5. List

Rozstałam się z Uriahem i Christiną przed rozwidleniem do odpowiednich mieszkań. Dałam im klucze do mojego mieszkania i ruszyłam w zupełnie przeciwnym kierunku. Zeke z Shauną mieszkają tak, jak większość Nieustraszonych. Nieustraszeni lubią żyć w tłumie. Ja jednak jestem inna i mieszkam z dala od innych. Na kompletnym uboczu. Muszę przyznać, że Tobias umie wybrać sobie piękne mieszkanie w idealnej okolicy.

Po pięciu minutach doszłam do mieszkania Pedradów. Otworzyła mi Shauna, która była odstawiona za wszystkie czasy. Miała na sobie czarną mini, która idealnie eksponowała jej wdzięki. Na nogach miała czerwone szpilki, a w ręku czerwoną kopertówkę. Długie włosy, które kilka tygodni temu przefarbowała na ciemny czerwony, zostawiła rozpuszczone, a z prawej strony grzywkę miała splecioną w dobierany warkocz, który kończył się na długości jej włosów. Twarz lekko podkreśliła makijażem. Wyglądała, jak milion dolarów.

-Tris! - powiedziała wesoło, a na jej twarzy od razu zagościł uśmiech - Jak się cieszę. Już myślałam, że nie przyjdziesz. - powiedziała, po czym puściła mnie przodem, żebym weszła do mieszkania - Wrócimy około północy. Wiesz, gdzie jest wszystko. - powiedziała, po czym spojrzała na zegarek i zrobiła wielkie oczy - Ja muszę już lecieć. Zeke czeka na mnie w samochodzie. Do zobaczenia! - cmoknęła mnie w policzek, po czym poleciała do swojego męża.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, a ona już wyparowała z mieszkania. Westchnęłam tylko i ruszyłam w stronę salonu, gdzie czekał na mnie wózek z bawiącą się Lynn.

Shauna i Zeke to zbitek dwóch różnorakich stylów. To samo przełożyło się na ich mieszkanie. W kuchni ściany były pomalowane na wściekło zielony kolor. Kafelki były białe z piaskowym motywem. Szafki natomiast były czarno zielone (ciemny zielony). Kuchnia od salonu była oddzielona ścianą, w której był otwór z widokiem na salon. Shauna kazała zrobić ten otwór po narodzinach Lynn, żeby mieć na nią oko, kiedy będzie w kuchni.

Salon, w przeciwieństwie do kuchni, był urządzony w stylu Shauny, ale z widocznym akcentem Zeke'go. Na podłodze był tęczowy dywan, który był w całym salonie, a ściany były ciemno różowe. Kanapa i dwa fotele były czarne z czerwonymi poduszkami. Przy ścianie był regał cały zawalony zabawkami Lynn oraz zdjęciami rodziny Pedradów.

Ogólnie w mieszkaniu panował mały bałagan, ale mi to niezbyt przeszkadzało. Jedna rzecz, którą udało mi się zmienić po opuszczeniu Altruizmu. Nie sprzątam wszystkiego co popadnie, czego i tak nie lubiłam robić w Altruiźmie.

Wzięłam Lynn na ręce i podeszłam do regału, żeby zabrać jedną z zabawek, które się tam znajdowały. Był to jasno brązowy, pluszowy miś z białym brzuszkiem i jednym oklapniętym uchem. Zawsze, kiedy pilnuję małej w mieszkaniu Pedradów daję Lynn tą zabawkę. Nie wiem dlaczego, ale przypomina mi o Tobiasie.

Ten miś mi go przypomina. Dlaczego? Sama nie wiem, ale zawsze, jak patrzę się na bawiącą Lynn z tym misiem mimowolnie myślę o Tobiasie. Wtedy pamiętam wszystkie nasze dobre i szczęśliwe chwile. Dzięki temu mogę o nim pamiętać w tym dobrym świetle. Kocham go i nigdy nie przestanę, mimo że odszedł. On zawsze będzie przy mnie, a ja przy nim.

Zjechałam wzrokiem z bawiącej się Lynn na obrączkę ślubną, którą Tobias założył mi tamtego dnia. Była zrobiona ze złota z jednej strony, ale wewnątrz była czarna, a tam widniał napis od jubilera. Są to słowa Tobiasa, które trafiły w moje serce za pierwszym razem, jak je zobaczyłam.

Twój na zawsze. T

Ja też kazałam wygrawerować wewnętrzną część jego obrączki. Oboje zrobiliśmy to, by drugie z nas wiedziało, kim dla siebie jesteśmy i co czujemy. To może było głupie, skoro się pobraliśmy, ale wiele dla nas znaczyło. Na obrączce Tobiasa widniał napis:

Zawsze przy tobie. T

Staram się jak najmniej zdejmować swoją obrączkę. Mam wrażenie, że dzięki temu on jest przy mnie. Pierścionek zaręczynowy też zawsze noszę przy sobie, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Nie noszę go bowiem na palcu, ale na szyi, jako naszyjnik. W ten sposób Tobias jest blisko mojego serca, bo na razie nie mogę zrobić nic więcej.

Będę przy tobie mimo wszystko. T&T

Te dwa napisy. Na pierwszy rzut oka nic nie znaczące, ale dla mnie mówiące więcej niż słowa. Usiadłam na kanapie z Lynn na rękach, która powoli zaczęła usypiać i wolną ręką starłam łzę, która pojawiła się na moim policzku. Położyłam się na kanapie, a Lynn ułożyłam bok mnie tak, żeby nie spadła. Nawet nie zauważyłam, kiedy zapadłam w błogi, długo wyczekiwany po dzisiejszym dniu sen...

~~~

Kiedy otworzyłam oczy musiałam nimi kilka razy zamrugać, żeby przyzwyczaić się do światła słońca. Rozejrzałam się dookoła i otworzyłam buzię ze zdziwienia, a moje oczy wyszły z orbit. Znajdowałam się w jakimś pięknym miejscu.

Stałam boso na pięknie zielonej trawie, a za mną znajdowały się drzewa, na których były kolorowe ptaki. Przed sobą miałam pięknie błękitne jezioro, które spokojnie, w swoim własnym tempie płynęło. Niebo było błękitne bez żadnej chmurki. Cień za to rzucały drzewa znajdujące się za mną. Światło słoneczne pięknie odbijało się od tafli jeziora, które zdawało się promieniować własnym blaskiem. Przy jeziorze znajdował się pomost, na którym ktoś siedział.

Powoli ruszyłam w stronę pomostu, na który weszłam. Zorientowałam się, że nie mam na sobie butów, ale ignorowałam to, ponieważ trawa delikatnie łaskotała moje stopy. Kiedy byłam na pomoście oddalona od siedzącego człowieka o całą jego długość zauważyłam ważny szczegół u tego człowieka. Spod kołnierzyka jego białej koszulki wystawał czarny tusz.

Tobias...

Na drżących nogach podeszłam do niego i usiadłam obok nie odzywając się ani słowem. Nie wiedziałam kompletnie, co powiedzieć. On jest tu przy mnie. Siedzi obok, a ja nie mogę wydobyć z siebie ani słowa. Jestem beznadziejna...

Wtedy poczułam jego dotyk na swojej dłoni. Tobias splótł nasze palce i zaczął rysować kółka kciukiem na wewnętrznej części mojej dłoni. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się pod nosem. Tak dawno nie czułam tego gestu... Położyłam swoją głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w spokój wody przed sobą.

-Tęskniłam za tobą... - powiedziałam cicho podnosząc głowę tak, żeby na niego spojrzeć.

Błękitne tęczówki Tobiasa patrzyły na mnie uważnie. Widziałam w nich bezgraniczną miłość oraz tęsknotę. Zatonęłam w jego spojrzeniu i nawet nie zauważyłam, kiedy złączył nasze usta w pocałunku. Kiedy się zorientowałam, że jego ciepłe, idealne wargi są na moich oddałam pieszczotę bez zastanowienia. Cieszyłam się chwilą i tym, że Tobias jest przy mnie. To w tej chwili jest najważniejsze.

Całował tak, jak zapamiętałam, czyli cudownie. Czułam się, jak w bajce. On tu jest przy mnie. Całuje mnie. Mogę go dotknąć. Jestem w siódmym niebie!

Kiedy wreszcie się od siebie odsunęliśmy nie mogłam złapać oddechu. Tobias przyłożył swoje czoło do mojego i patrzył w moje oczy tym pięknym, wciągającym spojrzeniem. Nasze oddechy łączyły się w jeden. Czułam jego oddech na ustach. Czułam jego tak znajomy zapach. Mój dom i moje bezpieczeństwo. Mój Tobias...

Tobias przyciągnął mnie do siebie, a ja bez zastanowienia wtuliłam się w jego idealnie wyrzeźbione ciało. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Tak, jakby to było moje miejsce na ziemi. Tak, jakby ramiona Tobiasa były stworzone specjalnie dla mnie. Przyłożyłam głowę do jego piersi i wsłuchałam się w bicie serca, które było miarowe i spokojne.

-Kocham cię Tris... - wyszeptał cicho do mojego ucha, a ja westchnęłam na te słowa - Niedługo się zobaczymy. Obiecuję. - kiedy to powiedział pocałował mnie w czoło, po czym zniknął a ja zostałam sama na pomoście nad jeziorem wokół najpiękniejszego widoku, jaki widziałam.

Wtedy zauważyłam, że kolor nieba przypomina mi coś. Przypomina mi oczy Tobiasa...

Otworzyłam leniwie oczy i chciałam rozprostować leniwie ręce, ale coś mi to utrudniało. Rozejrzałam się dookoła i odkryłam, że nie jestem u siebie. Nadal byłam u Zeke'go i Shauny, a w ramionach miałam Lynn. Widocznie państwo Pedrad nie wrócili do domu i zostawili Lynn ze mną. To nie jest najlepsza wiadomość, ponieważ mimo tego, że kocham dzieci nie umiem się nimi zajmować.

Lynn patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami i nagle, bez ostrzeżenia, zaczęła płakać. Zerwałam się szybko z łóżka i zaczęłam rozglądać na boki zastanawiając się, dlaczego płacze. Gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył na pewno miałby niezły ubaw.

Odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić i nachyliłam się nad małą, żeby odkryć dlaczego płacze. Nie musiałam długo szukać, żeby odkryć, że Lynn trzeba zmienić pieluszkę. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu pampersów. Próbowałam sobie przypomnieć, co kiedyś mówiła mi Shauna o rzeczach Lynn, które są w domu. W końcu przypomniałam sobie, że Shauna wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy Lynn trzyma w torbie pod wózkiem, żeby zawsze je mieć przy sobie i nie szukać ich długo. Wzięłam torbę i położyłam ją na kanapę koło małej.

Kiedy pierwszy raz pilnowałam małej Shauna zostawiła mnie z Christiną, która mnie przeszkoliła w tym, jak się zajmować małą i co robić, żeby przestała płakać. Wykorzystałam tą wiedzę dziękując w duchu Christinie, oraz przeklinając Shaunę i Zeke'go za to, że zostawili małą skazaną na mnie. Kiedy zmieniłam małej pieluszkę wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać, ale ona nadal płakała.

-Jedzenie! - powiedziałam do siebie.

Miałam ochotę walnąć się w głowę. Przecież od wczoraj nie dałam małej nic do jedzenia. Wogóle dawałam małej wczoraj coś do jedzenia? Pamiętam jak przez mgłę, jak dałam jej misia, a potem bawiłam się z nią tym misiem. Po jakiejś godzinie zostawiłam ją na dywanie i naszykowałam mleko, które potem jej podałam. Ale czy tak było?

Pokręciłam głową niezdolna sobie przypomnieć, czy tak było. Dałam małej smoczka, którego znalazłam w wózku i położyłam do niego. Poszłam do kuchni i zaczęłam przyrządzać dla niej mleko. Przy okazji spojrzałam na zegar, który wisiał nad otworem w ścianie prowadzącym do salonu. Była czwarta piętnaście. Nowicjuszy dzisiaj obudzę o piątej, żeby się nie przyzwyczajali do luksusów frakcji. Muszą trochę pocierpieć...

Kilkanaście minut później podałam małej mleko, które już zdążyło ostygnąć tak, żeby sobie nic nie poparzyła. Wzięłam Lynn na ręce i usiadłam z nią na fotelu. Mała patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczkami, które były piwnego koloru. Zasługa oczywiście Zeke'go. Podałam małej butelkę, z której zaczęła pić od razu.

Jak mogłaś zapomnieć jej nakarmić?! - zaczęłam siebie ganić.

Miałam ochotę walnąć się w głowę, żeby nigdy więcej nie zapomnieć o tak ważnej rzeczy. Jestem skończoną idiotką! Jak ktokolwiek może cokolwiek ze mną zostawić?! A tym bardziej dziecko!

Wtedy usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Pedradowie postanowili jednak wrócić do domu. Jak miło z ich strony...

-Jak było na randce gołąbeczki? - spytałam, kiedy pojawili się w salonie.

-Tris... - powiedział bełkotliwie Zeke - Wiesz, że ciebie kocham! - powiedział głośno i zaczął do mnie podchodzić, ale mu zabroniłam.

-Mam dziecko na rękach! - powiedziałam ostro, żeby się nie zbliżał do mnie w takim stanie. Przecież może coś zrobić Lynn!

Zeke nic sobie z tego nie robił i nadal do mnie podchodził z rozłożonymi ramionami, ale nie trafił w stronę fotela i wylądował na kanapie, z której już się nie podniósł. Spojrzałam na Shaunę, która również w tym czasie spojrzała na mnie i zaczęłyśmy się cicho śmiać. Zeke w stanie upojenia alkoholowego wyglądał przezabawnie.

-Połóż się Shauna. - powiedziałam patrząc na nią i kątem oka obserwując Lynn, która dalej spokojnie piła mleko - Wyglądasz na strasznie zmęczoną.

-A ty za to wyglądasz na niezwykle wypoczętą. - powiedziała przyglądając mi się przez chwilę, po czym zdjęła szpilki i rzuciła je gdzieś w kąt salonu - Skąd u ciebie tyle energii? Lynn była grzeczna? Nie było żadnych problemów? - zaczęła dopytywać, na co ja się krótko zaśmiałam.

-Lynn była grzeczna, jak mały aniołek. - powiedziałam - Za to ciocia nawaliła. Prawda? - spytałam małej, która w tym czasie spojrzała na mnie lekko zmęczonymi oczkami - Wczoraj, jak wyszliście prawie od razu mała usnęła, a ja razem z nią. Nie nakarmiłam jej wtedy, dlatego nadrabiam to teraz. - powiedziałam nie patrząc na Shaunę, która pewnie jest na mnie wkurzona.

-Na szczęście nakarmiłam Lynn, zanim zostawiłam ją z tobą. - powiedziała podchodząc do mnie i siadając naprzeciwko na fotelu - Wszystko w porządku Tris? - spytała nagle poważniejąc.

-On mi się dzisiaj śnił. - powiedziałam cicho, na co Shauna głośno wypuściła powietrze z ust - Powiedział, że niedługo się zobaczymy. - dodałam jeszcze ciszej.

-I co chcesz z tym zrobić? - spytała patrząc na mnie z troską w oczach, ale i ze współczuciem, które dla dobra dziecka postanowiłam ten jeden raz zignorować.

-Nie wiem. - powiedziałam - Ale niech się boi dnia, kiedy mnie zobaczy. Nie daruję mu tego, co mi zrobił. - powiedziałam złośliwie, ale z uśmiechem na twarzy, na co Shauna zaczęła się śmiać.

-Bój się Cztery! - powiedziała Shauna - Bo tam, gdzie się spotkacie nie będzie ucieczki...

~~~

-Wstawać! - krzyknęłam, kiedy znalazłam się w sypialni moich nowicjuszy.

Po rozmowie z Shauną nie poszłam do domu, bo widząc ich stan bałam się zostawić z nimi Lynn. Shauna dała mi jakieś swoje ubrania i pozwoliła ogarnąć się w łazience. Dzięki temu teraz stoję przed biegającymi nowicjuszami w ciemnej bluzce odsłaniającej pępek, a co za tym idzie kawałek mojego tatuażu na prawym boku. Bluzka ta jest na grube ramiączka, które się krzyżują na plecach. Spodnie natomiast mam długie, które musiałam trochę podwinąć, żeby na mnie pasowały. Na szczęście to są cienkie spodnie dresowe. Idealne do biegania. Włosy nadal miałam trochę mokre od porannego prysznica, a przez biodra miałam przewiązaną, nieodłącznie, bluzę Tobiasa.

Kiedy nowicjusze zaczęli się bawić w ubierz się w pięć minut zaczęłam bawić się moim pierścionkiem zaręczynowym. Dzisiaj, ze względu na to, że Ceremonia wyboru była w środę, jest piątek. Dzisiaj idę na tyrolkę. Nie mogę się tego doczekać. To jest jedna z niewielu rzeczy, które kocham w mieście po odejściu Tobiasa. Poza tym to tam Tobias mi się oświadczył. To jest jedno z niewielu miejsc, które znaczą dla mnie bardzo wiele.

Po równo pięciu minutach, z zegarkiem w ręku, kazałam nowicjuszom iść za mną w takim stanie, w jakim byli. Dla niektórych to było mało korzystne, bo po drodze musieli np. zakładać bluzki. Na szczęście wszyscy mieli założone spodnie, ale nie wszyscy mieli buty. Ciekawe, jak oni mają zamiar to nadrobić, bo nie mam zamiaru być dla nich miła. Może traktuję ich niesprawiedliwie, ale jakoś muszę to przeżyć.

Przed frakcją zrobiłam zbiórkę, którą nowicjusze wykorzystali na założenie butów i bluzek. Jednak niektóre dziewczyny nie miały problemu z tym, że musiały iść w samym staniku. Bardziej ich martwiło bieganie. Nie znoszę takich pustych lal...

Zaczęłam przeglądać swoją listę nowicjuszy, której jeszcze nie zdążyłam się nauczyć.

1. Julie "Juliette" - Serdeczność

2. Richard "Rick" - Prawość

3. Mark - Prawość

4. Josh - Erudycja

5. Ann - Altruizm

6. Maksymilian "Max" - Erudycja

7. Penny - Serdeczność

8. Thomas "Tom" - Prawość

9. Amelia "Mela" - Serdeczność

10. Carter - Erudycja

11. Lena - Prawość

12. Mia - Serdeczność

Wszyscy, jak zwykle, są podzieleni na dwie grupy, które stoją od siebie, jak najdalej. Już na pierwszy rzut oka widać, kto jest tylko pustakiem, a kto ma coś więcej w sobie. Muszę tylko mieć ich na oku. Nowicjusze są często nieprzewidywalni. Wiem ze swojego własnego doświadczenia z Peterem...

Kiedy wszyscy byli już gotowi zaczęłam biec. Biegłam przed siebie i nie myślałam w tamtej chwili o niczym innym. Nie myślałam o nowicjuszach za mną. Nie myślałam o moich problemach. Nie myślałam o niczym innym. Skupiłam się całkowicie na drodze, moim oddechu i rytmie serca. Chłodny wietrzyk owiewał moją twarz zarzucając moimi włosami, które już zdążyły wyschnąć, na wszystkie strony. Na szczęście niedawno obcięłam je na krótko według linii żuchwy. W takiej fryzurze jest mi najprzyjemniej.

Dzisiejszy bieg jest dłuższy, niż normalny. Dzisiaj biegniemy piętnaście kilometrów. Nie żartowałam, kiedy mówiłam, że treningi będą cięższe. Mówiłam to całkowicie na poważnie. Może dzięki temu nowicjusze nauczą się posłuszeństwa i nie będą tchórzami...

~~~

Reszta dzisiejszego dnia minęła nad wyraz spokojnie. Nowicjusze nie odwalili żadnego numeru. Ba. Nawet nieźle im poszedł trening. Po biegu wyglądali co prawda, jak siedem nieszczęść, co mnie nawet usatysfakcjonowało. Będą wiedzieli, jaka kara ich czeka za niesubordynację oraz tchórzostwo.

Po kolacji poszłam razem z Christiną zobaczyć moje mieszkanie po, jak to nazwała Christina, "demoremie". Jak mi to później wytłumaczyła Uriah robił demolkę, a ona zajęła się remontem. Chłopak wolał się nie pokazywać mi na oczy, gdyby przypadkiem mi się nie podobało, albo wpadłabym w czarną rozpacz lub wściekłość. Tymi słowami kompletnie mnie skołował i nie wiedziałam, co o tym sądzić, więc jak już szłam do mieszkania moje serce biło, jak szalone. Na szczęście oznajmiła mi, że remont zrobiła tylko w miejscach, które były zdemolowane przez włamywaczy. Dzięki temu wiem, że łazienka i sypialnia zostały nietknięte.

Kiedy stanęłam przed drzwiami drżącą ręką otworzyłam drzwi, na co Christina cicho się zaśmiała i poklepała mnie po plecach. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka id razu rozglądając się dookoła.

Ściany w kuchni były pomalowane na szaro. Podłoga, czyli ciemno brązowe panele, nie były zmieniane. Szafki zostały pomalowane na czarno i lekko przetarte dzięki czemu uzyskały nieziemski efekt. Czarne blaty niemal błyszczały czystością. Dół wyspy kuchennej również został pomalowany na czarno, a na nim leżał czarny blat. Lampy nad nim oświetlały białym światłem pomieszczenie. Lampy były srebrne z czarnymi akcentami, które świetnie się komponowały ze sobą.

Jedna ściana w salonie, ta która była połączona z kuchnią, była szara, a przeciwległa ściana była pomalowana na ciemno fioletowo. Pod szarą ścianą była nowa, czarna kanapa z fioletowymi poduszkami. Po bokach stały dwa czarne fotele z fioletowymi akcentami. Naprzeciwko kanapy stał mały, czarny stolik z przyciemnianego szkła. Podłoga była, tak samo, jak w kuchni, z ciemno brązowych, lekko przetartych paneli.

Równo naprzeciwko wyspy kuchennej znajdowały się okna z drzwiami prowadzącymi na balkon. Wcześniej wymazane i w niektórych momentach potłuczone okna zostały wymienione na zupełnie nowe, przejrzyste w czarnych futrynach. W oknach nie było firanek, tylko czarne rolety, które były podniesione i ukazywały całą okazałość domu. Klosze w salonie też zostały wymienione na czarne, pasujące do tych w kuchni z fioletowymi akcentami.

Jednak najbardziej zafascynowała mnie fioletowa ściana. Pod nią znajdowała się czarna, niska szafka na kilka drobiazgów z wytartym akcentem. Jednak nie to mnie interesowało. Interesował mnie kolaż zdjęć, który był nad nim.

Były to zdjęcia przedstawiające naszą paczkę. Były w niej zdjęcia z mojego nowicjatu, zdjęcia, kiedy strzelaliśmy farbą do kamer, zdjęcia, kiedy bawiliśmy się na imprezach. Były też zdjęcia ze ślubu Zeke'go i Shauny, oraz kilka zdjęć zrobionych z ukrycia, kiedy opiekowałam się Lynn. Było też kilka zdjęć z mojego ślubu...

Na każdym z tych zdjęć byłam szczęśliwa i uśmiechnięta, a na zdecydowanej większości znajdował się przy mnie Tobias. Na wszystkich, kiedy byliśmy razem wyglądaliśmy na bardzo szczęśliwych. Na kilku się nawet całowaliśmy. Zauważyłam nawet kilka zdjęć, kiedy rzucaliśmy się śnieżkami wszyscy razem przed frakcją. Do tego wszystkie zdjęcia były ułożone w kształt lekko pochylonej litery T, która była napisana piękną, ozdobną czcionką. Ten kolaż zajmował bardzo dużą część fioletowej ściany.

-Jak? - spytałam, a moje policzki lekko się zaszkliły, a po policzku spłynęła łza.

-Wiele z nich to klatki z monitoringu, które kazaliśmy wydrukować na papierze do zdjęć. - powiedziała, na co ja potrząsnęłam głową, jak w transie.

-Ale kiedy wy..? - po prostu odebrało mi mowę. Stałam tak i wpatrywałam się w ścianę ze zdjęciami oglądając uważnie każde z nich.

-Robiliśmy to całą noc. - przyznała rozkładając ręce dookoła - Skończyliśmy wszystko dopiero o dwunastej. Uriah miał dzisiaj na popołudniową zmianę. Ja też przychodziłam, kiedy mogłam. - zaczęła mówić, a ja się do niej odwróciłam, bo do tej pory stałam bokiem, i ją przytuliłam.

-Dziękuję... - wyszeptałam słabo.

Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko mnie objęła i odetchnęła głośno, jakby cały czas się bała mojej reakcji. A ja? Nie mogę uwierzyć, że to dla mnie zrobili. Kiedy wczoraj byliśmy na zakupach kupiłam tylko kanapę, fotele, farbę oraz talerze i sztućce. Zapłaciłam też za nowe okna. A oni? Zrobili dla mnie coś takiego! Do tego dokupili kilka rzeczy,których wcześniej tutaj nie było. Nawet nie wiem, ile musieli do tego wszystkiego dopłacić!

-Muszę wam oddać punkty... - zaczęłam mówić odsuwając się od niej, ale ona zaczęła kręcić głową.

-Nawet mowy nie ma! - powiedziała - Razem z Uriahem uważamy, że należy ci się chociaż jedna dobra rzecz. Tym bardziej po tym, co się działo wczoraj. A teraz przestań się mazać, tylko się trochę ogarnij, bo idziemy na tyrolkę! - pisnęła z ekscytacji.

Uśmiechnęłam się do niej i razem z nią poszłam do sypialni, żeby wziąć czyste ubrania. Potem poszłam do łazienki, a Christina leżała na moim łóżku rozłożona, jak młody bóg.

Pół godziny później wyszłyśmy z mieszkania i zaczęłyśmy się kierować w stronę torów. Christina zdążyła się naszykować, zanim jeszcze przyszła na stołówkę na kolację. Była ubrana w czarną, obcisłą bluzkę odsłaniającą brzuch i pępek,w którym miała kolczyk, i czarne leginsy. Krótkie, bo do ramion, czarne włosy z fioletowymi końcówkami miała rozpuszczone. Ja natomiast miałam na sobie czarną, zwiewną bluzkę na grube ramiączka i czarne, lekko wytarte jeansy z dziurami na kolanach.

Kiedy doszłyśmy do torów nie było tam nikogo. Z tego, co wiem nowicjusze mają przyjechać drugim pociągiem. Pociąg nadjechał kilka minut później, a ja z Christiną wskoczyłyśmy do środkowego wagonu. Nikogo w nim nie było, ale zauważyłam w trakcie jazdy, jak do innych wagonów wskakują inni Nieustraszeni.

Wpatrzyłam się w mijający przed moimi oczami krajobraz. Mimo woli przypomniałam sobie, jak Tobias zawsze łapał oba ramiona drzwi wagonowych. Lubiłam w takich chwilach stać obok niego i wpatrywać się w jego idealne ciało. Zawsze taka sytuacja kończyła się tym, że całowaliśmy się siedząc na podłodze...

Christina stanęła obok mnie i również wpatrywała się w krajobraz. Wydawała się taka spokojna, ale jej oczy mówiły o tym, jak jest zmęczona. Przecież zarwała noc, żeby wyremontować moje mieszkanie. Kiedy złapała moje spojrzenie uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową, jakby wiedziała, o czym myślę.

-Nie martw się. - powiedziała patrząc na mnie z uśmiechem - Lepiej pomyśl o jutrzejszej imprezie u mnie! - powiedziała podekscytowana.

-Imprezie u ciebie? - spytałam lekko zdziwiona.

-No tak! - powiedziała prawie piszcząc i od razu się ożywiła - Jutro u mnie macie być wszyscy obowiązkowo. Henry też będzie razem ze swoim dobrym kolegą. Zobaczysz. Będzie fajnie! - była tak podekscytowana, że nie miałam serca jej odmawiać. Widać to jest dla niej bardzo ważne...

-Będę. - powiedziałam z lekkim uśmiechem, na co ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej, co według mnie było niemożliwe.

Chwilę później wyskoczyłyśmy z pociągu i zaczęłyśmy biec z krzykiem radości w stronę budynku Hancocka. Po drodze przekomarzałyśmy się z Christiną i popychałyśmy nawzajem, co powodowało u nas napady śmiechu. Kiedy weszłyśmy już do budynku od razu wepchnęłyśmy się do windy, żeby jak najszybciej znaleźć się na górze. Razem z nami do windy weszło jeszcze kilku Nieustraszonych, którzy bez przerwy gadali. Ja z Christiną też nie przestawałyśmy nawijać, przez co w windzie był niezły harmider.

Kiedy w końcu znalazłyśmy się na budynku Hancocka od razu zaatakował nas Zeke ściskając mocno.

-Witam drogie panie! - powiedział głośno, na co się zaśmiałam - Macie zamiar dzisiaj spaść, to znaczy... zjeżdżać?

-Nie Zeke. - powiedziała Christina z promiennym uśmiechem - Będziemy sobie latały wokół, a przy okazji zrzucimy ciebie na sam dół.

Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Wyrwałam się z uścisku Zeke'go i ruszyłam kawałek przed siebie zataczając koło z rozłożonymi ramionami i zamkniętymi oczami.

-Kocham to miejsce! - oświadczyłam, na co Zeke zaczął mi bić brawo.

Nie mógł jednak długo zostać, bo musiał naszykować uprzęże do zjeżdżania. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł, ponieważ Zeke był na kacu, ale nie przejmowałam się tym zanadto. On ma olbrzymie doświadczenie w tyrolce, o czym my nie mamy pojęcia. Bardzo dobrze wie, co robić. Trzeba mu tylko zaufać, co robimy zawsze, kiedy Zeke nas przypina do nich.

Po kilku minutach winda znowu się otworzyła, a w środku widziałam nowicjuszy zarówno ode mnie, jak i od Christiny. Wśród nowicjuszy było też kilkoro Nieustraszonych. Wydawało mi się nawet, że widziałam tatuaż z pająkiem należący do Uriaha. Moi nowicjusze, jak tylko mnie zobaczyli, to stanęli wryci i wpatrywali się we mnie, jak w największe zło świata.

-Tris! - usłyszałam krzyk Uriaha, który nagle znalazł się przede mną - Jeżeli jesteś zła, to weź pod uwagę to, że nie spałem całą noc i nie byłem w tym sam... - powiedział wskazując oskarżycielskim palcem na Christinę - oraz bardzo się staraliśmy...

Nie mogłam już dłużej go słuchać, więc po prostu go przytuliłam. Chłopak od razu odetchnął z ulgą i podniósł mnie lekko do góry i zaczął się obracać. Uriah zaczął się śmiać, a ja po chwili do niego dołączyłam. Kiedy Uriah mnie puścił zobaczyłam jego banana na twarzy i iskierki radości w oczach.

-Tak się cieszę, że ci się podobało! - powiedział radośnie.

-Dziękuję. - powiedziałam szczerze uśmiechając się do niego.

Stanęliśmy w kolejce na tyrolkę i cały czas się śmialiśmy. Uriah ciągle mnie rozśmieszał, a ja byłam dzisiaj stosunkowo w dobrym nastroju. Przecież jestem w moim ukochanym miejscu. To tutaj Tobias mi się oświadczył. To jest dla mnie ogromnie ważne i wiele razy powracam do tego pięknego wspomnienia.

Staliśmy przed nowicjuszami, którzy rozglądali się dookoła. Było ich tutaj dwudziestu. Jak się dowiedziałam od Christiny byli tu wszyscy jej nowicjusze, których było piętnaście. Z tego co widziałam, to ode mnie przyszli Carter, Mia, Lena, Mela i Mark. Nowicjusze rozmawiali między sobą co jakiś czas się śmiejąc. Z tego, co zauważyłam i na treningach i w tych rzadkich chwilach, kiedy widziałam ich w Jamie oni są tymi bardziej wyluzowanymi, ale i pod presją. Są po prostu przyjaciółmi w nowej frakcji. Reszta jest parta na tablicę. Obchodzi ich tylko własne ego. To egoiści.

-Tris! - powiedział Zeke, kiedy nadeszła moja kolej - Możesz zjechać na samym końcu? - spytał na co ja zmarszczyłam brwi - Mam do ciebie sprawę, którą chcę z tobą omówić.

Bez słowa, ale ze zmarszczonym czołem skinęłam mu głową na znak zgody. Uriah zjechał zamiast mnie, ale zanim zjechał zdążyłam rzucić do niego uwagą, żeby tym razem nie płakał. Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo Zeke ze śmiechem spuścił go na dół. Patrzyłam za nim, kiedy Zeke wystawił przede mnie jakąś kopertę.

-Amar dzisiaj wyjechał do Agencji, ale kazał ci przekazać. Znalazł ten list na drzwiach twojego mieszkania, kiedy Uriah w nim był. - powiedział wręczając mi kopertę, a uśmiech z jego twarzy zniknął - Nie chciałem ci tego dawać tutaj... - popatrzył w bok, a ja podążyłam wzrokiem za nim. Patrzył na miejsce, gdzie jeszcze prawie rok temu Tobias mi się oświadczył, po czym westchnął - ... jednak lepszego miejsca nie będzie, ale chyba na takie wiadomości nie ma dobrego miejsca. Powinnaś to wiedzieć, bo poniekąd dotyczy ciebie.

Po takim wstępie chyba tylko głupi by się nie przestraszył. Spojrzałam na kopertę w moich dłoniach, po czym drżącymi rękoma ją otworzyłam. To, co tam przeczytałam sprawiło, że cała krew zniknęła z mojej twarzy.

Jutro wszystko będzie jak na sinusoidzie. Niektórzy idą do szkoły normalnie, inni mają wolne, a ci pechowcy piszą egzaminy. Ilu z was jutro je pisze?

Jak się podoba rozdział? Jak myślicie, co Tris przeczyta w tym liście?

Na koniec coś specjalnie dla trzeciej gimnazjum...

Odwagi gimnazjalisto!

I połamania długopisu ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top