28

Pov Ben
Gdy drzwi się zamykają, Maddie się załamuje, dosłownie on ją niszczy.
Zaczyna płakać i nie chce się wogóle utrzymać w pionie tylko opada na ziemię i tam siedzi.

-Maddie nie pokazuj mu że cię to ruszyło, chodź proszę - mówię jej chociaż wiem że to nie najlepsze rozwiązanie, ale tylko to teraz przychodzi mi do głowy.

-ale to tak boli Ben, ja go kochałam, a teraz teraz nie wiem już czy mam uczucia i czy będę w stanie kiedyś kogoś pokochać

-Maddie, mała proszę nie płacz, ten skurwiel na ciebie nie zasługuje, chodź wyjdziemy gdzieś

-nie chce nigdzie iść - mówi załamana, serce boli mnie na widok tak skrzywdzonej psychicznie dziewczyny, którą kocham.

-Maddie skarbie, chce widzieć codziennie twój uśmiech, czasem gdy się budzę i dopada mnie ta rutyna, nie mam ochoty na nic, ale jak schodzę na dół i widzę twój uśmiech, jak roześmiana jesz truskawki czy bawisz się z Cadenem albo najzwyczajniej w świecie mówisz mi cześć, to sam się uśmiecham, a dzień staje się sto razy lepszy, nie płacz za kimś kto cię skrzywdził, bo nie jest warto

-ale też dał mi swoje dobro, może nie na długo ale dał mi je - zakładam pasmo włosów za jej ucho i kciukiem wycieram łzy.

-ile razy przez niego płakałaś - łapie mnie za koszulkę i przyciąga do siebie po czym wtula się w moją klatkę. Głaszcze ją po włosach i podnoszę głowę na Isaaca, który przypatruje się tej scenie, widać że chłopak ma żal do Cristiano, zbiega z schodów nic nie mówiąc, jakby musiał wszystko przemyśleć. Zabieram moją Maddie do siebie biorąc ją na ręce.

-zobaczysz że wszystko będzie dobrze, jesteś młoda Maddie, w tym wieku powinnaś szaleć na imprezach i mieć co tydzień kogoś nowego

-nie chce nic

-wiem że jeśli to było mocne uczucie to może boleć, gdy widziałem cię w sukni ślubnej, z jednej strony się cieszyłem, wyglądałaś pięknie, jak w moich marzeniach albo nawet tysiąc razy lepiej, ale gdy wiedziałem że to z nim jesteś to miałem załamania, właściwie pół godziny przed ślubem stałem nad klifem nad samym morzem, paliłem fajka, którego później wyrzuciłem w fale, zanim tam spadł, zdążyłbym cię pocałować dziesięć razy. Nie skoczyłbym, wiedziałem że nie mogę, muszę być tu, wtedy też dla Cristiano ale dla ciebie, dla moich braci, a właściwie myślałem że jednego brata. Zresztą nie mogłem zabronić ci być szczęśliwą, widziałem twój uśmiech gdy tylko on był obok

-Ben to jest, nie wiedziałam Ben, naprawdę nie wiedziałam że ty

-cii, spokojnie - głaszcze ją po policzku, a ona powoli się uspokaja. Nie wiem czy powinienem ale przybliżam się do niej i biorę na kolana po czym przykładam jej głowę do swojej piersi. Całuję ją w czubek głowy zostawiając tam usta na trochę dłużej.

-dlaczego mi nie powiedziałeś? - jej cichy głos wyrywa mnie z zamyślenia.

-nie wiem, chyba bałem się odrzucenia i wolałem być w cieniu, albo nie sądziłem że potrzebuję miłości

-lepiej jest mówić odrazu wiesz - podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Uśmiecha się delikatnie chodź widać że dalej mocno boli jej psychikę to co zrobił Cristiano.

-możemy się gdzieś wyrwać, tylko w dwójkę, dawno nie chodziłaś poprostu po mieście z znajomymi więc mogę spróbować ich zastąpić

-możemy spróbować - zgadza się

Pov Maddie

Nie mogę pozwolić żadnemu mężczyźnie zrobić ze mną tego znowu, znowu mną rządzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top