6. Złe przeczucia...
Wypuściłam przeciągle powietrze z ust i spojrzałam Zeke'mu zdezorientowane spojrzenie. On patrzył na mnie z troską, ale nic nie powiedział. Odsunęłam się od niego i ruszyłam w jedyne miejsce na tym dachu, które jest dla mnie święte. Usiadłam pod ścianą na dachu i powoli oswajałam się z wiadomością. Schowałam głowę w kolanach i starałam się wyrównać lekko przyśpieszony oddech i uspokoić moje szaleńczo bijące serce.
Uspokój się Tris! - zganiłam siebie w myślach - Twoi nowicjusze na ciebie patrzą.
Kiedy byłam już pewna, że dostatecznie się uspokoiłam wstałam z miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu siedziałam i zaczęłam krążyć po dachu myśląc zawzięcie.
Spojrzałam kątem oka na Zeke'go, który w między czasie spuścił wszystkich nowicjuszy urodzonych w Nieustraszoności. Potem bez słowa odszedł od tyrolki, po czym podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Przez chwilę stałam bez ruchu, po czym wtuliłam się w przyjaciela. Słuchałam bicia jego serca, ale wcale nie poczułam się lepiej. Lepiej mogę się poczuć w ramionach tylko jednego człowieka na świecie, którego nie ma przy mnie.
Po jakiejś minucie Zeke wypuścił mnie z objęć i przyjrzał się uważnie mojej twarzy.
-Tylko mi tu nie mdlej. - powiedział uśmiechając się do mnie szczerze - Chyba nie chcesz, żeby nowicjusze zobaczyli taką twoją stronę? - spytał poruszając zabawnie brwiami.
-Na to chyba trochę za późno... - powiedziałam uśmiechając się słabo - Ale za to chętnie przejadę się tyrolką...
-Dobrze, ale na końcu. - powiedział patrząc na nowicjuszy - Chyba się trochę niecierpliwią...
Zaśmiałam się cicho, na co Zeke uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę pasów od tyrolki. Stanęłam na końcu kolejki, a uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy. Zaczęłam patrzeć przed siebie nieobecnym wzrokiem, bo myślami byłam kompletnie w innym miejscu. Byłam przy człowieku, który jako jedyny umiałby mi pomóc, chociaż treść tego listu tyczy również niego. Oczami wyobraźni jednak widziałam, jak mnie przytula, całuje w czoło i mówi mi, że jest przy mnie.
To jednak jest kłamstwo. Nie ma go przy mnie. Nie ma go, kiedy najbardziej go potrzebuję. Nie ma go przez Jareda. To on mi go odebrał. Przez niego nie ma przy mnie Tobiasa...
Mimowolnie przypomniałam sobie przesłuchanie Jareda w siedzibie Prawości...
Patrzyłam przed siebie już jakiś czas. Ile minęło, odkąd ostatnio się ruszyłam? Sekunda? Minuta? Godzina? Czas, jakby się dla mnie zlewał w jedno. Nie byłam w stanie odróżnić niczego. Mogłam jedynie wpatrywać się w nieistniejący punkt na ścianie przed sobą. Dlaczego to wszystko... Nie byłam w stanie nawet dokończyć prostej myśli. Nie byłam w stanie nic zrobić. Byłam słaba, przestraszona, bezbronna, samotna...
Poczułam, jak ktoś siada obok mnie na łóżku. Nie odwróciłam się, żeby zobaczyć kto to był. Wiedziałam, że to była Christina. Tylko ona przychodzi do mnie codziennie i pilnuje, żebym przynajmniej coś zjadła, ale ja nie mam na nic ochoty. Próbuje nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt, ale jej się to nie udaje. Nie odzywałam się do nikogo od dwóch tygodni. Od pieprzonych dwóch tygodni jestem wrakiem człowieka. Jestem nikim.
-Wiem, że się do mnie nie odezwiesz... - zaczęła smutno Christina - Musisz jednak coś wiedzieć. Dzisiaj był proces Jareda.
Kiedy to usłyszałam pierwszy raz od dawna się poruszyłam. Spojrzałam na nią z pytaniem w oczach, które od razu odczytała.
-Mam to wszystko nagrane, więc jak chcesz możesz to obejrzeć. - powiedziała smutno.
Patrzyła na mnie z troską wypisaną w oczach. Nieznacznie kiwnęłam głową na znak zgody. Christina wyjęła jakiś mały monitor, gdzie od razu wyświetlił się obraz. Christina nacisnęła przycisk play znajdujący się z boku monitora, a obraz ożył.
Widziałam na nim Jacka Kanga, Amara i Jareda, który był przywiązany do krzesła. Nie było żadnej publiczności, więc proces nie był jawny. Jack Kang podszedł do Jareda i wstrzyknął mu serum prawdy, po czym wrócił do Amara, który przyglądał się temu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Serum zaczęło działać, ale najpierw zadam ci kilka prostych pytań, żebyś mógł się przyzwyczaić do jego działania. - powiedział swoją formułkę Kang - Jak się nazywasz?
-Jared Herling. - odpowiedział tamten bez zająknięcia.
-Imiona twoich rodziców. - pytał dalej Kang.
-Dorothy i Thomas. - powiedział, po czym pałeczkę przejął Amar.
-Czy przyznajesz się do postrzelenia Cztery? - spytał lodowatym, ale jednocześnie spokojnym tonem.
-Tak.
-Dlaczego to zrobiłeś? - dopytywał dalej Amar.
-Jak ona nie będzie ze mną, to nie będzie z nikim. - powiedział drwiąco - Nie moja wina, że ten kretyn wszedł mi na linię strzału. Ta kula była dla Tris.
-Dlaczego chciałeś ją zabić? - spytał Kang.
-Bo ja ją kocham, a ona bawiła się moimi uczuciami. - powiedział ze złością w głosie - Ona powinna być ze mną, a nie z nim! - krzyknął.
-Czy chcesz coś jeszcze dodać? - spytał Amar przez zaciśniętą szczękę.
-To jeszcze nie koniec. - powiedział Jared uśmiechając się drwiąco - To dopiero początek...
Po tych słowach nagle zaczął się trząść na krześle, a z jego ust zaczęła ciec piana. Po niespełna minucie wszystko ustało, a jego bezwładne ciało ledwo się trzymało na krześle...
Obraz zniknął, a ja nadal w oszołomieniu wpatrywałam się w monitor. Christina zabrała mi go z rąk, po czym znowu zaczęła mówić.
-Serum śmierci z opóźnionym zapłonem. - powiedziała, na co ja z zaskoczenia uniosłam brwi - To wszystko, co udało nam się ustalić.
Christina mnie przytuliła, a ja zorientowałam się, że z moich oczu płyną łzy.
-Tris! - usłyszałam krzyk, na co podskoczyłam.
Usłyszałam, jak Zeke wybucha śmiechem. Posłałam mu mordercze spojrzenie, na co zaczął się jeszcze głośniej śmiać.
-Chciałem ci powiedzieć, żebyś przypilnowała tej dwójki, bo ja muszę pójść na parter po dodatkowe uprzęże, bo się skończyły. Tam na dole wiedzą o wszystkim. Będę za góra pięć minut. - powiedział, na co ja skinęłam głową.
Zeke zniknął mi z oczu, kiedy wszedł do windy, a ja przyjrzałam się nowicjuszom, którzy zostali ze mną na dachu. Jeżeli dobrze kojarzę, byli to Carter i Lena. Przez jakiś czas na dachu była cisza, a ja byłam pogrążona w swoich myślach, kiedy odezwał się Carter.
-Pani instruktor... - zaczął, na co ja pokręciłam głową ze słabym uśmiechem.
-Żadna pani. - powiedziałam - Jestem Tris lub Sześć, jak wam wygodniej.
-Chcieliśmy poprosić ciebie o radę. - powiedziała Lena, na co ja uniosłam brwi.
Na poważnie oni są takimi idiotami, że chcą mnie prosić o radę? Chyba jeszcze nie znają mnie ani trochę. A myślałam, że jakoś tych nowicjuszy postawiłam do pionu. Niestety nie udało się...
-Chodzi o Ann. - dodał Carter, na co ja spojrzałam na niego w niemym pytaniu - Widziałem na Ceremonii Wyboru, że rozmawiasz z nią i jej mamą. Domyślam się, że to może ciebie zainteresować, a nam pomóc.
-Chodzi o to... - przejęła pałeczkę Lena - .., że Ann zaczęła się zadawać z Joshem i jego ekipą. Oni mają a nią zły wpływ. Możesz nam powiedzieć, co możemy zrobić, żeby jej pomóc? On ją wykorzystuje!
-Nie wiem, czy ktokolwiek może jej pomóc. - powiedziałam przypominając sobie moją rozmowę z nią.
Zaczęłam się bawić naszyjnikiem z pierścionkiem zaręczynowym od Tobiasa. Zawsze to robiłam, kiedy myślałam nad ważnymi sprawami, a ta taka była. Lubiłam Ann, a tym bardziej jej mamę. Uratowały mnie i mi pomogły, kiedy uciekłam od porywaczy. Nie mogłabym spojrzeć Ameli i oczy, gdyby coś złego stało się z jej córką, albo gdyby się stoczyła.
-Proszę... - powiedział Carter - Ann to naprawdę wspaniałą dziewczyna, a Josh tylko ją wykorzystuje. Czy, gdyby to był ktoś, kogo... - tu się zawahał, na co ja spojrzałam na niego ze zrozumieniem.
-Dla kogoś, kogo kocham zrobiłabym wszystko. - powiedziałam ściskając pierścionek w ręce - A co do Ann. - powiedziałam patrząc na nich uważnie - Ona jest zauroczona w Joshu. Jako Altruistka dodatkowo nie będzie myśleć o sobie, ale o nim. Nie będzie chciała go skrzywdzić, więc będzie mu podporządkowana, a Josh będzie to wykorzystywał. Musicie jej pokazać, że Josh nie jest jedyną osobą, która się nią interesuje. Nie zmuszajcie jej do wyboru, ani nie przypierajcie do ściany. Bądźcie delikatni i cierpliwi. Na początek zaproście ją na jakieś wyjście, ale najlepiej, gdyby wtedy nie było przy niej Josha. Okażcie jej swoje zainteresowanie. - dokończyłam, na co oni powoli pokiwali głową.
-Dziękuję. - powiedzieli jednocześnie, na co ja tylko pokiwałam głową - Jako nowicjusze nie jesteśmy kompletnie do niczego. - powiedziała Lena - Daj nam tylko szansę.
-Szansę może dostać każdy, ale mało kto potrafi z niej poprawnie skorzystać. - powiedziałam myśląc o Jaredzie i Tobiasie - Postarajcie się lepiej, żeby Ann nie wpakowała się w kłopoty.
-Pewnie. - powiedział Carter, po czym spojrzał na mój naszyjnik, a potem na moją dłoń.
Pokręciłam przecząco głową, żeby nie pytał, co chłopak uszanował. Odpłynęłam myślami daleko stąd. Ostatnio często mi się to zdarza, ale często tego potrzebuję. To nie jest to samo, co gdyby on tu naprawdę był, ale musi mi to wystarczyć. Przynajmniej na razie, bo jak powiedział Tobias w moim śnie: Niedługo się zobaczymy...
Po niecałej minucie od końca mojej rozmowy z nowicjuszami wrócił Zeke z uprzężami. Posłał mi promienny uśmiech, który słabo odwzajemniłam. Chłopak popatrzyła na nowicjuszy, a potem na mnie, po czym tylko skinął głową, jakby się zastanawiał, czy nie zrzuciłam ich z dachu. Pokręciłam rozbawiona głową, a on zaczął przypinać nowicjuszy. Niestety to rozbawienie nie trwało długo, bo od razu zaczęłam myśleć o tym liście, który dostałam.
Postanowiłam jednak zająć myśli czymś innym. Zaczęłam się niecierpliwić i pośpieszać Zeke'go, żeby wreszcie dał mi zjechać. To pomoże mi odwrócić uwagę od moich wszystkich problemów, których od nowicjatu jest coraz więcej.
W końcu moja kolej. Postanowiłam zjechać dzisiaj kompletnie inaczej, niż zwykle. Zjechałam głową do przodu, a plecami w dół. Dzięki temu mogłam patrzeć na piękne niebo, które dzisiaj naprawdę pokazało swoją urodę. Tak samo, jak w tamtym dniu, jakby niebo nie obchodziło żałoby, jaką ja przeżywałam wtedy i teraz.
Zeke popchnął uprząż, a ja po chwili znajdowałam się w swoim własnym świecie. Wydawało mi się, jakby niebo było na wyciągnięcie ręki ode mnie. To było niesamowite. Patrzyłam w przepiękne kolory nieba i zachodzącego słońca za horyzontem. Patrzyłam na księżyc, który słabo oświetlał moją twarz. Złapałam w rękę pierścionek zaręczynowy i przycisnęłam go do serca.
-Tęsknię za tobą Tobias... - powiedziałam do nieba, chociaż wiem, że nie mógł mnie słyszeć - Błagam. Wróć do mnie. Nie dam sobie sama rady...
W kąciku oka zebrała mi się łza, którą szybko starłam. Nie mogę płakać. Muszę być silna. Niestety nie jestem silna. To wszystko mnie przerasta. Jestem słaba. Okropnie słaba. Nie nadaję się do niczego...
~~~
Zamknęłam za sobą drzwi z cichym trzaskiem i pokierowałam się od razu do kuchni, żeby wziąć sobie coś do picia. Na szczęście była tam woda. Od razu wypiłam pół butelki i poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Myśl Tris! - kazałam sobie, kiedy weszłam pod prysznic i puściłam zimną wodę - Co zrobisz z tym faktem?
Myślałam o liście. Nie musiałam go mieć przy sobie. Przez te kilka minut nauczyłam się go na pamięć.
Jak ci się podobało mieszkanie?
Pamiętasz, jak mówiliśmy ci, że to dopiero początek? Wcale nie żartowaliśmy. Ktoś już ucierpiał z twojej winy. Znasz niejaką Evelyn Johnson? Dzięki tobie ona nie żyje.
Możesz to sprawdzić, jak chcesz, ale musisz wiedzieć jeszcze jedną rzecz. To nie będzie jedyna poszkodowana, jeżeli nie będziesz robić tego, co chcemy.
Na tym wiadomość się kończy. Oni zabili Evelyn. Nigdy jej specjalnie nie lubiłam. Zresztą z wzajemnością, ale ona była matką Tobiasa, czyli moją teściową. Ona zginęła przeze mnie. To moja wina. Przeze mnie ona zginęła.
Odetchnęłam głęboko zastanawiając się nad tym wszystkim. Poprosiłam Zeke'go, żeby to sprawdził. Jednak mam jakieś złe przeczucie, że to jest prawda.
Wyszłam spod prysznica i wytarłam się ręcznikiem. Założyłam swoje luźne dresy, które służą mi, jako piżama i poszłam do salonu. Usiadłam skulona na kanapie i wpatrzyłam się w kolarz zdjęć. Nawet nie zauważyłam, kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
-No i co ja mam zrobić Tobiasie? - spytałam bezradna patrząc na te zdjęcia - Wszystko się wali, a ja nie daję sobie z tym wszystkim rady. - powiedziałam - Tęsknię za tobą... - powiedziałam, po czym zmęczenie wzięło nade mną górę i zapadłam w sen.
Obudziłam się sporo po dziesiątej. Na szczęście w soboty nie muszę iść do pracy, więc mam wolne. Usiadłam na kanapie momentalnie się krzywiąc. Moje ramię pulsuje bólem. Powinnam je oszczędzać, a nie dodatkowo je obciążać. W dodatku to na nim spałam. Jak zwykle jestem bezmyślna...
Wstałam wolno z kanapy i zaczęłam się rozciągać, żeby moje zdrętwiałe ciało odzyskało trochę życia. Co jakiś czas lekko się krzywiłam, ale nie dbałam o to. Lekko pijanym krokiem dotarłam do sypialni, skąd wzięłam pierwsze lepsze ubrania, po czym poszłam do łazienki. Piętnaście minut później wyszłam z łazienki w stanie, który nie mówi, że spałam na kanapie. Miałam na sobie czarne jeansy z dziurą na prawym kolanie i czarny, luźny top wsunięty w spodnie. Na to założyłam czarną bluzę Tobiasa.
Weszłam do salonu i stanęłam przed fioletową ścianą. Od razu w oczy rzuciło mi się jedno zdjęcie wśród jakichś stu dwudziestu innych. Muszę się spytać Christiny ile jest tu tych zdjęć...
To zdjęcie przedstawiało mnie i Tobiasa. Na nim razem tańczyliśmy. On był ubrany w ciemnogranatowy garnitur, a ja w fioletową sukienkę do połowy ud. Miała cienkie ramiączka i duży dekolt, a od bioder była lekko rozkloszowana. Pamiętam tamten dzień. Byliśmy wtedy na ślubie Shauny i Zeke'go. Tobias był jego drużbą, a ja byłam jedną z druhen Shauny. Tańczyliśmy wtedy pierwszy taniec razem z parą młodą. Oboje się opieraliśmy, ale w końcu udało się parze młodej nas wyciągnąć na parkiet. Tańczyliśmy wtedy, a raczej Tobias tańczył, a ja próbowałam. Świetnie tańczył, o czym wtedy nie wiedziałam, a ja deptałam mu po palcach. Śmialiśmy się z każdego razu, kiedy pomyliłam kroki, albo na niego nadepnęłam. Pamiętam, że bardzo się stresowałam tym tańcem, a Tobias sprawiał, że zapominałam o tym, że tańczymy przy publiczności. Wydawało mi się, że jesteśmy tylko ja i on. Nie było wtedy nikogo innego, co było egoistyczne, bo to był ślub Zeke'go i Shauny.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. To był jeden z najważniejszych dni Zeke'go i Shauny, a my się tam wspaniale bawiliśmy. Prawie cały dzień byliśmy razem i nam to nie przeszkadzało. Pamiętam minę Tobiasa, kiedy ktoś prosił mnie do tańca, albo moje mordercze spojrzenie dla każdej dziewczyny, która chciała z nim zatańczyć. Udało mi się zatańczyć jeszcze z Zeke'm, Uriahem i Amarem. Tobias za to zatańczył z Shauną i Christiną. Oboje byliśmy o siebie strasznie zazdrośni, ale to było zabawne. Kiedy ktoś chciał nas rozdzielić, to wymyślaliśmy na poczekaniu jakiś pretekst, żeby zostać razem.
W moim oku pojawiła się mimowolnie łza, która powoli spłynęła po moim policzku, a potem spadła na podłogę. Westchnęłam głośno i zaczęłam się zastanawiać, czy ten kolaż to dobry pomysł. Przecież za każdym razem, jak będę na niego patrzyła przypomnę sobie, czego już nie mam. Nie mam już swojego serca, które jest gdzieś daleko stąd. Jest przy człowieku, który jest całym moim życiem...
Nie mogę dłużej zostać sama w tym mieszkaniu. - powiedziałam do siebie i wiem, że mam rację.
Nie mogę za długo myśleć o Tobiasie, kiedy jestem sama. To zawsze się źle kończy. Wiele razy już się źle skończyło...
Założyłam swoje adidasy i wyszłam z domu zamykając drzwi do mieszkania na klucz. Ruszyłam przed siebie w określonym kierunku, którego cel zawsze zajmował moje myśli i nie myślałam za dużo o tym wszystkim, co się dzieje wokół mnie.
Do sali treningowej dotarłam po piętnastu minutach wolnego marszu. Kiedy tam dotarłam rozejrzałam się dookoła siebie zauważając, że jak zwykle nie było tu tłoczno. Widziałam tylko kilka osób, które albo walczyły ze sobą, albo waliły w worek treningowy. Bez zastanowienia ruszyłam w stronę worka treningowego i zaczęłam walić w niego z całej siły chcąc wydalić z siebie wszystkie problemy i całą złość, jaką w sobie miałam.
~~~
Do mieszkania Christiny dotarłam z lekkim opóźnieniem. Co ja pletę. Christina mnie zabije. Przecież się spóźniłam pół godziny! Już mogę układać w głowie swój testament. Wchodzę do środka bez pukania i od razu kieruję się do salonu, gdzie widzę już znajome głowy.
-Wreszcie! - powiedziała zadowolona Christina podchodząc do mnie i podając mi butelkę - Za zabawę! - powiedziała.
-Za zabawę. - powtórzyłam cicho i bez przekonania, bo miałam dziwne przeczucie, że ten dzień nie skończy się dobrze...
Dzisiejszy rozdział krótszy, ale to z powodu nieoczekiwanej wizyty w moim domu. W skrócie miałam gości...
W kolejnym rozdziale będzie coś nowego. Napiszę rozdział z perspektywy... (tu możecie zgadywać).
Jutro do szkoły. Kto się cieszy? Jak tam wasze egzaminy? Maturzyści gotowi di matury? Podstawówka napisała już egzamin (nie orientuję się, czy już były, ale chyba tak).
Na koniec tylko jedno słowo.
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top