#5

POV AUDREY

Halt i Crowley zaczęli gadać o jakiś nudnych rzeczach, którepewnie kiedyś mnie zainteresują, więc zniknęłam. Postanowiłamodszukać kogoś, kogo znam. Najpierw zobaczyłam Emmę wtowarzystwie reszty moich rówieśników z dzieciństwa. Wahałamsię. Chciałam spotkac się z Emmą, ale nie zresztą. A już napewno nie z Rollanem. Nie zmienił się pewnie przez dwa i półtygodnia w Szkole Rycerskiej. Końcowo weszłam w tłum i otoczyłamznajomych z sierocińca wychodząc po ich drugiej stronie. Za plecamiRollana. Neal i Regina stali bokiem do mnie więc musiałam odrobinębardziej się skradać żeby mnie nie zauważyli. Kiedy do nichpodeszłam nie mogłam się powstrzymać od zrobienia jakiegośnumeru. Wyjęłam strzałę z kołczanu i lotką leciutko pogłaskałam Rollana trzymając się na tyle nisko, by było widaćtylko końcówkę strzały z czarnymi lotkami z białym paskiem. Zpoczątku po prostu podrapał się, a ja odsunęłam strzałę, abyjej nie poczuł. Następnie lekko dotknęłam go drzewcem, a onzłapał strzałę i pociągnął. Gdybym jej nie puściłaprawdopodobnie poleciałabym na twarz. Widząc strzałę chciał sięobrócić, ale chwyciłam jego rękę i wykręciłam na tyle żebybolało, ale nic mu się nie stało. Reszta dopiero teraz mniezauważyła.

-Audrey?-spytała z niedowierzaniem Emma. Dlaczego z takimniedowierzaniem? Nie widziałyśmy się niecałe trzy tygodnie.

-Tak to ja.-uśmiechnęłam się lekko wypuszczając Rollana zchwytu- To za „dziewczynę od krowiego łajna".-Zwróciłam siędo chłopaka po czym nadepnęłam mu na stopę-A to za „pasierbicęchłopa". Chcesz jeszcze dostać za czarownicę czywystarczy?-Rollan miał wyraz bólu na twarzy, ale udawał silnego ipowiedział jeszcze:

-To nawet nie bolało.-Na to spoliczkowałam go. Dobrze mu tak.Poczułam satysfakcję kiedy się wyrzyłam. Nie ma co jestemwrażliwa psychicznie, a teraz nareszcie mu się odpłaciłam. Miałamdość uciekania. Nareszcie byłam dumna z tego że jestem sobą.Nareszcie mogłam podnieść głowę i rzucić mu w twarz jegoobelgi. Byłam pewna siebie i byłam nieugięta. Kiedy Rollan takżepróbował mnie spoliczkować uchyliłam się. Ale potem nastąpiłwybuch osoby, którą miałam za przyjaciółkę...

-Audrey, jak mogłaś mu to zrobić?! Jak mogłaś zadać mu ból?!Obrażał cię to prawda, ale nie możesz mu się tak odpłacać!Nigdy cię to nie ruszało! A teraz go za to bijesz!-Wkurzyłam się.Jak Emma może mnie nie rozumieć? To że nic nie mówiłam, nieokazywałam nie znaczy że to mi wisiało. To bolało. Bolałobardziej niczym strzała wbita w serce, a może i bardziej. Niemogłam nic nie odkrzyknąć.

-A co miałam zrobić, co?! Stać bezczynnie do końca życia?! Toże tego nie widziałaś nie znaczy że mnie to nie ruszało! Postawsię może w mojej sytuacji! Co byś zrobiła?!

-Zmieniłaś się! On nigdy nie zadał Ci bólu! Jedynieobrażał!-odeszłam. Nie miałam do niej siły. Ona naprawdę nierozumiała że słowa też ranią. Zresztą nic dziwnego. Na zamku wRedmont wszyscy ją podziwiali. Nigdy od nikogo nie usłyszała złegosłowa. Mnie obrażano codziennie. Po za tym nikt mnie za nic niepodziwiał. Moich talentów nie mogłam rozwijać w sierocińcu. Mójgniew z każdym momentem coraz bardziej zamieniał się w smutek.Straciłam dobrą koleżankę. Ludzie są niesamowicie zdradliwi.

Postanowiłam poszukać jeszcze jednej osoby zanim wrócę do chatylub do Halta i Crowleya, a mianowicie Hannah. Znalazłam ją wpobliżu swojego domu przy stoisku z plackami. Stała akurat sama idobrze, bo nie miałam zamiaru rozmawiać z ludźmi, których nieznam. Odetchnęłam najpierw głęboko, by doprowadzić się doporządku i odrzucić resztki złości.

-Hej, Hannah.-powiedziałam i uśmiechnęłam się.

-Hej, Audrey.-odpowiedziała i odwzajemniła uśmiech.-teżweźmiesz, czy zwiadowca Halt nie zaopatrzył cie w żadnepieniądze?-zrozumiałam że chodzi jej o placki i przypomniałamsobie Halta, który dał mi dziś rano parę monet. Zrobił to zudawanym ociąganiem żebym nie wydała na jakieś głupoty, alekońcowo dał.

-Zaopatrzył.-powiedziałam po czym jedną z monet dałamsprzedawcy, który spojrzał na mój płaszcz i powiedział:

-Od zwiadowców nie biorę pieniędzy.-Halt mówił mi o takichsytuacjach i tłumaczył że w takim wypadku i tak mam daćpieniądze.

-Nie jestem właściwie nawet prawdziwym uczniem zwiadowcy. Proszęwziąć pieniądze.-powiedziałam do sklepikarza, który wydawał sięzdziwiony wieścią że nie jestem jeszcze nawet uczniem, ale wziąłpieniądze.

-Skoro tak się sprawy mają.-dał mi placek, a ja usiadłam zHannah pod gruszą.

Siedziałyśmy pod drzewem i zajadałyśmy placki. Nigdy właściwienie rozmawiałyśmy jedynie zamieniałyśmy kilka słów, gdyprzychodziłam do Wensley.

-To... Co u ciebie?-zaczęła Hannah.

-W sumie nic wielkiego. Ale dowódca korpusu przyjechał sprawdzićjak sobie radzę.

-Przyjeżdża sprawdzić każdego ucznia?-zdziwiła się Hannah.

-Wątpię. Zgaduję że chodzi o to że jestem dziewczyną.

-No, tak. Większość mężczyzn nie wierzy że jesteśmy cośwarte.-pokiwała głową Hannah.

-Ale chyba pokazałam mu że się nadaję. A co u Ciebie Hannah?

-Możesz do mnie mówić Han? Wydaję się wygodniej.

-Jasne. Han. To co u ciebie?

-Niewiele. Krowa nam się ostatnio ocieliła.-uśmiechnęła sięHan. To nas łączyło. Kochałyśmy zwierzęta.-Może pokażę Cimałego?

-Chętnie zobaczę. „Małego", czyli byczek?

-Tak, kolejny. Chodź!- Ledwie powiedziała ostatnie słowo juższłyśmy do jej domu. Na pastwisku faktycznie był maleńki byczek.Stał koło matki. Zdziwiłam się.

-Kiedy on się urodził?

-Będzie ze dwa dni. - wytłumaczyła Han.

-I już chodzi?

-Tak. Cielęta zaczynają chodzić zaraz po urodzeniu.

-Super! Nie wiedziałam.- nie skrywałam entuzjazmu. Potemsiedziałyśmy na ziemi przy pastwisku i jeszcze długorozmawiałyśmy.

Plac powoli pustoszał. Pożegnałam się z Hannah i zaczęłam iśćw stronę Wichury. Abelarda i Croppera już tam nie było. Pewniewrócili już do chaty. Wsiadłam na Wichurę i pojechałam drogą.Halta i Crowleya spotkałam gdzieś w połowie drogi i zrównałamsię z nimi. Dogoniłam ich, ponieważ jechali stępa, a Wichura jakzawsze energiczna pokłusowała przed siebie. Kiedy same jechałyśmydo chaty nie trzymałam jej wodzy i nie zwalniałam do stępa. Klaczbardzo dobrze potrafiła dostosować swoje tempo do dystansu. Jednak,gdy dojechałam do starszych zwiadowców zwolniłam Wichurę, bydostosować swoje tempo do ich tempa.

-Audrey, która godzina?-spytał Halt. Spojrzałam na słońce. 15stopni do kierunku zachodnim. Zastanowiłam się chwilę.

-Trzy godziny do zachodu, mamy koniec lata... czyli dziewiętnastatrzydzieści mogę się pomylić o piętnaście minut.-powiedziałamkończąc pewniej niż zaczęłam.

-A to oznacza że...-Halt dopowiedział jeszcze.

-....mam półtorej godziny topografii.- westchnęłam. Topografiabyła niezła, ale trochę monotonna. Halt kazał mi narysowaćfragment lenna w oparciu o pamięć i mniej dokładne mapy.

Po topografii wyszłam jak zwykle nad Tarbus. Tym razem nie byłamtam z powodu Crowleya. Byłam tam z powodu Emmy. Nadal nie rozumiemjak ona może nie rozumieć co czuję. Byłam zła i zarazemszczęśliwa. Z jednej strony straciłam najlepszą przyjaciółkę.Z drugiej odpłaciłam się za bóle z dzieciństwa. Teraz został mijeden, najważniejszy cel. Pokazać ludziom że również dziewczynanadaje się na zwiadowcę. I może nawet lepiej niż mężczyzna. Ato oznacza....

-ćwiczenie rzucania nożem.-westchnęłam. Znalazłam już martwypieniek przy tym fragmencie rzeki. Rzucałam do zmierzchu i wróciłamdo chaty. Następnego dnia Crowley odjeżdżał.


 Ktoś to w ogóle czyta? I przepraszam za te zlepki słów że nie ma spacji. Ja to kopiuje z worda i chyba mi niektórych spacji nie wpisuje. Poprawię to jak będę miała chwilę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top