11. Zwykłe popołudnie

Uwielbiałam popołudnia, gdy piłyśmy herbatę wspólnie całą, naszą damską rodziną Hughes. Było to coś odprężającego, zawłaszcza że każda z nas dawała reszcie prezenty, zupełnie jak gdybyśmy urządzały prawdziwe przyjęcie herbaciane. Oprócz tego odbywało się ono w wyjątkowych dniach – dniach, kiedy mama czuła się dobrze. Takich, w których nie potrzebowała pomocy w przemieszczaniu się, czy była zbyt słaba na poradzenie sobie z filiżanką. Wtedy też Hester przestała być złowrogo nastawiona i uśmiechała się nawet do mnie i Leny, chociaż zazwyczaj nas unikała. Czasami wydawało się, że po prostu bała się przebywania z dziećmi, bo nie wiedziała na co dokładnie może sobie pozwolić.

Tak czy inaczej, uwielbiałam te dni. Cały dom był wesoły, wszyscy się uśmiechali, bo ich wspaniała żona, matka, pani czuła się dobrze. To była oznaka, że znów będzie zabawnie. Mama właśnie tak działała na ludzi, którzy wiedzieli kim była.

Dlatego te dni były tak bezcenne, bo mogłam podziwiać mamę i słuchać jej głosu czy śmiechu. Ale ostatnio to również sprawiało, że zaczynałam się bać. Bać się, że to może być ostatni taki raz, że może to znaczyć jedno z dwojga. Albo rzeczywiście mamie się polepszyło, albo jest to jeden z ostatnich jej dni. W zasadzie to chyba wszyscy tego się obawiamy od pogrzebu Tytusa. Może nikt o tym nie mówi, ale wiedzieliśmy, że zdrowie mamy się pogarszało.

Odgoniłam czarne myśli, zamierzając cieszyć się teraźniejszością.

- Moje śliczne córki – zachwycała się mama, gdy pokojówka nalewała nam herbaty na balkonie. Jeszcze sprawdziła, czy pani domu jest prawidłowo okryta kocem, nim ostatecznie wyszła, zostawiając nas same. – Odziedziczyłyście same najlepsze cechy!

- Na pewno? – spytałam żartobliwie, mrużąc oczy i szturchając Lenę, która zachichotała. Zaraz potem zmrużyłam oczy. – Jesteś Lena, prawda?

- Przecież wiesz, że to ja!

- Och, wiesz... geny matki robią swoje, więc nigdy nie można być dostatecznie pewnym.

- Chyba tylko ty odziedziczyłaś wszystko co najgorsze – parsknęła Hester, kręcąc głową. Na jej wargach błąkał się uśmiech.

- Ranisz me serce! – chwyciłam się teatralnie za pierś.

To wzbudziło śmiech mamy oraz reszty. Mogłam do końca życia utrzymywać rolę „śmieszka" w rodzinie, o ile tylko będzie mi dane utrzymać i zachować te chwile. Zrobiłabym wszystko właśnie dla nich, byleby moja rodzina była szczęśliwa. Z tego powodu nie chciałam wychodzić za mąż, bo to znaczyłoby, że Lena i Eric nie mieliby swoich starszych sióstr przy sobie. Zostaliby jedynie z Arturem, który... Cóż, uczy rodzeństwo dziwnych rzeczy, takich między innymi jak „nauka przetrwania". To nie znaczyło, że nie kocha bliźniaków, niemniej przez to obawiałam się o ich dorosłe życie bardziej niż o swoje.

- Mamo! Jak myślisz, który kawaler podbije serce Hester i Madeleine? – spytała z podekscytowaniem Lena.

- Eee! – jęknęłam.

- Ktoś błyskotliwy, inteligentny i przystojny – odparła szybko mama, pochylając się do przodu, przez co osunął się jej z ramion ciepły, brązowy koc. Natychmiast poprawiła go Hester, przy okazji odgarniając blond włosy z twarzy rodzicielki. Dokładnie takie same jak moje. – Osobiście chciałabym, żeby ten ktoś potrafił je rozśmieszyć i być dla nich wsparciem. Wtedy życie jest weselsze.

- Chodziło mi o imiona! – parsknęła z niedowierzaniem najmłodsza. Założyła ręce na piersi, wypychając uroczo usta do przodu. W białej sukience i rudoblond włosach zdawała się być aniołkiem. – Wtedy mogłabym z Er... z tatą – poprawiła się szybko – założyć się kto skończy z siostrami.

- W przypadku Madeleine to chyba wiadome – zauważyła Hester złośliwie mrużąc złoto-brązowe oczy.

- Co? Hester! – uderzyłam ręką w stół. – Jak możesz?!

- Och, proszę cię – prychnęła przewracając oczami. – Spędzacie ze sobą tyle czasu, że aż się prosi by was ze sobą połączyć.

Zaczęłam toczyć walkę na spojrzenia ze starszą siostrą, ku rozbawieniu mamy. Wszyscy dobrze wiedzieli, że mnie i Sylwestra nie łączyła taka więź. A przynajmniej nie teraz. Mimo to Hester zawsze musiała mi wytknąć to ile byliśmy razem i jak się kłóciliśmy, co wyglądało – w jej oczach – niczym wojna kochanków. Wcześniej to mnie denerwowało tak bardzo, że byłam gotowa się na nią rzucić. Teraz jednak byłam zbyt przyzwyczajona.

Westchnęłam.

- Sylwester i ja nie mamy takiej relacji.

- Pognałaś do niego po usłyszeniu...

- Bo się przyjaźnimy, Hester – przerwałam jej, bawiąc się filiżanką. – Łączy nas przyjaźń, ale nic więcej. I raczej tak pozostanie. Sylwester nie zamierza szukać sobie żony. To mi powiedział i się z tym zgadzam.

- Dlaczego? Jest dobrym materiałem na męża – wtrąciła mama, marszcząc brwi. – Silny, przyjemny dla oka, uroczy, zabawny, inteligent. Co prawda ma swoje wady, ale kto ich nie ma? Chociaż on może mieć ich ciut więcej...

- My dalej rozmawiamy o Sylwestrze, prawda? – upewniłam się, marszcząc czoło.

- Kiedyś to zauważysz – parsknęła mama, machając ręką. – I przyznasz mi rację.

Zamknęłam usta, słysząc absolutną pewność w głosie mamy, która spoglądała na mnie z taką dumą, jak gdyby widziała przyszłość. Albo zwyczajnie przeczuwała to, tą swoją intuicją, co by się bardziej zgadzało. Mimo to aż zadrżałam słysząc prorocze słowa mamy, która zaraz potem – niczym zły omen – uśmiechnęła się do mnie promiennie.

Zjeżyłam się, odwracając wzrok od tej ładnej kobiety. Ładnej acz przerażającej.

Miałam dostrzec coś w Sylwestrze? Tym Sylwestrze, który ciągnął mnie za włosy, gdy byliśmy mali?

Wiele można było powiedzieć o czwartym synu diuka Martin, ale na pewno nie to, że był uroczy. Z resztą wymienionych przez mamę cech, można byłoby się zgodzić. Jednak skąd pewność, że rzeczywiście coś dostrzegę? Sylwester był moim przyjacielem, wrogiem, nemezis i pocieszycielem (chociaż z tym to czasami bym polemizowała). Jasne, jako młoda, naiwna dziewczyna byłam nim zainteresowana, jak innymi chłopcami. Ale wiek dojrzewania miał to do siebie, że było się zainteresowanym płcią przeciwną.

Lecz mimo wszystko był to Sylwester.

- A Hester? – spytała Lena, by zatuszować ciszę.

- Pasuje do księcia – wymamrotałam, ledwo skupiając się na tym, co mówiłam. – Albo może zniszczyć życie młodemu generałowi...

Popiłam herbatę, marszcząc czoło i dalej myśląc o słowach matki. Miały taką moc, że potrafiłam jedynie o nich wspominać. Przy tym, mając nadzieję, że nie będą prorocze, bo jeśli tak i dostrzegę w Sylwestrze coś więcej... To, co wtedy?

Ugh! Już sama nic nie wiedziałam!

- Au! – jęknęłam głośno, gdy oberwałam ręką po głowie. – Za co to?

- Jak możesz? – syknęła Hester.

- Ale co ja takiego zrobiłam?

Mama roześmiała się tym swoim szarlatańskim śmiechem, który zwiastował kłopoty. Zupełnie, jak gdyby wpadła na genialny pomysł i chciała go zrealizować. To jedynie sprawiło, że otworzyłam szeroko oczy, nie bardzo wiedząc czy się bać, czy pozwolić sobie na ulgę, bo to nie mnie dotyczyło.

- Powiedziałaś, że Hester pasowałby książę, albo syn generała – powiedziała Lena, pochylając się ku mnie. – Naprawdę tak uważasz?

Zerknęłam na wyprostowaną sylwetkę siostry, która ponownie siadła na swoim miejscu, wygładzając dłonią pomarańczową sukienkę. Zdawała się poruszona i zła przez moje słowa, które wyleciały z moich ust, gdy myślami byłam daleko stąd. To był też kłopot, ponieważ w takich chwilach mówiłam coś, co powinno pozostać jedynie dla mnie.

Rozmasowałam skronie.

- Tak – wymamrotałam. – Gdybyś spotkała jednego i drugiego, również byś tak myślała.

- Hester będzie w niebezpieczeństwie.

- Z drugiej, jednak strony... - spojrzałam ku matce, która coś mówiła do swojej pierworodnej – wtedy, gdyby wybrała księcia, mógłby się skończyć ten problem z jego narzeczoną.

- I wtedy pojawiłabyś się ty i twoje propozycje małżeńskie – zaśmiała się Lena.

- Bzdury. Żadne nie przyjdą.

- Chyba nie widziałaś, że się za tobą oglądają kawalerzy – parsknęła. – Ilekroć z tobą wychodzę, faceci ci się przyglądają.

- Bo nie wiedzą...

- Wiedzą! – zaprzeczyła z całą pewnością ośmiolatka o mocnym spojrzeniu. – Każdy, kto chce to wie kim jesteś. Jesteś po prostu zbyt ładna, aż zaczynam się martwić o Sylwestra.

- I znów ten Sylwester – jęknęłam.

Czułam, że Hester dalej przeszywała mnie spojrzeniem, mimo to udawałam, jak mogłam, że tego nie widziałam. Tak było lepiej i niegroźnie. Szczerze, już obawiałam się co mnie spotka, gdy przypadkiem się na siebie natkniemy. Hester bywała niezwykle pamiętliwa, co teraz wcale nie pomagało.

Będzie na pewno bardziej złośliwa i wiedźmowata, pomimo tego, że wcale nie odziedziczyła po matce tak wiele. Jednakże lata życia w towarzystwie rodzicielki robiły swoje.

- Ja tak sobie myślę, że chcę mieć bogatego męża – wyznała Lena. – Oczywiście musi być przystojny i najlepiej taki jak tata. Niczego więcej mi nie trzeba.

W ten sposób na pewno w naszej rodzinie urodził się demon. Tak, Lena z pewnością będzie wierną kopią matki i sprawi, że kolejny mężczyzna będzie żyć w iluzji...

Pociągnęłam nosem, ponownie spoglądając na mamę, która radośnie poklepała Hester po dłoni. To sprawiło, że mina siostry się rozluźniła, jakby tyle jej wystarczyło, by pogodzić się z faktem, że jej przyszłość została właśnie zaplanowana.

- Chciałabym zobaczyć was dwie w sukienkach ślubnych jeszcze w tym roku – wyznała mama z sentymentem. Coś przemknęło po jej twarzy, jakby wiedziała więcej niż my. – Jestem pewna, że wyglądałybyście przepięknie. Ale najbardziej pragnęłabym, żebyście były szczęśliwe z tym kogo wybierzecie.

- Nawet jeśli zostanę starą panną? – spytałam żartobliwie.

- Wątpię, żebyś uzyskała pełnię szczęścia, ale będę cię wspierać. Oczywiście rozważyłabym jeszcze Sylwe...

- Mad! – Sylwester wkroczył w idealnym momencie. – Och, przepraszam, ale mam pilną wiadomość dla Mad.

Sylwester ubrany był w garnitur, jak wypadało na porządnego asystenta. Mimo to należało pamiętać, że dalej był sobą i chwycił mnie za łokieć, zmuszając do podniesienia się.

- Pożyczę na moment Madeleine, dobrze?

- Bierz ją – parsknęła Hester, nawet się nie wahając.

- Ale wróci – dodał ku krzepiącemu uśmiechowi mamy. – Chodź.

Powlokłam się mało elegancko za Sylwestrem, który dalej trzymał moje ramię w ręce. Gwałtownie wdarł się do mojego pokoju, po czym zamknął drzwi i wyciągnął coś w moją stronę. Miał niezadowoloną minę, pomimo tego, że nic złego nie zrobiłam.

- Co?

Przyjrzałam się dokładnie rozerwanej kopercie, następnie uniosłam brew. Na początku chciałam nakrzyczeć na Sylwestra, że otwiera moją korespondencje. Dopiero potem dostrzegłam, że listy rozrywa tak ojciec, bo Sylwester po prostu przerywa weksel.

- Huh?!

Znałam to pismo, które wypisało moje imię i nazwisko. Mimo to nie zrozumiałam dlaczego książę uparcie upiera się na czymś, co już omawialiśmy.

- Zaprosił cię, po raz kolejny, na herbatkę – rzucił Sylwester machając listem, po czym rzucił go na stolik. Chwycił palcami mostek nosa. – Wyraźnie musiałaś go czymś zaciekawić.

- Niby czym? – zdenerwowałam się – Słuchaj, ja tylko siebie broniłam, uważając na luki, które mogłyby prowadzić do nieporozumień.

- Więc powiedź mu, że mnie kochasz.

- Ko... cham? – wymamrotałam marszcząc czoło, następnie się rumieniąc i cofając. – Nie!

- Tak!

- To nie przejdzie mi przez gardło! – zaprzeczyłam, kręcąc głową – Zakochać się a kochać to dwie różne sprawy. Jak możesz...?!

- Powiesz mu, że mnie kochasz – upierał się Sylwester robiąc krok w moją stronę. – Potem powiesz, że jesteś przekonana o odwzajemnionym uczuciu, ponieważ znajduję się przy tobie ilekroć mnie potrzebujesz. A to nie będzie takie znowu kłamstwo.

- Sylwester! Czy ty wiesz, co mówisz?

- Tak, Mad – chwycił mnie za dłonie i ścisnął je razem. – Jeśli tego nie zrobisz, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że zmusi cię do zaręczyn.

Zawahałam się, oblizując wargi. Rozumiałam sposób myślenia Sylwestra, ale wiedziałam, że ciężko będzie mi wymówić te słowa. Nigdy nie powiedziałam ich w stosunku do mężczyzny nie będącego ze mną spokrewniony.

Wiedziałam też, że desperacja sprawi, że wydukam to. W jakiś sposób.

- Co jeśli to nie wystarczy?

- Wystarczy.

- Moje słowa nie wystarczyły – zauważyłam.

Moje złoto-brązowe spojrzenie zsunęło się na wargi Sylwestra, gdy mężczyzna oblizał je językiem. Dziwnie zahipnotyzowana wpatrywałam się w nie do momentu, gdy Sylwester kontynuował.

- Wtedy stworzymy skandal.

Mogłam się tylko zaśmiać.

Mimo że Sylwester naprawdę mi pomagał to, jednak chciał wpakować mnie w kłopoty prowadzące do jednego wyjścia.

Wiedząc to, powiedziałam:

- Będę trzymać cię za słowo.

To był dobry plan. Bardzo dobry.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top