Rozdział 1
P. O. V Adam Mickiewicz
Otworzyłem oczy. Myślałem, że jak zawsze obudzę się w swoim łożu. Jednak coś było wyraźnie nie tak. Leżałem na dużym łożu, a obok mnie był Juliusz Słowacki. Odsunąłem się natychmiast co skutkowało moim upadkiem na podłogę. Dźwięk był na tyle głośny, że obudził mojego młodszego towarzysza. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu dopóki jego wzrok nie spotkał się z moim. Jego źrenice natychmiast się rozszerzyły.
- C-co my tu robimy? Jak się tu znaleźliśmy?!- Juliusz zaczął panikować i zadał mi pytania i oczekiwał mojej odpowiedzi na nie. Niestety nie znałem żadnej.
- Nie wiem. Musimy się trochę rozejrzeć to może trafimy na coś co nam wszystko wytłumaczy- poszedłem w stronę lewej części sypialni, aby oddalić się od Juliusza. Słyszałem oddalające się jego kroki.
Zacząłem bardziej przyglądać się pomieszczeniu. Kilka półek, które zostały zajęte przez książki. Spojrzałem na tytuły. Przykładowymi nazwami były: Nieludzie, Fobia, Krzywda. Historia moich blizn i wiele innych. Nie kojarzyłem żadnej z nich co mnie lekko zdziwiło. Odszedłem spod nich i stanąłem przed dziwną rzeczą. Była ona czarna i bardzo wąska. Było można ją porównać do prostokąta. Dodatkowo koło niej leżało coś podłużnego z różnymi napisami. Wziąłem to do ręki. W dolnej części były różne przyciski z liczbami. Na samej górze był czerwony z jakimś dziwnym rysunkiem. Postanowiłem go nacisnąć mając nadzieję, że poprawi on naszą sytuację.
To co się stało wprawiło mnie w osłupienie, a nawet Słowacki przestał zajmować się swoimi sprawami i z ciekawości. Razem z nim spojrzałem się na prostokąt przed nami. Pokazywał on różne postacie. Poruszały się one w wyraźnym tempie. Podczas mówienia trudno było ich usłyszeć przez cichość ich głosów. Czułem się jakbym był w innym rodzaju teatru. Osoby na pudełku nie reagowały na nas. Zaczęliśmy mówić do nich, ale wciąż nas ignorowali. Zrezygnowaliśmy z tego. Z ciekawości kliknąłem jeszcze raz czerwony przycisk i nagle obraz znikł. Wróciliśmy do przeglądania innych rzeczy.
Zobaczyłem jakiś obrazek. Różnił się bardzo od tych, które widziałem. Były na nim dwie młode panny o bardzo podobnym wzroście. Jedna była blondynką o bardzo ciemnym brązie jako kolor oczu. Miała bardzo długie włosy przełożone przez lewe ramię. Jej palce u lewej dłoni układały się w dziwny sposób. Jej palec wskazujący i środkowy oraz zwinięty kciuk i palec serdeczny i mały przypominały króliczka. Spróbowałem też tak zrobić. Był tego ciekawy efekt, ale szybko ułożyłem dłoń w poprzednią pozę. Druga była szatynką. Jej włosy był krótsze od towarzyszki. Miała szare oczy. Kiedy bardziej się przyglądałem im to czułem jakby kolor lekko się zmieniał. Postanowiłem bardziej nie drążyć ten temat. Jej prawa dłoń była ułożona w takim samym geście co dłoń blondynki. Miały ramiona przewieszone przez swoje szyje i uśmiechały się radośnie. Dodatkowo w ich włosach były wplecione kwiatki. Były one w okolicach uszu. Stały na usłanej roślinami łące.
Odszedłem od tego obrazu i zacząłem iść w kierunku Juliusza. Trzymał on książkę od historii. Przez ramię spojrzałem się na strony owej księgi. Zawierała ona informacje na temat rzeczy, które jeszcze nie miały miejsca. Była to między innymi I wojna światowa. Szybko jednak nasze przeglądanie się zakończyło. Z przerażeniem spojrzeliśmy na niewielkie pudełko na szafce. Wydobywał się z niego bardzo dziwny dźwięk. Po chwili usłyszeliśmy czyjeś kroki poza sypialnią. Do niej weszła owa panna o brązowych włosach ze zdjęcia. Miała lekko ponad 165 cm wzrostu. Różniła się od nas ubiorem. Miała bluzkę na krótki rękaw z napisem Weź nie pytaj, weź spier*alaj co mnie lekko zszokowało. Dodatkowo miala spodnie z cienkiego materiału i z szerokimi nogawkami. Od dawna nie widziałem, aby płeć żeńska chodziła w innym ubraniu niż sukienki lub spódniczki. My w porównaniu do niej mieliśmy eleganckie stroje. Zdziwiona zatrzymała się w progu i patrzyła na nas z wymalowanym szokiem na twarzy. Po chwili weszła do pomieszczenia i zamknęła drzwi ze zmarszczonymi brwiami.
- K-kim wy jesteście?!- odsunęła się o krok od drzwi i, czekając na odpowiedź, spojrzała się na nas.
- Witaj Panno. Jestem Juliusz Słowacki- w ułamku sekundy doskoczył do niej i ucałował jej wierzchnią część prawej dłoni, którą po chwili puścił.
- Dzień dobry droga panienko. Nazywam się Adam Mickiewicz- powtórzyłem ruch swojego poprzednika. Stanąłem z nim ramię w ramię przed niższą od nas dziewczyną.
- Dzień dobry? Nazywam się Gabriela Wilczkowska. Skąd się tutaj wzięliście?- zdziwiła mnie ta bezpośredniość.
- Sami chcielibyśmy to wiedzieć- wymamrotał pod nosem Juliusz co spotkało się z moim karcącym wzrokiem.
- Dajcie mi chwilę- powiedziała dziewczyna. Podeszła do małego pudełeczka, które leżało na szafce. Zaczęła coś z nim robić i po chwili przyłożyła go sobie do ucha. Poczekała chwilkę.- Halo? Anaphel? Mam do ciebie wielką prośbę. Przyjedź do mojego domu natychmiast, błagam.- chwilę się nie odzywała.- Jak przyjedziesz to się dowiesz, ok? Przy okazji wchodź od razu i przyjdź do salonu. Pa- pożegnała się, klikała coś na pudełeczku i odłożyła go na poprzednie miejsce. Czułem, że czeka nas ciężka rozmowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top