#1

Dzień Wyboru- obudziłam się o trzeciej nad ranem i ze zdenerwowania nie mogłam zasnąć. Jakoś dotrwałam do śniadania, na którym prawie nic nie zjadłam. 

Nowy, no może nie do końca-pracował u barona już dwa lata- sekretarz Martin kazał nam wejść i ustawić się w szeregu. Byliśmy wzrostem więc wyglądało to tak: na początku Rollan, potem Emma, ja, Neal i Regina na końcu. Do gabinetu wszedł baron Arald, a następnie mistrzowie. Byli to Sir Rodney, za nim Ulf, Lady Pauline, Kuchmistrz Chubb i zbrojmistrz Redmont-Sir Michael.

- Dobra, to kto pierwszy? Kto pierwszy?!- pokrzykiwał Martin. Rollan widocznie chciał wystąpić, ale się zawahał- O! Ty chłopcze! Ty chłopcze!- zakrzyknął Martin więc Rollan wystąpił

- Jestem Rollan Copighan, wasza wysokość.- zwrócił się do barona- chciałbym pójść do Szkoły Rycerskiej- baron zwrócił się do Sir Rodneya:

- Mistrzu Szkoły Rycerskiej?- Sir Rodney zlustrował Rollana wzrokiem.

- Wygląda nieźle, może jakoś utrzyma miecz ćwiczebny. Biorę go.

- Rollanie jutro o ósmej stawisz się w Szkole Rycerskiej- baron znowu zwrócił siędo chłopaka

-Wspaniale!-krzyknął znowu Martin- Kto następny?! No, kto następny?!- Tym razem przed szereg wystąpiła Emma. Wyglądała na pewną siebie.

- Emma Smith, wasza wysokość. Byłoby dla mnie zaszczytem zostać przyjętą na termindo Lady Pauline.

- Mistrzyni Dyplomacji. Co ty na to?

- Obserwowałam kiedyś Emmę. Z chęcią wezmę ją na swoją uczennicę. Jutro oósmej staw się u mnie Emmo

- Dziękuję, wasza wysokość. Dziękuję Pani.- powiedziała jeszcze Emma wracając do szeregu. Potem znów odezwał się Martin:

- No to teraz...-nie zdążył dokończyć, bo ku jego irytacji Regina już była przed szeregiem.

- Panie, jestem Regina. Chciałabym się uczyć u kuchmistrza!

-Wasza wysokość-poprawił ją Martin

- Wasza wysokość

-A twoje nazwisko?! Twoje nazwisko!- zakrzyknął znowu Martin

- Brown. Regina Brown.

- Dobrze Regino-wtrącił się baron Arald- kuchmistrzu?

- Być może-powiedział mistrz Chubb- Jak przyrządziłabyś jagnięcinę?-Regina odpowiedziała mu, ale nic z tego nie rozumiałam. Gdy skończyła mistrz Chubb odpowiedział- staw się do mnie jutro o ósmej

-Kto dalej?! No, kto dalej?!- tym razem Martin nie dał się prześcignąć. Po chwili zawahania wystąpił Neal. Być może widział że ja za żadne skarby teraz nie wystąpię (no chyba że miałabym zostać przyjęta, a Wichura mogłaby zostać ze mną).- Chłopak?! Dobra chłopak?!

- Jestem Neal Macrade, wasza wysokość chciałbym się dostać do szkoły Sir Michaela.

- Co o tym sądzisz zbrojmistrzu?- Sir Michael zadał Nealowi parę pytań, ale ostatecznie także go przyjął.

- Przyjęty i zaakceptowany.- powiedział. Chciałam wystąpić, ale sekretarz barona mnie ubiegł

- Teraz dziewczyna! Dziewczyna!- No, to teraz wystąpiłam

- Jestem Audrey, wasza wysokość...

- Audrey... Audrey i co dalej?- ręka zaczęła mi drgać jak zawsze, gdy się denerwowałam

-Audrey Deer-używałam tego jako nazwisko, bo na rąbku kocyka, w którym mnie znaleziono był wyhaftowany jeleń- Chciałabym pójść do Szkoły Ujeżdżania, wasza wysokość.

-Mistrzu Koni-spytał baron Arald- co powiesz?-spodziewałam się odpowiedzi, ale byłam cicho.

-Hmmm...-w rogu sali zauważyłam lekkie poruszenie, ale to zignorowałam. Pewnie była to mysz- nie mogę jej wziąć. Wygląda na to że nie utrzymałaby bojowego rumaka, a tym tikiem w prawej ręce mogłaby go przestraszyć.

-No dobrze.-powiedział baron Arald- A twój drugi wybór?- trzymałam głowę uniesioną i miałam kamienną twarz, ale w środku kotłował mi się gniew i smutek

-Szkoła Rycerska, panie...wasza wysokość- Sir Rodney już kręcił głową

- Potrzebuję krępych młodzieńców, wasza wysokość, a nie szczapowatych panienek.

- Mistrzowie? Ktoś ją weźmie?- Po kolei kręcili głowami. Najbardziej bolała mnie ich stanowczość- Pomyślę nad tym Audrey. Przedstawię Ci moją decyzję jutro.-Wyprowadzili nas. Byłam zdruzgotana. Teraz do końca życia będę pracowała na roli.

Cały sierociniec spał. Była 23.53. Wyszłam. Przemykałam od cienia do cienia, żeby uniknąć wartowników. Spojrzałam na figowiec, na którym nie raz widziałam o dwa lub trzy lata młodszego chłopca. Miał na imię...Will? Tak Will. Ale nie mam teraz czasu na wspomnienia, chcę jak najszybciej się stąd wydostać. Weszłam na mur w miejscu gdzie robiłam to zawsze i przeszłam na drugą stronę. Kiedy byłam jeszcze na górze czułam nieodpartą chęć zeskoczenia, ale powstrzymałam się, bo wiedziałam że za murem teren jest nie równy,a przez światło pochodni nic nie widziałam. Pobiegłam w las, by znaleźć się jak najszybciej w kryjówce Wichury. Tyle że tam nie doszłam. Gdy byłam już w połowie drogi ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zaczęłam się wyrywać, a ręka znowu zaczęła mi drgać, jednak przestałam się ruszać, gdy zobaczyłam te niemal czarne oczy. Mówiły że choćbym nie wiem jak mocno się wyrywała ich właściciel mnie nie puści. Właściwie to odkąd pamiętam nikomu nie dałam się dotknąć. W końcu tajemniczy człowiek się odezwał.

- O co chodzi? Jeśli wymykasz się z sierocińca i mnie śledzisz musisz liczyćsię z konsekwencjami

- Zwia...zwiadowca Halt?

- Tak to ja.-odpowiedział ponuro- A ty jesteś tą co mnie śledziła trzy razy.

- Skąd wiesz?-spytałam

- Nie wiem czy się orientujesz, ale to TY zostałaś złapana, więc to JA zadaję pytania- zasyczał zwiadowca wlepiając we mnie mordercze spojrzenie. Pokiwałam głową.- No dobra. To skoro zrozumiałaś to idziemy do barona zobaczyć co on na to powie.- pociągnął mnie w stronę zamku. Szłam za nim. Mogłabym co prawda błagać o to żeby nie mówił nic baronowi, ale to tylko pogorszyłoby sytuację. Czułam, że łzy napływają mi do oczu. Nie dość że do końca życia będę pracowała na roli i wysłuchiwała docinek "Wielkiego Rycerza" to jeszcze jakaś dodatkowa kara! Dziwnie szybko doszliśmy do zamku, a potem do apartamentów barona Aralda. Baron siedział nad jakimś papierem i bardzo dobrze udawał że nas nie zauważył. Oczywiście został wcześniej uprzedzony. Podniósł głowę z nad papierów.

- O Halt! No i...Audrey? Halt, co ona tu z tobą robi.- baron wyraźnie był zdziwiony moim widokiem.

-Wymyka się z sierocińca, śledzi zwiadowców, rzuca nożem, jeździ konno...-zaczął wymieniać zwiadowca

- W porządku Halt. Rozumiem.- mężczyzna spojrzał na mnie, na pas. Najwyraźniej dopiero teraz zauważył pochwę z nożem w kolorze moich ubrań- Ico ja z tobą zrobię Audrey?- zauważyłam że zwiadowca Halt lekko się poruszył.

- Może niech Halt postanowi.- kiwnął na zwiadowcę

- Myślę że KONIECZNĄ w tym wypadku karę można zamienić na coś innegochoć z nią równoznacznego.-zwiadowca zrobił przerwę i westchnął-Audrey, zależy to głównie od twoich chęci, ale wziąłbym cię na swoją uczennicę.- powiedział to takim tonem, jakby zrobienie tego kosztowało go życie. Ale same jego słowa bardzo mnie ucieszyły.

- No, Audrey, to jak?- spytał baron Arald, ale ja nie byłam gotowa odpowiedzieć „tak" mimo tak wielkiej chęci.

- Nie wiem. Ludzie mówią że zwiadowcy parają się czarną magią...- W tym momencie wtrącił się zwiadowca

-Audrey, czy kiedykolwiek uwierzyłaś, że twój ojciec był czarnoksiężnikiem?

-Nie... Zawsze trzymałam się opcji że, gdyby nim był nie założyłby rodziny.

- I tej opcji będziemy się trzymać.- powiedział zwiadowca, po czym dodał-Po za tym pomyśl, gdy ty się ukrywasz inni też mogą pomyśleć że parasz się czarną magią, ale ty wiesz że to tylko lata doświadczenia. To co chcesz być moją uczennicą, czy wolisz jakąś inną karę.

-Będzie dla mnie zaszczytem uczyć się pod twoim okiem, panie.- właściwie to nie do końca była prawda, bo nic jeszcze o tym człowieku nie wiedziałam, ale chyba lepsze to niż przerzucanie łajna.

- To bądź tam jutro o szóstej.- powiedział jeszcze dając mi mapę i wskazując na niej punkt zaznaczony kropką- Punktualnie.


 - Tak, panie. Będę punktualnie.- Napotkałam wzrok barona, a potem spojrzałam na drzwi. Baron skinął głową więc wyszłam. Poszłam do sierocińca.

1222 słowa bez notki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top