#4
Następnego dnia nie mogłam skupić się na treningu. Najgorzej byłoz kartografią wieczorem. Gdy skończyłam wszystko co musiałamzrobić nie mogłam dłużej dusić uczuć. Powiedziałam Haltowi żeidę rozruszać Wichurę żeby nie zastała się przez zbyt krótkiedystanse. Zwiadowca spojrzał na mnie unosząc brew, ale o nic niespytał. Odjechałam za las jednak po drugiej stronie niż byłyzamek i wioska. Słońce zachodziło. Zeszłam z Wichury ipodziwiałam krajobraz. Teren spadał tworząc dolinę, w którejbiegła Rzeka Tarbus. Usiadłam nad nią i zaczęłam rozmawiać zWichurą. Właściwie to wygłaszałam monolog, a Wichura słuchała.Na podstawie map Halta oszacowałam już wcześniej że z zamkuAraluen do Redmont jedzie się około tydzień. Na zwiadowczychkonikach-5 dni. Niezbyt długo, a ja chciałam pokazać dowódcy żenadaję się na zwiadowcę mimo krótkiego szkolenia. No dobra,przesadzam. Nadaję się na przyszłego zwiadowcę. Ujrzałam jakiśruch gdzieś dalej po prawej. Spojrzałam tam niby bezwiednie- zawszenależy być czujnym-moim oczom ukazała się niesamowita scena.Wzięłam kawałek drewna, saksę i zanim zdążyłam sięzorientować na deseczce widniały jeleń i skradające się do niegowilki. Jeleń-przeszło mi przez głowę-symbol mojego dzieciństwa.Zauważyłam że długo siedzę nad brzegiem. Przez porę roku słońcezachodziło dość powoli. Wsiadłam na Wichurę i odjechałam wstronę chaty. Halt nadal tam siedział. Oporządziam Wichurę,bąknęłam mu „dobranoc" i poszłam spać. W następnych dniachstarałam się dać z siebie wszystko.
Minęło sześć dni. Dowódca nie pojawił się wczoraj więcspodziewałam się go dzisiaj. Byłam zadowolona z efektów mojejpięciodniowej pracy. Z łuku strzelałam już dużo sprawniej iszybciej. Skradanie się i tropy już niemal opanowałam. Zresztąnie sprawiały mi trudności. Z kartografią również było corazlepiej. Jedyne na co mogłabym się poskarżyć to rzucanie nożem.Ni w ząb nie mogę zrozumieć jak chwycić nóż tak żeby poprawniei celnie nim rzucić. Chociaż raz na dziesięć udawało mi się jużtrafić. Dodatkowo przyzwyczaiłam się do dotyku. Dużą rolęodegrały dzieci mleczarza, które zafascynowane tym że tajemniczadziewczyna przychodzi do nich co rano zaczęły uczepiać się moichnóg i wypytywać o mnóstwo rzeczy. Jedna z córek tego miłegomężczyzny była w moim wieku. Nazywała się Hannah. Dowiedziałamsię że pomagała ojcu przy krowach już od dwóch lat. Raz udałojej się mnie naciągnąć żebym jej pomogła. To było dwa dnitemu. Po powrocie usłyszałam od Halta monolog na temat zasiadywaniasię w wiosce i tego dlaczego zwiadowcy powinni być tajemniczy. Niemogłam się powstrzymać żeby nie powiedzieć: „Fajnie że sięmartwiłeś". Kiedy tak dokonywałam oceny swoich postępówzamiatając werandę Abelard i Wichura niemal w tej samej chwilizarżały. Wiedziałam już co to oznacza. Przyjaciel się zbliża. Wtym wypadku przyjaciel znaczy Crowley-mój dowódca.
POV CROWLEY
Dojeżdżałem do chatki Halta. Cropper zastrzygł uszami. Zapewneusłyszał rżenie Abelarda. Pośpieszyłem go do kłusa. Przedwerandą stała wysoka dziewczyna. Wysoka- Odnotowałem w myślach.Co on ma z wysokimi uczniami? Najpierw Gilan potem ona. No cóż możezobaczył w niej jakiś talent. Wjechałem na polanę i zatrzymałemsię. Kiedy zszedłem z Croppera usłyszałem głos dziewczyny zeschyloną głową:
-Witaj... Dowódco.-powiedziała. Zauważyłem że zacięła się po„witaj". Albo nie lubi zależności i „dowódco" trudno jejbyło powiedzieć, albo Halt powiedział jej jak się nazywam, a onanie była pewna czy ma się do mnie zwracać po imieniu. Albo jedno idrugie.
-Mów do mnie Crowley.-odpowiedziałem.
-W takim razie- witaj Crowleyu.-powiedziała jeszcze dziewczynanawet na moment nie przestając zamiatać. Oddaliłem się w stronęstajni i zacząłem rozsiodływać Croppera. Dziwnadziewczyna-pomyślałem. Jeszcze jak. Usłyszałem Croppera.
-Musisz czytać mi w myślach?
-Wiesz że muszę.
-Wiem.-westchnąłem. Znałem swojego konia na tyle żeby wiedziećco teraz powiedzenia;
-To dlaczego pytasz? Wy ludzie jesteście dziwni. Pytacie orzeczy, o których doskonale wiecie.- nie próbowałem sięspierać. Dyskusja z koniem nie miała sensu.
Poszedłem do Halta. Jego czeladniczka nadal zamiatała. Zastałemgo przy blacie robiącego kawę. Musiał usłyszeć żerozmawialiśmy. Spojrzałem z odrazą jak mój przyjaciel dodajęmiodu do kawy. Nie mogłem się powstrzymać...
-Musisz?
-Co muszę?-brew Halta powędrowała do góry.
-Czy musisz dodawać miodu do kawy?-wyjasniłem
-Muszę.
-Jesteś dziwny.- Stwierdziłem kategorycznie
-To ty jesteś dziwny.-odpowiedział Halt.
-Wiesz Halt, dziwni są ludzie, którzy w ogóle nie pijąkawy.-próbowałem stworzyć kompromis.
-Tak. Ale ty też jesteś dziwny. Dalej piliśmy kawę rozmawiająco różnych sprawach. Właściwie to ja mówiłem. Halt przeważniesłucha. W pewnym momencie do chatki weszła uczennica Halta. Wzięłałuk i słyszałem że zatrzymała się za moimi plecami. Haltminimalnie kiwnął głową, a ona ruszyła. Odczekałem jeszcze paręminut rozmawiając z Haltem o można, by powiedzieć „pierdołach"po czym postanowiłem przejść do rzeczy.
-Powiesz mi coś o niej?
-Co chcesz wiedzieć?
-Z sierocińca?-tak się domyślałem.
-Tak.
-Jest wysoka.-stwierdziłem.
-Mimo to dobrze się chowa.
-A jak strzela z łuku? Nie ma z tym problemu?
-Z refleksyjnym dobrze jej idzie. Słabo rzuca nożem.
-Co robi źle?
-Trzyma.
-Nie możesz jej wytłumaczyć jak ma trzymać?
-Cały czas próbuję.
-Z czymś jeszcze ma problem?
-Raczej nie.
-To już sam ocenię.
-To po co mnie pytałeś?
-Jesteś jak mój koń. Szukasz dziury w całym. A teraz chodź.Sprawdzę jak sobie radzi.-Wstałem.
-Crowley gdzie Ci się tak śpieszy? Skończ kawę.-Halt miałtrochę racji. Skończyć kawę to rzecz bardzo ważna. To że byłemciekawy jak wyglądają umiejętności dziewczyny odbiło się namojej kawie. Usiadłem i dopiłem kawę.
W końcu wstaliśmy i poszliśmy na pole treningowe. Dziewczynafaktycznie strzelała bardzo dobrze jak na ten etap. Z pięciustrzałów średnio trzy trafiały w tarczę. Często na obrzeże,ale zdawałem sobie sprawę z tego że dziewczyna jest uczennicąHalta od trochę ponad tygodnia. Pamiętałem że na tym etapierobiłem podobne błędy. Patrzyłem do momentu, gdy wystrzeliłatrzydziestą strzałę.
-Chodź. Pokażesz mi jak się kryjesz.-Powiedziałem. Chwilowowyglądała na zaskoczoną naszą obecnością, ale uśmiechnęłasię na słowo „kryjesz". Widocznie lubiła to. Poszliśmy w głąblasu.
-No dobra, dam Ci dwie minuty przewagi. Ukryj się. Porządnie,dobrze szukam. Zaczynaj.-Jeszcze przez chwilę słyszałem, w którąstronę się udała. Nie poszła dokładnie za mnie, a trochę wprawo. Odczekałem niemal dokładne dwie minuty i zacząłem jejszukać. Zeszłam mi na tym godzina do momentu kiedy zorientowałemsię że musiałbym przeszukać każde drzewo. Postanowiłemzastosować podstęp.
-Poddaję się! Wracaj!-Jednak nic nie usłyszałem. To znaczy...nie usłyszałem JEJ. Usłyszałem natomiast Halta:
-Naprawdę chcesz się poddać? Może najpierw spojrzysz w góręnie to co wwiększość ludzi.-zrozumiałem że chodzi mu o to żejest gdzieś na drzewie. Jednak przypomniało mi się podobieństwoHalta do Croppera. Spojrzałem dosłownie w górę. Nad siebie.Zobaczyłem Audrey uśmiechającą się do mnie spod płaszcza. Niemogłem uwierzyć że byłem w tym miejscu kilka razy i ani razu niezauważyłem tej dziewczyny. Olśniło mnie, że pod tym drzewemzaczynałem...
-Skubana... Zmieniłaś miejsce ukrycia!-domyśliłem się.
-A co? Nie wolno? Chodziło o to żebyś mnie nie znalazł. I chybasię udało.
-Dałaś radę z kryciem się. A rzucanie nożem?-postanowiłem jązgasić i udało mi się. Westchnęła i zwiesiła się z drzewa poczym z niego zeskoczyła.
Co do rzutu nożem Halt mówił prawdę. Nie szło jej. Na 20 rzutówcelne były cztery. Dalej sprawdzałem kartografię i było wporządku. Dziewczyna była utalentowana. Ale nie mogę sprawdzićtego w jeden dzień. Zresztą tułanie się trzy dni żeby spędzićw Redmont jeden nie miało sensu. Postanowiłem zostać jeszcze jakiśczas zwłaszcza że niedługo zakończenie żniw, a festiwal podobnonajlepszy był właśnie w lennie Halta.
W takim razie zostałem i postanowiłem poczekać do festiwalu zokazji końca żniw. Towarzyszyłem Haltowi w objazdach po lennie i wpiciu kawy. Każdego dnia wieczorem Audrey jechała gdzieś zWichurą. Któregoś dnia, gdy już odjechała Halt westchnął istwierdził:
-Znowu.-zauważyłem że przez jego twarz przeleciał cień uśmiechu
-Robi tak codziennie?-spytałem
-Nie. Tylko od momentu, w którym dowiedziała się zeprzyjedziesz.-Zastanowiłem się nad tym dlaczego? Doszedłem dociekawych wniosków, a mianowicie: przyjechałem żeby ja sprawdzić,prawdopodobnie wie że jest jedyną zwiadowczynią, a więc: uważaże ja uważam ze nie nadaje się na zwiadowcę, bo jest dziewczyną.Ale ja przecież tak nie myślałem. Tylko w takim razie dlaczegoprzyjechałem? Dobra, jednak tak myślałem.
Dzień przed żniwami byłem świadkiem dosyć burzliwej rozmowymiędzy Audrey, a Haltem. Chociaż zaczęło się niewinnie... Audreypo kolacji zbierała się żeby coś powiedzieć i biła z myślami.W końcu się zdecydowała.
-Halt?-Halt spojrzał na nia i podniósł brew.-Mogę iść nafestyn?
-Nie.-Halt odpowiedział krótko, ale dziewczyna się nie poddała.
-Dlaczego?
-Masz trening.
-Ty i Crowley jakoś idziecie.
-Niby skąd to wiesz?
-Crowley mówił, gdy zdecydował się zostać że zostaje właśniena tę okazję. Natomiast ty kiedy spytał cię o to wczorajwieczorem powiedziałeś że też idziesz.
-Podsłuchiwałaś?
-Nie, nie musiałam. Gadaliście tak głośno że spać się niedało.-Brew Halta znowu podpełzła do góry.-Tak. Głośniej niżstraż w Redmont krzyczy „Stój, kto idzie?"-Halt dał zawygraną.
-Dobra idź. Ale jak jutro zrobisz jakikolwiek błąd więcej natreningu niż dzisiaj. Nigdy więcej nie dam Ci dyspensy.
W ten sposób na festyn szedłem razem z Haltem i Audrey. Choćtylko przez chwilę. Gdy tylko ja i Halt zaczęliśmy przez dłuższąchwilę rozmawiać, dziewczyna wtopiła się w tłum.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top