Rozdział 1-Początek
-O co wam chodzi?! Co wy ode mnie chcecie?-spytalam Panią doktor, która stała tyłem do mnie
-Dowiesz sie w swoim czasie.-odpowiedziała. Odpowiedz ta wcale mnie nie zadowoliła- Igor, Ryan!- zawołała Ingrid, a ci odrazu przybiegli jak posłuszne i wytrenowane zwierzęta- jedziemy po odbiór pewnej rzeczy. Chloe zostanie z Victoriią. Chodźcie.- powiedziała i wyszli z posiadłości, aby wejść do auta i odjechac.
Miałam na sobie kajdanki, które założył mi mój własny chłopak. Nie wiem co w niego wstąpiło, ale jak go znam to tak by nie zrobił. To samo Chloe. Znamy sie od 10 lat a teraz jest przeciwko mnie.
-Ej Chloe?- zapytałam
-Tak?-uff ,odpowiedziała
-Jesteśmy przyjaciółkami od kilku lat. Co w ciebie wystąpiło. Wiem, że taka nie jesteś Chloe. Proszę pomóż mi się uwolnić. Ucieknę a potem po was wrócę.- mam nadzieje, że się zgodzi. Nie wiem co im zrobiła za zołza.
-Dobra pomogę ci. Daj ręce- wykonałam to o co prosiła a po chwili nie miałam już kajdanek na nadgarstkach- oni zaraz wrócą Victoria. Masz mało czasu. Bardzo mało. I przepraszam za wszystko. To Ingrid nam coś wstrzyknęła i dlatego tak się zachowujemy. Powodzenia mała- powiedziała po czym przytuliła mnie.
-Dziękuję. Dozobaczenia.
Teraz tylko uciec. Dobra może przez płot. Zaczęłam biec przez trawę, która dopiero co zaczęła rosnąć. Miałam już wspinać się na płot, lecz samochód z Panią doktor,Igorem i Ryanem zaczął się zbliżać. Została mi jedna droga. Nie znam jej i nigdy tam nie byłam. Nie mam pojęcia gdzie prowadzi,ale wole to niż umrzeć. Pobiegłem w przeciwną stronę i teraz wszędzie wokoło widniał tylko ciemny i gęsty las. W oddali słychać było odgłosy zwierząt zamieszkujące te tereny leśne. Ścieżka pokryta była kaminiami pomiędzy którymi wyrastały małe chwasty. Co jakiś czas przy drodze znajdowały się stare, zardzewiałe latarnie. Nikogo nie było. Szłam sama przez co wszystko zdawało się jeszcze straszniejsze.
Niebo zaczęło się robić coraz ciemniejsze, ale na szczęście z oddali zobaczyłam mały domek. Chatka ta zbudowana była z drewna a z komina wylatywał szary dym. Nie do końca wiedziałam czy się tu zatrzymywać. Myślałam nad tym chwile i gdy upewniłam się, że żaden z porywaczy mnie nie szuka postanowiłam zapukac do drzwi. Po chwili usłyszałam kroki osoby zbliżającej się w moją strone. Otworzyła mi starsza pani o brązowych włosach lecz z kilkoma siwymi pasmami.
-Witaj dziecko. Co Cię tutaj sprowadza?- spytała niepwnie, lecz w ostateczności uśmiechnęła się do mnie szczerze.
-Dziendobry Prosze Pani. Uciekam przed kilkoma osobami, lecz to długa historia. Chciałam zapytac czy mogłabym zostać na jedną noc a jutro wyruszyć dalej. Pomoże mi pani?- spytałam ją i mając nadzieje, że się zgodzi.
-Hmm, dobrze zostań. Ale jest jeden warunek.
-Jaki?-spytałam zaciekawiona
-Zjesz ze mną kolacje-powiedziała po czym zaśmiała się.
Wieczór mija nam bardzo miło. Jak się okazało pani na imie miała Anna i mieszka sama od śmierci męża. Nie pytałm o szczegóły, ponieważ nawet tak nie wypada. Na kolację podała pyszne i słodkie naleśniki z nutellą. Najadłam się jak nigdy i równocześnie zasłodziłam i miałam dosyć na wieki. Siedziemy razem już do 22 więc chyba wypada iść spać. Jutro rano wstaje o 8 to trzeba się wsypać.
-Dziękuję za miły wieczór Anno. Naleśniki też były przepyszne, lecz musze iść spać żeby rano wstać bez problemów.
-Jasne dziecko. Prosto i w prawo. Znajdziesz tam swój pokój. Dobrej nocy-powiedziała po czym zniknęła w swoim pokoju.
Mój był bardzo ładny. Widniały tam zdjęcia, chyba wnuków Anny z jej mężem. Wygląda na bardzo sympatycznego człowieka. Szkoda, że go nie poznam. Obok zdjęć znajdowała się szafa z której,jak to pani mówiła, mam sobie wziąść ubrania na droge. Spakowałam 5 bluzek, 2 pary spodnie,spodenki,bluzę,kurtkę oraz świeżą bieliznę którą akurat dzisaj kupiła. Nie była babcina. Wręcz przeciwnie. Następnie przebralam w zwykły t-shirt i dresowe spodenki i położyłam się do łóżka. Po chwili myślenia wyłączyłam lampkę i w pokoju zapanowała ciemność, lecz przez okno wylatywało piękne światło księżyca. Ciekawe jakie przygody przyniesie mi kolejny dzień. Może znajde większa wioske niż jedna chatka. Jutro musze wypytać Anne, czy daleko jest wioska lub miasto. Jeśli kiedyś tu wrócę to napewno odwiedzę tą miłą staruszke, która dała mi pomoc wtedy gdy potrzebowałam. Nie każdy postąpiłby podobnie. Podczas myślenia nad wszystkim co się zdarzyło i ma się zdarzyć zasnęłam....
Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Bardzo nie chciało mi się wstawać, ale niestety musiałam. Usiadłam na łóżku, ubrałam skarpetki i buty po czym wyszłam z pokoju. W kuchni stał Anna robiąca śniadanie.
-Witaj Anno
-Cześć Victoria. Chcesz jajecznicę? Specjalnie wstałam żeby ci ją zrobić-spytała mnie z uśmiechem kobieta
-Pewnie, że zjem. Przede mną długa droga. Musze się najeść na zapas-odpowiedzialam a kobieta zaczęła mi nakładać sporą dawke jajecznicy.
-Prosze-powiedziała i podała mi talerz z zawartością, którą napewno się najem.
Śniadanie było bardzo dobre i chciałabym zatrzymać się tutaj na dłużej,ale wtedy ludzie którzy chcą mnie znaleźć,zrobiliby to z łatwością.
Umyłam talerz i poszłam do pokoju gdzieś wzięłam szybki prysznic,spakowałam rzeczy,przebrałam się w odpowiedni strój i uczesałam włosy, które spiełam w kucyka. Poszłam pożegnać się z Anną, która akurat stała na werandzie.
-Anno bardzo dziękuję za nocleg oraz całą pomoc. Miło było Cię poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy-powiedziałam z uśmiechem, lecz w głębi duszy było mi smutno zostawiać tą starszą Panią.
-Też mam taką nadzieję Victoria. Dozobaczenia-powiedziała i przytuliła mnie. Odwzajemniłam to i poszłam w strone dróżki. Mam nadzieje, że znajde wioske lub miasteczko w którym będę mogła się zatrzymać. Jedzenia mi nie brakowało, wody chyba też mi starczy. Zatrzymałam się na chwile i odwróciłam się w stronę domku, aby ostatni raz pomachać do Anny.Znów ten sam las, kolejne godziny w samotności....czas zacząć przygode.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest pierwszy rozdział! Mam nadzieję że się podoba❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top