36
Narracja trzecioosobowa
Zaczęły się przygotowania do świąt. Jest już 15 grudzień, chyba już najwyższa pora. Węgry wczoraj ogarnął jakieś małe drzewko świąteczne, i dziś męczy się z ubieraniem.
-mógłbyś podać mi tę bombkę, którą pomalowałem na wycieczce w fabryce... - chciał się spytać Węgry
-wieszasz tą bombkę z drugiej klasy zawsze co roku - przerwał mu jego brat - to cud, że ona jeszcze żyje
-no podaj mi ją. Jest ładna - odpowiedział Węgry
Omawiana bombka miała narysowaną zmutowaną twarz kota i grubego patyczaka mającego być "świętym Mikołajem". Wszystko było narysowane stylem typowego ośmiolatka przy użyciu kolorowego brokatu dostępnego w fabryce bombek na wycieczce klasowej. Bracia miło wspominali te wydarzenia nawet pomimo faktu, że świąteczna bombka Polski została zgnieciona przez tyłek grubego kolegi w autokarze.
-teraz łańcuch... - powiedział do siebie Polska - i... Gotowe!
Odeszli, by zobaczyć swoje dzieło. Trochę bombek, cukierków "sopelków", światełek i innych dekoracji. To wszystko nadało kolorów ponuremu wcześniej drzewku.
Węgry wyjął telefon, by zrobić zdjęcie, a następnie wysłał je z entuzjazmem do Ron'a, aby po chwili do niego zadzwonić. Dość szybko odebrał.
-Tato, przyjedziesz na święta?
-hmmm... Powinienem się wyrobić. Co jak co, ale rodzina ważniejsza od pracy - odpowiedział Ron przez telefon.
Na twarzy Węgra pojawił się uśmiech. Uwielbiał Boże narodzenie. To zawsze było jego ulubione święto w roku.
"Szkoda, że tego szczęścia nie mogę dzielić z Litwą, jak zawsze..." - pomyślał brat podekscytowanego świętami Węgra. Wciąż Litwa się do niego nie odezwała. Źle się czuł z tym, co zrobił, ale nie zmusi siebie do kochania jej. Jego serce należy do kogoś innego. Do kogoś, kto wywołuje uśmiech na twarzy, gdy choć tylko trochę się o nim pomyśli. O kogoś, kto potrafi uszczęśliwić każdego~
Inaczej sytuacja miała się u rodziny germańców. Rzesza darł się po szwabsku przez telefon na dostawcę choinki zupełnie jakby to była wina tego dostawcy, że jakiś Janusz ukradł dwie opony i znaczek samochodowy "Subaru" z auta w nocy. A wiadomo, choć brak logo to pół biedy, to już bez opon auto choćby próbowało, to nie da rady pojechać. Tym bardziej w taką śnieżycę.
Mały Lichtenstein biegał z zabawkowym samolocikiem, który dostał od "mikołaja" ze szkoły razem ze szczekającym psem, który jakimś cudem znalazł się w domu wywołując przy tym niemały harmider. Niemcy poszedł do piwnicy szukać zeszłorocznych ozdób świątecznych, a Austria siedział przy stole patrząc się zrezygnowany to na ojca, to na Lichtenstein'a i psa jak na debili.
-błagam, przestańcie! Zapewne cała wieś was słyszy! - odezwał się Austria
-nie mieszkamy na wsi - uciszył się Lichtenstein i odpowiedział
-Boże... - Austria walnął się w czoło - opanuj się debilu a nie biegasz, jakbyś miał sraczkę i uciekał przed stoperanem
-ta, bardzo śmieszne - odpowiedział sarkastycznie Lichtenstein i odłożył samolocik na stół
-może byś pomógł? - nagle w pomieszczeniu pojawił się Chłopak określany przez ojca jako "Deutschland" z pudełkiem świątecznym ozdób w rękach.
-ja? A ten mały? Ledwo udało mi się go uspokoić. Przez niego głowa mnie boli - wstał Austria, narzekając - pójdę do ojca żeby mi tu nerwicy nie dostał.
Tak jak powiedział, tak zrobił.
-Vater, co... - zaczął, ale mu przerwano
-idź zajmij się sobą, a nie przeszkadzasz gówniarzu. Okradziono nas, nie rozumiesz? Będą mi jakieś bujdy wciskać o złodzieju opon i znaczków samochodowych... Złodzieje jedni, zasrani... Sheiße, nie możemy czekać na choinkę dwa tygodnie!
-nie możesz po prostu poprosić o zwrot pieniędzy i kupić u kogoś innego? - Austria znów strzelił facepalm'a.
Rzesza ucichł na chwilę.
-o, faktycznie, nie pomyślałem o tym. Dzięki synu... - podrapał się po głowie, a następnie poszedł w stronę kuchni
-sami debile tutaj... Ja nie mogę... - powiedział prawie najstarszy w tym domu, Austria.
-idę do Polen'a - oznajmił Niemcy, jeszcze bardziej dobijając Austrię. Też by się najchętniej urwał z tego cyrku, jednak wiedział, że ojciec będzie go potrzebować.
-dobra - rzucił od niechcenia i poszedł do salonu.
-Deutschland! - usłyszał wołanie ojca z kuchni
-Ja? - zjawił się w odpowiednim pomieszczeniu
-tak w ogóle zastanawia mnie jedno... Kim są rodzice tego twojego przyjaciela? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mieszkają sami. Nikt też nigdy ich nie odwiedza
-ich weiß nicht - odpowiedział chłopak, mając na myśli słowa "ja nie wiem"
-a mógłbyś się spytać, jak już tam idziesz? Ciekawi mnie to...
-uhh... No dobra - zgodził się i wyszedł, by po chwili uśmiechnięty zapukać do drzwi ukochanego. Otworzył mu Polen, zaskoczony.
-wejdź - powiedział - co cię tu sprowadza?
-wiesz... - wszedł i odezwał się - w domu jakieś cyrki. Ojciec od rana drze się, bo typ od choinek nie przywiezie mu drzewa, gdyż w nocy ukradziono mu opony z auta i znaczek samochodowy. Lichtenstein darł się ze swoim samolotem ze szkoły w ręku, w dodatku szczekał pies... Mam tego dość. A jak u was przygotowania?
-my... Właściwie skończyliśmy robotę na dziś. Ubraliśmy drzewko...
-o, hej niemcy~ - z nikąd wyskoczył Węgry
-Hallo - przywitał się gość - a tak właściwie to może chcielibyście spędzić wigilię u nas? Ojciec powinien się zgodzić...
-naprawdę możemy? - spytał się podekscytowany Węgry - dzięki!
Na pewno cieszył się, bo pomyślał o swoim chłopaku. O Austrii.
-tak, możemy - zgodził się Polak
-tak w ogóle to słyszałem, że u was od rana jest źle z przygotowaniami do świąt... - brat polski zwrócił się do Niemca - mogę wam pomóc, polecić sprzedawcę drzewek świątecznych...
-naprawdę? Dzięki! - odpowiedział gość - jak nie polecisz kogoś od choinek ojcu, to on chyba powiesi się.
-oh, jest aż tak źle? Dobra, to ja lecę~ - Węgry wyszedł.
Teraz dwójka zakochanych została się sama w domu. Niemiec przypomniał sobie o prośbie ojca.
-Polen... - zaczął - kim właściwie są twoi rodzice? Mieszkasz tylko z Węgrem nie licząc psa, nikt oprócz mnie i mojej rodziny ciebie nie odwiedza...
Chłopak chwilę stał w bezruchu, aż zdecydował się odpowiedzieć:
-Matki nie mam, a Tata... Zwie się w skrócie Ron i wyjechał za dobrze płatną pracą. Niczego mi nie brakuje oprócz... Jego obecności. Nie rozmawiajmy o tym...
-oh... - odpowiedział Niemcy - dobra. Masz za to mnie. Ich liebe you, mein liebling~
Chłopak wtulił się w swoją miłość, a następnie namiętnie go pocałował, ciesząc się chwilą. Polak odwzajemnił leniwy pocałunek z czułością, gotów zrobić wszystko dla Niemca.
Naprawdę go kochał. Wciąż nie wie jak to się stało, że zakochał się w chłopaku, jednak nie żałuje tego. chciałby spędzić z nim święta, cieszyć się każdą z chwil...
"Miłość to cudowne uczucie" - pomyślał, cicho mrucząc. Wiedział, że nakręca to Niemca.
***
Vater... - Do domu wszedł Niemiec z potarganymi włosami
-Ja? - odpowiedział ojciec spokojny niczym pająk w sieci oczekujący na swoją ofiarę
-mam odpowiedź na twoje pytanie, jednak nie wiem, po co ci to. Poza tym, mógłby Polen razem z Węgrem spędzić z nami wigilię?
-jasne, czemu nie. A co to pytania... czysta ciekawość, synu. Ciekawość. Gadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, jednak nie, gdy jest to coś nieważnego.
-Polen powiedział mi, że matki nie ma, a jego ojciec wyjechał za lepszą pracą i zwie się w skrócie Ron - chłopak poinformował ojca i zmęczony wyszedł z kuchni, zostawiając go samego. Już jest ciemno, chciał się zdrzemnąć.
-Ron.. - zaczął Rzesza, wyraźnie kojarząc gościa - nie wiedziałem, że jego rodzony syn mieszkał tuż obok mnie przez tyle czasu... Rzeczpospolita Obojga Narodów, pseudonim: Ron. Cóż, wygląda na to, że wreszcie nadszedł czas zemsty...
Nagle Rzesza zaczął się demonicznie śmiać, z pewnością strasząc wszystkie ptaki z okolicznych słupów z prądem. Wokół niego wytworzyła się ciemna aura. Poczuł, że jego czekanie nie poszło na marne...
Ciąg dalszy nastąpi
***
I tak o to niestety już dobiegł koniec tej książki. Poświęciłam dużo czasu pisząc rozdziały, sama książka powstawała prawie pięć miesięcy i w sumie mogę stwierdzić, że nie wyszło źle. Chciałabym wam też podziękować za wszystkie gwiazdki zostawione pod rozdziałami, za wszystkie komentarze i wyświetlenia. To dzięki wam powstało tyle rozdziałów tej książki ^^
Teraz planuję dokonać korekty mojej pierwszej książki, bo jak to czytam to... Jest źle.
Po dokonaniu korekty chcielibyście, abym wzięła się za jakąś inną książkę z gerpol'u, innego ship'u, czy może od razu za drugą część?
Jedna osoba chciała jeszcze, żebym dokończyła książkę o ship'ie Kanada x ukraina, lecz jak teraz spojrzałam na tę książkę.... Wyszła źle. była mocno inspirowana jakąś inną książką i najprawdopodobniej niestety tego nie dokończę... :(
Edit: już jest druga część - "znajomy", zapraszam :)
~"kotpies32" :]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top