12
- Dziewczyno, co ty robisz? - krzyknął Minho zbierając mnie z podłogi.
- Zostaw! - warknęłam, a moje tęczówki poczerwieniały. - Masz otworzyć skrzynię, rozumiesz?!
Minho gwałtownie się odsunął szukając pomocy.
Miała szczęście. Gdybym mogła podnieść się z ziemi rozszarpałabym go na strzępy.
- Zuza, nie jesteś sobą - odparł próbując zachować naturalny ton głosu.
- Do purwy nędzy! Słyszysz mnie?!
Wrzasnął, a w tym samym momencie do środka wbiegło kilku streferów.
Rozglądnęli się po pomieszczeniu a widząc mnie leżąca na środku z zakrwawionymi oczami lekko drgnęli w tył.
Z pewnością Minho miał rację. Zmieniłam się w potwora.
Wystarszona reakcją innych na mój widok podparłam się łokciami o ziemię i drążyłam ją wzrokiem.
Coś tu było nie tak. Jedno użądlenie nie wywołałoby, aż takiej reakcji. Przynajmniej nie w takim tempie.
Wzięłam głęboki oddech i starałam się uspokoić.
Rażący odcień moich tęczówek zbladł pozostawiając po sobie drobne ślady w postaci mikroskopijnych, pojedyńczych kropeczek.
- Minho.. - odezwałam się nie odrywając wzroku od podłoża.
Azjata podniósł głowę czujnie mi się wpatrując.
- To ja - dokończyłam ciesząc się, że wróciłam do "naturalnej mnie".
- Chyba będzie bezpieczniej, jeśli zostaniesz u Plastra - stwierdził bez cienia emocji, po czym zwrócił się do streferów. - Zabierzcie ją do szpitala. Poleży tam kilka godzin i wtedy zobaczymy co dalej.
Mówił o mnie, jakbym była zepsutym przedmiotem. Cząstka zła, którą należy wytępić. Chciałam coś odpowiedzieć. Przeciwstawić się podjętej przez niego decyzji.
Na próżno. Zchowałam głowę w dłoniach i zacisnęłam powieki. Tylko tyle mogłam zrobić.
Strefer podniósł mnie wywołując ból w prawym boku, ale zignorował moje sygnały i szedł dalej we wskazane miejsce.
Pewnie chciał mnie odnieść, puki nie zwariuję na nowo. To nie była jego wina. Sama spodziewałam się kolejnego APUB (ataku po użądleniu buldożercy).
Łóżko w rogu, jakby czekało na mój wielki powrót po raz trzeci.
Tym razem całkiem opadłam z sił a moim jedynym marzeniem był głęboki sen.
Sen o moim domu.
Strefer bez słowa opuścił szpital posyłając mi wystraszone spojrzenie.
Przecież ja nie gryzłam. Jeszcze...
Chwilę później Plaster powitał mnie niosąc stosik bandarzy i małą strzykawkę.
Musiałam być przygotowana na najgorsze.
Sprawnie odwinął mi stare zabandarzowania. Moim oczom ukazała się gnijąca rana, która dosłownie wyżerała mnie od środka.
- Myślę, że twoje nogi to najmniejszy problem - jęknął nalewając na wacik odrobinę zielonej mazi. - Może nawet jutro ci się polepszy, za to twoja rana.. - przerwał widząc jak zwijam się z bólu, ponieważ maść dostała się pod skórę nieprzyjemnie parząc obolałe miejsce. - Cóż, będzie trzeba oszczędzać siły i często obmywać.
Jeśli miałam jeszcze kiedyś wbiec do labiryntu i odnaleźć wyjście, to na pewno miałabym czas na obmywanie, nie wspominając o wysiłku. Gdybym wlokła się z tyłu, Minho zabiłby mnie wyświadczając przysługę buldożercy.
- Powiesz mi coś o czym jeszcze nie wiem? - prychnęłam, a Plaster zabrał się za owijanie mnie bandażami.
- Nie wyjdziesz stąd dopóki nie nabierzemy pewności czy objawy powrócą - odparł bezwiednie wzruszając ramionami. - Mimo wszystko mogłaś skończyć gorzej, w zasadzie, to Minho mógł skończyć gorzej..
- Ogej, rozumiem - przerwałam.
Dobrze wiedziałam, że od teraz stanowię zagrożenie w strefie a przebywanie w moim towarzystwie było możliwe tylko na własną odpowiedzialność.
- Prześpij się. To ci dobrze zrobi. - strefer klepnął mnie pocieszająco po ramieniu.
Zamknęłam oczy pogrążając się w marzeniach.
W sumie, to wcale nie były marzenia. To była tęsknota. Wracałam myślami w miejsce, którego najbardziej mi brakowało.
To dziwne...Po użądleniu część moich wspomnień wróciła. Jakby skrawej rzeczywistości, który miał być charakterystyczny.
W takim razie, co ja robiłam w labolatoriu?
Tworzyłam przeróżne tezy, dopóki sen sam się o mnie nie upomniał.
Nie potrafiłam określić kiedy zasnęłam.
*************************
Po raz drugi ogarnął mnie znajomy zapach kwiatów. To wystarczyło, żeby wiedzieć gdzie się znajduję.
Pamiętając, w którym miejscu trzymałam swój stary pamiętnik sięgnęłam pod szafę. Zniszczony zeszyt w różowej oprawce przeszedł każdą możliwą furię, rozczarowania i euforie.
Tak to już bywa z pamietnikami. Opisują twoje życie nie tylko w środku, bo, po zniszczeniach na okładce można było wyczytać połowę ważnych dla mnie wydarzeń.
Otworzyłam go ma pierwszej stronie znajdując datę sprzed roku.
Opuszkami palców studiowałam pofałdowane strony kartki.
Drogi Pamiętniku!
Brzmiał oklepany napis, ale charakterystyczny dla mnie.
Dzisiejszy dzień odbył się bez niepotrzebnych wrażeń i zachwytów - jednym słowem, nuda.
Codziennie szkoła, dom i spać.
Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym przenieść się do innego świata. Poznać nowe osoby i doświadczyć czegoś niezwykłego.
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby jakimś cudem spełniło się to, o czym tutaj wspominam.
Do następnego razu, Zuzia!
Zamknęłam pamiętnik myśląc nad wypisanymi słowami.
Czy właśnie miało się spełnić moje marzenie?
Pragnęłam czegoś nowego, oderwanego od monotonii... I proszę, spełniło się, ale z marnym skutkiem.
Nasilał się we mnie gniew. Co, jeśli sama byłam temu winna? Może to wszystko co jest na dalszych stronach pamiętnika też się spełnia?
Kolejny wpis był krótki i nie miał nic wspólnego z labiryntem.
Pamiętniku!
Dzień jak co dzień. Pasuje coś w końcu zmienić.
Miałam zamiar obejrzeć jeszcze kilka stron, ale moje myśli zaczęły się zalewać. To oznaczało, że wracam do strefy.
Szybko spojrzałam na następną stronę.
Pamiętniczku!
Czuję się dziwnie. Jakby ktoś mnie obserwował. Ostatnio zauważyłam, że jakaś kobieta...
Koniec. Ani słowa więcej nie rozszyfrowałam.
Żałowałam tylko, że nie mogłam wziąć go ze sobą.
_________________________
Trochę mniej o strefie, za to pojawił się ciekawy element całej układaniki.
Dziękuję wam Ameby, że w ogóle czytacie te moje wypociny. Nie wiem ile to jest warte, ale pozytywne komentarze motywują mnie do pisania dalszych rozdziałów.
Do następnego, bay! 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top