Rozdział 4
P. O. V Anaphel Sommer
Wstałam o 5 z rana. Nie chciało mi się spać od 4, więc postanowiłam coś zamówić do jedzenia, a przed tym schować wszystkie rzeczy potrzebne do szkoły. Zamówiłam około 6 pizze z niedalekiej pizzerii. Akurat, gdy przyjedzie to pójdę obudzić resztę. Było około 6.35, gdy postawiłam pizze na stole w kuchni. Wzięłam 2 szklanki wody i poszłam z nimi obudzić innych.
Weszłam najpierw do Gabi. Przy da się ona do obudzenia tamtej dwójki. Kiedy przekroczyłam próg jej pokoju to zauważyłam, że już nie śpi. Była w pół ogarnięta z wielką szopą na głowie. Zaśmiałam się z jej fryzury, a ona tylko spojrzała na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem. Wytłumaczyłam jej pokrótce jaki mam plan pobudki. Z chęcią wzięła ode mnie szklankę i wyszłyśmy z pomieszczenia kierując się do Adama i Juliusza.
Kiedy weszłyśmy do ich pokoju to zauważyłam jak słodko leżą na jednym łóżku. Gabi jednak była lekko zawiedzonia, bo pomiędzy nimi była poduszka i leżeli plecami do niej. Prawdopodobnie spodziewała się zobaczyć ich dwójkę w innej pozycji. Była to między innymi na łyżeczkę, ale cóż, nie udało się.
Podeszłyśmy ze szklankami pełnymi wody. Ja poszłam wylać wodę na Julka, a Gabi na Adama. Osoba, która zostanie przeze mnie obudzona wydawała się trochę luźniejsza od osoby, która zostanie obudzona przez moją przyjaciółkę. Raz się żyje, więc w tym samym momencie wylałyśmy na nich zimną ciecz i wybiegłyśmy z pokoju. W tle słyszałyśmy różne przekleństwa w naszą stronę. Wpadłyśmy do salonu z dużą prędkością. Prawie wywaliłyśmy się o dywan, ale udało nam się go zgrabnie ominąć. Faceci też dotarli do tego pomieszczenia. Widać było, że są zdenerwowani, ale nie da się określić kto jest bardziej. Próbowałyśmy się nie zaśmiać, ale mimo wszystko nas znaleźli. Byłyśmy skulone za kanapą, a oni stali nad nami. Ten, która polała ta siedziała pod nim.
- My to wyjaśnimy?- powiedziała z niewinną miną Gabi.- Nie mogłyśmy was obudzić, a Ani zamówiła śniadanie-
Po usłyszeniu tego od razu spojrzeli na pizzę. Mieli lekko zdziwione miny, ale całą czwórką zjedliśmy śniadanie. Przy okazji powiedziałyśmy im, że muszą przyjść o 12.40 do szkoły i muszą iść do klasy nr. 111. Mają nas zwolnić z języka polskiego i matematyki, bo musimy im kupić jakieś ubrania, które będą bardziej pasowały do XXI wieku, a nie do XIX. Na nasze słowa lekko się zdenerwowani, ale po chwili przyznali nam rację. Powiedziałyśmy im dokładnie gdzie mają iść i wejść do szkoły. Potem zabrałyśmy nasze plecaki, które były dosyć małe z powodu ostatnich dni szkolnych. Wzięłyśmy jakiś długopis, zeszyt i książki do przedmiotów przy których nas jeszcze męczą i wyszłyśmy z domu.
P. O. V Juliusz Słowacki
Od wyjścia dziewczyn minęło kilka dobrych godzin ciszy. Nie wiedzieliśmy zbytnio jak włączyć telewizor, a ze sobą zbytnio nie rozmawialiśmy. Kiedy dochodziła już 12.30 to wyszliśmy z domu. Mieliśmy te same szaty, w których przybyliśmy wczoraj. Po kilku minutach dopiero znaleźliśmy się pod szkołą. Teraz zostało nam jedynie dostanie się do niej i pójście do odpowiedniej klasy. Zajęło nam to z 10 minut, bo musieliśmy przejść koło wszystkich klas na dole, aby zdać sobie sprawę, że sala nr. 111 jest jednak u góry.
Weszliśmy do niej pukając wcześniej. Już z daleka zauważyliśmy dziewczyny, które poznaliśmy. Grały one w karty, co lekko zdenerwowało Adama. On niezbyt lubi hazard, a już tym bardziej w tak młodym wieku. Zauważyliśmy stojącą i wpatrującą się w nas szoku starszą kobietę.
- Dzień dobry. A panowie to kto?- spytała się nam. Dopiero wtedy Anaphel i Gabriela zwróciły na nas swoją uwagę.
- Jestem Juliusz Słowacki, a to Adam Mickiewicz- przedstawiłem siebie i mojego towarzysza.
- Jestem Maria Piętka, uczę w tej szkole języka polskiego- podała nam swoją dłoń, którą po kolei ujeliśmy i ucałowaliśmy jej wierzchnią część. Usłyszeliśmy ciche śmianie się dziewczyn.
- Jesteśmy to w celu zabrania panny Anaphel Sommer i panny Gabrieli Wilczkowskiej- owe osoby zaczęły pakować swoje rzeczy w tym karty.
- A zostało to zgłoszone wychowawcy?- spytała się polonistka. Zauważyliśmy, że dziewczyny patrzą na siebie.
- Nie proszę Pani- powiedziały zgodnie.
- To idźcie do niej, może was puści- wskazała nam drzwi, więc wyszliśmy z klasy.
- Kto jest waszą wychowawczynią?- spytałem ciekawy.
- Baba od matmy- odpowiedziała natychmiast Gabriela. Za brak szacunku w tym zdaniu dostała od Adama w potylicę.- Prawdę mówię!-
- Pani Michalska, która uczy nas matematyki. Jest dosyć... specyficzna?- Anaphel szukając wystarczającego wyrazu.
- To idziemy do niej- ogłosiłem.
Okazało się, że ich wychowawczyni nie miała żadnych lekcji i była w pokoju nauczycielskim. My weszliśmy pewnie w przeciwieństwie do dziewczyn.
- Dzień dobry. Pani Piętka nas wysłała do Pani. Chciałyśmy zgłosić, że chcemy się zwolnić z lekcji do końca tego dnia- powiedziała Anaphel.
- Z jakiego powodu?- matematyczka spojrzała się na nich ostrym wzrokiem.
- Bo się źle czujemy. Boli nas głowa z powodu zbyt wysokiej temperatury, a nasze stroje nie są do niej przystosowane, bo są one zakazane- wytłumaczyła z lekkim wyrzutem Gabriela.
- No dobrze. Możecie iść- odprawiła nas, więc wyszliśmy na korytarz.
- Jestem w szoku- powiedziała Anaphel.
- Ja jeszcze większym- dodała Gabriela.
- A czemu niby?- spytałem się ciekawy.
- Pozwoliła nam tak łatwo wyjść ze szkoły i jeszcze nie miała żadnych pretensji. To jest bardzo rzadko, bo zawsze chodziła lekko wkurzona i bardziej na nas warczała- wytłumaczyła Anaphel.
Bardziej się w ten temat nie wgłębialiśmy, bo musieliśmy iść wreszcie do tego sklepu. Byłem ciekawy jak wygląda dzisiejsza moda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top