4

Rzuciłam studia.
Tak właśnie, zrobiłam to, bo nie lubiłam ich, psychicznie odpadałam nie wiem czy nie bardziej niż podczas tych wszystkich sytuacji związanych z mafią. Może kiedyś wrócę na nie, ale sądzę że poprostu wybiorę inne, ale jestem pewna że jakieś zdam.

Cristiano poparł moją decyzję, wiedząc, że nie chce na nich poprostu być, teraz mam też czas dla dzieci i dla niego.

Przez tydzień naprawdę zżyłam się z Cadenem, z Lucasem trochę ciężej, bo raczej siedzi w pokoju gdy wróci z szkoły i wychodzi wieczorem z Benem na podwórko, staram się z nim rozmawiać podczas wspólnego jedzenia i odpowiada mi normalnie, ale widać że jest zagubiony, sam będąc nastolatkiem ale świat mafi pewnie jeszcze bardziej mu w tym pomaga, sama zresztą zaczęłam w to wchodzić mając siedemnaście lat.

-dziś przychodzi pani, sprawdzić czy wszystko dobrze - zaczynam podczas obiadu, Lucas podnosi głowę i na mnie patrzy.

-wiem, wszystko w porządku i tak jej powiem, dobrze mi u was - na te słowa uśmiecham się, naprawdę się cieszę że chłopak dobrze się tu czuje.

Więc pani już była i poszło chyba idealnie, porozmawiała z Lucasem dosyć długo, ze mną i Cristiano też rozmawiała chwilę i z tego co nam powiedziała, dzieciom się podoba i czuje się tu dobrze.

-Ben palisz już piątego dzisiaj - przewracam oczami widząc jak ten wyciąga fajka i otwiera drzwi tarasowe. Zatrzymuje się i chowa go spowrotem do paczki idąc do mnie, ja trzymam jego najmłodszego brata na rękach.

-wiem, ostatnio przesadzam - mówi patrząc mi w oczy.

-nie dziwię się, ale musisz się opanować, na którą dziś masz?

-odbębniałem pracę Alexa cały tydzień by się czymś zająć i myśli też, więc szef dał mi kilka dni wolnego i teraz nie mam co robić, przynajmniej twój brat wreszcie ruszy dupe od Chiary i będzie pracować

-tak, przydałoby mu się, a ty Ben już idź się bawić z Cadenem, ciągle mówi o tobie, prawda mały? - zwracam się do niego, a ten kiwa głową. Wyganiam ich na dwór, by tam się pobawili.

Jest kolacja, siedzę sama z dwoma najmłodszymi blondynami, bo oczywiście reszta mężczyzn musiała coś załatwić, ale nie chce wnikać.

Jemy spaghetti, dziś już mały je dużo ładniej niż ostatnio, ale wiem że cały będzie w sosie pomidorowym.

-Maddie - patrzę na Lucasa, który ma wzrok na mnie.

-tak?

-jesteś tu od, od dawna?

-znam Cristiano i twojego brata od jakoś dwóch lat, a co?

-bo ty jesteś bardziej obeznana, Ben mówił mi trochę o tym wszystkim, ale nie chce bym na siłę się w to wplątywał

-i ma rację, ty decydujesz co chcesz, jeśli nie

-chce, chyba pierwszy raz myśląc o jakiejś pracy poczułem, że to coś dla mnie i nie, nie chce nikomu nic udowodnić, bo też tak najpierw myślałem

-rozumiem, no cóż jesteś jeszcze młody

-Ben zaczął jeszcze wcześniej, ja za pół roku będę miał szesnaście lat

-musiałbyś pogadać z Benem i z Cristiano

-wiem, a ty jak sobie radzisz?

-nie robię tego co oni - śmieję się, na co on marszczy brwi.

-tu każdy jest od czegoś innego, zresztą ja nie chce się za bardzo mieszać w ten świat mafi, ale kilka razy musiałam, kiedyś byłam na bankiecie, gdzie udawałam partnerkę Cristiano

-ale wy jesteście razem więc jak udawałaś

-wtedy jeszcze do końca nie byliśmy, zresztą partnerkę bardziej jak to ująć, lekkich obyczajów

-a, właśnie. Przepraszam, że nazwałem cię wtedy dziwką, nie uważam tak, dziękuję że poznałaś mnie z Benem - mówi o sytuacji z samochodu.

-nic się nie stało - uśmiecham się co odwzajemnia.

-powiedz mi coś jeszcze o tym o mafi

-co takiego?

-nie wiem, co chcesz

-no więc, Ben jest od różnych rzeczy tak naprawdę, na dużo pracy, też tej brudnej roboty, której wcale nie musi robić, ale chyba się przyzwyczaił, tak samo Cristiano, też czasem wykonuje taką robotę i ma swoje specjalne zlecenia

-to znaczy?

-te najważniejsze - chyba już rozumie.

-byłbyś gotowy zabić? - pytam, korzystam z okazji, bo akurat gosposia wzięła Cadena na chwilę do kuchni, pewnie umyć mu buzię.
Nawet odrazu nie zauważam, że do środka weszli chłopacy, czyli Ben i Cristiano.

-jeśli ten ktoś kogoś skrzywdził, to tak - jego mina jest poważna. Marszczę brwi, jest w tym coś jeszcze.

-powiedz mi o czym właśnie myślisz - zastanawia się może dwie sekundy.

-chce dopaść ojca - mówi dobitnie, chyba nie zdaje sobie sprawy że Ben i mój mąż stoją niedaleko i go słyszą, sama bym nie wiedziała, przez to iż na dużym ekranie włączona jest ulubiona bajka Cadena i jest dosyć głośna.

-czemu?

-mówiłem, że zabiłbym osobę, która kogoś skrzywdziła, więc to zrobię - wstaje szorując krzesłem, staje na chwilę gdy widzi swojego brata przyglądającego się mu uważnie i poprostu go mija idąc do siebie.

-o czym wy rozmawialiście? - pyta odrazu Cristiano, a ja odwracam się widząc jego koszule, plama krwi na mankiecie sprawia że muszę wstać i jak najszybciej wyjść przez drzwi tarasowe.

-Ben jesteś czysty, ja zaraz przyjdę - Cristiano wie, że chodzi o koszule, w sumie jakby mógł nie wiedzieć, ta plama jest wielka, jak pomyślę że mógł komuś poderżnąć gardło, albo ojejku, mógł też kogoś bić pięśćmi, wbijać nóż.

-spokojnie Maddie, ej - wychodzi za mną, siada obok na jednym z betonowych stopni, a ja opieram głowę o jego ramię, on ma na sobie zwykły, biały t-shirt.

-mieliśmy zwykłą dostawę, jeden gość się oburzył i Cristiano pokazał mu kto tu rządzi, on żyje

-serio mnie uspokoiłeś, mówiłeś że masz wolne

-mam, to było jak spacerek - śmieję się na to, a on kładzie dłoń na moim udzie. Przerywa nam Cris, wrócił w czarnej koszulce i krótkich spodenkach, na co się uśmiecham.
Ben zabiera rękę, a ja już wstaje.

-Lucas pytał mnie o mafie, chce pracować z wami

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top