55
Następnego dnia wstaje z o wiele lepszym humorem, rozmowa z Benem dużo mi pomogła. Zrozumiałam że czuję coś do niego, coś więcej i wiem że on by mnie nie skrzywdził, nie wiem czemu kiedyś na tyle ufałam Cristiano. Może w pewnym sensie dalej mu ufam ale pod innym względem, ufam że pozbędzie się gangu, że sprawi iż my oraz Lucas z Cadenem będą bezpieczni.
Ben daje mi coś więcej niż dawał Cristiano, daje mi w pewnym sensie pewność, że będziemy mieć przyszłość razem, też bardziej bezpieczną niż z samym szefem mafi, nie tylko pod względem tego iż Ben jest mniej pożądany przez innych, bo nie jest tak ważny w świecie mafi ale też wiem że nie dałby mnie skrzywdzić.
Od rana zajmuję się Cadenem i spędzam też czas z Lucasem dla którego ostatnio nie miałam za bardzo chwili, chłopak się że gdyby coś zawsze może do mnie przyjść, widzę że radzi sobie sam, chociaż nie powinien wszystkiego robić na własną rękę ale wiem że jest odpowiedzialny.
-jak twoja sytuacja z Benem? - pyta mnie młodszy chłopak na co się uśmiecham, ale nie wiem czy chce mu mówić odrazu.
-w sensie?
-no co jest między tobą a moim bratem?
-chyba jest między nami najmocniejsza więź jak dotąd - odpowiadam, dlaczego miałabym to skrywać, jeśli czuje do niego coś mocniejszego to dlaczego mam to ukrywać, zresztą nie popsuje to planów Cristiano.
-cieszę się że się tak dobrze dogadujecie - uśmiecham się na to co mówi Lucas.
-też się z tego cieszę, masz naprawdę świetnego brata, w trójkę jesteście świetni
-ja bardziej byłbym zdania iż tylko ja jestem - do pokoju wchodzi Ben.
-wezmę Cadena - oferuje Lucas ale zaraz zaprzeczam, przecież nie może się nim ciągle zajmować.
-możesz iść do Mateo wymyślił ci jakieś zadanie z naprawą samochodu, a Chiara chce już porwać Cadena - mówi Ben, a zaraz za nim zjawia się dziewczyna która z wielkim uśmiechem się z nami wita i bierze na ręce małego. No więc zostaje sama w pokoju z Benem, nie wiem czemu ale uśmiecham się nie śmiało, gdy zamyka drzwi jeszcze bardziej się zawstydzam.
-coś się stało? - pyta mnie chłopak.
-nie, poprostu jakoś się stresuje by spojrzeć ci w oczy
-co takiego Maddie? - czuje że się do mnie zbliża, przełykam głośno ślinę i czekam aż siada na podłodze obok mnie, gdy chwyta mnie swoją dużą dłonią za podbródek, jest taki delikatny, tak jakby bał się że zbyt mocny ruch może mnie skrzywdzić lub mogę zabrać głowę, podnosi mi ją wyżej bym była zmuszona spojrzeć na niego. Na może dwie sekundy zmuszam się by patrzeć w jego oczy, nie wiem czemu tak na mnie teraz działa. Jego oczy wydają mi się uśmiecham, tak samo usta się uśmiechają.
-jesteś piękna - otwieram delikatnie usta na jego słowa i się uśmiecham.
-Ben - szepcze i znowu na niego patrzę, nasz wzrok się spotyka.
-chyba właśnie poskładałeś moje serce porwane na kawałki tym jednym spojrzeniem Ben - mówię do chłopaka, nie potrzebuje teraz z jego strony żadnych słów. Spoglądam na usta chłopaka może zbyt długo niż powinnam i powracam do oczu.
Delikatnie się do niego zbliżam, z jednej strony wiem że chce mnie pocałować, robiliśmy to nie raz ale z drugiej potrzebuję by ta chwila była delikatna. Jego usta stykają się z moimi, ruszamy nimi delikatnie po czym odsuwamy się od siebie.
-kocham cię Maddie, cholernie cię kocham - uśmiecham się szeroko na to co mówi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top