Rozdział 6
-Zane-
Przez chwilę obserwowałem zamieszanie na plaży, ale po chwili odpłynąłem i wróciłem do domu, który mieścił się w podwodnej jaskini. Spotkałem tam swojego ojca.
-Zane, gdzieś ty był? - odezwał się zdenerwowany.
-Przy plaży.
-Widziałeś ile tam Łowców? Któryś mógł cię zobaczyć.
-Nic mi nie jest.
-Masz ranę na ramieniu - trafnie zauważył.
-Skaleczyłem się o skałę. Czemu się tak denerwujesz?
-Czy dociera do ciebie jak bardzo ryzykujesz pojawiając się na powierzchni? Twoja matka zrobiła wszystko żebyś był bezpieczny i uwierzyli, że wybili wszystkich, a ty chcesz to niszczyć przez zwykłe zainteresowanie?
-Przytaczasz ten sam argument za każdym razem. Nie jestem dzieckiem, dam radę. Poza tym nie wszyscy ludzi są źli.
-Skąd możesz wiedzieć? - spytał i zmrużył oczy.
-Poznałem Mistrzów Żywiołów.
Wyraz na twarzy ojca zmienił się w zaskoczenie.
-Co ci powiedzieli?
-Że mógłbym zostać Mistrzem Lodu. Odmówiłem.
-A powinieneś był się zgodzić.
-A granica ląd-morze?
-Myślę, że to nie ma znaczenia.
Ojciec wypłynął z jaskini. Wrócił parę chwil później.
-Uciekaj! - krzyknął spanikowany.
-Dlaczego?
-Znaleźli nas Łowcy!
-Nie zostawię cię samego - pokręciłem głową.
-Nie masz wyboru! Możesz uratować ze swoją mocą inne kolonie - złapał mnie za ramiona. - Twoja matka by tego chciała. Uciekaj i nie martw się o mnie.
-Uważaj na siebie. Spotkamy się jeszcze.
-Na pewno. Uciekaj! JUŻ!
Wypłynąłem prędko z jaskini. Mijałem syreny i trytony pływające wokół w amoku.
-MOJE DZIECKO! - rozpaczliwy wrzask jednej syren sprawił, że odwróciłem się i zobaczyłem jak wokół niej unosi się krew. Trzymała coś. Niedaleko był nurek z harpunem. Było ich więcej. Wojownicy przegrywali. Nie potrafili ochronić koloni. Ginęli cywile. Niewinni cywile, ale Łowcy nie mogli słyszeć naszych krzyków i rozpaczy. To nie były dźwięki, które mogli wyłapać. Widzieli, że poruszamy ustami, ale traktowali nas jak zwierzęta. Jeśli nie gorzej. Ruszyłem przed siebie zanim zauważyli mnie.Nie wiedziałem w którą stronę płynąć. Nie odwracałem się tylko brnąłem przed siebie. Wypłynąłem głębiej w morze, ale w pewnym momencie zatrzymałem się. Było cicho. Tak cicho. Przede mną rozciągał się bezkres wód. Powinienem wrócić tam i pogadać ninja, ale było za wcześnie. Mogli mnie złapać i zabić albo gorzej.
Mogłem mieć nadzieję, że mój ojciec przeżył. To mi zostało, nadzieja. Postanowiłem wrócić rano i znaleźć tych, którzy zwali się Obrońcami Ninjago. Zacisnąłem pięści. Moja nienawiść do Łowców wzrosła sześciokrotnie, o ile to było możliwe.
-Silvianes-
Tak jak Ninja obiecali, oddali moje ubrania i jak się okazało zemścili się w dość szczeniacki sposób, ale jednak na ,,kochanym" lekarzu, który zrobił mi krzywdę. Odkryli, że mieszka w tym miasteczku i obrzucili jego dom papierem toaletowym i zostawili obrzydliwą niespodziankę na wycieraczce pod drzwiami oraz na samochodzie.
Uzupełnialiśmy zapasy na Perle, ponieważ Sensei uznał, że nie możemy tu długo zostać. Był jednak jeden problem i nazywał się Zane. Jeśli polecielibyśmy w głąb lądu, utracilibyśmy możliwość przekonania go. Powinniśmy powiedzieć Mistrzowi o tym kogo znaleźliśmy, ale jednak nie chcieliśmy łamać słowa. Zamiast tego ja, Cole i Jay wyrzucaliśmy śmieci, a w tym czasie Lloyd, Kai i Nya załatwiali potrzebne zakupy. Z kolejnych wieści Misako postanowiła do nas dołączyć z zapasem herbat do Sensei'a. Matka Lloyd'a była kobietą za którą średnio przepadałam. W stosunku do mnie była nieco nad opiekuńcza. Podobnie było z Lloyd'em, ale tutaj da się to zrozumieć, to w końcu jej syn, ale ja nie byłam jej córką.
Zabierałam się za wyniesienie kartonu na zewnątrz, ale pojawili się Jay i Cole.
-Wiesz, wezmę to od ciebie - odezwał się Cole.
-Poradzę sobie. Nic mi nie jest.
-Ale lepiej nie wychodź na zewnątrz - odezwał się Jay.
-Dlaczego? - zapytałam zdziwiona.
-Zaufaj swoim braciom i nie rób tego - dodał Cole i zabrał mi karton.
-Co chcecie ukryć?
Zablokowali mi wyjście. Użyłam mocy i odsunęłam ich. Wyszłam na zewnątrz, a tam od razu wyczułam unoszący się zapach krwi. Spojrzałam w stronę morza i zasłoniłam usta ręką. Fale wyrzuciły na brzeg mnóstwo martwych trytonów i syren. Łowcy powoli zbierali ten bałagan do czarnych worków. Łzy mi napłynęły mi do oczu. Ktoś złapał mnie za ramię.
-Jak można coś takiego zrobić?
-Zapytaj Łowców - westchnął Jay. - Dlatego nie chcieliśmy żebyś to oglądała.
-A co z Zane'em?
Starałam się nie dopuścić do siebie myśli, że coś mogło mu się stać, ale oczami wyobraźni widziałam go leżącego między martwymi ciałami innych istot.
-Nie widzieliśmy go. Może udało mu się ucieć - Cole położył dłoń na moim ramieniu.
- Powiedzmy Mistrzowi o Zane'ie - zaproponował Mistrz Piorunów. - On może być gdzie w pobliżu. Nawet ranny. Nie zostawimy go przecież na ich pastwę.
-Nie możemy, ale co zamierzasz zrobić z faktem, że ma ogon. Trzeba być ślepym żeby nie zauważyć - dodał Mistrz Ziemi.
-Ale Mistrz ma te różne herbaty, może któraś pomoże. Silvianes przecież tobie jakąś podawał.
-To było siedem lat temu.
- Osiem - poprawił mnie czarnowłosy.
-Nieważne. Ja nawet nie pamiętam jej smaku. Pamiętam, że bolało. Najpierw to obgadamy z Kai'em i Lloyd'em, a potem coś postanowimy.
Zabraliśmy się za wynoszenie reszty śmieci z Perły. W tym czasie wrócili pozostali ze skrzyniami z zapasami. W noszeniu pomagali im okoliczni mieszkańcu. Godzinę później Perła była gotowa do odlotu, ale Jay uszkodził silnik żebyśmy nie mogli odlecieć. Zrobił to celowo. W ostateczności chcieliśmy okaleczyć kogoś z nas.
Zdecydowaliśmy przyznać się do kłamsta, jednak to musiało chwilę poczekać przez pojawienie się Misako z naszym Mistrzem. Weszli na pokład pogrążeni w rozmowie, ale przerwali kiedy tylko archeolog zobaczyła Mistrza Energii. Szczęśliwa matka wyściskała Lloyd'a, który z ogromnym rumieńcem starał się odsunąć od kobiety. My tylko staliśmy z tyłu próbując pohamować śmiech.
-Mamo wystarczy już. Przestań mnie kompromitować - Zielony ninja wyglądał jakby miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zwłaszcza po tym jak ucałowała jego policzki. Kolor ich przybierał teraz odcień stroju Kai'a.
-Mamo. Nie wiem czy wiesz, ale Silvianes ostatnio trochę schudła - odezwał się patrząc na mnie. Wykorzystał to, że Misako zachowuje się wobec mnie jakbym była biedną sierotką. Sprytne posunięcie żeby puściła go, ale gorzej dla mnie.
Misako podeszła do mnie i zaczęła mi się przyglądać.
-Faktycznie troszkę zmizerniałaś. Poprawimy to - poklepała mnie po policzku.
-Misako... Nie jestem dzieckiem i nie jesteś moją matką.
-Tak, tak. Pilnowaliście jej? - spojrzała na pozostałych ninja.
-Oczywiście - odezwali się z uśmiechem.
-To dlaczego tak wychudła? - spytała uważnie na nich patrząc. - Skóra i kości. Rozmówimy się później.
Weszła do środka, a ja spojrzałam wściekła na Lloyd'a.
-Musiałeś akurat powiedzieć, że wychudłam?
-Nie przesadzaj. Ciebie przynajmniej nie przytula jakby chciała cię udusić.
-To twoja matka, która traktuje mnie jak biedną sierotkę.
Lloyd wzruszył ramionami i chciał coś powiedzieć, ale usłyszeliśmy jednego z Łowców. Spojrzeliśmy w jego kierunku.
-ZBIERAĆ SIĘ! TAM JEST JESZCZE JEDEN! - wskazał w stronę morza. - O KURWA! TO DOLFIANIN.
Spojrzeliśmy po sobie i wbiegliśmy do środka z jednogłośnym krzykiem:
-SENSEI!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top