13. Trening
Od rana byłam pełna energii, zwłaszcza, że mama dalej czuła się dobrze. Oprócz tego, dziś miał się odbyć mój trening z Sylwestrem, któremu przyklasnął ojciec. Tacie bardzo zależało, żeby wprowadzić swojego asystenta w tajniki bycia odpowiednim i doskonałym panem na włościach. Dlatego wydzielił czas na nasze lekcje tańca, które miała nadzorować również moja nauczycielka tańca... była nauczycielka. W dodatku była dość podniecona faktem, że może znów pilnować moich kroków.
Albo też tym, że nie wybieram się znów na trening u rycerzy (samoobrony), czy popływać do jeziora niedaleko naszej posiadłości. Jej zdaniem marnowałam się mając tak doskonałe umiejętności taneczne. Owszem mogłam mieć talent, niemniej daleko mi było do chęci wykorzystania go w jakikolwiek sposób. Albo inaczej, lubiłam tańczyć, jednak te wszystkie układy taneczne były sztywne. A przynajmniej w większości przypadkach, dlatego mnie nudziły. Nawet gdybym miała wymyślać kroki, to Sylwester (który raz mnie na tym przyłapał) nazywał je zbyt „wyzwolonymi" i „swobodnymi". Mimo to jako dziecko lubił mi się przyglądać, po czym ze mnie kpił, mówiąc że nie mogłabym czegoś takiego zrobić na sali balowej. Co było słuszną uwagą, kończącą moje zainteresowanie w tańcu. Bo skoro nie mogłam nikomu tego zaprezentować, to czym się tu chwalić i po co wymyślać, trenować, czy powtarzać?
Przebrana w lekką, zwiewną, białą, koronkową sukienkę na ramiączkach, czekałam na Sylwestra. Było to pomieszczenie muzyczno-taneczne, dlatego było większe, by pomieścić odpowiednio duży parkiet.
Razem ze mną była tu średniego wieku, chuda kobieta. Uśmiechała się ona do mnie ciepło, raz za razem sprawdzając, czy jej kok był tak samo idealny, jak jeszcze chwilę wcześniej. Pani Violetta zawsze tak miała, nawet podczas swojej młodości, czuła że musi wyglądać nienagannie. Wydawało się, że jest to silniejsze od niej, mimo to była wspaniałą kobietą, która chwaliła za najdrobniejsze rzeczy, gdy widziała, że komuś nie szło. Właśnie dlatego tak bardzo ją uwielbialiśmy. Zwłaszcza Artur, któremu – jako dziecko – nie szło w tańcu.
- Panicz Martin się spóźnia – rzuciła marszcząc czoło.
Była jedna jedyna rzecz, której nie lubiła pani Violetta – spóźnialstwa. Jeśli spóźniło się chociaż raz, znajdowało się na jej czarnej liście do momentu poprawienia swoich umiejętności. Nie miała przy tym litości, chyba że powodem spóźnienia była jakaś istotna sprawa. Ale spójrzmy prawdzie w oczy – istnieje mało, naprawdę istotnych rzeczy, wobec czego tak szybko nie wychodziło się z czarnej listy.
Nagle drzwi sali otworzyły się, a do środka wleciał Sylwester. Dyszał, jakby biegł tu ile sił w nogach. W dodatku miał taką minę, jak gdyby... jak gdyby...
Spotkał Hester.
Tylko ona mogłaby sprawić, że na twarzy Sylwestra pojawiał się tak wyraźny gniew. Czyli dalej była wściekła za to, że wygadałam wszystkim o jej spontanicznych zaręczynach. Oczywiście nic z tym nie mogłaby zrobić, niemniej to wcale nie zmniejszało jej wściekłości, ale przynajmniej jedna dobra rzecz z tego wyszła. Mama była zachwycona i od razu zrobiło jej się lepiej. To był powód, dla którego Hester mnie nie dopadła.
- Przepraszam... za... spóźnienie – wydyszał, pochylając się dla uspokojenia oddechu.
- Paniczu Martin, to było karygodne – ofukała go pani Violetta. – Jak możesz sobie pozwolić na to, by kobiety na ciebie czekały? Dżentelmen zawsze jest pierwszy, o czasie, aby odpowiednio wspomóc...
- Właśnie, dżentelmen.
- Ha! Panicz nigdy się nie poprawi! – jęknęła chwytając się za czoło.
Sylwester wyszczerzył się, zaraz potem spoglądając na mnie niczym uradowane dziecko. Najpewniej czekał na pochwałę, bo dokonał niemalże niemożliwego – zezłościł panią Violettę. Jednak w odpowiedzi jedynie przewróciłam oczami. Nie było czasu na takie zabawy, ponieważ Sylwester nie opanował nawet podstawowych kroków. Jeśli to zobaczy nasza nauczycielka, załamie ręce, przerażona faktem, że dziewiętnastoletni, młody mężczyzna nie potrafi tak prostych rzeczy.
Ale to nie ona będzie z nim tańczyć...
- Zacznijmy od podstawowego walca – pani Violetta zaklaskała w dłonie. – Chcę zobaczyć twoje umiejętności, chłopcze. No ustawcie się, będę liczyć kroki.
- Tak bez muzyki? – spytał Sylwester.
- Oczywiście, że tak – burknęła.
Ustawiliśmy się, przy czym pani Violetta zacmokała, poprawiając posturę Sylwestra. Jej niezadowolenie jedynie wzrastało przez tak widoczne błędy ze strony ucznia. To z kolei szło na niekorzyść Sylwestra.
- Zaczynajmy! I raz, dwa, trzy...
Sylwester wykonał pierwszy, o dziwo, prawidłowy krok, skupiając się na tym, co robił. Początkowo szło mu całkiem dobrze, przynajmniej dopóki nie przestał uważać i zaczął popełniać błędy. To jedynie rozwścieczyło nauczycielkę, która krótkim patyczkiem, stukała w mężczyznę. Sylwester sycząc, natychmiast starał się wykonywać poprawne ruchy, ale przez to szło mu tylko gorzej.
Zagryzłam wargi, byleby się nie roześmiać, gdy pani Violetta stwierdziła, że już zna poziom umiejętności tanecznych Sylwestra. Zresztą nie było tak trudno zgadnąć co tak naprawdę potrafi. Oprócz tego na pewno wiedziała, że unikał tańczenia, ile się dało i teraz mogła się przekonać z jakiego powodu tak się działo.
- Koszmarne – jęknęła kobieta, stukając Sylwestra w nogę. – Zmieńmy taktykę. Moja kochana panno Madeleine, ty przejmij prowadzenie. Panicz się skupi i podąża za partnerką.
- Zawsze jest tak wymagająca? – spytał cicho Sylwester, ze wzrokiem skierowanym na nasze nogi. Wytrwale starał się podążać za mną marszcząc przy tym usta. – Nie podoba mi się to. Au! – rzucił wściekłe spojrzenie jasnozielonych oczu ku nauczycielce, która z satysfakcją wychwytywała błędne ruchy nóg.
- Wpadłeś na jej czarną listę – wyszeptałam, zręcznie prowadząc. Lekcje tańca z Arturem i bliźniętami się opłaciły. – Teraz ci tak łatwo nie odpuści. Następnym razem musisz przychodzić na czas.
- Ale to wina Hester!
- To niczego nie zmienia – mruknęłam obracając nas w tańcu. – Jeśli powiesz to na głos, będziesz w większych tarapatach, bo Hester to jedna z jej najlepszych uczennic.
- A ile ich jest?
- Dwie. Druga jest przed tobą – powiedziałam z dumą, kończąc układ.
- Jeszcze raz. Dodaj przy tym ruchy z...
Lekcja płynęła dość szybko, poniekąd trudno, ale przynajmniej przynosiła rezultaty. Nawet pani Violetta mniej razy uderzała w stopy i ramiona Sylwestra, licząc wytrwale kroki. Zdawała się pod wrażeniem tego, że mężczyzna łapał rytm coraz lepiej, przy czym, widać było, że trochę ją to smuci. Widocznie dalej pragnęła, by cierpiał pod jej ręką.
Po mozolnej godzinie, nareszcie mieliśmy chwilę przerwy. Podczas niej mogłam ściągnąć nareszcie baleriny i pozwolić stopom odpocząć. Na nieszczęście mogliśmy siąść jedynie na podłodze, choć nie było to takie złe. Na razie nie było jeszcze zimy, wobec czego podłoga była dość ciepła.
Oparłam plecy o ścianę, popijając sok przyniesiony przez Barb. Pokojówka zdawała się zalatana, gdyż zaraz po przyniesieniu nam soków i dzbanka, poleciała na korytarz. Nie wyglądała przy tym na zaniepokojoną, wobec czego musiało chodzić o przyjęcie zaręczynowe Hester. Mama bardzo chciała je wyprawić, pomagając w tym starszej córce. Wydawała się przy tym ją tego uczyć, co było podejrzane. Hester mogła się tego nauczyć dużo później, na przykład gdy już urodzi dziecko, a nie teraz kiedy tak naprawdę nic nie było pewne. Niemniej jeśli to sprawiało radość mamie, nie zamierzałam niczego mówić.
- Ach! – obejrzałam się gwałtownie w bok ku Sylwestrowi, który siedział przy mnie z głową opartą o ścianę. Uniósł leniwe spojrzenie ku mnie. – Zapomniałabym ci podziękować – chwyciłam Sylwestra za rękę z uśmiechem na twarzy. – Twoja rada podziałała! Po tym, co... mi powiedziałeś i co wykorzystałam, książę wycofał mnie z kandydatek na jego żonę.
- Naprawdę?
- Tak! – zawołałam z podekscytowaniem. Tym razem nie wzdrygnęłam się dostrzegając jego wilczy uśmiech. – To było tak niesamowite! Mogę wreszcie spokojnie odetchnąć.
- Byłaś wstanie to powiedzieć? – spytał, jakby jedynie to się dla niego liczyło. – Że mnie kochasz?
Pośpiesznie rozejrzałam się po pomieszczeniu, na szczęście wyglądało na to, że pani Violetta wyszła do toalety. Dzięki temu nikt nie usłyszał jego zawstydzających słów.
- Tak – przytaknęłam oblizując wagi. – Chociaż nie było łatwo. Ważne, jednak jest to, że się udało i to bez wywoływania skandalu – zmrużyłam nagle brwi. – Właściwie to jak zamierzałeś go wywołać?
- A jak myślisz? – spytał ponownie przymykając oczy i rozkładając nogi.
- Hm, kiedy pytałam dziewczyn, myślałam raczej o kilku tańcach na balu. Albo przytuleniu się, czy pozwolenia, by ktoś znalazł nas samych w jakimś ustronnym miejscu – puściłam dłoń Sylwestra, pochylając się i stukając palcem w usta. Nie podobał mi się pewny siebie uśmiech mężczyzny oraz to, że chwycił mnie za materiał sukienki, bawiąc się nim. – Albo całus?
- Mówisz to, bo nie jesteś wstanie wydukać tego, co przychodzi ci do głowy? – parsknął obracając twarz w moją stronę. W jego zielonych oczach pojawiło się podejrzane światło. – Całus nic nie da. W niektórych częściach królestwa jest sposobem przywitania się, więc musiałby być to namiętny pocałunek. O tym myślałem i...
- I? – spytałam z napięciem, mając złe przeczucia. Zmrużyłam podejrzliwie oczy. – Co jeszcze?
- Największy skandal pojawiłby się, gdybyś zaszła w ciążę, albo zostało okryte, że spędziłaś z kimś noc.
- Sylwester!
- No co? W ten sposób miałbym pewność, że żadna księżniczka nie rzuci się w moją stronę. Zresztą to było tylko w procesie rozważania! To nie tak, że bym się na ciebie rzucił!
Zakryłam ramionami klatkę piersiową, odsuwając się odrobinę od Sylwestra. Przy tym czułam, że moje policzki zaczynają się czerwienić, ale nie ze złości, a z zawstydzenia.
Poważnie zaczynałam rozważać to, co powiedział.
- Z-z logicznego punktu widzenia, to bardzo dobry pomysł – rzuciłam, odwracając wzrok, gdy zauważyłam na policzkach Sylwestra wypieki.
- Prawda?
- Tak.
Zapadła krępująca cisza, która jedynie się pogłębiała przez to, że żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Tym bardziej, że zaczynałam się poważanie zastanawiać nad tym skandalem. Bettina i Helen uznały (po wcześniejszym przedyskutowaniu tego z nimi), że miałam wspaniałego przyjaciela. W końcu Sylwester był wstanie tak bardzo się poświęcić. Jakże by się rozczarowały wiedząc, że on robił to również dla siebie, aby uciec przed żeniaczką z rodziną królewską.
Zerknęłam na Sylwestra, który wyglądał dziwnie atrakcyjnie. Było to tak niespodziewane, że musiałam zamrugać, by przekonać się, że oczy mnie nie myliły. Sylwester był przystojny, zwłaszcza z tym umięśnionym ciałem i rumieńcami na policzkach. Zdawał się uroczy...
Potrząsnęłam głową, budząc się z amoku.
Jaki uroczy?!
Chrząknęłam, próbując dojść do siebie i odpędzić te przedziwne myśli z głowy. Wolałam skupić się na tym, co było naprawdę istotne. Czyli tym, że skandal nie był już konieczny.
- Podziwiam twoje poświęcenie – rzuciłam, następnie pośpiesznie zmieniając temat. – Co do życzenia... Po wygranym zakładzie, chciałabym... Obiecaj mi, że weźmiesz mnie nad morze.
- Co? – zdziwił się Sylwester, świdrując mnie wzrokiem.
- Chciałabym, żebyś zabrał mnie nad morze. Sama nie mogę się tam udać, a w tej chwili nikt nie jest wstanie mi towarzyszyć. Ale jeśli ze mną pojedziesz to nikt się temu nie sprzeciwi.
- Tylko tyle?
- Tak.
- Jak chcesz.
Ponownie zapanowało milczenie. W korytarzu słyszałam głos pani Violetty, która najpewniej rozmawiała ze służbą, albo też obgadywała tragiczne umiejętności Sylwestra. Coś mi mówiło, że musiało chodzić o to drugie, ponieważ to było wpisane w jej charakter, gdy ktoś zalazł jej za skórę.
Napiłam się pośpiesznie soku.
- Hej, Mad... - Sylwester się zawahał, nim kontynuował cicho. – To nigdy nie byłoby...
- Kochani! – pani Violetta weszła z powrotem do sali, przerywając Sylwestrowi wpół słowa. Przez to nie wiedziałam na kogo spojrzeć. Chciałabym wysłuchać mężczyznę, jednak to oznaczałoby zlekceważenie nauczycielki. – Koniec przerwy! Czas wracać do nauki, w końcu nie mamy dużo czasu!
Obydwoje, zgodnie wstaliśmy i wyprostowaliśmy plecy, sztywno przyjmując odpowiednią pozycję. Prawdopodobnie było to spowodowane tym godzinnym szkoleniem pod okiem wymagającej kobiety. Widać była dużo bardziej straszna i powili zaczynaliśmy się jej bać bardziej, niż jakiegoś starego nauczyciela. Nawet Sylwester się najeżył, gotowy wykonać każde polecenie, byleby wreszcie mógł odsapnąć. Na pewno nie spodziewał się czegoś takiego po zwykłej nauczycielce tańca.
- Powtarzamy walc i pokazujecie mi go w pełniej krasie. Następnie wykonacie najtrudniejszą część – tańczycie z muzyką w tle. Wtedy też to panicz Sylwester prowadzi. Chcę zobaczyć co takiego zdążyłeś się nauczyć, paniczu.
Tu idealnie byłoby gdyby, kobieta zaczęła się w tym momencie śmiać, takim przerażającym śmiechem. Wtedy na pewno odniosłaby podobnie przerażający efekt.
- Zaczynajmy.
- Tak jest! – krzyknęliśmy zgodnie, ustawiając się w idealnej pozie.
- Ona jest tyranem – jęknął Sylwester, wyraźnie żałując udania się na lekcje.
- To jeszcze nic. Pamiętaj, że wpadłeś na jej czarną listę, idioto.
- Nie nazywaj mnie tak.
Podenerwowany, spiął mięśnie nie mogąc uwierzyć, że jest tu gorzej od tych jego treningów. Dlatego nie widział, że pani Violetta cieszy się z poczynionych przez jej uczniów, postępów.
- A! – Sylwester pochylił się do mojego ucha. – Ja się wcale nie poświęcam, Mad. Nigdy nie robię tego na co nie mam ochoty.
Zmarszczyłam brwi nie bardzo wiedząc co miało to znaczyć i, do którego fragmentu rozmowy miałoby się to odnosić. Niemniej czułam, że jest to dla niego bardzo istotne. To bym zrozumiała.
Pochyliłam głowę, ukrywając uśmiech.
Czułam, że staliśmy się dużo bliżsi i aż czekałam, aby odkryć do czego mogłoby to doprowadzić.
Chociaż może nie powinnam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top