Rozdział 2
-Wypijmy za Kai'a i jego dzisiejszy chrzest - Cole uniósł do góry butelkę z piwem.
Picie na plaży w środku nocy. Co może pójść nie tak? Odpowiedź jest jedna. Wszystko, ale to dosyć miłe zakończenie dnia.
-Bardzo zabawne, a co gdybym się utopił albo nie złapał koła? Ale najgorsze i tak się stało, zniszczyliście mi fryzurę.
-Nie bądź baba - Jay szturchnął go w ramię i pociągnął zdrowego łyka z butelki.
-Wiesz ile ja nad tym pracowałem?
-Dwie godziny - odezwałam się. - Dwie godziny każdego ranka, dzień w dzień musimy słuchać jak opisujesz układanie swoich włosów. Może się nie zorientowałeś, ale robisz to na głos. Zupełnie jakbyś prowadził bloga o modzie.
-Przesadzasz, poza tym to ty śpiewasz pod prysznicem - odbił piłeczkę.
-To twoja siostra - wskazałam na nieprzytomną dziewczynę. Przytulała do siebie butelkę po piwie, a twarz miała całą w męskich narządach płciowych.
-Miała dostać bezalkoholowe - odezwał się nagle Mistrz Ognia.
-I dostała, patrz na butelkę - Cole wskazał na trzymaną przez nią butelkę. - Lloyd?
-Podkablowała, że tą kolekcję porcelany to ja tylko mokrą szmatką przetarłem zamiast użyć specjalnego płynu. To jest zemsta - odpowiedział niewzruszony.
-A kto jej pomazał twarz? - spytałam i wtedy nagle wszyscy zaczęli udawać, że etykiety na butelkach są ciekawsze. - Nawet ty Kai? Swojej siostrze?
-Oj bo rzadko trafia się taka okazja. Ej, a może by tak - podniósł z piasku puszkę po pasztecie i nabrał do niej wody z morza. Zauważyłam, że użył swojej mocy. Czy on zamierzał? Nie... Podszedł do Nyi i zanurzył jej dłoń w puszczce. Pokręciłam tylko głową.
-To działa! - ucieszył się Mistrz Ognia. Panowie zaczęli się śmiać, a ja przewróciłam oczami.
-Bardzo dojrzałe, pogratulować - zaczęłam bić im ironicznie brawo.
Wstałam z kłody na której siedziałam i ruszyłam brzegiem.
-Silvia? Gdzie idziesz?! - krzyknął Jay.
-Polatać! - odkrzyknęłam do nich.
-Połatać? - zdziwił się Lloyd. - Co ona chce łatać?
-Ona powiedziała pomacać - powiedział Mistrz Ognia pewnym siebie tonem. - Jak chcesz coś pomacać to jestem chętny!
Chciałam zdjąć bluzę, ale koło mnie przeleciał trójząb.
Ninja jak na zawołanie się podnieśli. Z wody wynurzały się powoli trytony.
-Możecie się zamknąć?! - krzyknął. - Od pół godziny śmiejecie się tak, że sto mil morskich dalej was słychać.
-Ej, ej. Jesteście syrenami, więc to co się dzieje na lądzie powinno was gówno obchodzić - odezwał się Lloyd.
-Petro patrz jaki bezczelny. Podaj mi trójząb.
W tym momencie oberwał czymś w głowę. Odwrócił się za siebie.
-Co do? Tam jest, gonimy go!- wskazał na jakiś kształt. -A wy zamknąć się, bo ten trójząb to wam wszystkim w dupę załaduję.
-To piwo było zdecydowanie za mocne - Kai spojrzał ze strachem na butelkę trzymaną przez siebie.
- Zawijamy się? - spytał niepewnie Mistrz Piorunów.
-A jak myślisz? Z resztą rano trening. Co jest jutro? - spytał mistrz Ziemi zbierając butelki.
-Czwartek - odparłam patrząc się w stronę morza.
-A nie środa? - zdziwił się zielony ninja.
-Dzisiaj środa. Jest po północy.
-Wyczytałaś to z gwiazd? - Jay podszedł do mnie i spojrzał w tym samym kierunku.
- Mam zegarek.
Zaśmialiśmy się razem i pozbieraliśmy swoje rzeczy, a następnie wróciliśmy na Perłę. Dopiero kiedy byliśmy już w łóżkach, Cole zadał jedno pytanie:
-Czy my zostawiliśmy na plaży Nyę?
-Chyba tak, ale sama powiedziała, że jak się upije to sobie poradzi bez naszej pomocy - odparł Jay.
-Czyli możemy spać spokojnie - odetchnął głęboko Mistrz Ognia. - Och, jasne cholera. Czy ktoś może zrobić pranie? Ta kupka brudów strasznie capi.
-Przeszkadza to wypierz - zarechotał rudowłosy.
Użyłam swojej mocy przez co zawiał delikatny wiatr w stronę łóżka Jay'a.
-Silvianes! - krzyknął wkurzony.
-To nie ja. To tylko przeciąg - zachichotałam.
-Jasne jasne. Ja wiem jak wygląda przeciąg - warknął do siebie. - Pieprzona Mistrzyni Powietrza. Co to za żywioł?
-Przymkniecie się wreszcie?! - krzyknął Lloyd. - Pół nocy pieprzycie bez sensu, a potem narzekanie na niewyspanie.
-Język - upomniał go Cole. A my zaczęliśmy na nowo się śmiać. Po głupawce, która zdawała się trwać wieczność w końcu usnęliśmy. Jak zawsze na noc otulałam się skrzydłam w taki jakby kokon. Czułam się wtedy bezpiecznie. Zdawało mi się, że zamknęłam oczy tylko na chwikę, a już usłyszałam gong Sensei'a i jego wołanie.
-Wstawać, wstawać skowroneczki. Nie śpimy. Zapowiada się piękny dzień. Zapraszam na bieganie po plaży. Za pół godziny na pokładzie, każda sekunda spóźnienia to dodatkowe kółko.
Wyszedł, a ja podniosłam się i spojrzałam na chłopaków, którzy nawet się nie podnieśli.
-A wam co jest?
-Kac - jęknęli wspólnie.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zobaczyłam puste półki. A zaraz potem ciche śmiechy chłopaków.
-Bardzo, ale to bardzo zabawne - odwróciłam się do nich. - Myślałam, że dojrzeliście. Ale pamiętajcie, że się zemszczę za to.
Wyciągnęłam pasek, chyba jedyną część garderoby, którą mi zostawili poza bielizną. Otworzyłam szafy wszystkich ninja.
-Co ty robisz? - spytał Kai.
Nie odpowiedziałam tylko zabrałam spodnie i nową bluzę Cole'a. Pobiegłam szybko do łazienki i zamknęłam drzwi.
-Silvianes nie żartuj sobie! - krzyknął Mistrz Ziemi waląc w drzwi.
-Brałeś w tym udział?
-No tak.
-Więc dzisiaj pożyczam twoje ubrania! Jak to było? Jeden za wszystkich wszyscy za jednego. Chciecie mieć wojnę ze mną to proszę bardzo.
Usłyszałam jak odchodzi, a ja oparłam się o drzwi i uśmiechnęłam szeroko. Zapowiadał się ciekawy dzień. Ukryłam swoje skrzydła, a następnie przebrałam się w ubrania Cole'a i założyłam pasek żeby mi spodnie nie spadały. Wzięłam jeszcze żel Kai'a i schowałam go w szafce za papierem toaletowym. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się niepewnie po korytarzu. Było pusto. Przekradłam się na pokład i stanęłam przy maszcie. Sensei już wyszedł ze swoim zegarkiem. Spojrzał na mnie i wydawało się, że chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Kilka minut później pojawili się panowie.
-W ostatniej sekundzie, ale mogliście być wcześniej - stwierdził chowając zegarek.
-Ktoś mi zawinął żel do włosów - odezwał się wkurzony Kai i spojrzał na mnie. - Zabije cię.
-Sami chcieliście wojny - wystawiłam do nich język.
-Później rozwiążecie swoje problemy, teraz biegacie wzdłuż plaży.
-Ale tam żyją rekiny - Mistrz Ognia spanikował. - Wczoraj widziałem jednego.
-Nie wymyślaj. Tak blisko brzegu nie ma rekinów - odezwał się Jay.
-To co ja wczoraj widziałem? Delfina?
-Pewnie krewetkę - zadrwiłam.
-Cisza! Na plażę i biegać, bo inaczej trening do wieczora.
-Jak długo? - dopytał Lloyd.
-Kiedy powiem dość.
Jęknęliśmy zgodnie i ruszyliśmy na plażę. Dopiero zaczynało świtać i było jeszcze chłodno.
-Zane-
Koło świtu wróciłem w okolice tamtej plaży. Zgubiłem tamtych niby strażników od grupy, która bawiła się na plaży. Mogłoby dojść do niepotrzebnej rzezi. Wojna między ludźmi, a nimi mogłaby być niebezpieczna. Spojrzałem na plażę, biegało po niej dokładnie to samo towarzystwo, któremu wczoraj pomogłem. Przyglądałem się niemu z zainteresowaniem. Zwłaszcza dziewczynie. Zsunąłem się ze skał kiedy podbiegli bliżej mojej kryjówki. Zatrzymali się.
-Mówię wam, że to rekin. Było duże i przepłynęło tuż koło mnie.
Poznałem po głosie, że to był ten sam chłopak, który został zrzucony do wody. Przepłynąłem dość blisko, ale żeby mnie nazywać rekinem. Prędzej delfinem. Dziewczyna weszła na skały. Spróbowałam się po cichu przekraść żeby mnie nie zauważyli.
-Jeśli to był rekin to ja równie dobrze mogę być gołębiem.
Dziewczyna poślizgnęła się i z krzykiem poleciała na dół. Prosto w moje ramiona. Złapałem ją, a ona w szoku patrzyła na mnie. Wydukała tylko dziękuję i spojrzała mi w oczy. Przez chwilę miałem wrażenie, że tonę. Miały piękny odcień hebanu.
Ave Arbuzy, chwała i szmata witam ponownie xd Jestem z siebie dumna, że w końcu to ruszyłam. Poprawiałam chemię i o dziwo wyszło mi dobrze, dlatego chwała xD. A szmata jest za biologię, niestety. Wystarczy, że nie napisze się dlaczego albo użyje się złego słowa od orazu 0 punktów, ale cóż takie życie.
Adiós
Ps Wszyscy którzy dostali w tym lub zeszłym tygodniu szmaty, łączmy się w bólu!
Ps 2 Satisfied is the best song from Hamilton xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top