Idealny Dzień
Wczorajszy dzień był cudowny!
Byliśmy w zoo z całą moją rodziną : najlepszym tatą George'm, trochę nadopiekuńczą mamą Maggie, małą czarnowłosą siostrą Merry oraz strasznie wkurzającym rudzielcem ( mówię o moim starszym bracie ) jakby ktoś jeszcze nie wiedział. Po powrocie do domu w USA w stanie Waszyngton zrobiłam sobie pyszne kakao, oblewając przy tym całą kuchnię mlekiem. Usiadłam przed telewizorem i obejrzałam swój ulubiony serial "Trudne Sprawy". Brat nie chciał dać mi spokoju i ciągle wypominał mi to, jak osrała mnie kaczka. Nie sprawiało mi to jednak kłopotu, ponieważ wizyta w zoo była naprawdę udana.
-Teraz tylko siusiu, paciorek i spać - powiedziała mama, wchodząc do salonu, gdzie oglądałam serial.
Nic nie odpowiedziałam, pomyślałam, że odpowiedź nie będzie tu potrzebna. Spojrzałam na nią i po chwili zwróciłam głowę w stronę telewizji i zanurzyłam się w fabule serialu.
Gdy serial się skończył i na ekranie telewizora widniały już tylko napisy końcowe, odłożyłam kubek do kuchni i poszłam do łazienki się umyć. Teraz tylko chciałam zanurzyć głowę w poduszkę i zasnąć.
Oto kolejna kartka z pamiętnika czternastoletniej Jenny. Dziewczynka o brązowych włosach i oryginalnym sposobie życia i ubierania się, codziennie posiadająca tysiące pomysłów na minutę. Marzyła o przygodach jak z filmu, ale nie sądziła, że kiedyś spotka ją podobna rzecz.
W ten sposób zakończył się kolejny dzień jej życia. Nie chciała, by rozpoczął się następny.
Jutro miał być ostatni dzień wakacji, dzień, w którym rodzina bohaterki przeprowadzała się do większego domu w Waszyngtonie. Jenny była przerażona. Nowi ludzie, dom, szkoła, przyjaciele, to wszystko ją przerastało. Bała się, że zamknie się w sobie i nie będzie miała odwagi porozmawiać z nowymi rówieśnikami.
Rankiem następnego dnia, Jenny wstała w nienajlepszym humorze. Po prostu, jak mówi jej tata rano, "była nie w sosie". Była naburmuszona przez to, że właśnie dziś nastąpił ten dzień- ostatni dzień wakacji. Chciała, aby to był najlepszy ich dzień, ale nic jej nie wychodziło przez humor towarzyszący jej porannemu wstawaniu.
Zeszła na dół do salonu i jednym ruchem ręki wlała mleko do miski. Po chwili zjawiło się jej rodzeństwo, które pokłóciło się o to, kto pierwszy nalewa sobie mleko. Jenny nie zwracała na nich uwagi, bo wiedziała, nie warto psuć sobie jeszcze bardziej nastroju. Wsypała płatki i zabrała się za ich jedzenie. Wstała, odłożyła miskę i strasznie smutnym, powolnym krokiem udała się do pokoju na piętrze. Jej kroki rozchodziły się po całym domu (dziwnie głośno jak na to, że szła w skarpetkach). Ubierała się oryginalnie (co juz wiecie) dlatego dziś też nie mogło być inaczej. Założyła białe sznurowane glany, krwisto czerwone rajstopy, granatową bluzkę z ogromną białą kokardą i upięła włosy w rozczochranego koka. Teraz, gdy dziewczynka się ubrała, wreszcie mogła zacząć spełniać zaplanowane rzeczy na ten ostatni dzień wolnego.
Na pierwszym miejscu listy było przygotowanie się na jutro (tata Jenny preferował zasadę "najpierw obowiązki potem przyjemności"). Zaczęła od przygotowania jak zwykle oryginalnego stroju galowego. Wybrała czarną spódnice z liliową kokardą po prawej stronie i białą koszule w żółte grochy. Dobrała do tego też buty w kolorze kropek na bluzce. Przygotowany strój odwiesiła do szafy i spojrzała na listę książek by upewnić się czy wszystkie już zakupiła.
-Teraz czas na przyjemności - pomyślała Jenny.
Lecz w tej chwili wparowała jej mama i powiedziała dysząc:
-Jenny córeczko biegnij, biegnij szybko do Biedronki!!!!!!
MASŁO się skończyło!!!-krzyknęła
Dziewczynka spojrzała na nią dziwnie i miała już ochotę powiedzieć "czyś ty zwariowała? Mam wezwać karetkę?" lub coś w tym stylu. Lecz powstrzymała się szybko. Wiedziała, że jej rodzina ma lekkiego bzika, ale czegoś takiego, to jeszcze nie widziała.
- Spokojnie mamo już idę po to masło.-odpowiedziała Jenny na ten dziwny rozkaz.
- Tylko się pośpiesz, ciasto muszę upiec. Goście idą.
- Jacy goście? Co? Jak?- wydusiła zaniepokojona dziewczyna.
- No tak. Sąsiedzi z nowego domu, do którego się przeprowadzamy. Zauważyli bus przeprowadzkowy w domu obok i byli ciekawi, kto się wprowadza, więc ich zaprosiłam-odpowiedziała z uśmiechem na pytanie córki.
Jenny wiedziała, że to wydarzenie przekreśla jej plany na dzisiejszy dzień, więc jeszcze bardziej posmutniała. Nie kłócąc się z mamą, poszła do sklepu.
Wracając, spotkała swoją koleżankę z domu obok i przegadała z nią całą drogę powrotną. Wspominały, jak bawiły się na osiedlowym placu zabaw. Koleżanka Jenny, Wanda, mówiła, że będzie za nią bardzo tęsknić. Przed samym domem obie wypłakały litry łez. Obiecały, że będą się spotykać co jakiś czas i nawet jak poznają inne koleżanki to i tak o sobie nawzajem nie zapomną. Jenny weszła do domu cała zapłakana i położyła kostkę masła na blacie kuchennym. W salonie rodzeństwo jak zwykle biło się na poduszki. Wdrapała się po schodach do pokoju, ale nie była tam długo, ponieważ usłyszała głośny trzask dobiegający z dołu. Szybko zbiegła po schodach. W salonie zobaczyła dwie mordki podobne do pyszczka zmokłego kundelka i rozbity ulubiony wazon mamy ozdobiony w liliowe kokardki z bibuły. Po chwili wparowała mama z krzykiem.
- Co tu się dzieje? O boże mój wazon!!! Co wyście zrobili gamonie?! - krzyczała mama na rodzeństwo bohaterki.
Jenny nie chciała dłużej się temu przysłuchiwać i poszła na górę do pokoju. Wiedziała, że zaraz będą goście i musi posprzątać pokój (No przynajmniej ogarnąć). Po męczącej godzinie walki z poduszkami, porozwalanymi ciuchami po dywanie i stertą talerzy wniesionych miesiąc temu do pokoju była już gotowa na przyjęcie nowych sąsiadów - państwa Smith. Teraz miała chwile dla siebie, której tak wyczekiwała. Miała plan by porobić coś co jest związane z jej pasją, czyli pisaniem, ale była już tak zmęczona po walce z brudem i kurzem, że do przyjazdu gości spała.
Obudził ją dzwonek do drzwi oraz darcie się siostry " idą goście, idą goście!". Wstała z łóżka i zeszła na dół, by się przywitać. Gdy była już na dole ujrzała panią Ingę i pana Remunda. Ich imiona wydawały jej się trochę dziwne, ale przecież kiedyś napewno się przyzwyczai. Miała nadzieje, że wypadnie jak najlepiej (wkońcu to nowi sąsiedzi).
- Dzień dobry pani Stringe.
Dzień dobry Ramsusie. - przywitała się z gośćmi. Niestety dopiero po chwili zrozumiała co do nich powiedziała.
- Czy ty se robisz z nas żarty młoda damo!?!? Co to ma znaczyć jak pani, panno Maggie wychowała swoją córkę?!!!
- Aale ja przepra...-nie zdążyła dokączyć Jenny
- Proszę mi nie przerywać, co to za maniery.
Mama dziewczynki wlepiła w nią swój wzrok, który mówił sam za siebie. Odrazu było widać, że jest strasznie zła. Jenny wiedziała, że nie będzie to zbyt miła kolacja. Chciała dobrze, a wyszło jak zwykle...
Jak już naburmuszeni i zniesmaczeni goście po rozmowie z rodzicami bohaterki zasiedli do stołu, mama podała pyszny tort truskawkowy z bitą śmietaną. Jenny poszła do kuchni po talerzyki. Idąc potknęła się o własne nogi i upuściła dwa z nich. Pani Inge buchnęła tylko " niezdara" i spojrzała na nią z pogardą.
- to jeszcze zniosę. Tylko niech oni już idą!!!- pomyślała dziewczynka
Teraz każdy już jadł ciasto i delektował się jego smakiem. Wszystko było już dobrze, do czasu, gdy kokarda ze spódnicy Jenny nie zahaczyła o obrus. Dziewczyna tego nie zauważyła i wstając by odnieść talerze pociągnęła ze sobą wszystko, co było na stole. Brudząc przy tym panią Inge bitą śmietaną ( myślę, że jej sukienka od sławnego projektanta już się nie dopierze). Pani Inge oburzyła się i wyszła z domu zatrzaskując drzwi. Kiedy mama posprzątała po tym wypadku, strasznie nakrzyczała na Jenny. Dziewczyna umyła się i postanowiła, że odrazu zaśnie. Tak się stało.
W ten sposób dzień, który miał być idealny, zamienił się w koszmar.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top