38

-będziesz dalej pracować?

-nie wiem, z jednej strony mam odłożone kilkaset tysięcy na koncie, z drugiej, cholera lubię tą pracę, daje mi satysfakcje, a zabijanie mnie wkręciło, ciężko już jest zliczyć ile, ale każdy kolejny skurwiel padający od mojej kulki czy ostrza noża to jakaś mała kreska satysfakcji i kreska jakbym się ciął ale psychicznie

-Ben, w pewnym sensie cię rozumiem, nie chciałam mieć nic wspólnego z tym światem a mimo to dalej mnie to ciągnie, chciałabym czasem wam towarzyszyć na misjach, takich jak wtedy w barze, to było nic w porównaniu do innych wiem, ale chciałabym też być przy odbiorze towaru czy cokolwiek

-nie wkręcaj się w to Maddie, ja cię do tego nie wepcham, tak Lucasa, nie chce go w tej pracy ale poznałem go na tyle, iż wiem, że ma bardzo podobny charakter do mojego

-racja, chociaż nie wiem czy nie jest zbyt czuły - Ben uśmiecha się na moją wypowiedź

-kiedyś też taki byłem, ale cóż, świat nas zmienia wiesz Maddie, to nie cały świat się zmienia, nie, on pozostaje taki sam, ciągle ta sama trawa, to samo niebo, te same gwiazdy czy księżyc, to ludzie się zmieniają

-Ben, posłuchaj. Możesz pracować dalej, ale napewno nie na takich warunkach

-wiesz co jest śmieszne? Że umiałem tak pracować, sam chciałem a to Cristiano mnie odciągał od pracy, waliłem po trzy energole w nockę i paliłem co godzinę, umęczyłem się, kilka bitych miesięcy tak było, teraz zacząłem bardziej zdrowo prowadzić mój tryb życia, widać w sumie też po sylwetce i skórze że nabrała koloru, a teraz jak mnie goni do roboty, to jestem jak stary dziad i ciężko jest wyrobić

-Ben, kurwa nie myśl tak, to jest poprostu nie normalne żeby tyle pracować i dobrze, że przestałeś się tak męczyć

-nie miałem wtedy za bardzo celów w życiu

-a teraz masz?

-domek nad morzem, Lucas, Caden i my

-słodko - to ja powinnam to powiedzieć, a do pokoju znowu wchodzi Cristiano, pewnie słyszał przez drzwi kawałek naszej rozmowy.

-Maddie mówiłem coś

-nie Cristiano

-powiedziałem

-wiem co powiedziałeś, ale ja mówię nie

-masz trzy sekundy, inaczej Mateo ci pomoże

-jesteś śmieszny - wiem że oboje liczymy w myślach do trzech, ja nawet nie zamierzam się ruszyć z pokoju Bena, nie na rozkaz tego chuja.

-Mateo - woła chłopaka, który zaraz staje w drzwiach, cieszę się że Ben założył już bokserki i nie paraduje z gołym kutasem, ale ja dalej nie mam majtek, koszulka mi wszystko zasłania więc git.

-nie rób tego Mateo - mówię, chłopak staje w framudze drzwi.

-ma spać w pokoju gościnnym

-nie będę bawił się w wasze gierki małżeńskie, w sumie w twoje gierki Cristiano, i zanim mnie opierdolisz, jesteś moim szefem ale nie mam w żadnej umowie napisane że mam ci służyć i na siłę kogoś kto nie zagraża nam mam gdzieś zabierać

-nie mamy umowy Mateo

-właśnie Cristiano, trafiłeś w punkt, zostaw ich, nie umiesz sobie odpuścić? Od dawna nie widziałem ich oby tak wesołych jak te kilka dni. Jesteś dupkiem a ona nie może mieć kogoś kto ją wspiera?

-jeśli coś ci się nie podoba możesz odejść

-chyba tak zrobię, nie wiem gdzie jest rozsądna wersja ciebie - poprostu wychodzi, a mina Cristiano mówi sama za siebie, wreszcie ktoś prócz Bena mu się sprzeciwił i oczywiście prócz mnie.

-wychodź - wchodzi wgłąb pokoju, a Ben wstaje i staje przedemną.

-chcesz się znowu kłócić? - pyta blondyn

-daj spokój, waruj przy aucie szczeniaku, powinieneś być w pracy, a ja rozmawiam z żoną

-nie wiem jak zmusiłeś ją do małżeństwa, jak ją ćpałeś te kilka miesięcy, ale zrozum, nic już was kurwa nie łączy

-zamknij się

-nie mam majtek, nawet nie próbuj mnie dotykać - mówię odrazu gdy ten jest blisko.

-czego do kurwy nie rozumiesz? To nie jest wasz dom

-twój też nie

-to dom rodzinny

-właśnie, a ja i Maddie do niej należymy - Cristiano mija blondyna i podchodzi do mnie.

-zostaw Ben - mówię gdy on chce zareagować, Cristiano łapie mnie za rękę, pomimo że nie jest jakiś agresywny, to jego dotyk boli, boli moją psychikę

-daj mi założyć bieliznę - mówię i się zgadza, zakładam czyste, różowe majtki i wychodzę z pokoju Bena.

-nie traktuj mnie tak, możesz pieprzyć kogo chcesz, ale chce żeby nasze drogi bycia razem się rozeszły, jeśli chcesz mogę na jakiś spotkaniach udawać twoją partnerkę, ale to tyle. Jeśli chciałeś mnie za żonę, to oczekiwałam szacunku, a ty mnie zawiodłeś

-sama teraz pieprzysz się z nim

-co to ma do rzeczy? To ty mnie zdradziłeś

-przestań z nim być

-bo? To przez ciebie płakałam i to ty mnie uderzyłeś, nie on

-nie rozumiesz

-co mam rozumieć? Jesteś dupkiem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top