Mały żart/ Bucky Barnes
Nazywam się Patrycja Zofia Barnes i jestem dziewczyną, sory narzeczoną tego Barnesa.
Pewnie już się zastanawiacie dlaczego Barnes skoro nie jestem żoną jeszcze jego. No... Jestem polką i to nazwisko sama sobie zmieniałam w dowodzie bo lepsze jest nazwisko takie nisz Patrycja Zofia Barnesatywiczkeoczkawicz, a w liceum już sama zaczynałam pisać pierwsze 6 liter z nazwiska "Barnes", wszystkim pasowało, nawet rodzicom moim.
A gdy miałam już 18 lat to wyrobiłam dwa dowody osobiste z moim pełnym nazwiskiem i tym skróconym.
Dwa lata później gdy wracałam od koleżanki do domu zadzwonił mi telefon z informacją że moji rodzice zostali zamordowani.
Od tamtego dnia, przeprowadziłam się do Nowego Jorku. Na początku było trudno z językiem i wogule ale dałam radę i cieszę się że zamieszkałam tu.
...
Teraz mam 24 lat i mam dwu tygodniowego synka Kamila
Z Buckym jestem od dwóch lat razem. Wiem że jest jakimś Avengersem, ale nie wiem co to znaczy. I kilka razy musi być na jakimś wyjeździe, a jak wracał z tego to miał jakieś blizny lub rany. I jak dotknełam przez przypadwk jego lewą rękę to zawsze była ona zimna, lodowata tak jak by była...... z metalu?
Kilka razy przyszła Natasha, na początku byłam zazdrosna o nią, gdy się dowiedzałam że ona też pracuje w tym Aver... coś tam to nie odzywałam się wogule do Buckego. Piękna, wysportowana, idealna figura i piękne włosy, wysoka Natasha. Kontra ja brunetka z grzywką metr sześćdziesiąt, szerokie biodra średni biust, piwne oczy i trochę z problemami skóry.
A ona jeszcze jest w tej samej pracy co Bucky, no błagam, kto nie był by zazdrony o nią...
Ale gdy mi wyjaśniła że nic nie kręci z Buckym i sama ma kogoś, to ulżyło mi w tedy. I wruciłam do Barnesa.
Tylko ją znam przez te dwa lata z jego pracy, a w niej niby są 14 męszczyzn i 7 dziewczyn nie licząc Buckego i Nat.
Trochę mi przykro, że jak sama proponowałam, aby przyprowadził tu do naszego domu nich, to oni zawsze nie mogli niby przyjść.
O mojej ciąży dowiedziała się pierwsza Nat, przez przypadek robiłam test i zostawiłam w łazience opakowanie na umywalce. I ona weszła tam.
A Bucky następny dzień kiedy wrucił z pracy, to zasypał mnie pytaniami, że Nat chodziła uśmiechnięta jak nigdy i mu gratulowała, oraz że się sam dowiem o co chodzi w domu.
W tedytego samego dnia
powiedziałam. Ja sama byłam szczęśliwa, ale jak mu to powiedziałam to on zamiast by coś powiedzieć to on z kamieną miną wyszedł z domu , a zanim wyszedł to powiedział że musi zadzwonić do kogoś. Ja płakałam przez trzy godziny bo tyle czasu go nie było. A jak wrucił to miał duży bukiet czerwonych róż i nie wiem z kąt garnitur.
W tedy mi się oświatczył oraz przeprosił za tamte zachowanie.
...
Leżę w sypialni z małym, który zasnoł i oglądam epokie lodowcową, gdy nagle telefon mi zadzwonił. Spojrzałam najpierw na małego, czy czasem się nie obudził ...
Całe szczęście ma po mnie głęboki sen...
Chwyciłam za telefon który był na szafce nocnej i spojrzałam na wyświetlacz . Mój meżuś Bakuś. Co on chce? Jest przeciesz drzemka Kamila, a on o tym wie. I do tego o 13 gdy, nie ma przerwy teraz.
No cóż odebrałam.
- Co chcesz? Drzemkę ma mały, przeszkadzasz trochę- powiedziałam cicho i delikatnie pogłaskałam po główce Kamilka.
- Yyyyyy...... Do kogo zadzwoniłem? - jakiś obcy głos mi odpowiedzał... Szybko spojrzałam na wyświetlacz czy dobrze przeczytałam, ale jest dobrze.
Wstałam delikatnie i oparłam się o zagłówek łużka. A Kamilka przybliżyłam bardziej do siebie i przykryłam szczelniej kordełką.
- Do Patrycji, z kim rozmawiam jak nie z Buckym? - spytałam nie pewnie.
- Steve Rogers, a okok Sam Wilson- odpowiedzał chyba zmieszany.
- A kim są panowie jeśli mogę wiedzieć i z kąt macie telefon Buckego? - trochę się wnerwiłam ale w samą pore ściszyłam głos bo bym Kamila obudziała i by zaczoł płakać.
- Koledzy Buckego.... - odpowiedział chyba Steve -A telefon bo do kibla poszedł... - odpowiedział inny głos- Sam!... No co?... W łazience jest...
- Aha... , no dobra... A czemu wzieliście mu telefon? - dopytałam ich.
- Nudziło mi się... Wziełem mu telefon, sprawdziłem mu kontakty bo ja mówiłem że nie ma nikogo w kontaktoch nisz tych z Avengers , a Steve mówim, że tak nie wolno i na pewno kogoś ma poza Avengers w numerach i jakiś numer był podpisany Barnesuwna to zadzwoniłem, ale Steve zabrał mi telefon z ręki. I wyszło tak... - odpowiedział Sam...
- Okejj... To Steve ma racje bo nie wolno grzebać komuś w telefonie bez jego zgody i... - opiepszyłam go - i z tym drugim też miał race. Jestem na głośniku? Bo trochę szeszczy? - dopytałam.
- Tak jesteś - odpowiedział radośnie Sam. -... Z kim gadacie chłopcy... Z Patrycją, ... a co chcesz? - jakiś kolejny obcy głos.
- Kto tam jeszcze jest - zapytałam wnerwiona, i przez to mały się obudził zaczełam go uciszać trochę - ciiiiii... jeszcze troszeczkę tata będzie.,malutki... Śpijjj... A. a. a... Kotki dwa... Szarobure oby dwa...
- Co tam robisz? - zapytał Steve
- Uciszam ciebie, wiesz? - odpowiedzałam chamsko mu.
Brawo ja... I Kamilek zaczoł płakać.
Wziełam telefon odłożyłam i przełączyłam na głośno mówiący. Wstałam i małego wziełam na ręcę. Zaczełam go bujać w ramionach, chodzić do okoła sypialni i uspokajać.
- Kto tak płacze? - zapytał...... BUCKY!
- ZGADNIJ mondralo! - powiedziałam głośno, aby usłyszał.
-PAtrYCjA?! Co tY RobiSZ? - zapytał zdziwiony.
- Uciszam dzieciaka, wiesz?, - odpowiedziałam sarkastycznie - OstATni raz oDbierAM , gdY nIe masZ przERwy!! - krzyknełam do telefonu a mały głośniej zaczoł płakać - Do tego GdY MałY mA dRzEmkE.!
- Ale to nie ja dzwoniłem!.. - Odpowiedzał podniesionym tonem
- WIeM!... - Odkrzyknełam głośno , zaciągnełam powietrze i odpowiedziałam normalnie -... Uhhh twoji koledzy. Jakiś Steve i Sam zadzwonili bo, jakiś zakład czy coś.
Następnym razem noś letefon przy dupie! A Nie zostawiasz ten pierdzielony telefon byle gDzie!
- Możesz Kamika uspokojić? - zapytał delikatnie.
- PróBuJE! - powiedzałam głośno blisko łez... - zrób coś... - powiedzałam bliska rozpaczy z nadzieją.
- Nie mogę terazzz... Za chwile zadzwone do ciebię tylko niech mi Sam odda ten telefon, bo wszyscy tu są...
- NiE chWiLE! - krzyknełam płaczliwie - To kóRDę oni sĄ wAŻNiejsi cZy JA z małYM?... AlBO wIEsz cO?... To LEpiEj nie DzwOŃ, sama SOBie Poradze!! - krzyknełam.
Poprawiłam Kamila na rękach i musiłam mu cichutko to ucha
-ciiiii spokojnie nic się nie dzieje, ciiii...
I tak w kóko powtarzałam.
Chodziłam nerwowo po pokoju w te i z powrotem
- Słabo słychać, Kochanie.... - Odezwał się po chwili. Ale była ten głos jakiś dziwny, czyżby był zarzenowany?- podejdź bliżej telefonu albo weś go i okok małego, to uspokoji się.
- Monent, zar...
- BUcKY!?.... JaKie KochAnie?... MAŁy?, Kamil?... O co w tym wszystkim Chodzi... - ktoś przerwał mi - ZAmkNIj Ryj ToNY!... - krzykął na niego Barnes.
- NIe przeKliNAj, przy DziEcKU! - upomniłam go- jestem już obok telefonu, musiałam wytrzeć chusteczką mu buźkę. CO daleJ?... - dopytałam, patrząc na dziecko.
- Zadzwonie przez messengera, dosłownie sekunda i przez kamerkę, to będzie lepiej. I weź tak, aby Kamilek mnie widział. Okej, Skarbie? - zapytał.
- Dobrze tylko weź szybko, Bucky... - wytarłam łezy z oczu.
- Dobra. To ja się rozłańczam... - rozłączył się.
Wziełam telefon na specjalny stojak na szafce postawiłam. Usiadłam po turecku i wziełam małpm poduszkę położyłam między kolanami, aby mały miał wygodnie i wysoko troszkę.
Jedną ręką potrzymałam Kamilka z przodu a drugą stojak z telefonem położyłam na łużko i odsunełam się z dzieckiem do tyłu, aby się oprzeć o tył łużka. Gdy było mi już wygodnie i małemu to zaczoła akurat dzwonić telefon.
Spojrzałam, Bucky dzwoni przez kamerkę.
- Kamilku... Patrz tata dzwonii.. - powiedzałam cichutko do dziecka, które było oparte o mój przuch i piersi, bo samo przeciesz nie może siedzieć... On tymi pięknymi niebieskimi oczami na mnie spojrzał, ale dalej płakał.
Wytarłam łzy moje jak i dziecka chusteczką suchą i odebrałam.
- Ciii Kamilkuu..., nie płaczemy maluszku... - zaczoł mówić uspokojająco do małego. Spojrzał na mnie - - Pyśka, możesz bliżej telefon do małego przybliżyć, bo chyba nie widzi.
- Chwileczkę... - poprawiłam koszulke,
która jest na oguł Buckego i wychiliłam się do przodu, wziąść telefon, uwarzając by małemu nic nie zrobić.
Wysiągnełam ten walniety telefon od tego stojaka i wziełam do ręki, powracając na poprzednią pozycję, jaką byłam.
Wytarłam łzę która mi po policzku popłyneła.
- Nie płacz skarbie, Spokojnie - Spojrzał na mnie czule i poprawił włosy które związał w koka styłu pewnie.
- Nie płacze, Jim.. - odpowiedziałam uspokajając cały czas , z delikatnym uśmiechem.
- Okej, Pysia.. Weźmiesz dasz telefon przed Kamilkiem, okej?
Wziełam delikatnie przechyliłam do przodu i pod plecy wziełam poduszkie podłożyłam i na niej pochyliłam się by być pół leżąco.
Kamilka wizełam bliżej na rękce wcześniej odkładając telefon obok siebie na łóżko, i podkuliłam kolana, a poduszkę pod głowe wziełam dla małego.. Kamilka wziełam odwruciłam do siebię twarzą, a telefon położyłam na moich piersiach potrzymując jedną ręką telefon z Buckym przez kamerkę i Kamilka.
Dalej widząc Buckego na telefonie.
- Kamilku, patrz tata na telefonie jest- uśmiechnełam się do dziecka i pokazałam na telefon.
- Bucky wytłumaczysz nam czy nie? - jakiś obcy facet pojawił się za nim.
Bucky go odepchnął i było słychać huk, odejrzał się...
Odwrócił się z powrotem i odrazu uśmiechnął się w stronę dziecka.
Sama się uśmiechnełam mimo, że dalej dzieciak płacze. Kocham ten jego uśmiech...
- Maluszku?... Spójrz to ja tata...
Kamilek spojrzał i jak zobaczył Jamesa to trochę przestał płakać, ale trochę.
- No widzisz Maluchu,... i po cio płaczemy.?... Nio pocio... Lobisz od małego bile cio robić, cio nie? No
pokasz ten uśmiech szczerbatku... - zaśmiałam się, a Kamilek spojrzał na mnie i na Buckego i widać że mu już przechodzi, bo chyba się uśmiechnął.
Rączką chciał wytrzeć twarzyczkę, ale rączkę wiełam jego złapałam i przetrzyłam drugą ręką chustką nawilrzającą, jak i suchą, wcześniej puszczając telefon, który się przewrucił na ekran.
- Co JeST!... PatryCjA?... - zmartwił się.
- Moment ojciec... wycieram twarz, bo mały się posmarkał ... - w tle było słychać jakieś achhh i śmiechy... - Widzisz to po starym masz, te smarkanie... Phyy histeryk z ciebie. Kamilku ty mój... Co nie, Stary? - powiedziałam spokojnie dalej wycierając mu twarz i wziełam węrzyk, aby te smarki wziąść, bo jak bym wzieła chusteczką to by miał zapchany nosek.
A w tle jakieś śmiechy były coś tam jeszcze, ale jak mały wrzasną szczęśliwie nie wiem, co to od razu cisza była tam, i jedynie śmiech Jemsa było słychać.
- Tak, mamuśka, tak... Po mnie to ma... Haha... - zaśmiał się znowu -Już? Bo syna chce zobaczyć...
- Jak chcesz zobaczyć to kup, paczkę pampersów, zasypkę dla dzieci i czekoladę to w tedy zobaczysz, Kochany.
Powiedziałam uśmiechając się i śmiechłam na końcu. Dalej mając węrzyk w ustach, a drugy prubując wiercącemu dziecku włożyć do noska
- No weź...
- Nie wweź, tylko na serio..! Zostały dwa pampersy w koszyku, a ja nie zostawie dziecka w domu samego, by podjechać do sklepu.
A dwa pampersy nie starczą , chyba do dwudziestej, co nie Barnes?
- No nieee... Ale co ja mam zrobić?
Wziełam skończyłam mu te babole z nosa wyciągać. Podniosłam go i położyłam po mojej lewej stronie i sama bokiem odwruciłam się, wcześniej biorąc poduszkie podkładając mu obok, jak by poszedł spać. Przykryłam go kordełką, a telefon wziełam przed nami i odwruciłam ekran.
I teraz było widać Buckego, ale nie samegoo...
- No wreście... - burknął
- Ty mi tutaj nie burkaj tylko serio przywieź.. - wychiliłam się trochę by sięgnąć smoczek, chustę i dałam to małemu. Mały sał smoczka i przylulił tą chustę do siebię. - idź spać, skarbie - powiedziałam do dziecka.
- Okej, no to pa- Odezwał się Bucky, spojrzałam się na telefon a ten z zadziornym uśmiechem się wychylił do przodu
- Ty nie! Do dziecka gadałam... Głuchy być, czy starość już wzieła.
Kamilku, patrz tata ma siwy włos - zaśmiałam się, gdy Bucky spojrzał z miną "na serio", a kamilek się przybliżył do telefonu
- Ty mi nie buntuj dziecka, przeciwko mie.
- No dobra, dobra.
- Patrycjo, ale serio nie mogę przyjechać, do was... Mam teraz pracę...
- Masz przerwę, i mi tu nie gadaj, że nie możesz. A masz z dwie godziny z tego co pamiętam to akurat zdążysz przywieść, zjeść obiat i z powrotem tam wracać.
- Kochan... - ktoś zabrał telefon z przed Jemsem- Oddaj mi telefon.
Tonyy!
Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu, a gdy już tak nię trzęsło
- Część, z tej strony Tony Stark, pleydboy, Iron Man i tak dalej, jak chcesz to możesz przyjechać do naszego, znaczy do mojego domu z tym maluchem co gadacie i nic nie będzie potrzebowane do kupienia, bo wszystko już zamówiłem i za jakieś 15 min powino być wszystko co prosiłaś, naszego zimowe... - nie dokączył bo poleciał do tyłu.
- Odpierdol się, Stark. - warknął na niego Bucky.
- JęZyK, BucKY! - krzykną chyba Steve.
Spojrzałam na malucha i ten przysypia, delikatnie wstałam. Wziełam Kamilka podniosłam i podszedłam do łyżeczka, odłożyłam go w nim i przykryłam. U góry kołysankę włączyłam i z powrotem usiadłam.
- Patrycja? Kamilek śpi? - zapytał ciszej.
- Tak, przysypia. - przetarłam oczy i wziełam związzałam włosy w koka u góry.
- Kochanie, jak chcesz to postaram przyjechać, i jak będziesz miała siłe to pojedziesz ze mną i Kamila się weźmie. Tu do mojej.... Pracy?
- Jak uwarzasz, kochany. Mi to obojętnie. Tylko będę musiała Kamila ubrać grubiej, ciuch na przebranie wziąś i...
- Ja spakuję wszystko, jak przyjadę do domu. A ty idz się połuż na godzinkie lub puki nie zadzwonie, abyś brame wjazdową otworzyła. Dobrze kochanie?- zapytał czule.
- Doberze, to idę spać. Kocham cię Bucky. - cmokłam do telefonu przymykając oczy ze zmęczenia.
- Ja ciebie też Kocham,Pysiu. - rozłączył się.
Perspektywa Bucky. Avengers.
- Ja ciebię też Kocham, Pysiu. - rozłączyłem się.
Przetarłem twarz ręką.
Zabiję Sama i Steve.
Wstałem i ruszyłem w ich stronę przeszłem obok Natashy.
- Jedziesz ze mną Nat? - spytałem się niej.
- Jasne, dawno niej nie widziałam. - odpowiedzała uśmiechając się.
- Bucky, spokojnie. My wiemy że to nasza wina, za to co tu właśnie miało miejsce... - zaczoł Steve
- Przez kogo?
- Co?
- Jaki zakład, który Patrycja mówiła, i który zadzwonił? - wnerwiony spytałem, potchodząc bliżej nich.
- Sam chcia...
Rzuciłem się na Sama z pięściami, ale Thor mnie powstrzymał.
- Póść mnie, Odynson - warknełam przez zemby.
- Twierdzę, że nie mogę Bucky.
- Przez Sam będę miał kłopoty. Po jaki chuj braliście mi telefon?!... Nie myślicie nic! - krzyczałem na cały głos na niego i na Steva - Przez ten jebany zakład wasz, wszystko popsuje się. Nic nie mogę zrobić. Jak przyjadę z Patrycją i z synem tu, to moje najważniejsze osoby będą w niebezpieczeństwie. Dlatego nic wam nie mówiłem że mam kogoś, bo teraz są narażone na Hydre . Przez waszą głupotę... - powiedziałem załamany. - Thor puść mnie.
Póścił mnie.
- Patrycja nic, nie wie-oznajmiłem
- Co? Nie wie? - zapytał Vision
- Czym zajmuje się Avengers, wogule nic o was nie wspominałem. Ukrywałem to że mam dziewczynę, jedynie Nat węszyła, i przyszła do mojego domu akurat, gdy z Patrycją w ogrudku porządki robiliśmy. - zaśmiałem się z tego wspomnienia-
Wysiadła ze Starka samochodu. Zobaczyła akurat jak ja podszedłem do Patrycji z wodą i ją ochlapałem a ona wskoczyła na mnie i po paru chwilach leżeliśmy w ziemi, i też całowaliśmy się to Nat podeszła cicho i nam przerwała.
- Tak to prawda, tylko ja nie byłam cicho, tylko wy nic niesłyszeliście.
- No możlewe, no to ona wiecie co zrobiła nasza Nat?
- Nie wiem, kopneła cię? - Sam zapytał.
- Zaraz sam ciebię kopnę... Przesłodzonym głosem do mnie, kiedy wróce... A Patrycja nie odzywała się do mnie przez dwa tygodnie. Przez nią. Dopiero jak niej wyjaśniła, sam nie wiem co to jakoś się spodkaliśmy i tak wyszło że jesteśmy razem, mamy dwu tygodniowego synka i oświadczyłem się niej.
- Aha... Czekaj, stop! Dwu tygodniowego? I ty nic nie powiedzałeś że zostałeś ojcem? A jakie ma nazwisko, po kim? - Zapytał Tony
- Po Patrycji - odpowiedziałem dumnie.
- A jakie ona ma? - dopytał
- Które? Ma ona dwa, nazwiska.
-Aż dwa?
- Tak. Patrycja Zofia Barnes... - przerwał mi Sam.
- Barnes? Przecież nie macie ślubu? Co nie? To jakim cudem ona ma takie nazwisko jak ty? - obużył się
- Zamknij ryja Wilson. To niej drugie nazwisko, a pierwszego sam nie wypowiem bo nie umiem go powiedzieć. - zaśmiałem się delikatnie - ale jak przyjadą to w tedy ona powie.
- A z kąt pochodzi? Akcent miała dziwny trochę - Steve spytał
- Z Polski. Dobra koniec, gadania. Muszę jechać już jest trzynasta czterdzieści. A zanim dojadę to mini czasu. Nat chodz jedziemy.
- Mogę z wami? - odwruciłem się i zobaczyłem Petera.
- Okej, ale jeśli coś wypaplasz to potobie.
Odwruciłem się od pozostałych i ruszyłem w stronę windy gdy Brus się odeswał
- Barnes, a my mamy coś wiedzieć jeszcze?
- Tak. Nie mówcie nic Patrycji o tym naszym świecie, jak i wasze '' moce'' nie istnieją. A i ja nie mam metalowego ramienia okej?
- Czemu?
- Po prostu tak będzie lepiej dla nich. I ja ze Stevem nie jesteśmy emerytami z czasówki 1916. Okej?
- Okej, mi to nawet pasuje, nie wiem jak wam, ale wchodzę w to. - odpowiedział Baner
.
- Thor ty, młota nie bierz.
Po tym odwruciłem się i wyszedłem z Nat i z tym młodym do mojego samochodu który był na końcu parkingu.
Kuloodprny z przyciemnianymi szybamy Jeep Grand Cherokee, czarny.
Odblokowałem i wyjechałem z parkinku Starka.
Jadę do domu.
...
Obudził mnie płacz dziecka.
Wstałam do łużeczka i małego podniosłam.
- Cio skarbeńku? Głody jesteś czy pieluszka pełba, cio?- Wychiliłam się do Kamilka i sparwdziłam pieluszkę. - czyli to pierwsze. Mamusia da jedząko.
... 20min później
-No już otwieram
Wścisknełam guzik i brama otwierała się. Wszystko widziałam od naszej sypialni z okna.
Poprawiłam synka na rękach i zeszłam ze schodów, akórat, gdy drzwi się otworzyły.
Zdziwienie było moje gdy zobaczyłam nastolatka, rozglądającego wszędzie do okoła.
- Panie Barnes,! Piękny dom...
- Dziękuję? - odpowiedziałam, nastolatek przestraszył się i szybko spojrzał na mnie.
- D. Dz. Dzięń dobry? - chciałam spytać kim jest, ale ktoś zasłonił go.
Spojrzałam do góry, bo niska jestem i zobaczyłam Buckego.
Uśmiechnełam się do niego i pocałowałam go.
On mnie obioł, uwarzając na Kamilka.
Gdy oderwaliśmy się od siebie to wziął syna na ręcę i pocałował go w puliczek.
- Kocham ciebię Pyśka. - pocałował mnie.
Oderwaliśmy się gdy usłyszałam Nat.
- A ze mną się nie przywitasz? Nie widzieliśmy się z dwa miesiące. - zaśmiała się.
Przytuliłam ją.
- Nat daj mi jakieś porady.
- Jakie niby? - zabytał Bucky. Stanoł za mną obejmując mnie i z synem na ręku.
- Muszę schudnąć przeciesz! - oderwałam się od Buckego i spojrzałam mu w twarz oskarżycielsko.
-Nie musisz, Kochanie. Dla mnie piękna jesteś teraz , nie potrzebujesz chudnąć.
- DZIĘKI! Czyli wolisz jak jestem gruba? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Nie to miałem na myśli, Pysiu.
- No dobra- pociągnełam nosem - zajmiesz się Kamilkiem, a ja pójdę przebrać się?
- Patrycjo, dla mnie zawszę będziesz piękna. - cmoknął mnie w czoło.
- Kamila mogę ubrać gruboiej i spakować jego rzeczy i twoje.
- Okej, to ja lece...... Chwila... Kto to jest?
- Jestem Peter Parker, jestem Sp... - przerwał, gdy spojrzała na Jemsa.
Odwruciłam głowe do niego, a on mroził nastolatka wzrokiem.
-BUCKY! Możesz przestać?
- Co niby? - poprawił maluszka naszego na rękach.
- Ty wiesz co - zmróżyłam oczy. - Jak chcecie to jest obiad w kuchni, wystarczy tylko podgrzać i gotowe.
- Ja z Peterem jesdliśmy, Patrycjo. - Nat oznajmiła
Spojrzałam na narzeczonego.
- Ja nic nie jadłem, a co dzisiaj jest?
- Kurczak z ryżem i zrobiłam ci sos z carry. Ja idę do góry. Nat! Chodz ze mną. Weźmiesz Kamila ze sobą i przebierzesz go, to Bucky sobie zje, a i ty Peter też sobie włóż. Taki chudy jak patyk jesteś, jakoś- zaśmiałam się.
Poszliśmy do góry. Podeszłam do garderoby i wyciągnełam czarną bieliznę korąkową, czarne leginsy, T-shirt szarg i czarną bluzę Jemsa. Oczywiście T-shirt też Buckego.
Przebrałam się, a brudne rzeczy do koszyka w rogu połażyłam do prania.
Wruciłam z powrotem do sypialni i zobaczyłam jak Nat trzyma już przebranego Kamila, na rękach.
Ubrała go całego na czarmno i do czapeczka czarna z gwiazdką czerwoną, i ręknawiczki na rączki, oczywiście takie, na podobę skarpetek.
Zaśmiałam się z tego, wyglądał jak mały ganster.
Zeszliśmy już na dół, z zeczami moimi jak i Kamilka.
Już ze schodów czułam zapach obiadku
Natasha zostawiła rzeczy przy wyjści., razem weszliśmy do kuchni.
Zanim weszłam to dałam Kamilka, Nat.
- Chcecie? Jest jeszcze..- zapytał Bucky.
- Nie e, jedzcie
...
Czekaliśmy na nic z 15 minut jeszcze bo, posprzątali i jest czysto w kuchni.
Bucky poszedł do korytarza po wuzek dla małego jak i nosidełko.
- Pani ma piękny kolor oczu. - Peter powiedzał nagle.
- Dziękuję Pet, możesz mi mówić po imieniu, jak chcesz oczywiście.
- Nie mogę, muszę z szacunkiem mówić do pani...
- Niech zgadne.. Bucky? Tak ci kazał mówić?
- Trochę tak, ale pan Barnes...
- Co Ja młoDy?! - przyszedł.
Wziął małego do nosidełka położył i przykrył kordełką i kocykiem go.
-Nic!
- Okej. Możemy jechać. - Nat odpowiedzała.
Wyszliśmy z domu, zamknełam go.
Bucky wuzek składał do bagażnika i zamkną go, a Nat zapinała Kamila w samochodzie.
Zobaczyłam że młody siada do tyłu.
Szybko krzyknełam zanim usiadł.
- Młody do przodu! Ja z tyłu siedzę.
Oznajmiłam mu.
Gdy usiadłam z tyłu obok dziecka to po drugiej stronie usiadł Bucky.
- Ty nie prowadzisz? - spytałam zdziwiona?
- Nat chciała, to niech prowadzi. Ja wole z tyłu obok was siedzieć kochanie- cmoknął mnie w usta szybko.
...
Jakiś czas później.
- Skarbie wstawaj, jesteśmy. - szeptał do ucha.
- Gdzie Kamil? - spytałam pół przytomnie.
- Peter , pcha wuzek z nim. Dasz radę
Iść, Pysiu?
-Tak, dam radę. - wstałam i przytuliłam go.
Ja to mam szczęście. Męszczyzna idealny.
Troskliwy, dżentelmen, kochany, romantyk, opiekuńcz, wysoki, Brunet, silny, no i wysportowany.Taki kaloryfer ma też. Ale to akurat chyba pakiet plus.
Nie mogę uwierzyć że właśnie taki ideał, wybrał mnie przeciątną osobę z milion owiele lepszych i ładniejszych dziewczyn.
Tak się zamyśliłam że dopiero jak mnie postawił w jakimś dużym salonie? To wtedy ogarnełam że mnie nosił.
- Miałeś mnie nie nosić. - opiepszyłam go, dzgając go palcem w klatę.
- Pytałem się ciebię, czy idziesz a ty w miejscu stałaś i patrzałaś w jeden punkt. To jakoś musiałem cię tu przyprowadzić.
- Okej, niech będzie... Niechcę nic mówić ani nic, ale my dom mamy ładniejszy niż to coś, co ma imitować salon - odpowiedźiałam poważnie i rozglądałam się po tym czymś.
A ten stał za mną obejmując mnie i śmiał się z tego.
- Wypraszam sobie, salon jak i reszta pomieszczeń została zaprojektowana u najlepszych fachowców... - przerwałam mu
- Tych z serialu Usterka? No to wszystko wyjaśnia dlaczego tak wygląda... - Bucky zaśmiał się głośniej i pocałował mnie w póliczek. - A ty z czego się śmiejesz, co?
- Z niczego, skarbie, z niczego. - odpowiedzał poważnie, uniosłam brew do góry a ten prychną i śmiał się dalej.
Pokerciłam głową ze zrezygnacją i przyjżałam się bardziej temu, co tych fachowców brał.
Brunet, jakiś może przy piędziesiące z dziwnym zarostem, trochę jak kozi brutka.
- Kozi brutka? - spytałam cicho Buckego, a ten zaśmiał się i pokręcił głową na tak.
- Tak ten to kozi brutka - powiedział głośno
- Jestem Tony Stark, Pleyboy, Iron Man... - dostał w głowę z poduszki, odwruciłam się i zobaczyłam z dziewięciu obcych męszczyzn i dziewczynę, troche rude włosy i długie, ale ja i tak miałam najdłuższe, ja mam za tyłek.
Z pięciu chłopaków wyglądali na młodych a posostali na starszych od nich
I ta właśnie dziewczyna miała mojego syna na rękach.
Podeszłam do niej szybko i zabrałam z niej rąk mojego syna. I zamierzałam się cofnąć ale powstrzymało mnie szturchnęcie w ramie. Odwruciłam się z zamiarem nakszyczeniem na nią, ale zobaczyłam. Nat z uśmiechem wyciągającą do Kamilka ręce.
Niechętnie się zgodziłam.
- Spokojnie, Patrycjo. Zajmie się nim.
- Dziękuję Nat.
- O co chodzi? - zapytał ciemno skóry.
- Patrycja po prostu nie lubi, gdy ktoś ma na ręcach maluszka, Sam. - odpowiedział mu.
- Sam? - spytałam dla pewności. I odwruciłam się do niego.
Ten z uśmiechem zaczoł przybliżać się do mnie z wysiągniętą ręką.
- Sam Samuel Wilson. Z tobą gadałem wraz ze Ste... - nie dokończył.
Gdy bliko był mnie do strzeliłam mu liścia w lewy puliczek. Było słychać ten plaskacz.
Teraz mam czerwoną rękę, ale było warto.
- Ałaaaa! Za Co To?.... - krzyknął na mnie.
- Za zabranie telefonu Buckego i obudzenie mi dziecka z drzemni popołudniowej.
Odwruciłam się od niego i wtedy zobaczyłam że wszyscy patrzyli na mnie w...szoku.
- Co? - zapytałam nie winie
BosZz, boli mnie fest dłoń. Wziełam rękaw bluzy naciągnełam na rękę i masowałam nią, może pomoże to zmniejszyć ból.
Podeszłam do Buckego i przytuliłam go, oczywiście w pasie, bo nie sięgam do jego szyji za bardzo.
- Widać że twoja, Barnes - burknął Sam.
Chciałam już podejść, lecz uprzedził mnie krutko włosy blądyn, nawet podobny do Buckego tylko był trochę wyrzszy chyba... Nie wiem sama.
- Sam zasłużyłeś, nie trzeba było brać ten telefon. Ale nie, kto słucha mnie w tym wieżowcu.
- Chodz, usiądziesz Pattii. - kozia brutka
Nie lubie go już.
Najgorsze przezwisko. PATTI, nie lubie tego akurat.
Nic nie zrobiłam, ani nie powiedzałam mu nic.
A wzrok miałam mordercy... Hihi.
- Barnes, o co chodzi niej? - przestraszył się chyba.
- Nie lubi tego przezwiska, które powiedziałeś. Pokaż rękę Pysia.
Podniosłam nieśmiało odwruconą rękie do góry by widział lepiej.
- Nie wygląda to dobrze Skarbie . Baner!?
- Może być stłuczona, lub może się pojawić letka opuchnizna... Brus Baner jestem - przedstawił się brunet z siwymi włosami i w okularach na nosie.
- Patrycja Zofia Barnesatywiczkeoczkawicz, albo Barnes. - odpowiedziałam po polsku nazwisko,
- No to znalazłeś Niezłą żonkę Bucky. Nawet ślubu nie trzeba bo takie same nazwisko macie.
Jakiś chłopak młody odpowiedzał, w srebnych włosach.
- On ma o tym świadomość - uśmiechnełam się mimo bólu, do Barnesa.
- A żeś ty skromna, kochana. - zaśmiał się.
Odgarnął mi z szczoła grzywkę i cmoknął w je miejsce.
Przepraszam za błędy , ale na telefonie pisałam
4104 słowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top