość, która niezwykle dodawała mi otuchy.
- To chyba oczywiste że się martwiłem.- Powiedział, krzyżując ręce na klatce i rozciągając się do góry, jakby nieświadomie chcąc wyjść na wyższego.
Starałam sie uśmiechnąć, choć byłam pewna, że wyszło niesamowicie słabo. To naprawdę cudowne z jego strony, że nawet kiedy go zawiodłam, on stara się mnie wspierać.
- Przepraszam, i wiem że to nic nie da.- Powiedziałam, zaraz przypominając sobie, że moja głęboka samoświadomość jest jak broń na rudowłosego.
Wzrok chłopaka zaraz zrobił się bardziej ponury. Za każdym razem, gdy mówię prawdziwe, ale niezbyt radosne rzeczy o świecie, on przyjmuje współczujący wyraz, co naprawdę różnie odbieram. Z jednej strony dobrze jest znać jego słabość, ale z drugiej, jest mi go szkoda, że mi współczuje.
Wyobrażając sobie moje życie, ludzie mają przed oczami wszystko co najgorsze i myślą, że tak właśnie ono wygląda. Może i byłaby to prawda, ale wyłączyłam się z życia spory czas temu, unikając właśnie takich rzeczy. I mimo bycia aż nazbyt żywą, żyłam jak martwa.

W ciszy, w której Nakahara ciągle wyglądał współczująco, opróżniliśmy kolejną szklankę buzującego podniebienie alkoholu, który smakował inaczej niż poprzedni
Poczułam się dziwnie i moje wcześniejsze wyobrażenia, urzeczywistniły się- siedziałam tu teraz z inna osobą niż Dazai. Poczułam jak mój drink upominająco wywraca się w żołądku i odsunęłam szklankę na znak, że już skończyłam. Obserwując ją, zrozumiałam jak bardzo komfort tego miejsca zanikał.
- Będę lecieć.- Powiedziałam.
Nie chciałam, aby Chuuya naprawdę źle o mnie myślał, a wiedziałam, że z każdą chwilą będę czuć się coraz gorzej i może to wyglądać naprawdę niemiło.
Wstawałam już z siedzenia, kiedy chłopak, lekko wzruszonnym tonem znów się odezwał:
- Co chcesz teraz zrobić?
W prawdzie nie zastanawiałam się zbyt nad tym, nie czułam takiej potrzeby, chyba miałam świadomość, że zrobię to, na co tylko wpadnę, bez większych przemyśleń, jak kiedyś. A jak na razie, jedyne co miałam w głowie to brązowowłosy chłopak, który opuścił lokal jedną szklankę alkoholu wcześniej.
Zdecydowanie chciałam zająć się obserwowaniem go, z czystego zainteresowania, ale nie było to raczej coś, czym powinnam się dzielić z rudowłosym.
- To co robiłam wcześniej.- Odpowiedziałam, unosząc lekko kąciki ust z grzeczności.- Dam sobie rade.- Dodałam, aby chłopak się nie zamartwiał, próbując odprowadzić mnie do domu.
Lubiłam jego towarzystwo, ale teraz wolałam iść w ciszy, którą mogę rozkoszować się tylko przebywając we własnym towarzystwie. Nie miałam jakiegoś złego humoru, ani nic z tych rzeczy, było jedynie przeczucie, że pójście samej jest tym, na co mam aktualnie ochotę.
Chuuya postanowił się nie sprzeciwiać i zostać, co prawdopodobnie było też wpływem pysznego alkoholu, który tak do siebie przyciągał. Mimo wszystkiego, uśmiechnął się szczerze i pomachał.
- Możesz na mnie liczyć.- Wykrzyczał, kiedy już otworzyłam drzwi.
Skinęłam jedynie głową. Cieszyłam się widząc, jak chłopak chce abym poprosiła go o pomoc, ale wiedziałam, że tego nie zrobię, nie jestem osobą, która potrzebuje wsparcia. Zawsze wszystko robię sama, co nie tylko jest moją naturą, ale również zasadą, dzięki ktorej nie będę mieszać się zbytnio w życie innych osób.

Wychodząc na zewnątrz, dopiero zorientowałam się, jak czas szybko minął. Pamiętam, że dopiero co wchodziło słońce na wyspie, a teraz znów było coraz niżej na horyzoncie. Czując, że zaraz będzie robić się chłodno, zaczęłam iść przed siebie, mając jeszcze nadzieję natknąć się na taksówkę.
Znalezienie wolnej taksówki nie było takie ciężkie jak myślałam. Przy oddalonej kwiaciarni wychodził właśnie jakiś mężczyzna, więc wepchnęłam się do samochodu zaraz za jego plecami, mając nadzieję nie zostać wyrzuconą, i szybko podając adres.

Niecałe dziesięć minut później mogłam cieszyć się widokiem mojego apartamentowca, ale jakoś się nie cieszyłam. Jedyne co nie pozwalało mi się uśmiechnąć, to fakt, że o tej porze jeszcze bym siedziała w porcie, próbując kogoś zdenerwować, a zamiast tego sama byłam zdenerwowana. Aktualnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale szłam już w stronę windy, wiedząc że zaraz mi przejdzie, w końcu nie pierwszy raz dzieje się coś podobnego. Musiałam poprostu przywyknąć do innego planu dnia.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, przypomniałam sobie Akutagawe, którego spotkałam tu dzień wcześniej, w swoich codziennych ciuchach. Uśmiechnęłam się, uważając że widok niezbyt pewnego chłopaka, to coś czego nie można normalnie zobaczyć.
To wydarzenie, już było to dla mnie wspomnieniem, mimo że działo się ledwo paręnaście godzin temu. Uznałam że to wcale nie jest przyjemne, jendak normalne, coś czego mogłam się spodziewać.

Zatrzymująca się na najwyższym piętrze winda, nagle mnie obudziła i weszłam do swojego mieszkania, wolniej niż mogłoby być to możliwe. Przyjemne powietrze mojego mieskania, było tak bardzo kojące, że jedyne czego mogłam chcieć w tym momencie, to spać. Ledwo nakładając ciuchy do spania, rzuciłam się na materac, który skrzypiąc, odrzucił mnie do góry. Łapiąc gdzieś w locie kołdrę, przykryłam się nią i zamknęłam oczy.
Byłam taka śpiąca, ale moje myśli były zbyt uciążliwe, aby pozwoliły mi zasnąć. Czułam się niesamowicie rozdarta, nad czymś tak banalnym jak spanie, ale też nie dałabym rady nawet drgnąć. Miałam ochotę przespać kolejne lata i czekać, aż znów nadarzy się okazja na robienie czegoś ciekawego, lecz gdzieś głęboko, czułam że to najgorsze co mogę zrobić. Że jeśli teraz zasne, i obudzę się za kilka, bądź kilkanaście lat, to będę rozpaczać niemal tak, jak rozpaczałam tracąc rodzinę. Nie potrafiłam do końca zrozumieć dlaczego tak się czuje, wiedziałam jednak, że nauczyłam się chować informacje sama przed sobą, i w tym momencie jakaś część starała się je ukryć, gdy druga chciała mi je nawet wypisać na czole.
Wiedziałam, co może się stać, kiedy nagle wypuszcze z klatek uczucia wszystkich tysiącleci, wiedziałam że mogę się złamać, co zawsze wydawało się niemożliwe, ale jeszcze lepiej wiedziałam że muszę to zrobić.
Musiałam dowiedzieć się, o co mi właściwie chodzi, musiałam otworzyć umysł, robiąc dostęp do rzeczy, do których dostępu mieć nie powinnam.
Otwarcie umysłu i odblokowanie wszystkich mysli, choć brzmi ładnie i robi za różne, godne pożałowania wskazówki do życia na stronach dla hippisów, wcale nie jest takie proste, jest wręcz katorgą. Zwykle, kiedy próbujemy uspokoić myśli, do głowy wchodzą najbardziej bezsensowne wspomnienia i rzeczy, na które normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi. Więc zanim udało mi się dojść do tego co mi ciąży, przeanalizowałam różnice między kolorem wiśniowym a tango, oraz przeliczyłam różnice oprocentowań kredytów w jenach przez ostatnie dwa wieki. Zaraz po tym, gdy uznałam, że mogłabym udzielać kredytów na skalę światową, poczułam się jak w hipnozie. Wszystkie ukryte przede mną myśli, przeleciały z niezwykłym bólem, przepełnionym emocjami z czasów, które już zdążyłam zapomnieć. Nie mogłam skupić się na jednej rzeczy, to było jak film najbardziej bolesnych myśli i uczuć, które starałam się zachować nieodkryte gdzieś głęboko. Teraz, w przyspieszonym tempie wszystko czułam, wszystko co straciłam, wszystko co mogłam mieć. Nie zorientowałam się w którym momencie łzy zaczęły lecieć ciurkiem po moich policzkach, ale to nie było ważne, bo w tym momencie przeżywałam WSZYSTKO, i było to straszniejsze niż można sobie wyobrazić.

Po czasie, który mogłabym opisać jako całe moje życie, opadłam z sił. Byłam całkowicie wyczyszczona psychicznie, czułam jak moje serce rozpada się na małe kawałeczki, tak jak powinno zrobić dawno temu, ale moje zamknięte uczucia nie pozwalały.
Teraz, zadając sobie znów pytanie dlaczego miałabym nie obudzić się dopiero za kilkanaście lat, przed moimi oczami wyświetliła się sylwetka znanego chłopaka. Ledwo uniosłam kąciki i padłam z wycienczenia.

***
Wycieńczona, a raczej wyglądającą na martwą dziewczyna, biegła przed siebie, choć nie wiadomo skąd miała na to siłę. Jednak biegła i myślała tylko o małych światełkach, które dawały jej nadzieję. To dzięki nim dalej uciekała. Gdyby nie szansa, że żyją, prawdopodobnie oddałaby się w ręce ludzi, chcących torturować ją w nieskończoność. Nie była pewna, czy te światełka to tylko wyobraźnia, ale biegła, bo była jakaś szansa.

***

Obudziłam się z dziwną energią, dla której nie mogłabym znaleźć wytłumaczenia. Co prawda nie byłam pewna czy spałam jedną noc czy dwie, jednak obudziłam się przed moim budzikiem, który miałam nadzieję, ustawiony był na trzy dni.
Wstając, poczułam się niezwykle ciężko, jakbym przez sen przytyła dobre parę kilo. Z obawą, że zaczęłam podjadać przez sen, pobiegłam do łazienki, aby przejrzeć się w lustrze. Przez chwilę nie byłam pewna na kogo patrzę, osoba w odbiciu wyglądała na tak niesamowicie zmarnowaną, wyglądała tak okropnie, że nigdy nie dojrzałabym się w niej mojej osoby. Miałam takie wory pod oczami, że nie zdziwiłbym się, gdyby to one były powodem mojego poczucia ciężkości. Im dłużej patrzyłam w lustro, tym bardziej nie mogłam zrozumieć skąd miałam tyle energii w sobie. Powinnam raczej popaść w głębszą depresję, jednak mój dziwny humor sprawił, że najzwyczajniej wzięłam porządną kąpiel, starając się zmyć mój sen. Całe szczęście, nie myślałam aż tak o tym, już nie byłam pewna czy to wydarzyło się naprawdę, czy był to tylko kolejny koszmar.

Jak zwykle, z zerowym poczuciem czasu wyszłam z łazienki, w której każda płytka była już zaparowana od gorącej wody.
Idąc po jakieś ciuchy, pomysłam że ta kąpiel zrobiła mi naprawdę dobrze. Bez spogladania w lustro mogłam oznajmić, że wyglądam o wiele lepiej. Już nic nie obciążało moich ruchów, i nie czułam posklejanych od ciężkiego spania oczu.
Bez jakiegokolwiek powodu, czułam się naprawdę dobrze.

Patrząc na jasne, bezchmurne niebo, miałam ochotę wyjść z domu. Tak poprostu się przejść, co nie często potrafiłam robić. Uznałam, że jestem w stanie potraktować ten dzień jak każdy inny i niczym się nie przejmować, co właściwie powinno mnie niepokoić.
Próbując przeanalizować co mogłoby się dziś wydarzyć, pomyślałam tylko o dość niezręcznym spotkaniu z członkami Mafii, oraz o przyjemniejszej rzeczy- spotkaniem Dazaia. Przypadkowe spotkanie go, byłoby całkiem miłą rzeczą, na którą właśnie nabrałam ochoty.
Spoglądając przez wielkie okna mojego pokoju, widziałam niemal całe miasto, które wyglądało jakby nic nie mogło się przede mną ukryć, choć były to tylko pozory. Nie wiedziałam gdzie powinnam szukać brązowowłosego. Jedyne miejsce, w którym mógłby teraz być, to Agencją. Pomimo tego, że przechodziłam koło niej kilka razy, wciąż nie byłam pewna gdzie się znajduje, przez co czułam się niezmiernie głupia. Rzadko zwracam szczególną uwagę na miejsca w których bywam i gdybym spróbowała, mogłabym się nawet zgubić w tym wielkim mieście.

Stojąc tak i patrząc przed siebie, kątem oka dostrzegłam mój laptop, na którym ostatnio jedyne czego szukałam, to informacje o Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Pomysłam o ich głównej stronie, która nie okazała się wcale pomocna, i tysiącach innych stron, które już wogóle nie miały nic wspólnego z szukanymi frazami, jak na przykład sklep cukierniczy.
Chwila w moim umyśle minęła na głuchej ciszy, i nagle jakby zapaliła się żaroweczka. Dawno nie czułam tego uczucia. Coś nagle mnie oświeciło, sprawiając tym samym miłe uczucie.
Rzuciłam się ku laptopowi leżącemu na łóżku i szybko wpisałam wyszukiwane wcześniej słowa, które w jakimś stopniu kojarzyły się z Agencją. Wpisywałam ciągle podobne wyrazy, które wcześniej już pokazywały się na tym monitorze, aby znaleźć to czego szukałam.
Zaraz, tak jak myslalam, w jednej z pozycji, wyświetlił się sklep z cukierkami, znajdujący się w Jokohamie. Tak naprawdę, nic nie wskazywało na połączenie z detektywami których szukam, ale miałam jedynie przeczucie. Małe przeczucie, które chciało abym odwiedziła ten sklep, a jak dobrze wiedziałam- moje przeczucia są na wagę złota.

Po zamknięciu w niesamowitym tempie komputera i wybiegnięciu na dwór pod wpływem dzisiejszego humoru, znalazłam się na środku miasta. Nie mając pojęcia dlaczego, pokonałam kawał drogi w mgnieniu oka, a teraz zatrzymałam się i nie byłam pewna gdzie iść. Co prawda to dziwne zadowolenie pozostało ze mną, wiec nie mogłam się nawet zdenerwować na moje zagubienie. Dłużej nie byłam w stanie rozważać, gdzie podział się mój standartowy humor, czułam się jakbym była w pośpiechu, a jednocześnie chciała delikatnie dotknąć każdego napotkanego przedmiotu, jakbym widziała go po raz pierwszy.
Miły wiatr musnął moją szyję, a słońce delikatnie promieniowało na twarz, przez co było mi jeszcze lepiej i mogłam niemal zapomnieć co tu robię. Wyciągnęłam jednak swój telefon i zrobiłam to co powinnam była zrobić wychodzac z domu, a z jakiegoś powodu nie zrobiłam, czyli wpisałam adres cukierni. Nie mogłam się nawet w duchu powyzywać, bo zaraz wyświetliła się mapa i uśmiechnęłam się do siebie, uznając że internet to jedyny prawidłowy wynalazek ostatnich lat.
Widząc, że droga nie zajmie dużo czasu, zaczęłam iść przed siebie spokojnym, zbyt swobodnym krokiem, który powinien być dla mnie niedozwolony.
Po chwili, nie patrząc już na nawigację, byłam w stanie stwierdzić że doszłam do celu. Mały, przytulny, pomalowany na czekoladowy kolor sklepik rzucił się w oczy i układ oddechowy. Wydostający się zapach świeżych wypieków, mógłby mnie tu przyprowadzić dużo szybciej od telefonu.
Szłam jak zaczarowana, ale w pełni świadoma, w stronę wejścia, czując jak te świeże ciasta mogą rozpuszczać się w buzi. Mijając róg sklepu, chciałam spojrzeć na produkty, które mnie tak wołały, lecz przed moimi oczami ukazał się człowiek, który brakowałoby tylko aby wykrzykiwał kim jest. Wyglądający na najbardziej typowego detektywa, stał przy ladzie z cukierkami, i z przepełnioną radością miną, a ja zastanawiałam się, czy to naprawdę mógł być jeden z członków Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Nie byłam pewna czy chciałam znać prawdę, ponieważ w obu przypadkach mogłabym się zawieść. Chłopak o kruczoczarnych włosach, należący do Agencji, wydawałby się przy tym tytule jak dziecko. Natomiast gdyby się okazało, że nie jest detektywem, poczułabym pewien żal, nie tylko dlatego, że był przystojny, ale także dlatego, że nie mogłby mi szczególnie pomóc w znalezieniu Osamu.

Nie wiedziałam ile czasu wpatrywałam się w promieniującego radością chłopaka z berecikiem, ale oprzytomniałam dopiero kiedy nasz wzrok się spotkał, i teraz to on przypatrywał się mnie, trzymając w dłoni reklamówkę, jak zgaduję wypełnioną cukierkami. Jeszcze chwilę patrzył się wprost w moje oczy, po czym powiedział:
- Nieśmiertelna, która uciekła wczoraj z Dazaiem.- Powiedział, o nic nie pytając.
Chłopak jedynie podał gołe fakty, a ja poczułam się głupio że tak to wszystko musiało wyglądać. Zaraz otrząsłam się i uznałam, że to jaki był wczorajszy dzień, nie jest szczególnie istotne, teraz liczy się to, iż chlopak naprzeciw mnie, najprawdooodobniej należy do tej sławnej Agencji Detektywistycznej, której członka właśnie poszukuję.
Czując, że wpatruję się zbyt długo bez słowa, otworzyłam buzię w celu zadania pytania, jednak zaraz ją zamknęłam, bo nie byłam pewna o co najpierw zapytać. W tym czasie napotkany chłopak przeszedł, wymijając mnie, jakbym wcale nie próbowała czegoś powiedzieć. Chciałam za nim krzyknąć, czy pobiec, ale odwracając głowę zobaczyłam, że czeka niemal za moimi plecami. Nie miałam ochoty myśleć, jaką desperacje pokazał plan o wołaniu go. Zdecydowanie gdybym wypomniała to sobie jeszcze raz, mój dzisiejszy dobry humor w niczym by nie pomógł.
Pokonując dwa kroki, oddaliłam się od sklepu i stałam już naprzeciw czarnowłosego chłopaka. Wyglądał jakby już wiedział o co chcę zapytać, tylko czekał na pytanie z grzeczności. Zastanawiłam się czy wszyscy w Agencji potrafią jakby czytać w myślach, czy jestem na tyle oczywista.
- Jesteś ze Zbrojnej Agnecji Detektywistycznej?- Zapytałam, nie chcąc od razu pytać o Osamu, przez co mogłabym wyjść na jeszcze większą desperatke.
Zadowolony chłopak kiwnął głową i zaczął iść do przodu, wołając mnie dodatkowo ręką. Nie widziałam celu w pójściu za nim, chciałam jedynie zapytać o kilka rzeczy, które niekoniecznie wykorzystam akurat dzisiaj. Zrobiłam mały krok za nim, chcąc pokazać, że pójście przed siebie nie będzie konieczne, ale chłopak nie zwrócił na to większej uwagi, tylko odwrócił się by krzyknąć:
- Zaprowadze cię do Agencji! Tylko szybko.
Nie byłam pewna, czy powinnam iść do Agencji, i czy dodanie abyśmy szli szybko odnosiło się tylko do jego ciepłych ciastek w kartoniku. Mimo wszystko, jego propozycja (choć wcale nią nie była) była niesamowicie kusząca i ruszyłam za nim, starając się dorównać kroku.

______________________________
*[org] "I didn't awaken with a sense of purpose anymore.
I awoke and a sad, everyday scene
I'd bitterly dreamed of ...
(I could neither settle in
nor escape that place)
Then evening came, and I thought
this world is like an ocean.
I imagined a watery expanse at dusk,
where a haggard boatman rows
with unsteady hands.
Looking to see if there are any fish or not,
he passes by staring at the surface."
- Jak można się domyślić, znów próbowałam coś przełożyć. Jak się okazało, przekładanie poezji to już zupełnie inny poziom, dlatego chętnie wprowadzę poprawki, jeśli tylko ktoś będzie miał jakiś pomysł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top