Rozdział 6

Hej hej hej

Bardzo długi rozdział 5,3 k słów

Zapraszam hehe

---

- Naprawdę muszę już iść, Levi.

- Nie możesz zostać jeszcze chwilę?

- Naprawdę chciałbym, ale jutro mam pierwszy dzień praktyk i muszę dzisiaj jeszcze przygotowywać kilka rzeczy. - Eren wtulił się w moją klatkę piersiową i zanurzył nos w mojej koszuli. - Mógłbym spędzać z tobą całe dnie...

- Obowiązki są wkurwiajace. - objąłem go i pocałowałem czubek jego głowy.

- Racja.

- Odwiozę cię.

- Levi, piliśmy wino!

- To zamówię ci taksówkę. - ująłem jego policzek i odsunąłem go trochę od siebie, aby spojrzeć mu w oczy. - Nie pozwolę ci wracać samemu o tej godzinie.

- Przecież nic mi się nie stanie. Potrafię się obronić!

- Ale kurewsko piździ, Eren.

- Ten argument jest bardziej przekonujący. - zaśmiał się i musnął krótko moje wargi. - Ale widzimy się jutro? - wydął dolną wargę i znów spojrzał w moje oczy.

- Kończę robotę o szesnastej. Napisz mi jutro gdzie będziesz, to po ciebie przyjadę.

- Taki układ mi się podoba.

Eren uśmiechnął się do mnie niewinnie i spojrzał na moje usta. Zauważyłem ten gest, co więcej zrozumiałem czego pragnął. Złapałem go za biodro i oparłem go o drzwi wyjściowe, napierając na niego swoim ciałem. Zaczął cicho się śmiać, gładząc przy tym moje plecy. Wyjąłem telefon z kieszeni posyłając mu jedno z tych porozumiewawczych spojrzeń, a on przygryzł dolną wargę.

- Zamówię taksówkę.

- Yhm... - mruknął z uśmiechem i zaczął całować mnie po ramieniu.

Zamruczałem cicho i wolną dłonią zacząłem wodzić po jego boku. Szybko zamówiłem taksówkę przez aplikację w smartfonie i z powrotem wrzuciłem go do kieszeni spodni.

- Mamy jeszcze dziesięć minut, niegrzeczny bachorze.

- Czyli mamy jeszcze chwilkę dla siebie... - spojrzał mi w oczy i przygryzł dolną wargę.

- Oi, Eren... Muszę się tobą porządnie nacieszyć, bo inaczej nie wytrzymam do jutra.

- Przez te dziesięć minut jestem całkowicie twój, Levi. - powiedział dość zmysłowo, a jego spojrzenie stało się cholernie wyzywające.

Po prostu go pocałowałem, ale nie tak jak wcześniej, bardziej zachłannie i namiętnie. Nie byłem tak delikatny, jak podczas naszych wspólnych chwil na kanapie, teraz zawładnęło mną uczucie tęsknoty i chęci posiadania go na wyłączność. Nie chciałem go puszczać do domu, pragnąłem aby został w moich ramionach całą noc.
Eren zajęczał i docisnął swoje biodra do moich. Oboje mieliśmy ten sam problem w spodniach. Nasza relacja posunęła się naprawdę mocno do przodu, bo oboje chcieliśmy pokazać sobie, jak na siebie działamy. Z jego ust znów wydobył się słodki jęk. Wysunąłem język między jego wargi, czym rozpocząłem długi i namiętny pocałunek. On zaczął drżeć, to było cholernie urocze. Wyglądał tak niewinnie, że miałem ochotę być bardzo winny. Po prostu chciałem poznać jego ciało bardziej... Dogłębnie.

Całowaliśmy się długo. Eren nawet wsunął rękę pod moją koszulkę, dotykał mojego brzucha, a ja pozwoliłem sobie pobawić się jego pośladkami. Ciągle wzdychał z przyjemności i nie dawał mi się odsunąć nawet na moment. Nagle do naszych uszu dotarł dźwięk powiadomienia. Wyjąłem telefon z kieszeni i oderwałem się od Erena, aby spojrzeć na wyświetlacz. Przeniósł się pocałunkami na moją szyję, mrucząc przy tym jak kot. Jak się okazało taksówka już czekała na zewnątrz, co oznaczało koniec naszych pieszczot.

- Taksówka już jest.

- Tak szybko? - zapytał, nie odrywając się od mojej skóry.

- Za szybko. - westchnąłem i przymknąłem oczy z przyjemności, którą dawały mi jego usta.

Eren odsunął się ode mnie niechętnie i zaczął się ubierać. Ja zrobiłem podobnie i założyłem swój płaszcz, a potem buty. Wyszliśmy z mojego mieszkania. Kiedy zamykałem drzwi na klucz, brązowowłosy złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Serce zabiło mi mocniej na ten gest, ten bachor był cholernie słodki i z każdą sekundą uwodził mnie coraz bardziej. Oboje weszliśmy do windy, która akurat była na naszym piętrze. Eren oparł głowę o moje ramię i wtulił się we mnie, przymykając oczy.

- Co będziemy jutro robić, Levi?

- Możemy pójść coś zjeść, a potem... Zobaczymy.

- Może przyjdziemy do ciebie i coś zamówimy? Podglądamy jakieś filmy... Poprzytulamy się. - zamruczał, jak kot i pocałował mnie w policzek.

- Jestem za. Pewnie oboje będziemy zajebani poniedziałkiem.

- Tak... Jeszcze mam jutro pierwszy dzień praktyk. Trochę się boję.

- Często nasza firma przyjmuje praktykantów. W zasadzie robią sobie wolne kiedy chcą, a szef i tak wystawia im najwyższe oceny.

- Oby mi się tak przyfarciło z przełożonymi... Chciałbym mieć praktyki z tobą, Levi.

- Oi, Eren... Będziesz mieć ze mną więcej praktyk, niż myślisz.

- Tak? A niby jakie? - zaśmiał się figlarnie i zagryzł wargę.

- Cóż... Nauczyłem cię już całować. Jedna praktyka za nami. Kto wie jaka będzie następna...

- Wiem co masz na myśli!

- Oi, jestem bardziej niewinny, niż myślisz.

- Dalej czuję twoje palce na pośladkach!

- Wypadek przy pracy.

Czerwona buzia Erena była jednym z najbardziej satysfakcjonujących widoków, jakie widziałem w życiu. Był słodki, cały zawstydzony, a mimo to nie przestawał się do mnie przytulać. Czułem się chciany, to było uzależniające i do całego tego szaleństwa dochodziło moje mocne uczucie względem tego bachora. Nie wyobrażałem sobie teraz, że mogłoby być inaczej.

Wyszliśmy z windy. Nie obchodził nas wzrok recepcjonistki, który zawiesił się na naszych splecionych dłoniach. Wyszliśmy na zewnątrz i dopiero widok taksówki uświadomił nas, że musimy się rozstać. Eren zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Jego wargi rozchyliły się, a jego wzrok powędrował w dół. Wiedziałem co chciał powiedzieć, ale uprzedziłem go. Miałem wyjebane w konsekwencje chyba po raz pierwszy raz w życiu. Złapałem go za policzek i bardzo delikatnie pocałowałem jego usta. On zamknął oczy, zachwiał się, aż z ostrożności złapałem go za bok, aby na pewno się nie przewrócił. Nie sądziłem, że działałem na niego aż tak bardzo, ale to było... seksowne.

- Do jutra, Eren. - powiedziałem w jego wargi, całując je jeszcze raz.

- L-levi... - szepnął, a zaraz po tym uśmiechnął się, szeroko pokazując swoje białe zęby. - Do jutra, mój mężczyzno. - teraz to on mnie pocałował, a raczej bardzo przelotnie cmoknął. Zagryzł wargę i odsunął się ode mnie, zaraz po tym cicho się śmiejąc. Odszedł tyłem w stronę taksówki i pomachał mi, bardzo wolno do niej wsiadając.

Na zewnątrz piździło w chuj, a mi zrobiło się gorąco. Patrzyłem jak samochód z moim chłopcem odjeżdża, a moje serce biło, jak pojebane. Jego słowa uświadomiły mnie, że należę do niego. I tylko do niego. Że muszę o niego dbać, troszczyć się o niego, dawać mu wszystko co najlepsze, spełniać jego marzenia.

Podobało mi się to.

*

Ten dzień różnił się od innych. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz śpiewałem pod prysznicem, ani czy kiedykolwiek nie potrzebowałem napić się czarnej kawy z rana. Obudziłem się ze świadomością, że jestem w związku i wszystko szło gładko. Wyspałem się, miałem do wszystkiego chęci, żadna wizja mnie nie przerażała. Miałem wrażenie, że nawet papiery w pracy nie są tak pomieszane, jak zawsze, dzięki czemu robota szła sprawniej. Ten bieg losu układał się za dobrze, że aż wydawało mi się to podejrzane. Zawsze kiedy było dobrze musiało się coś spierdolić tak dla równowagi i byłem na to gotowy, ale nie byłem niespokojny. Nie wyczuwałem żadnego niepożądanego zdarzenia, które mogłoby mieć miejsce w najbliższej przyszłości, a wręcz przeciwnie - czułem, że przy Erenie moje szczęście będzie tylko większe, a wszystko w moim życiu zacznie układać się lepiej.

Wziąłem łyka herbaty, przeglądając wyciągi firmy z poprzedniego miesiąca. Robiłem to bardziej z nudów, niż z obowiązku, bo wyrobiłem się z całą pracą w dwie godziny. Miałem teraz sześć godzin wolnego, filiżankę herbaty i cały gabinet dla siebie. Założyłem nogę na nogę, odkładając papier na biurko przed sobą. Przez moje myśli ciągle przechodziły te szmaragdowe oczy, dla których oszalałem. Serce zabiło mi mocniej, a na samą myśl i moim bachorze zagryzlem wargę. Miałem dużo wolnego czasu i tęskniłem za nim, byłem gotowy jechać do niego w tym momencie, ale nawet nie wiedziałem pod jakim dokładnie adresem znajduje się teraz Eren. Wyjąłem telefon z kieszeni z zamiarem wysłania mu esemesa, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Westchnąłem i włożyłem urządzenie z powrotem do kieszeni.

- Wejść. - powiedziałem głośniej, aby osoba na zewnątrz na pewno mnie usłyszała.

- Levi!

W środku w mgnieniu oka znalazła się zdenerwowana Hanji. Miała dopasowaną koszulkę, a mój wzrok od razu powędrował na jej lekko wystający brzuch. Myśl, że siedzi tam mój przyszły chrześniak rozczulała moje serce. Lubiłem dzieci, a syna Hanji miałem zamiar traktować jak rodzinę. Właściwie ja, Erwin, Hanji i teraz Moblit byliśmy swego rodzaju rodziną. Dość posraną, przybraną, ale wciąż rodziną. Cała nasza czwórka nie miała szczęścia co do rodziców i może to nas tak bardzo do siebie zbliżyło. Dawaliśmy sobie to, czego nie mieliśmy w dzieciństwie.

Czterooka stanęła na środku mojego gabinetu i zaczęła wrzeszczeć. W normalnych warunkach wywaliłbym ją za drzwi, ale jako iż byłem idealnym przyszłym ojcem chrzestnym troszczyłem się o dobry przebieg ciąży.

- A tobie co? Znalazłaś nowe hobby i testujesz się w śpiewaniu?

- Levi! Kurwaaa! - znów wrzasnęła i podbiegła do mojego biurka. Usiadła na fotelu przede mną i zdjęła okulary z nosa, patrząc na mnie bardzo poważnie. Milczała. Chyba czekała na pozwolenie na wypowiedź. Zachowywała się naprawdę dziwnie, nawet jak na nią, ale tłumaczyłem jej zachowanie skokami hormonów przez jej aktualny stan.

- Czego?

- Zajebałam się w akcji!

- Oi, Hanji, zawsze tyle przeklinałaś? Może zamiast zrobić drugi mózg dla śmierdziela, oddałaś mu swój?

- Jeżeli już to sam sobie podprowadził mój mózg. - powiedziała pełna dumy, ale zaraz po tym znów spoważniała. - Levi... Erwin chce mi dać wolne na rok.

- Wolne?

- No przez dzidziusia!

- Chyba dzięki niemu.

- Ale ja kocham tę pracę!

- Możesz ją kochać też w domu.

- Levi, ale nie rozumiesz!

- Wiesz co to zdalna praca, okularnico?

- A wiesz, jak wygląda człowiek bez jedynek u góry? - uderzyła pięścią w biurko. Stała się dziwnie agresywna, na pewno przez ciąże.

- Gadaj czego chcesz, bo nie mam czasu. - westchnalem pocierając skroń.

- Wiem, że masz, więc nie pierdol.

- Oi, Hanji, naprawdę zaczęłaś dużo przeklinać.

- Kogo to obchodzi! - zaśmiała się, jak wariatka. - Levi, musisz mi pomóc. Erwin chce abym zrobiła przerwę w pracy od jutra, a od dziś mamy praktykantów w firmie! Po raz pierwszy uczyłabym kogoś swojego fachu! Ja muszę zostać w...

- Zaraz, zaraz, co powiedziałaś? - otworzyłem szerzej oczy, nie mogąc zrozumieć tego co właśnie usłyszałem. - Jakich praktykantów?

- Z kierunku logistycznego. Co ty nic nie wiesz? Erwin ci nie mówił?

- Pierwsze słyszę.

- Cóż... Ma być ich trójka i plan jest taki, aby dać każdego z nich do innych gabinetów. Tak nauczyliby się najwięcej.

- I jeden z nich jest przewidziany do mnie?

- No jasne! Jesteś specjalistą!

Nie przypuszczałem, że ten dzień może być lepszy. To nie mógł być zbieg okoliczności, że Eren miał pierwszy dzień praktyk, a jednocześnie u mnie w firmie mieliśmy przyjąć praktykantów. Była dopiero dziesiąta rano, mieli jeszcze czas, aby przyjść. Miałem nadzieję, że moje przypuszczenia są prawdą i Jaeger wyląduje na moim biurku najpóźniej o dwunastej.

- Zgoda, ale sam wybiorę bachora, który będzie najmniej irytujący.

- Dobra, ale masz być miły i go nie wystraszyć, krasnalu!

- Może frytki do tego?

- Postaraj się chociaż raz. - rozkazała i oparła łokcie na moim biurku. - Ale tak kontynuując... Pogadaj z Erwinem, żeby nie dawał mi wolnego na siłę! Tylko ciebie posłucha!

- Sam zawlekę cię do domu, jeżeli będziesz przychodzić do pracy, mimo zwolnienia z powodu ciąży. - złapałem się za skroń, masując ją powoli. - Powinnaś pomyśleć o śmierdzielu i jego dobrym rozwoju, kretynko.

- Przynudzasz, staruchu. - machnęła ręką i wstała nagle z krzesła, łapiąc się pod boki. - Lepiej mi pomóż, bo inaczej wymówię Erwinowi, że w tym roku na święta przypada twoja kolej przebierania się za mikołaja!

- Nie waż się...

- Haha! Głupi krasnal jest pod ścianą! - aż podskoczyła z radości i wskazała na mnie palcem, jakby chciała pokazać, że jestem skazany na tę upokarzającą rolę.

- To Smith idealnie nadaje się do tej roli. Ostatnio je za dużo pączków. Myślę, że jednak posłucha mnie.

- Cóż... Zawsze pozostaje Wielkanoc i zajączek wielkanocny. Nie wiem, czy ta rola nawet bardziej by ci nie pasowała...

- Posrało cię do reszty, okularnico. Śmierdziel naprawdę zeżarł twój mózg.

- Lepiej mi pomóż! - zaświergotała i skocznym krokiem zaczęła kierować się w stronę wyjścia. - Ah! I jeszcze jedno! O jedenastej mają przyjść praktykanci, więc przyjdź do mnie do gabinetu. Lepiej się nie spóźnij, krasnalu! - stanęła w progu i spojrzała na mnie przez ramię.

- Hanji, odpierdala ci przez tą ciążę.

- I bądź miły! - dodała i wyszła z mojego gabinetu, trzaskając przy tym drzwiami.

Westchnąłem i odruchowo zacząłem masować sobie skronie. Musiałem obmyślić plan co zrobić, aby Hanji bardziej o siebie dbała i jak wywinąć się od tej niewdzięcznej, świątecznej tradycji.

Ale najpierw praktykanci.

*

Kiedy zobaczyłem tego blondyna z kawiarni ,,u Arlerta" byłem pewien, że ten jeden spóźniający się ,,przyjaciel od najmłodszych lat" to Eren. Byłem w szoku, ale przeczuwałem, że największy szok jeszcze przede mną. Było piętnaście po jedynastej. Hanji i Erwin załatwili już wszystkie formalności, a nawet uzgodnili kto komu będzie pomagać przy pracy. Czarnowłosa dziewczyna o ciemnych oczach i takim samym nazwisko co ja - Mikasa, miała pomagać Hanji, zaś znajomy mi kelner Armin został przydzielony do Erwina. Wszystko układało się według mojej myśli. Byłem pewien, że czekamy na Erena. Niecierpliwiłem się, dziwnie bolał mnie brzuch, tak słodko i nieco boleśnie. Armin był rozbawiony i ciągle posyłał mi spojrzenia i uśmiechy, mówiące o nieprawdopodobieństwie zdarzeń, które właśnie miały miejsce. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że pan spóźnialski to mój bachor.

- Skoro waszego przyjeciela jeszcze nie ma... Może napięcie się czegoś? Kawy? Hebaty? - zaproponował grzecznie Smith z firmowym uśmieszkiem.

- Nie chcemy sprawiać kłopotu, proszę pana. - odezwał się niski blondyn, starając się powstrzymać śmiech.

- Żaden kłopot. Herbaty i kawy u nas pod dostatkiem. - odezwałem się, chcąc wyglądać naturalnie. - Zmywarkę też mamy... Gorzej z jednakowymi kubkami, bo wszystkie musiała stłuc Hanji.

- To wcale nie ja! - tupnęła nogą, jak buntujące się dziecko i spojrzała na mnie morderczo. Odniosłem wrażenie, że zaraz zacznie na mnie warczeć.

- Oi, czterooka... Przecież już dawano ci mówiłem, żebyś kupiła mocniejsze okulary.

- Tak? A może mikołaj przyniesie mi pod choinkę? Taka jestem pracowita w tym roku, że ciągle siedzę przed komputerem i wzrok psuje się mimo mojej woli... - zagrała scenkę, udając panią wielce pokrzywdzoną. Aktorką była marną, pozostała trójka nawet zaczęła się z niej śmiać, a tylko ja zrozumiałem prawdziwy przekaz tej wypowiedzi, pod którą kryła się groźba.

Jebana.

- W takim razie... - naszą małą kłótnie przerwał Erwin, posyłając nam rozbawione spojrzenie. Wrócił wzorkiem na praktykantów i kontynuował. - Może jednak skusicie się na filiżankę herbaty, bądź kawy?

- Chętnie. - tym razem odpowiedziała czarnowłosa, dość stanowczo ale i z wdzięcznością.

- To zapraszam do kuchni, moi drodzy...

- Przepraszam! Przepraszam za spóźnienie!

Erwin nie dokończył zdania, bo przerwał mu głośny odgłos otwierania drzwi i jeszcze głośniejszy głos, za którym tak szalałem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że do gabinetu Hanji właśnie wszedł mój Jaeger. Otworzyłem szerzej oczy, a moje brwi drgnęły. Tak jak myślałem - szok był jeszcze większy, jednak wcześniejsze przygotowanie na jego pojawienie pozwoliło mi zachować spokój i grać, jak naprawdę dobry aktor.

Eren rozchylił lekko usta i wbił we mnie swoje piękne spojrzenie. Zacisnął pięści na krańcach białej koszulki, którą miał na sobie, a potem nerwowo zaczął szukać czegoś w kieszeniach jasnobrązowych, dopasowanych spodni. Zerknął na krótką chwilę na Armina, który wydawał się być bardzo rozbawiony obecną sytuacją. Powstrzymywał śmiech i ciągle odchrząkał, chcąc jakkolwiek ukryć swoje zachowanie i naszą relację. Mój bachor był otwarty, jak księga i wszystko można było z niego wyczytać, dlatego musiałem coś zrobić, aby nikt więcej nie zorientował się co jest grane.

- Może pan spóźnialski z łaski swojej przedstawiłby się swoim przełożonym? - zrobiłem trzy kroki w stronę Erena, a on natychmiast na mnie spojrzał. Znów się spiął, ale kiedy puściłem mu oczko zrozumiał, że tylko udaję i od razu się rozluźnił.

- Nazywam się Eren Jaeger. - odpowiedział od razu i przygryzł dolną wargę, chcąc powstrzymać uśmiech co nie do końca mu wyszło. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja od razu ją uścisnąłem. - Levi Ackerman. A to Hanji Zoe i Erwin Smith.

- Dzień dobry! - brązowowłosy szybko uścisnął im dłonie.

Mój wzrok powędrował na Erwina. Jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Był zajebistym strategiem, dzięki czemu szybko łączył fakty i zrozumiał, że praktykant Eren, to ten sam Eren, o którym opowiadałem mu po pijaku.

- Jak dobrze, że trafiasz pod moją opiekę. Nauczę cię wielu rzeczy... W tym punktualności.

- Levi! Miałeś być miły! - wariatka w końcu wtrąciła się i pociągnęła mnie za rękaw marynarki.

- Oi, nie dotykać mnie paluchami po paprykowych czipsach.

- To może napijemy się czegoś ciepłego? - znów przerwał nam Smith, ale tym razem był już naprawdę rozbawiony komizmem tej sytuacji.

- W chuja lecisz. Idę nauczyć tego gówniarza odpowiedzialności. - spojrzałem na Erena, który ciągle gryzł wargę i nerwowo bawił się palcami. Jego policzki były lekko różowe. Zastanawiałem się, czy to przeze mnie, czy przez mróz.

- Levi, ale bądź miły! To jego pierwszy dzień praktyk!

- Bachor nie potrzebuje adwokata. - powiedziałem dość groźnie, udając naprawdę zdenerwowanego i spojrzałem w stronę mojego chłopca. - Eren. Idziemy. - rozkazałem krótko, spotykając tym razem rozzłoszczone spojrzenie Mikasy. Nie rozumiałem o co jej chodziło, może była zazdrosna, ale Jaeger należał tylko i wyłącznie do mnie.

- Tak jest! - odpowiedział jak w wojsku i ruszył wzdłuż korytarza tą drogą, którą mu wskazałem. Ja zacząłem iść tuż za nim i cholera, jaki on miał krągły tyłek w tych spodniach.

- Levi, ale bądź miły i zaparz mu herbaty! - krzyknęła Hanji, powtarzając się po raz kolejny. Wychyliła się ze swojego pokoiku, ale ja już nie zwróciłem na to uwagi, nawet na chwilę na nią nie spojrzałem. Moje całe zainteresowanie otrzymały pośladki mojego chłopca.

Otworzyłem swój gabinet, jest byliśmy już na końcu korytarza i wpuściłem Erena do środka, jako pierwszego. W progu posłał mi figlarne spojrzenie i cicho się zaśmiał. Zamknąłem za sobą drzwi, a potem usłyszałem tylko jak torba Erena spada na podłogę.

- To od czego zacznie pan moją lekcję, panie Ackerman? - spojrzał mi wyzywająco w oczy i oblizał się.

- Od kary. - mruknąłem i ekspresowo go objąłem. Moje dłonie zaczęły błądzić po jego plecach, a twarz niebezpiecznie zbliżyła się do jego. - Takie rozwydrzone bachory trzeba nauczyć raz a porządnie... Cielesność jest dobrym punktem zaczepienia pamięci.

- Ah, tak? - zarzucił mu ręce na kark i wplątał palce w moje włosy. Zaczął gładzić krócej ostrzyżoną część mojej głowy, a jego biodra całkowicie przyległy do moich. - Proszę dać mi tę karę, jak najszybciej... Nie chcę już dłużej być nieposłusznym chłopcem.

- Bardzo ładnie... - wymruczałem niemalże w jego wargi, po czym zatopiłem się w nich zachłannie, łącząc je w bardzo namiętnym pocałunku.

Eren zamruczał i od razu zaczął oddawać pieszczotę. Złapałem go za pośladki i mocno je ścisnąłem, a z jego gardła wydobył się cichutki jęk. Szybkim ruchem podniosłem go do góry, a on objął mnie nogami w pasie. Podszedłem do biurka i położyłem go na nim, przejeżdżając obiema dłońmi po jego zgrabnych udach.

- Mmm... Od rana chciałem wycałować cię na tym biurku. - powiedziałem w jego usta, dalej namiętnie go dotykając.

- Tylko wycałować? - wyszeptał dając mi małego buziaka w nos.

- Nie chcę być zachłanny, ale... Wezmę to na ile mi pozwolisz. Oczywiście moje fantazje z tobą w roli głównej sięgają nieco głębięj, niż francuskie pocałunki.

- Czy ty właśnie przyznałeś mi się, że niegrzecznie o mnie myślisz?

- Może...

Eren uśmiechnął się szeroko i zaśmiał się tak słodko, że moje serce zabiło mocniej. Byłem najszczęśliwszym facetem na tej planecie, kiedy Eren był obok mnie.

- Jestem ciekawy, kiedy to zrobimy... - pogłaskał moje włosy, gubiąc swój wzrok w moich oczach.

- Kiedy chcesz... Wiem, że nigdy wcześniej się nie... Wiem, że nigdy w wcześniej tego nie robiłeś. - poprawiłem się, bo w tak delikatnych sprawach chciałem lepiej dobierać słownictwo, szczególnie, że chodziło o mojego bachora, na którym zależało mi najbardziej na świecie. - Poczekam, aż będziesz gotowy.

- Myślę, że na pewno przydałoby się jakieś łóżko... I kocyk. - znów cmoknął moje wargi, ale tym razem bardziej leniwie.

- Poduszki chyba też.

- Ty mi wystarczysz.

- Oi, Eren... Ale wiem jedno. Musimy więcej rozmawiać o sobie. Nawet nie widziałem, że jesteś w technikum logistycznym.

- Tak... A ja nie wiedziałem, że masz aż tak poważne stanowisko. Znaczy... widziałem, że jesteś bogaty, ale nie przypuszczałem... Po prostu nie dociera do mnie to, że taki mężczyzna, jak ty spojrzał na takiego dzieciaka, jak ja.

- Eren, nie gadajmy o tym. Jesteś dla mnie wszystkim. Temat skończony. A teraz pozwól, że wycałuję każdy centymetr twojego ciała, na który mi tylko pozwolisz. Stęskniłem się.

- Ja też. - zaśmiał się słodko i złapał mnie za policzek. - Zgodzę się, jeżeli na początek zajmiesz się do bólu moimi ustami. Bo... Naprawdę mocno się stęskniłem.

- Twoje życzenie, to rozkaz, mój bachorze.

- Masz bardzo dobry humor, Levi. - zamruczał, jak kot w moje wargi i zaczął głaskać dół moich pleców. Przywarłem biodrami do jego bioder, przez co nasze krocza nieco się o siebie otarły. On poruszył się przez to nerwowo i cicho westchnął, nieco rozchylając swoje usta. Chęć bliskości była silniejsza, niż myślenie, że nie wypada obściskiwać się w firmie, tym bardziej na biurku.

- Jak mógłby być inny, skoro los w końcu jest dla mnie taki łaskawy.

- Łaskawy? - przygryzł swoją dolną wargę, starając się powstrzymać swój uśmiech.

- Tak... W końcu leżysz pode mną na biurku i każesz mi się całować. Istnieje coś lepszego w tym momencie, jeżeli chodzi o możliwości naszego związku?

- Z-zawstydzasz mnie... - szepnął i odwrócił wzrok, a jego policzki stały się lekko czerwone.

- Mogę zawstydzić cię jeszcze bardziej, bachorze. Wystarczy, że zdejmę koszulę. - przejechałem bardzo zachłannie dłonią po jego udzie, jakbym chciał przekonać siebie, że tak piękna istotą jest tylko moja, bo nadal nie do końca mogłem w to uwierzyć.

- Głupi jesteś! - parsknął śmiechem i znów złapał mnie za policzek. - A mimo to... Chyba nie mógłbym być szczęśliwszy, niż teraz...

- Oh, ja tak samo... W końcu w moim życiu pojawiło się wielkie szczęście. - potarłem nasze nosy o siebie, przymykając przy tym oczy. - I nie oddam go za nic...

- Levi, ja też nie spodziewałem się, że będę mieć u ciebie praktyki. To cholerne szczęście, że los nas tak połączył.

- Mówię o tobie, Eren. To ty jesteś moim szczęściem.

Jaeger leżał pode mną na biurku. Obok jego głowy znajdował się mój długopis, a po drugiej stronie klawiatura od komputera. Nawet w takim otoczeniu był piękny, jego oczy lśniły i przysłaniały wszystko wokół. On był w centrum mojej uwagi, miałem wypierdolone w to, że w każdej chwili ta wariatka Hanji może wyparować do mojego gabinetu bez pukania i przyłapać nas na gorącym uczynku. Chciałem go dotykać, całować, być na każde skinienie jego palcem. Chciałem mu się oddać jeszcze bardziej... I wiedziałem, że wkrótce do tego dojdzie..

Eren zamilkł po moich słowach. Rozchylił wargi, a ja od razu złączyłem je ze swoimi. Mój stanowczy ruch wywołał słodkie miauknięcie z jego strony, przez które tylko pogłębiłem nasz pocałunek, zamieniając go w bardziej intymny i namiętny. Wysunąłem język do środka jego ust i nie zważając na jego ruchy zacząłem sprawiać mu najwięcej przyjemności ile tylko potrafiłem. Masowałem nim jego podniebienie, zanurzając go najdalej jak tylko mogłem. Od Jaegera zaczęło bić ciepło, przez co musiałem poluzować krawat, aby zrobiło mi się chłodniej. Nagle uniósł swoje bioderka, ocierając się swoim kroczem o moje i jęknął głośno. To był mały ruch, ale naprawdę przyjemny. Podobało mi się to, że Eren dopraszał się mojej uwagi także na dole, nawet jeżeli zrobił to odruchowo. Zamruczałem z przyjemności, całkowicie zamykając oczy. On objął mnie za plecy i przyciągnął do siebie, przez co położyłem się na nim. Znowu zarzucił ręce na mój kark i zaczął pogłębiać pieszczotę. Coraz sprawniej odwzajemniał moje ruchy, a nasz pocałunek nabierał szybszego tempa. Objął mnie nogami w pasie, jakby chciał, abym był jeszcze bliżej. Moje dłonie zaczęły śmielej błądzić po jego ciele. Dotykałem go zachłannie. W pewnym momencie miałem wrażenie, że zostawiam widoczne ślady na jego skórze po moich spragnionych palcach. Eren pozwalał mi na wszystko, był zadowolony z każdego mojego ruchu. Ciągle mruczał i jęczał na zmianę co chwila ocierając nasze ciała o siebie, szczególnie te dolne partie. Zaczynało brakować mi powietrza, bo mój oddech przyspieszył na tyle, że oddychanie przez nos stało się niewystarczające. Odsunąłem się od jego ust, ale natychmiast zaatakowałem jego szyję, obsypując ją mokrymi pocałunkami.

- L-levi... - westchnął i odchylił głowę do tyłu, wyginając swoje plecy w mały łuk. Jęknął cicho i złapał mnie za tył głowy, gładząc tę wygoloną część. - T-tak mi dobrze... - znów wypchnął biodra w moją stronę, ocierając się o moje krocze swoim. Oboje byliśmy podnieceni, a na naszych spodniach wyraźnie odznaczała się erekcja.

- Oi, Eren... Jesteś taki rozkoszny. - wyszeptałem w jego skórę, praktycznie ją liżąc.

- Doprowadzasz mnie na skraj... - powiedział cicho, oddychając głośno przez usta. - Nie mogę się opanować.

- Ze mną nie jest inaczej. - odsunąłem się od niego trochę, aby spojrzeć w te piękne, szmaragdowe tęczówki. - Nawet nie wiesz, jak bardzo na mnie działasz...

- Ale czuję. - parsknął śmiechem i potarł nasze nosy o siebie, szeroki się przy tym uśmiechając.

- Mogę powiedzieć to samo.

- Mam nadzieję, że... Nie masz mi za złe, że nie jestem jeszcze gotowy... No wiesz...

- Eren, nasz związek nie trwa nawet dwudziestu czterech godzin. Jestem twoim pierwszym partnerem. To logiczne, że musisz się przygotować. - odgarnąłem z czoła kosmyk jego czekoladowych włosów do tyłu, aby zgrał się z resztą. - Poza tym... Sam muszę się przygotować, aby cię nie skrzywdzić. Daj sobie czas, Eren. Ja poczekam.

- Jesteś kochany, Levi. Dziękuję. - pogładził mój policzek, a ja wtuliłem się w jego dłoń. - Znamy się tak krótko, a mam wrażenie, że całą wieczność...

- Ja też. Nie potrafię okazywać czułości nikomu, ale przy tobie idzie mi to tak naturalnie i gładko... - wyznałem, odwracając na chwilę wzrok od jego oczu. - Jestem przy tobie lepszym człowiekiem.

- Zawstydzasz mnie, kiedy mówisz o takich rzeczach... Nie wiem co mam odpowiedzieć. - schował twarz w mojej szyi, łaskocząc swoim noskiem moją skórę.

- Nie musisz nic odpowiadać... Chcę, abyś to wiedział.

- O-okej...- szepnął i odsunął się od mojej szyi, aby znów spojrzeć mi w oczy. Lekko się uśmiechnął i bardzo krótko mnie pocałował. - Moje usta jeszcze nie bolą, Levi.

- Ah, tak? - uniosłem brwi i zbliżyłem się do jego ust. - Czyli mam kontynuować?

- Mmm... Tak. - wyszeptał i zaczął gładzić tył mojej głowy. Rozchylił swoje wargi, zachęcając mnie do kontynuowania naszych pieszczot. Teraz to ja docisnąłem biodra do jego i otarłem nasze krocza o siebie. Eren jęknął zadowolony, przymykając przy tym swoje oczy.

Był cholernie rozkoszny. Miałem ochotę zrobić mu o wiele więcej grzesznych rzeczy, gdyby tylko był na nie gotowy. Był dla mnie ważny tak bardzo, że nie wyobrażałem sobie, abym ktokolwiek mógł zająć jego miejsce.

Znów złączyłem nasze usta, a mój język od razu wsunął się do tych Jaegera. Zamruczał głośno i zamknął oczy. Poczułem, jak się uśmiecha, przez co nie mógł w stu procentach skupić się na naszym pocałunku, ale nie przeszkadzało mi to. Liczyła się dla mnie tylko jego bliskość.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Oboje na chwilę zastygliśmy w bezruchu. Byłem zaskoczony wizytą o tej porze dnia, szczególnie, że tego dnia nie było dużo roboty.

- Kto kurwa śmie nam przeszkadzać... - powiedziałem cicho i powoli wstałem z Erena. On zrobił podobnie i szybko zajął miejsce na moim fotelu. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale przypuszczałem, że to wina odznaczającej się wypukłości na jasnych spodniach. Stał mu i chciał to zakryć. U mnie nie było aż tak tego widać, dzięki marynarce, dlatego nie miałem potrzeby by się zakryć.

- Kto to... - zapytał cicho i wziął do ręki papiery, leżące na biurku przed nim.

- Zaraz się przekonamy... - odpowiedziałem i pochyliłem się do niego, udając, że zwyczajnie go uczę. - Wejść! - powiedziałem donośnie, a zaraz po tym drzwi mojego gabinetu się otworzyły.

W progu stanął blondwłosy kelner imieniem Armin. Spojrzał na nas, a jego wzrok był bystry na tyle, że wydawało się, iż doskonale nas przejrzał i wiedział co przed chwilą tutaj robiliśmy.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Smith prosi pana do swojego gabinetu. - wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. - Poprosił mnie, abym pana zawołał, panie Ackerman.

- Okej... - westchnąłem i odsunąłem się od Erena, prostując plecy. - Zaraz wracam, a ty smarkaczu nie waż się odrywać...

- Armin wie. - Jaeger przerwał mi wypowiedź i przeniósł na mnie wzrok, odchylając głowę nieco w górę. Jego oczy zalśniły, a ja już wiedziałem, że kupił mnie tym jednym spojrzeniem. - Nie musimy przed nim udawać... - dodał, a jego policzki stały się lekko czerwone.

- Okej... W takim razie zaraz wracam, Eren. - westchnąłem i położyłem dłoń na jego ramieniu. Pochyliłem się do niego, składając delikatny pocałunek na jego czole. On uśmiechnął się lekko na ten gest i przygryzł dolną wargę, spuszczając przy tym głowę.

- To czekam, Levi.

Chciałem mieć tę rozmowę już za sobą. Smith z pewnością chciał wypytać mnie o Jaegera, mimo że połączył fakty i domyślił się kim jest dla mnie nasz praktykant. Pragnąłem już wrócić do Erena i dotykać go dalej, jednak Erwin mimo wszystko był moim szefem i musiałem stwarzać pozory, że nasza relacja jest odpowiednia, jak na ludzi na naszych stanowiskach. Na co dzień był dla mnie, jak rodzina i poza pracą nie zwracaliśmy się do siebie formalnie.

Minąłem Arlerta i złapałem za klamkę od drzwi. Zatrzymałem się na chwilę. Czułem lekki niepokój związany z tym, że nasz sekret zna chłopak, którego widziałem tylko kilka razy w życiu. To było ryzykowne, bo związek mój i Erena był w pewien sposób zakazany, szczególnie teraz, kiedy mój bachor odbywał praktyki w firmie, w której pracowałem i w dodatku byłem jego głównym przełożonym.

- Armin... - powiedziałem cicho, a mój ton zabrzmiał nieco groźnie.

- Tak, proszę pana?

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że nikt nie może się o nas dowiedzcieć?

- T-tak... Oczywiście. To byłoby dla was obojga problematyczne.

- Jesteś przyjacielem Erena, więc ci ufam.

- Nie zawiedzie się pan na mnie. Mogę to obiecać. Zdaje sobie sprawę jakie konsekwencje mogłyby was czekać. Nie chcę dla nikogo źle.

- Dziękuję. Mów mi Levi, kiedy jesteśmy sami.

- Dobrze!

Odetchnąłem z ulgą i wyszedłem z gabinetu znacznie spokojniejszy. Zamknąłem za sobą drzwi i nie zdążyłem od nich odejść, a w środku już było słychać rozmowę Erena i Armina. Usłyszałem ją mimowolnie tylko dlatego, bo byłem jeszcze blisko wejścia.

- Masz bardzo czerwone usta, Eren...

- A-armin... Bo on tak świetnie całuje, że nie mogę się opanować!

Parsknąłem śmiechem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Trafiło mi się naprawdę duże szczęście. Byłem pieporznym farciarzem, że los zesłał na mnie tak cudowną osobę i umożliwił mi zbliżenie się do niej.

On był mój, a ja byłem jego.

Starałem się zachować powagę, ale wiedziałem, że promienieję. Czułem dziwne, wewnętrzne drżenie, ale moje ciało nic nie pokazywało. To było coś w rodzaju skumulowanych w jedną warstwę pozytywnych uczuć, dzięki którym czułem się tak wspaniale. Uwalniały się we mnie, rozgrzewały moje serce, odświeżały głowę. Czułem się lekko i pewnie, jakby wszystkie moje problemy straciły na wadze i jakbym nie musiał się nimi przejmować. W mojej głowie był tylko Eren i myśli, jak z każdą minutą przywiązuję się do niego coraz bardziej.

Wjechałem windą na samą górę budynku firmy, gdzie znajdował się gabinet Erwina. Wyszedłem na korytarz i od razu zacząłem iść w wyznaczonym kierunku, nie zwracając uwagi na mijające osoby. Nie obchodzili mnie, chciałem załatwić sprawę że Smithem szybko, a potem wrócić do mojego bachora i całować go dalej. Zapukałem do drzwi, a gdy usłyszałem pozwolenie na wejście, wszedłem do środka i zamknąłem je za sobą.

Erwin stał przy przeszklonej ścianie i wpatrywał się w miasto. Nie zwrócił na mnie większej uwagi, zwyczajnie stał, jakby nadal mnie nie było. Przewróciłem oczami i podszedłem do niego, zatrzymując się kilka kroków za nim.

- Oi, Smith, gadaj czegoś chciał. Dzisiaj niestety nie mam czasu podziwiać twojego tyłu. - powiedziałem ironicznie i zmarszczyłem brwi.

- No tak... - zaśmiał się i odwrócił się do mnie przodem. - Jak zwykle zapracowany. - uśmiechnął się do mnie lekko i sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów. - Zapalisz?

- Nie, dziękuję.

- Oh... - Smith wsunął papierosa między wargi i odpalił go czerwoną zapalniczką. - Masz spuchnięte usta, Levi.

- Nie wiem co w tym dziwnego. Tak na siebie działamy.

- Wiem, że on jest już praktycznie pełnoletni... Ale wygląda bardzo młodo.

- Jest piękny. To tyle.

- Prawda, nie można odmówić mu urody.

- Kiedy się domyśliłeś, że to on, Smith? - zapytałem, a mój wyraz twarzy złagodniał. Poczułem lekki stres, bo zachowanie Smitha było trochę podejrzane. On zawsze był bardzo enigmatyczny we wszystkim co robił. Byłem jego najlepszym przyjacielem i mimo że znałem go na wylot nie potrafiłem go czasem rozgryźć. Znałem nawet jego hasła do portali społecznościowych, jednak Erwin Smith i tak miał przede mną wiele tajemnic. A przynajmniej tak czułem.

- Z czasem. - wzruszył ramionami. - Reakcje waszej trójki były bardzo czytelne.

- Sami nic nie wiedzieliśmy. To zbieg okoliczności.

- Najwidoczniej los tego chciał.

- Tak... W końcu jest dla mnie łaskawy.

- A może to twoja zasługa.

- Moja? - uniosłem brwi. - Niby w jaki sposób?

- Levi. - Smith zgasił papierosa w popielniczce, stojącej na wysokiej, szklanej szafce, znajdującej się tuż obok okna, przy którym stał. - Cieszę się, że w końcu kogoś masz. Byłeś tak zamknięty na ludzi, że w pewnym momencie chciałem zabrać cię do psychiatry.

- Spokojnie, nie jestem wariatem. Wy mi wystarczacie, a na Erena patrzę pod innym kątem. Jestem szczęśliwy. To tyle.

- Wiem, ale... Mi naprawdę się wydaję, że jesteś w nim zakochany. Jestem tego pewien. Widać to w twoich oczach. Patrzysz na niego, jak na ósmy cud świata. Miło widzieć cię w tak dobrej kondycji.

- Czyli nie masz nic przeciwko macaniu w firmie?

- O ile nikt nie widzi.



---

Mam nadzieję, że się podobało :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top