I.

"Jeśli ktoś nie popełnia samobójstwa, nie znaczy, że wybrał życie. On tylko nie potrafi się zabić."- Akutagawa Ryunosuke
________________________________

Leżałam plackiem wyłożona na sofie w miejscu, o szarych, niepomalowanych ścianach, uważanym teraz za główny pokój obrad Mafii Portowej. Od kilku dni już tak leżę, jeśli nie tygodni. Właściwie, słaba jestem w czasie, wystarczy że raz zmruże oczy i zwykłe świece zamieniają się w żarówki, a maszyna parowa nie jest już tylko maszyną parową.

Kończąc swoje dziewiętnaste urodziny, podczas nieudanej próby samobójczej, zrozumiałam, że utknełam na tym świecie, choć kolejne próby odejścia nie widziały końca. Z jakiegoś powodu, od tamtej pory, jedyną rzeczą, która się nie zmieniła był mój wygląd. Od paru setek lat wyglądam na dziewiętnastolatke o duszy, która mogła przeżyć samego Jezusa. Mogła - ponieważ nie jest możliwe zapamiętać tyle stuleci, tyle informacji. Im dłużej żyje, tym mniej pamiętam, co czasem jest jedynym ułatwieniem.

Jakoś ponad pół roku temu, znów skończył się mój sen. Możliwość zaśnięcia na kilka lat, to chyba jedyne co sprawia, że jeszcze nie wpadłam w paranoje. Choć może jednak wpadłam. Ciężko jest wyobrazić sobie życie przez taki czas, a co dopiero naprawdę tyle żyć. Najstraszniejsze jest to, że przeżyłam śmierć moich dzieci, wnuków oraz wnuków moich wnuków, co za każdym razem było tak silnym uderzeniem, że traciłam cząstkę swojego umysłu, coraz bardziej doprowadzajac się do wyniszczenia psychicznego. Po jakimś czasie, nie byłam już zdolna patrzeć na kolejne pokolenia, a moje istnienie stało się jeszcze gorsze.

Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk alarmu, wytrącający z przyjemnego leżenia. Zanim podniosłam głowę, pomyślałam, że wystarczy go rozwalić i wracać do mojego braku zajęć. Co prawda zadań miałam aż w nadmiarze, ale kiedy coś wydaje się zbyt upierdliwe - udaje że śpię, a nikt nie próbuje mnie budzić. Nawet osoba, która powinna mnie za to powiesić, jest dla mnie łaskawsza.

Z jakiegoś powodu pomyślałam o młodości i sile, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Całkowitej młodości i sile, która jest aż głupia w teraźniejszym świecie. Która jak głupia sprawilaby, że bym wstała bez żadnego problemu.
I przyszły mi do głowy słowa, przez które chciało się wymiotować. You only live once- wypowiadane w tych czasach przez głupie dzieci wprawiły mnie w zażenowanie i wydałam z siebie dźwięk pełen pogardy.

Kładąc jedną nogę na ziemi, zrozumiałam że nie będzie to takie proste. Wstałam z niemałym trudem i zaplotłam ręce na sobie. Ciągle kręciło mi się w głowie, ale wyszłam. Co prawda krokiem, który zdradzał, że jakiś czas nie miałam styczności z ziemią. Szłam jak galareta.

W wielkiej hali wyglądającej na magazyn, znajdowało się mnóstwo ludzi, których nawet ja nie znałam. Wszyscy kierowali spojrzenia w stronę szerokich schodów, gdzie stały najgrubsze ryby Mafii.
Nie spoglądając na nich dłużej, postanowiłam nie dać się zauważyć, aby także nie wylądować na widoku. Nie chciałam aby po pobudce, wszyscy skupiali na mnie uwagę. Tym bardziej nieznajome mi twarze.
Niestety mój plan pozostania niezauważonym się nie powiódł i zaraz poczułam przeszywający mnie wzrok. Dobrze znałam ten wzrok, prawie zawsze wyglądał w sposób, jakby miał mnie zabić.
Przez chwilę starałam się udawać, że nie zauważyłam tkwiacego we mnie spojrzenia i niby z niczego odwróciłam głowę. Nie minęła chwila i wokół mnie pojawił się czarny cień, który podniósł mnie do góry i stało się to czego chciałam uniknąć. Teraz wszyscy patrzyli na uniesioną mnie w powietrzu z zaciekawieniem przeplatającym się wraz z przerażeniem.
Myślałam, że wściekły Akutagawa rzuci mnie na schody, miejsce obok niego, ale gdy zrealizowałam, że ciągle jestem w powietrzu, skierowałam zła głowę w jego stronę. Co prawda przerabiałam podobne sytuację, więc z przyzwyczajenia, nie byłam tak wściekła jak za pierwszym razem.
Kiedy uzyskał moją uwagę, natychmiast zrobił to czego się spodziewałam.
Przeleciałam jakieś 20 metrów i wylądowałam z promieniującym bólem na schodach czując, że połamałam kilka kości.
Nadal miałam na sobie wzrok chłopaka pełen zażenowania. Można się zastanawiać dlaczego taki młody człowiek, traktuje DUŻO starszą od siebie KOBIETĘ jak śmiecia, jednak jakby nie było, w jakimś stopniu nadal miałam dziewiętnaście lat, a do tego, zdołałam się przyzwyczaić. Mimo, że czasem był bezlitosny, nie miałam mu tego za złe. Jest jedną z niewielu osób, która nie traktuje mnie z przejęciem ze względu na to ile przeżyłam, lecz jako rówieśniczkę, a czasem nawet jak dziecko(?) W każdym bądź razie, dobrze czułam się w jego towarzystwie, które ciągle przynosiło ciekawe sytuację.

- Wstawaj pokrako - powiedział na przywitanie.
Widząc, że nie ma takiego złego (choć i tak do dupy) humoru na jaki wygląda, uśmiechnęłam się, po czym uświadomiłam, że jestem niezłą masochistką.
Zaraz w moją stronę odwróciło się kilka osób, aby skłonić na przywitanie, co przez ból, ledwo byłam w stanie odwzajemnic.
Jako osobę nieśmiertelną, nie można mnie zranić, a jesli już to rany goją się w błyskawicznym tempie, więc brak większej reakcji ze strony pozostałych, nie jest raczej powodem ich obojętności.
Tak przynajmniej chciałam uważać.

- Więc co się dzieje?- zapytałam, pomału podnosząc się na nogi.
Stojący obok Akutagawa, nadal miał nieprzyjazny wyraz twarzy. Uznałam, że pomoc pięknej kobiecie może poprawić mu dzień, lecz nie zdążyłam się go złapać, bo natychmiastowo się odsunął, a ja znów wylądowałam twarzą na betonie. Słysząc huk, chłopak rozejrzał się w moją stronę.
- Wyglądasz okropnie - oznajmił, marszcząc nos.
Myślałam, że wybuchne. Choć nie byłam pewna czy przez złość czy śmiech.
- To jak?- ponagliłam, wyczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie.
- Gdybyś nie przespała ostatniego tygodnia, pewnie byś wiedziała - prychnął, a ja nadal wyglądałam pytająco.- Szansa na złapanie Dostoyevskiego - dodał, mając mnie już dość.
Z tego co pamiętałam, trzy tygodnie temu odbyła się akcja, dzięki której udało się ustalić osobowość człowieka odpowiedzialnego za akcję z Moby Dickiem. Wiadome było jedynie, że za wszystkim stoi organizacja zwana "Szczury w Domu Zmarłych*", na której czele stoi właśnie Dostoyevsky.

Nagle zapanowała cisza, która dopuściła do głosu Moriego- szefa Mafii Portowej.
- Mam nadzieję, że wiecie co macie robić - mówił pośpiesznie. - Pamiętajcie też, że Agencja nie jest wrogiem do odwołania, więc hamujcie się - zakończył wybiegając zadowolony z pomieszczenia.
Zdziwiłam się, że po to wszyscy zostali wezwani, chyba że coś mnie ominęło.
Zaczęłam zastanawiać się, o co chodzi z tą współpracą. To raczej nie było tak nieistotne jak się mogło wydawać. Postanowiłam później zapytać o to kogoś, przez kogo nie zostanę wyrzucona przez okno.

Rozglądając się, zauważyłam, że większość zaczyna już wychodzić, a zostają tylko osoby na schodach.
- Eiko, skarbie tym razem idziesz z nami - powiedział, uśmiechając się po uszy, stojący obok Chuuya.
Podzieliłam jego radość.

W prawdzie, do Mafii Portowej dołączyłam dobre kilka miesięcy temu, tuż po przebudzeniu. Do teraz robiłam mniejsze, indywidualne zadania, aby mogli sprawdzić na co stać nieśmiertelne stworzenie.
Całkowicie to rozumiałam i wykonywałam wszystko na ponad sto procent, dzięki czemu mogę stać tu razem z nimi, choć nadal pod zwierzchnistwem posiadacza Czarnej Bestii.
- Co będę musiała zrobić? - zapytałam zaciekawiona.
Znów poczułam na sobie wzrok rozdrażnienia, ale kiedy Akutagawa zorientował się, że nie mówię do niego, wyszedł z magazynu.
Chuuya złapał mnie pod rękę i pociągnął za sobą, aby po drodze wszystko wytłumaczyć. Może nie rozmawiałam z nim zbyt często, ale zdecydowanie częściej niż z wszystkimi innymi, a przy każdym razie uświadamiam sobie jakim jest super człowiekiem.

Szliśmy korytarzem, dość powolnym tempem, ciągle słuchałam o planie, a właściwie nie jestem pewna czy można nazwać to planem. To co mieliśmy do zrobienia, nie było specjalnie proste, ale nie nadzwyczajnie dopracowane. Im więcej słuchałam, tym większe miałam wątpliwości co to skuteczności. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie mówią mi wszystkiego i na zakończenie ujawnią super tajny plan, dzieki któremu osiągną cel. Jakikolwiek własciwie on jest. Niby chcieli dorwać Fyodora, za jego działania mające zniszczyć całe miasto, ale podejrzewam, że chodzi o coś więcej. Mimo wszysyko nie miałam zamiaru za bardzo się mieszać, tym bardziej, że pierwszy raz pozwolili mi brać udział w akcji wraz z innymi.
Aktualnie najbardziej interesowała mnie współpraca z Agencją Detektywistyczną. Z tego co się orientuję, Mafia i Agencją mają dość trudne relacje, dlatego też mało kto chce i potrafi o tym mówić. Do tej pory średnio interesowała mnie druga strona, więc wiem tyle ile udało mi się przypadkiem usłyszeć.

- Ominęło mnie coś ciekawego jeśli chodzi o Agencję? - zapytałam.
Chuuya odwrócił się z kwaśną miną i wydobywając z siebie krótkie "tsk" rozdrażnienia, zaczął mówić jakby sama myśl o tym dręczyła go po nocach.
- Ponieważ i my, i Agencja ma Dostoyevskiego za przeciwnika, szefowie dogadali się przy ostatnim zorganizowanym spotkaniu o zawieszenie broni oraz współpracę - Mówił, ewidentnie chcąc uciec od tematu.
Wiele mi nie wytłumaczył, właściwie to powiedział to, co było oczywiste.
- Chuya... - powiedziałam chcąc wydobyć coś więcej.
Złapał swój kapelusz i uchylił go lekko w dół, tak że nie widziałam jego twarzy. Mogłam jedynie sobie wyobrazić, że nie czuje się z tym dobrze.
- Ehh... To Agencja poinformowała nas o tym miejscu, i tak samo Agencja tak naprawdę dowodzi misją - mówił cicho.
Właściwie nie zbyt mnie to zdziwiło, a po zachowaniu Nakahary wynika, że powinnam jakoś bardziej zareagować. Westchnęłam, chcąc dać do zrozumienia, że to nic takiego i oparłam rękę o ramiona chłopaka. Co prawda był praktycznie tego samego wzrostu, a w kapeluszu wygladał na prawie wyższego. Wiedziałam jednak, że moje próby wydawania się wyższą, podnosiły go na duchu.
- Właśnie. Agencja poprosiła o pomoc nas.
Chuya podniósł głowę z uśmiechem, ale zaraz coś sobie uświadomił i spojrzał na mnie ciekawsko z uniesioną brwią.
- To nie ty powinnaś tu pocieszać - Powiedział zupełnie innym tonem, niż ten którym posługiwał się przed chwilą. Teraz był pełen pewności siebie i ewidentnie chciał zażartować.
Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie, że udało mi się przywrócić dobry humor towarzysza.

Pogrążeni w rozmowie, już w dość ciepłym klimacie, wylądowaliśmy na dworze, zatrzymując się dopiero pod wieżowcem w którym mieszkam.
- Chyba nie powinienem pytać skąd wziełaś pieniądze na taki apartamentowiec?- powiedział dość szalmancko.
Mieszkałam w jednym z najwyższych i najdroższych budynków Tokohamy, do którego właściwie wprowadziłam się niedawno, gdyż mojego poprzedniego mieszkania, nie można było nazwać mieszkaniem. Oczywiście nie był to mój jedyny dom, jeden miałam również w Stanach i kolejny w Wielkiej Brytanii. Przez tak długie życie, udało mi się trochę uzbierać, dzięki czemu mogłam żyć w luksusach. Można zastanawiać się co taki bogacz robi w mafii, ale to że tu jestem nie ma nic wspólnego z pieniędzmi, jestem tu jedynie dla zabicia czasu i możliwe że zabawy. Dodatkowo, czułam się tu w pewnym stopniu dobrze i nawet zaczęłam przywiązywać.
Po jakimś czasie poznałam się oczywiście na życiu i już nie stawiałam na pieniądze jako priorytet. Mogłabym równie dobrze wylądować pod mostem, aby mieć jakiś cel, choć byłoby to niewygodne.

Po chwili zauważyłam, ze Nakahara patrzy się z zamyśleniem w stronę budynku.
- Chcesz wejść?- zapytałam, uznając, że tak wypada.
Chłopak odchrząknął przykrywając usta i pokręcił głową.
- Niee... Mam coś jeszcze do roboty, ale następnym razem chętnie wpadnę - Odpowiedział z uśmiechem.
Zaraz odwrócił się szybkim ruchem i oddalając pomachał przez ramię.
Odmachałam, nie wiedząc czy zdążył zobaczyć.

Powoli przechodzilam przez wielki, jasny hol, dopóki nie doszłam do windy. Już po sekundzie drzwi się otworzyły, a ja przeżyłam szok. Złapałam się za serce, które już dawno powinno przestać bić. W rogu, opierając się o ścianę, stał Akutagawa. Mało tego, ubrany był w zwykłe ubrania, trzymając na nosie okulary. Zagwizdałam, co raczej mu sie nie spodobało i jego wargi ułożyły się w dość nieprzyjazny sposób. Mimo to jakoś ucieszyłam się i weszłam do windy, opierając się z pewnością siebie.
- Przyszłeś mnie odwiedzić?- uśmiechnęłam się, będąc zainteresowana zaistniałą sytuacją.
- Nie - powiedział chłodno. - Miałem Ci coś powiedzieć o jutrzejszej misji.
Wyglądał jakby coś jeszcze miało wyjść z jego ust, ale prawdopodobnie czekał aż zapytam o tę misję. Jednak przez chwilę stałam, udając że nie wiem o co chodzi. Ściągnął okulary, pod którymi miał niezadowolony wzrok. Chyba zepsułam mu resztę dnia.
- Dobrze, więc co jest takie ważne, że przyszedłeś zmarnować swój czas wolny? - powiedziałam z przekąsem, wiedząc, że Rashomoon nie może mnie teraz zaatakować.
Chłopak chwilę odczekał, po czym otworzył buzię w celu kontynuowania, jednak przeszkodziła nam winda, zatrzymując się na ostatnim piętrze. Wyszłam pewnie na korytarz przed moim mieszkaniem, kiedy zauważyłam, że Akutagawa nie dorównuje mi kroku, tylko siedzi w windzie, nie będąc przekonanym aby ją opuścić.
Uśmiechnęłam się na ten, kolejny nowy dziś widok.
- Miałeś mi coś powiedzieć - Powiedziałam, wskazując gestem aby poszedł za mną.
Chwilę się zawahał, ale musiał uświadomić sobie, jakie to bezsensu i podążył za mną do drzwi wejściowych.
- Nie będę wchodzić - powiedział z determinacją.
Musiał naprawdę czuć się nieswojo. W tym momencie, było widać, że jednak wciąż jest młodym człowiekiem. Ja niestety polubiłam go poznawać, dlatego nie mogłam mu odpuścić.
- Jasne, tylko wtedy nie powiesz mi co jest tak ważnego - mówiłam otwierając drzwi i wskazując ręką aby wszedł.
Tym razem od niego usłyszałam charakterystyczne "tsk". Musiał zrozumieć, że i tak wyjdzie na moim. Ostrożnie wszedł do środka, stając tuż na rogu. Poważnie, ten człowiek jest niesamowity.
Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni, jakby go tam nie było. Chłopak, już coraz bardziej wytrącony z równowagi, podążył za mną, w końcu pewnie siadając przy ladzie, a ja mogłam zacząć robić kawę.
- Musisz jutro być ostrożna - powiedział nagle.
Odwróciłam się do niego zaciekawiona tym co mówi. Ryunosuke zauważył moją minę i kontynuował.
- Nie chodzi mi o twoje życie - mówił zimnym tonem. - Masz nie dać się sprowokować, to przyniesie kłopotów nam wszystkim. Szczególnie przez jedną osobę.
Zrozumiałam, że chłopak mówi o kimś, kto pozostawił w jego życiu ślad i usiadłam poważna na przeciwko, czekając na cokolwiek. Nie byłam pewna, ale podświadomość podpowiadała, że jest to związane z wcześniejszą niechęcią Chuuyi do rozmowy o Agencji. Z tego co jeszcze wcześniej się dowiedziałam, naprawdę był tam ktoś na kogo trzeba uważać. Osoba, której imię jest na czarnej liście każdego w Mafii.

- Co ten ktoś zrobił?- zapytałam, czując się coraz mniej doinformowana.
Widać było, że towarzysz nie ma ochoty kontynuować, jednak w porównaniu do rudowłosego, wyglądał jakby miał mówić o śmierci matki, którą kochał i nienawidził jednocześnie.
- Jest to chory maniak, jak i były kierownik Mafii, więc wie o nas wszystko. Jest nieprzewidywalny, a jego nienormalne plany są idealnie dopracowane - mówił zły, ale jednocześnie pełen szacunku.
Za każdym razem kiedy wspominali tę osobę, czułam potrzebę aby dowiedzieć się więcej, jednak ta potrzeba była jedynie impulsem spowodowanym pewną pustką w moim życiu i zaraz wracałam do niczego. Teraz zaciekawienie było jeszcze większe. Może dlatego, że byłam bezpośrednio w temacie, a nie słuchałam jednym uchem.
Chciałam go poznać, co właściwie było oczywiste, nawet jeśli ani Nakahara ani Ryunosuke tego nie podzielą.

Musiałam naprawdę wyglądać jakbym usłyszała coś wspaniałego, bo zaraz chłopak zmarszczył nos.
- Unikaj go - powiedział groźnie.
Nie zrozumiałam do końca jego intencji. Powinien wiedzieć, że nie tak łatwo mnie sprowokować.
Na moje szczęście usłyszałam gotującą się wodę. Gdyby nie to, nie wiedziałabym jak odpowiedzieć, aby jeszcze bardziej nie zdenerwować chłopaka.

Zaczęłam zalewać kawę, kiedy usłyszałam odsuwający się stołek.
- Ja będę już szedł - mówił głosem, w którym dało wyczuć się rozgniewanie.
Popatrzyłam na niego w lekkim szoku. Myślałam, ze coś sobie ubzdurałam, ale naprawde wyglądał jakby przypomniał sobie coś bolącego, choć starał się to ukryć. Uznałam, że już dziś nie będę go męczyć moimi zachciankami.
Odprowadziłam chłopaka do drzwi i kiedy podchodził do windy, poczułam że muszę coś powiedzieć. Przeze mnie, przypominał sobie o przeszłości, co było i moim słabym punktem. Wolałam aby był na mnie wściekły, ale w tym momencie, zdenerwowanie go nie było dobrym pomysłem.
- Akutagawa! - krzyknęłam za nim.- Wiem, że nie da się niektórych rzeczy zapomnieć, ale można spróbować je zrozumieć - mówiłam, nie będąc pewna, czy sama w to wierzę.
Przypatrywałam się reakcji chłopaka. Ten jedynie drgnął, zatrzymując się i zaraz znów ruszając przed siebie. Zniknął, kiedy drzwi windy się zamknęły.

Wracając, usiadłam na chwilę popijając w ciszy kawę. Myśli zaprzątały wydarzenia, które ominęły mnie podczas snu. Możliwe, że działo się coś, czego nigdy nie doświadczyłam, rzeczy których nie widziałam, choć możliwe też, że kiedyś miały miejsce. Jak wiadomo historia lubi się powtarzać, a ja nie za bardzo lubię przechodzić przez coś jeszcze raz.

Kiedy się oporządziłam, położyłam sie w wielkim, pustym pokoju, robiącym za moją sypialnie i próbowałam zasnąć. O świcie zaczyna się nasza misja, więc mimo że ostatnio spałam na zapas, jeszcze trochę snu na przyspieszenie czasu nie zaszkodzi.
Zamykając oczy, w mojej głowie tworzyły się wizję byłego szefa Mafii. Szybko się podniosłam, opierając na rękach. Nie dam rady zasnąć. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dość wczesną godzinę i uznałam, że nikt się nie obrazi, jeśli teraz do niego zadzwonię.
Wyciągając telefon spod poduszki, wybrałam numer kontaktowy do Chuuyi, który bardzo możliwe, że jest teraz w stanie nietrzeźwości. Uznałam, że tak nawet lepiej. Nie będzie zbytnio się hamował przy odpowiadaniu na moje pytania.
Po trzech sygnałach, usłyszałam hałas po drugiej stronie słuchawki, sugerujący, że moja teoria się sprawdziła i rudowłosy poszedł do baru.
- Chuuya! - wykrzyczałam zadowolona, próbując jednocześnie przebić się przez rozmowy po drugiej stronie słuchawki.
- Eiko, słońce to ty? - mówił, uradowany bardziej niż zwykle.
- Tak tak. Dzwonię bo coś nie daje mi spokoju.
Z słuchawki usłyszałam pytające "Hm", brzmiące dość zachęcająco i mówiące, że mężczyzna jest w świetnym humorze.
Popatrzyłam w ciemność przed siebie, próbując przeanalizować jak zacząć rozmowę, aby nie pytać bezpośrednio.
- Jeśli chodzi o jutrzejszą misję... - mówiłam przeciągając.- Akutagawa mówił, że powinnam uważać, aby nie dać się sprowokować...
Nie mogąc znaleźć lepszego sposobu na uzyskanie odpowiedzi, postanowiłam wykorzystać fakt, że Nakahara jest jeszcze bardziej rozmowny, kiedy skosztuje alkoholu. Miałam jedynie nadzieję, że sam zacznie paplać.
Nagle usłyszałam dość głośne "Aaa", które zdradziło, że właśnie zrozumiał co powiedziałam.
- Pewnie chodziło o Dazaia - mówił ciągle uradowany. - Nigdy nie wiadomo kiedy coś kombinuje, ani co nim kieruje. Jest wręcz geniuszem, który potrafi Cię wykorzystać, a ty nie zdasz sobie z tego nawet sprawy - z każdym słowem jego głos był coraz bardziej zirytowamy. - Jest też największym maniakiem samobójstw, którego jednak nie tak łatwo zabić - zakończył, nie wydając z siebie żadnego głosu, jakby myślał o czymś, czym nie chciał się podzielić.
Na chwilę się zawiesiłam. Już zdążyłam zauważyć, że jest niezwykle szanowaną osobą, kimś raczej inteligentnym, więc nie czułam abym dowiedziała się czegoś więcej. Mimo braku, wiekszych konkretów, chłopak wydawał się być naprawdę intrygujący(?)

- Eiko...- zaczął mój rozmówca, przerywając ciszę - Jego moc pozwala neutralizować efekty, wszystkich innych zdolności - powiedział, nagle poważnym tonem.
Poczułam się dziwnie. Nowe uczucie, którego nie było mi dane nazwać, przechodziło przeze mnie. Byłam całkowicie zmieszana. Jest możliwość, że moja nieśmiertelność, jest tym samym co moce wszystkich uzdolnionych. Choć tak naprawdę w to nie wierzyłam, zaczęłam mieć nadzieję.
Zauważając, że w szoku opuściłam telefon, przybliżyłam go znów do ucha i niepewnie pożegnałam się, dziękując za wszystko.
Teraz zaśnięcie było jeszcze bardziej niemożliwe. Co prawda wiedziałam, że pierwsze osoby uzdolnione pojawiły się nie tak dawno temu, w przeciwieństwie do tego, kiedy się urodziłam. W tym momencie, mogłam jedynie modlić się aby i to kim jestem, było spowodowane uzdolnieniami.

Po kolejnej próbie zaśnięcia, dałam sobie spokój. Postanowiłam spędzić noc na szukaniu informacji o osobach, z którymi miałam współpracować.
Spodziewałam się, że nie znajdę wiele, ale naprawdę internet nic nie mówił o Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Starałam wpisywać jak najjasniejsze hasła w wyszukiwarkę, ale jedyne co się wyswietlało, to oficjalna strona Agencji, na której była jedynie dość słaba reklama i numer telefonu (który w razie czego postanowiłam zapisać) oraz sklep ze słodyczami.
Nie dając za wygraną, postanowiłam nawet poszukać informacji w różnych językach, których nauczyłam się w życiu. Pokazywało się jeszcze mniej stron, które miały z Agencją coś wspólnego, a więcej totalnych bzdur. Znów się przeliczyłam, lecz mimo to czytałam wszystko, dopóki moje oczy same się nie zamknęły i skończyłam w swoim koszmarze.

***
Mogło się wydawać, że mija zwykły wieczór, jednak tak naprawdę Londyn zatopił się w całkowitej ciemności. Jedynie ciemnowłosa, młoda dziewczyna odczuwała, że coś jest nie tak. Wiedziała, że zaraz stanie się coś złego. Jednak najbardziej przerażała ją bezradność. Nie martwiła się o siebie, była pewna że nic jej się nie stanie. Bała się o swoich bliskich. Choć nic na to nie wskazywało, miała trójkę dzieci, gdzie najstarsze wyglądało na jej rówieśnika. Musiała ich ukryć.

-Nie zostawię Cię.- Szeptał starszy mężczyzna tuż przy uchu wystraszonej dziewczyny.
Ciemnowłosa, choć łzy przed strachem, że więcej nie zobaczy swojej rodziny, spływały strumieniem po jej policzku, musiała zmusić ich do wyjścia. Tylko tyle mogła zrobić. Musiała to zrobić.
Dusząc się własnym płaczem, wtuliła dzieci, nie mogąc ich puścić dopóki siwiejący mężczyzna nie zabrał ich i złożył najbardziej namiętny pocałunek na jej ustach. Dziewczyna zastygając, zrozumiała, że to ostatni. Ostatni pocałunek z osobą, którą kochała ponad życie.

Nagle wszystko działo się tak szybko. Jej rodzina opuściła mieszkanie, a zaraz po tym rozniósł się huk. Do środka został wrzucony ogień, rozprzestrzeniający się w błyskawicznym tempie. Czterech zakrytych mężczyzn weszło do mieszkania i widząc jeszcze oddychającą brunetkę wycelowali w nią bronią. Dla pewności, lub własnej satysfakcji strzelili po kilka razy. Dopóki nie uznali jej za więcej niż martwą.

Ogień był wszędzie, budynek zaczął upadać, a w środku nadal była dziewczyna. Oddychała, chociaż nie chciała. Nie chciała sprowadzać na innych bólu i pragnęła zasnąć na zawsze. Wiedziała jednak, że to niemożliwe i musiała się stamtąd wydostać. Bo mimo wszystko, najbardziej pragnęła zobaczyć jeszcze tych, których kochała.
Ból przeszywał miejsca w które została postrzelona. Kul, co prawda w środku już nie było, ale proces leczenia wydawał się gorszy niż same postrzały. Ledwo idąc, omal nie została zgnieciona przez zapadający się na nią dach. Z niemałym trudem wydostała się, upadając z wycieńczenia zaraz po wyjściu. Mimo, że wszystko bolało jeszcze bardziej niż po postrzałach, ulżyło jej. Niestety nie na długo. Próbując się doczołgać do miejsca, w którym miałaby możliwość na wyleczenie, zobaczyła coś, co jeszcze bardziej zniszczyło jej życie. Na ziemi, jakby nigdy nic, leżały ciała. Raz spojrzała i to jej zupełnie wystarczyło. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że to jedynie halucynacje. Spogojrzala ponownie, modląc się, aby nie zobaczyć tym razem żadnych ciał. Jej płacz był teraz najstraszniejszym dźwiękiem jaki można usłyszeć. Na ziemi naprawdę leżał jej mąż i dziecko. Podeszła bliżej, przyciągając do siebie ciała. Mimo braku panowania nad swoimi ruchami, wtuliła ich do siebie delikatnie, mając nadzieję, że zaraz otworzą oczy.

Nic nigdy nie sprawiło dziewczynie takiego bólu. Siedziała przy ciałach całą noc, jednak musiała ich znów zostawić zanim ktoś się pojawi. Trud z jakim opuszczała martwe ciała ukochanych był straszliwy. Czołgała się, uderzała całym ciałem o wszystko, można pomyśleć, że w furii probowała się zabić. Mimo coraz większego krwawienia, ciągle sprawiała sobie ból fizyczny, który jednak nie chciał dorównać temu psychicznemu. Dźwięk poranka ostatecznie zmusił ją do ucieczki.

Biegnąc przed siebie myślała już tylko o dzieciach, których ciał nie znalazła. Pragnęła aby im się udało. Były jej jedynym światełkiem. To dzięki nim dalej uciekała. Gdyby nie szansa, że żyją, prawdopodobnie oddałaby się w ręce ludzi, chcących torturować ją w nieskończoność. Przypomniała sobie sytuację, w której doświadczyła tych tortur. Jej mąż ją uratował, a teraz przez nią został zabity. Znów zalała się łzami, choć niewiadomo skąd wciąż miała na to siłę.

Po kilku dniach i nocach, idąc ciągle przed siebie i chowając się w cieniu, doszła do portu. Uważając aby nie zostać zauważoną, dostała się na jeden ze statków, który nie miała pojęcia dokąd wyrusza. Aby znaleźć kiedyś swoje dzieci, musiała stąd teraz uciekać, zacząć nowe życie, nieważne gdzie.

Podczas gdy siedziała schowana w magazynku statku, po raz ostatni dała łzom spłynąć. Wiedziała, że przy niej, życie może być trudne. Jednak zachowała się egoistycznie i pokochała człowieka, ludzi którzy teraz przez nią byli martwi.
Obiecała sobie nigdy nie popełnić tego samego błędu i trzymać emocje na wodzy. Nigdy do nikogo się nie przywiązać. Uważała, że tylko tak może uniknąć cierpienia tych, na których jej zależy.

Rozbrzmiał huk.

***
Zerwałam się błyskawicznie od laptopa, na którym zasnełam. Czułam, że klawisze zostawiły ślad na moim policzku, a ja za to przemoczyłam go łzami, które właściwie nadal spływały.
Znów się zerwałam. Usłyszałam dobijanie, to samo co w śnie. Spojrzałam szybko na zegarek, który pokazywał, że spóźniłam się dziesięć minut na zbiórkę przy porcie.
Jestem martwa.
W biegu zaczęłam się przebierać i poszłam przemyć twarz, czemu ciągle towarzyszyły wrzaski za drzwiami. Biegnąc otworzyłam drzwi i zastałam w nich niesamowicie wściekłego Akutagawe. Nie pamiętam kiedy go takiego widziałam.
Byłam już pewna, że tak łatwo mi się to nie upiecze.
- Czy za mało Ci snu do jasnej cholery! Nic nie potrafisz zrobić dobrze!? - wydzierał się na cały apartamentowiec.
Złapałam się za głowę, w której ciągle kręciło się od nagłego zerwania z łóżka i łez. Chwyciłam go za rękę i wciągnęłam do środka, aby nie zbudzić tych, którzy jeszcze mają okazję spać.
Stał teraz w progu, mając tę samą minę, która tak często gościła na jego twarzy. Szczerze nie rozumiałam aż takiej wściekłości, choć próbowałam udawać przed samą sobą, że jest inaczej.
- Zmarszczek dostaniesz - Powiedziałam w końcu, nie mogąc się powstrzymać.
Nie będąc dokładnie pewna w którym momencie, Rashomoon przeszedł mnie na wylot, przybijając dopiero na ścianie po drugiej stronie mieszkania. Na pewno tego było mi potrzeba na przebudzenie.
Spływająca po ścianach krew dotarła zaraz na podłogę. Uśmiechnęłam się boleśnie, uznając że to naprawdę coś śmiesznego.
Tyle razy widziałam swoją krew, tyle razy powinnam się wykrwawić, jednak nadal żyje.
Zaraz Akutagawa znalazł się tuż naprzeciw mojej twarzy. Nie zdążyłam się obejrzeć i jego mina nie była już tą samą co przed sekundą, a jego wzrok nie chciał mnie zagryźć. Wyglądał jakby próbował coś przeanalizować.
- Nie wiedziałem, że potwory płaczą - powiedział, siląc się na wrogi ton.
Przez chwilę zastanowiłam się o czym mówi, jednak przypomniałam sobie o łzach, które zostawiły po sobie ślad.
- Czyli nigdy nie płakałeś?
Nagle puścił mnie odwracając się do tyłu, a ja stoczyłam się na ziemię.
- Słabi płaczą - Oznajmił, uchylając lekko głowę do tyłu.
- Chyba byłam silna zbyt długo - mówiłam, z tym samym bolesnym uśmiechem, aczkolwiek bardziej do siebie.
Chłopak już się nie odezwał i zaczął iść w stronę drzwi. Uznałam to za miły gest, wiedząc, że zaczął nad tym rozmyślać.
Jednak był też dobrym człowiekiem, choć starał się zakryć swoje dobre czyny tymi złymi. Nie można było zobaczyć Akutagawy jako wyłącznie dobrego, i choć wydawać się mogło, że często jest całkowicie zły, tak naprawdę był ciągłą mieszanką. Taką jak przeważnie jest człowiek.

Podniosłam się i nie czując tak mocnego bólu, wybiegłam za chłopakiem zatrzaskując drzwi. Już się przeraziłam, że pojechał windą beze mnie, ale zauważyłam go otwierającego okno.
- Tak będzie szybciej - burknął jedynie.
Popatrzyłam na niego nie dowierzając. Musiał aż tak chcieć wyjść z mojego mieszkania, że nie pomyślał o balkonie.
- Akutagawa jesteś jak niemowlę - mówiłam podchodząc do niego.
Tym razem jego wzrok pokazywał szok, czego się nie spodziewałam. Raczej byłam gotowa umierać od jego pogardliwej miny. Musiał sam to przemyśleć, bo zaraz jednak jego zwyczajowe zażenowanie wróciło na miejsce.
Kiedy otworzył okno, rzucił coś o braku czasu, i abym się trzymała. Uniósł mnie. Nie zrobił tego w sposób, w który zwykle nabawiałam się ran. Nawet nie Czarną Bestią. Złapał mnie za talię zbyt lekko, dając tym do zrozumienia, że to ja powinnam się trzymać. Uśmiechnęłam się na co ściągnął jedynie brwi.

Wyskakując przez okno, miałam zamknięte oczy. Wiedząc, że spadamy, mocniej oplotłam ręce wokół jego szyi i zdałam sobie sprawę, że używa bardzo przyjemnej wody toaletowej. Z jakiegoś powodu wydawało się to nie w jego stylu, a jednocześnie jak najbardziej pasowało.
Nagle polecieliysmy do góry, jakby odbijając się w powietrzu co sprawiło, że otworzyłam oczy. Rashomoon podrzucał nas po budynkach jak wielki pająk. Było to w ekscytujący sposób dziwne. Skojarzyło mi się z wesołym miasteczkiem,
ale przebywająca we mnie babcia uznała, że z jakiegoś powodu jest to niedozwolone emocjonalnie. Bo przecież, w prawie nie ma konkretnego zakazu o skakaniu po wieżowcach Czarną Bestią. Chociaz będąc w mafii nie powinnam przejmować się takimi rzeczami.

Lądując na coraz niższych budynkach, można było poznać, że zbliżamy się na miejsce, w którym powinnam stać już od 20 minut. Kiedy przed nami pojawiły się odległe wody i port, próbowałam znaleźć tłum, bądź łódź, którą mielibyśmy się dostać na miejsce. Mój wzrok wychwycił jedynie niewielką łódkę, która wypłynęła jakiś czas temu.
- Akutagawa... - chciałam o to zapytać, lecz poczułam, że to nie jest dobry pomysł.
Jego wyraz twarzy zaczął przypominać ten z wczoraj, kiedy mówiliśmy o byłym kierowniku mafii, tyle że teraz wyglądał na dodatkowo niechętnego.
Nie kazał mi długo czekać, ani rozmyślać czy mogę zapytać, i sam zaczął mówić.
- Wszystko jest planem Dazaia - powiedział, wymawiając imię detektywa niepewnym tonem.

_____________________________
*[org] Rats in the House of the Dead

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top