4. Zemsta
Przed moimi oczami pojawiła się czerń. To Uriah przytrzymał mnie za ramiona, kiedy omal nie upadłam na ziemię. Przed oczami miałam mroczki, ale szybko ustały. Potrząsnęłam energicznie głową odzyskując władzę w moim ciele. Spojrzałam na moją rękę i mnie zatkało. Wystawał z niej nóż do ćwiczeń. Spojrzałam na moją rękę, a potem na nowicjuszy, a w moich oczach można było zobaczyć chęć mordu.
-Uriah. - powiedziałam zwracając się do chłopaka - Pójdź proszę do szpitala po gazę, opatrunek i wodę utlenioną. Przynieś na wszelki wypadek jeszcze igły i nici.
-Czy tobie odbiło? - spytał patrząc na mnie, jak na wariatkę.
-Uriah. Proszę... - powiedziałam patrząc błagalnie w jego oczy.
Chłopak w końcu się poddał. Puścił mnie i przez chwilę stał i patrzył, czy przypadkiem zaraz się nie przewrócę, a potem poszedł do szpitala. Odwróciłam się w stronę nowicjuszy, którzy byli bladzi na twarzach.
-Na co się patrzycie? - krzyknęłam - Wracać do treningu! Ale najpierw jedna sprawa... - powiedziałam przyglądając się im badawczo - Kto rzucił ten nóż? - spytałam wskazując na moje ramię.
Nikt się nie odezwał, na co prychnęłam. Kazałam im wracać do treningu, a sama usiadłam na ławce czekając na Uriaha. Przyglądałam się nowicjuszom i myślałam, kto mógł we mnie tym rzucić. Muszę poprosić Zeke'go, żeby sprawdził monitoring. Może tam będzie widać, kto to zrobił.
Po pięciu minutach przyszedł Uriah, a z nim lekarz. Skrzywiłam się, kiedy tylko go zobaczyłam. Nie znoszę lekarzy. Uriah posłał mi zmartwione, a zarazem przepraszające spojrzenie, a lekarz zajął się moją ręką. Poprosiłam Uriaha, żeby spojrzał przez chwilę na moich nowicjuszy, a ten konował zaczął swoją pracę.
Był to na oko czterdziestolatek. Miał długie czarne włosy z białymi pasmami. Na nosie miał okulary, a na twarzy kilka zmarszczek. Ubrany był w typowy strój Nieustraszonych.
Syknęłam, kiedy lekarz polał moją rękę wodą utlenioną nie wyjmując jeszcze noża. Coś zaczął nawijać, że musi zrobić prześwietlenie, zanim wyjmie nóż, na co posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Jak pan chce mogę zrobić to wszystko sama. - powiedziałam patrząc pytająco na lekarza.
-Nie trzeba. - powiedział szybko lekarz i jednym sprawnym ruchem wyjął nóż z mojej ręki.
Przygryzłam wargę, żeby nie krzyczeć. Ból rozjechał się po mojej całej ręce, a z moich ust mimo moich starać wydobył się cichy krzyk. Zgodnie z poleceniem lekarza poruszyłam palcami, dzięki czemu wiedział, że mam czucie w ręce. Lekarz zadecydował, że rana jest na tyle płytka, że nie potrzebne jest szycie.
-To jakim cudem nóż utrzymał się w mojej ręce? - spytałam podejrzliwie.
Powierzchowne rany to powinny być tylko draśnięcia lub niezbyt głębokie cięcia. Raczej wątpię, żeby moja rana była powierzchowna. To wydaje mi się nieprawdopodobne. Lekarz nie odpowiedział na moje pytanie, tylko włożył swój palec w moją ranę, na co syknęłam głośno. Co on odpierdala? Po co włożył mi palec w ranę? Czy ten lekarz aby na pewno jest trzeźwy?
-Widzisz krew na moim palcu? - spytał pokazując swój palec, który włożył w moją ranę - To czerwone to krew. Jak daleko palca sięga tak głęboka jest twoja rana. - spojrzałam znowu na jego palec i zobaczyłam, że krew sięga jego połowy.
-Połowa palca. - powiedziałam kręcąc głową - To ma być powierzchowna rana?
-Masz rację. - powiedział lekarz, po czym się uśmiechnął - Skoro jesteś zdolna się wykłócać, to wszystko z tobą w porządku. Zaraz zszyję ranę, więc może trochę zaboleć. - powiedział, po czym znowu sięgnął do buteleczki z wodą utlenioną.
Skupiłam się całkowicie na nowicjuszach i tym, jak radzi sobie z nimi Uriah kompletnie ignorując lekarza, który zaczął coś robić z moją ręką. Uriah podchodził do każdego z nowicjuszy i pokazywał im, jakie robią błędy, ale szybko tracił do nich cierpliwość. Zaczął ciągnąć się za włosy i wymachiwał rękami, a ja się z niego śmiałam. Nie powiem, wyglądał przekomicznie, a nowicjusze nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.
Po piętnastu minutach lekarz skończył swoje dzieło i wyszedł z sali. Zanim wyszedł Uriah, niemal dziękując mi za odzyskaną wolność, kazałam mu sprawdzić, jak ten nóż znalazł się w mojej ręce. Kiedy zostałam sama w sali z nowicjuszami oni patrzyli na mnie, jakbym spadła z księżyca. Popatrzyłam każdemu uważnie w oczy, po czym powiedziałam:
-Co się tak gapicie? - wrzasnęłam, a oni się wzdrygnęli - Macie jeszcze godzinę ćwiczeń! Do roboty!
Przerażeni nowicjusze zaczęli pośpiesznie stawać na swoich torach do strzelania i zaczęli ćwiczyć, co niezdarnie im szło. Przeklinałam w duchu umiejętności nauczania Uriaha i zaczęłam im powoli, ale dosadnie tłumaczyć, jak mają to robić i gdzie popełniają błędy. Oni mnie słuchali z lekkim przestrachem i cały czas zerkali na moją zabandażowaną rękę. Czy oni nigdy nie widzieli rany krwawiącej? W sumie, to czego ja od nich oczekuję. Przecież to tylko transfery. Sama kiedyś taka byłam.
Westchnęłam głośno, kiedy wreszcie nadeszła przerwa obiadowa. Nowicjusze zaczęli mnie drażnić. Nie wiem, czy to moje normalne nastawienie na transferów, czy to przez tą sytuację z nożem, ale tak jest. Gdyby mnie rodzice teraz widzieli...
Nowicjusze rozeszli się cali spoceni ze zmęczenia i z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy. Wielu z nich patrzyło na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedzą, co o mnie myśleć. Przed chwilą widzieli, jak dostałam nożem w rękę, ale nie zwolniłam ich, tylko kazałam dalej ćwiczyć. Ba. Nawet wszystkie zabiegi medyczne odbywały się w tej sali, a oni doskonale widzieli każdy mój grymas bólu. Myślą pewnie, że jestem wariatką, ale dobrze. Niech się mnie boją. Przynajmniej będą posłuszni.
Kiedy nowicjusze wyszli z sali pochowałam sprzęt, którym ćwiczyli do odpowiednich szafek i zamknęłam je na klucz. Syknęłam cicho z bólu, kiedy poruszyłam gwałtowniej ręką. Będę musiała przez jakiś czas ją oszczędzać. Ból pulsował w moim ramieniu, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Zacisnęłam zęby i wzięłam się do pracy. Zaczęłam przygotowywać salę do ćwiczeń walki. Sprawdziłam ilość worków treningowych i czy dobrze wiszą, po czym przeszłam na matę, gdzie zobaczyłam kilka plam krwi. Pewnie została po wcześniejszych nowicjatach. W walkach często są ranni, co jest kompletnie normalne.
Co się ze mną dzieje? - spytałam sama siebie, kiedy rozglądałam się po sali.
Kiedyś nigdy bym tak nie pomyślała. Jako Altruistka miałam zabronione patrzeć na ludzkie cierpienie i nie udzielić im pomocy. Musieliśmy bezinteresownie pomagać innym nie zważając na własne dobro. Nie mogliśmy być egoistami. Nie mogliśmy trzymać rzeczy osobistych w domu. Niektóre nawyki zostały mi do dzisiaj. Jak widać teraz jest inaczej. Jestem Nieustraszoną. Tutaj panują inne zasady, do których trzeba się dostosować. Tym bardziej w pracy instruktora. Nie mogę być Altruistką, jako instruktor, bo mi wejdą na głowę, tak jak Christinie rok temu. Muszę być twarda i nieustępliwa. Muszę być, jak Tobias.
Niestety nie jestem taka, jak on. On zawsze wiedział, co robić w danym momencie, jak się zachować. Ja tego nie wiem. On zawsze był silny. Ja nie jestem. On zawsze był twardy. Ja nie jestem. To on był Nieustraszonym zasługującym na miano bohatera. Ja nie jestem.
Co niby takiego zrobiłam, że teraz uczą o mnie w szkołach? Poszłam za brata na śmierć i ocaliłam miasto. Jednak poświęciłabym wszystko, żeby teraz Tobias był przy mnie. Jednak jego tu nie ma. Nadzieja nadal jest we mnie, jednak po tylu miesiącach zmalała do ziarnka grochu, ale nadal jest. Trzymam się tej nadziei, jak tonący brzytwy. Tylko ona mi pozostała, nawet jeżeli inni tego nie rozumieją ja muszę wierzyć.
Wyszłam z sali i ruszyłam w stronę stołówki, gdzie byli już wszyscy. Wzięłam na tacę trochę jedzenia i usiadłam przy stoliku, gdzie od razu zaatakowali mnie pytaniami typu: Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Kto to zrobił? Jak się zemścisz? i tym podobne. Po piętnastu szybko zadanych pytaniach zaczęłam się z nich śmiać, bo naprawdę wyglądali przekomicznie.
-Uriah. - zwróciłam się do chłopaka - Wiesz, jak ten nóż znalazł się w mojej ręce?
-Tak. - powiedział patrząc mi prosto w oczy - Jeden z nowicjuszy robił zamach... - powiedział demonstrując - ..., ale nóż mu się wymknął z ręki i trafił w twoje ramię.
-Który nowicjusz? - spytałam patrząc na niego uważnie.
-Trudno go pomylić z kimś innym, bo jest rudy. - powiedział Uriah, na co ja od razu wiedziałam, który to nowicjusz.
-Jak się czujesz Tris? - spytała Shauna.
-Dobrze. - powiedziałam - Lepiej bym się martwiła nowicjuszami, jak z nimi skończę. Będę potrzebowała pomocy jednego z was. - powiedziałam patrząc na nich po kolei - Zaczynam zemstę, kiedy skończy się popołudniowy trening.
-Ja ci chętnie pomogę. - powiedziała Christina - Przecież i tak miałam ci pomóc z mieszkaniem. Najwyżej zrobimy to później, a Uriah będzie naszym pomocnikiem.
-Mam założyć sukienkę? - spytał chłopak, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Nie trzeba. - powiedziałam uspokajająco - Chociaż nie ukrywam, że to byłby ciekawy widok... - powiedziałam poruszając brwiami.
Zaczęliśmy się śmiać, a ja w duchu zapamiętywałam tę scenę. Kiedy wszyscy jesteśmy roześmiani i beztroscy. Bez problemów i trosk, które zaprzątają nam głowę. Tylko kilkoro przyjaciół planujących wspólną zemstę. Niestety nic nie trwa wiecznie, a do głowy od razu wpadły mi moje wszystkie troski i zmartwienia. Zaczęłam jeść mojego hamburgera z wołowiny, żeby je zagłuszyć chociaż przez chwilę. Jedzenie jest jedną z moich ulubionych form ucieczki, której się trzymam.
Zaczęliśmy rozmawiać o piątkowym wypadzie na tyrolkę i o tym, którzy nowicjusze z nami pójdą. Oczywiście pójdą ci, którzy mają starsze rodzeństwo w Nieustraszoności, ale pewnie przemycą kilkoro z mojej grupy. Nie będę się tym zanadto przejmować. Mnie też kiedyś Uriah przemycił na tyrolkę i bawiłam się znakomicie. Kocham ten moment nieważkości, kiedy wydaje ci się, że jesteś ptakiem. Czuję się wtedy wolna...
Po skończonym obiedzie Christina wyciągnęła mnie do Jamy na zakupy. Do treningu z nowicjuszami została nam jeszcze godzina, więc dziewczyna uznała, że skoro po skończonej pracy nie będziemy miały czasu zrobić zakupów do remontu mieszkania, to zrobimy je teraz. Nie mogłam protestować, bo to by nic nie dało, a w dodatku sama chcę się pozbyć tych wszystkich oznak, że ktoś buszował w moim mieszkaniu.
Christina wybrała do mojego mieszkania beżową farbę do ścian i czarną do szafek, żeby zamalować napisy. Do tego kupiłyśmy nową kanapę, fotele, stolik i inne niezbędne rzeczy, które zostały zniszczone. Za bardzo nie miałam głosu, żeby decydować, że chcę to, a nie chcę tego. Christina jednak wiedziała, jaki mam styl i wybrała rzeczy, które pasują do mnie. Wzięła też kilka dodatkowych przedmiotów, jak ramki na zdjęcia, czy jakieś ozdoby, żeby "ożywić" moje mieszkanie.
Po godzinie przyszłam na trening do nowicjuszy lżejsza o tysiąc trzysta pięćdziesiąt punktów. Muszę zabić kiedyś za to Christinę. To były prawie wszystkie moje oszczędności! Na szczęścia mam schowane punkty "na czarną godzinę". Przy Christinie taka godzina jest wiecznie. Powiedziała mi za to, że jak będzie mi remontować mieszkanie z Uriahem, to ja mam zakaz wchodzenia do mieszkania. Mam w tym czasie zająć się Lynn w mieszkaniu Zeke'go i Shauny. Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł zostawiać ich tam samych, ale nie mam wyjścia. Dostałam zakaz wchodzenia do własnego mieszkania...
Nowicjusze czekali w sali treningowej podzieleni na dwie grupki i rozmawiali. Niektórzy śmiali się z żartów innych, a ja uśmiechnęłam się w duchu na to, że zniszczę im tą sielankę. Od kiedy jestem taka okrutna względem nich? Mniej więcej od wtedy, kiedy nóż wylądował w mojej ręce. Wcześniej miałam dla nich resztki Altruistycznej postawy, ale teraz koniec z tym. Popamiętają, że nie wolno ze mną zadzierać. Nawet, jeżeli to był tylko wypadek winny powinien się przyznać od razu. Teraz będą za niego cierpieć wszyscy.
-Mam dla was nowinę! - powiedziałam, kiedy wszyscy już zdążyli mnie zauważyć - Kiedy skończycie dzisiaj trening zostajecie w tej sali. Będę miała do każdego z was kilka pytań, a odpowiedź na nie zaważy nad tym, co potem z wami zrobię! Ale to później. Teraz pokażę wam kilka podstawowych ciosów.
Podeszłam do worka treningowego i poczekałam, aż nowicjusze mnie otoczą i będą się mi uważnie przyglądać. Pokazałam im podstawy walki takie, jak postawa, a potem zaprezentowałam kilka ciosów. Moje ramię zaczęło pulsować bólem od zbyt wielkiego wysiłku, ale nie zwracałam na o uwagi, dopóki Ann, moja nowicjuszka, nie zwróciła mi uwagi, że moja rana krwawi. Kazałam każdemu z nich podejść do innego worka i ćwiczyć to, co pokazałam, a sama poszłam w kąt sali, gdzie znajduje się apteczka. Wyjęłam z niej gazę, wodę utlenioną i czysty bandaż i zajęłam się moją raną.
W mojej głowie pojawiło się wspomnienie, kiedy mój tata wyjmował mi kulę z ramienia. To było tak dawno... Jednak nie mogę teraz o tym myśleć, bo się rozpłaczę przy nowicjuszach. Nie mogę przy nich pokazać słabości. Nie przy nich. Przy nikim nie mogę okazać słabości. Jedyna osoba, która mnie widziała w takich chwilach odeszła i nie wiem, czy kiedykolwiek wróci. Muszę być silna. Muszę.
Kiedy skończyłam z moją raną zaczęłam podchodzić kolejno do nowicjuszy i poprawiać ich błędy. Nie popełniali ich tak dużo, jak przy strzelaniu i rzucaniu nożami, ale trochę ich było. Nikt nie jest idealny od pierwszego razu. Prawda?
Popołudniowy trening trwał pięć godzin (do osiemnastej). W tym czasie nowicjusze załapali podstawy walki, ale jeszcze nie walczyli. Trenowali tylko w dwuosobowych grupach. Jutro zaczną się walki. Muszę przyznać, że większości z nich idzie całkiem dobrze. Najlepszymi okazali się Rick i Mark. Niestety kilku osobom szło bardzo opornie. Wątpię, żeby sobie poradzili jutro podczas walk, ale nie mogę z tym zwlekać. Ku mojemu zdziwieniu Ann szło naprawdę dobrze. Miała swoją technikę, ale nie odstawała od innych. Mimo swojej mikrej postury załapała o co chodzi w walkach bardzo szybko. Nie jest może najlepsza, ale ma do tego predyspozycje. Wszystko jednak zawsze może się zmienić podczas dwóch kolejnych etapów, ale nie ma co gdybać o przyszłości, skoro to dopiero ich pierwszy trening.
Po treningu do sali wpadła rozradowana Christina z diabelnym uśmieszkiem na twarzy, a kilka minut po niej przyszedł Uriah, który niósł potrzebne rzeczy. Czas zacząć zemstę...
-Spytam się was po raz ostatni. - powiedziałam głośno - Kto z was rzucił tym nożem, który wylądował w moim ramieniu? Niech wystąpi!
Nowicjusze zaczęli szeptać coś po sobie, ale nikt nie wystąpił na przód. Wszyscy wpatrywali się w nas z lekką obawą, ale winny pozostał ukryty. Jednak winny nie wie, że nie jest wcale niewidzialny i my wiemy, kim on jest...
-Dobrze. - powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem - Sami przypieczętowaliście swój los. Teraz zamiast ukarać jednego winnego ukarzę wszystkich! - po moich słowach pojawiły się protesty i krzyki niezadowolenia - Cisza! - krzyknęłam - Teraz już za późno! Mówiłam, ze od tych pytań zależy, co z wami zrobię...
-Macie pojedynczo podchodzić do nas! - powiedziała głośno Christina - Każdemu z was zadamy kilka pytań i wybierzemy rodzaj kary. Dla niektórych będą surowsze, a dla innych łagodniejsze. To zależy od waszych odpowiedzi.
-Mark! - zaczął wyczytywać Uriah.
Chłopak wyszedł z gromady nowicjuszów i podszedł do nas. Był on trochę niższy od Uriaha, ale dobrze zbudowany. Nie, jak typowy nieustraszony, ale jednak. Miał prawie czarne oczy i brązowe włosy.
Kazaliśmy chłopakowi iść kawałek za nami, aż nie dotarliśmy do przeciwległego kąta sali, gdzie ja i Christina usiadłyśmy na materacach, dzięki czemu byłyśmy wyżej od chłopaka. Uriah za to stał i bacznie mu się przyglądał.
-Czy to ty rzuciłeś tym nożem? - spytałam patrząc mu prosto w oczy.
-Nie. - powiedział pewnie.
-Wiesz, kto to zrobił? - spytała Christina.
-Tak. To był Josh. - powiedział wskazując nam naszego rudego winowajcę.
-To wszystko. - powiedziałam - Idź teraz usiądź tam. - powiedziałam wskazując chłopakowi miejsce - Później przeczytamy wszystkie kary.
Chłopak popatrzył na nas dziwnie, a potem ruszył we wskazane miejsce. Już wcześniej uzgodniliśmy z Uriahem i Christiną, że będą trzy rodzaje kar. Winny będzie moją żywą tarczą, jeżeli się nie przyzna. Jak się przyzna, to potraktuję go ulgowo i będzie musiał razem z innymi czyścić naczynia w stołówce. Ci, którzy wskażą winnego będą zmywali naczynia w stołówce. Ci, którzy będą kryć winnego nie dostaną żadnej kary.
Taki podział zaproponowała Christina. Nic dziwnego. Sama przypomniałam sobie słowa Tobiasa z mojego nowicjatu. Jesteście teraz, jak rodzina, a rodzina ma się wspierać. On zawsze tak mówił podczas nowicjatu i ja też to przekazałam nowicjuszom. Rodzina nie wskazuje wśród siebie winnego, tylko się wspiera i kryje nawzajem. Według tego wymyśliliśmy kary. Niestety nowicjusze, chyba zapomnieli o moich słowach.
Następna czwórka nowicjuszy powtórzyła słowa Marka co do joty. Nie wiem, czy oni są tacy głupi, czy boją się kary, ale wszyscy wskazali nam winnego. Następny w kolejce był sam rudy winowajca.
-Josh! - krzyknął Uriah, a po chwili chłopak stał przed nami.
-Czy to ty rzuciłeś ten nóż? - spytałam lekko zirytowana jego arogancką postawą.
-Nie. - powiedział. No to będzie ciekawie...
-Czy wiesz, kto to zrobił? - spytałam.
-Tak. To była Ann. - powiedział wskazując na dziewczynę, na co ja zmarszczyłam brwi.
Odesłaliśmy go do reszty przesłuchanych nowicjuszy, a to co się stało później kompletnie zbiło mnie z tropu. Pięciu kolejnych nowicjuszy wskazało Ann, jako winną. Marszczyłam brwi za każdym razem, kiedy to słyszałam, ale nic nie powiedziałam. Jako ostatnia została właśnie Ann.
-Ann! - krzyknął Uriah, który był lekko skołowany tą całą sprawą.
-Czy to ty rzuciłaś ten nóż? - spytałam patrząc na nią uważnie, jak na innych, ale lekko zirytowana.
-Tak. - powiedziała, na co zaczęłam kaszleć i wywaliłam oczy do orbit.
Spojrzałam kolejno na Uriaha i na Christinę, którzy również patrzyli na mnie ze zdezorientowanymi spojrzeniami. Zadałam Christinie bezgłośne pytanie, czy ona kłamie, na co powiedziała, że tak. Dziewczyna jest kiepską aktorką, poza tym mamy nagrania z tego zdarzenia, więc wiemy, kto jest sprawcą. Dlaczego więc Ann wzięła to na siebie?
Bo jest Altruistką. - podpowiadał głosik w mojej głowie.
-Dlaczego twierdzisz, że to ty? - dopytywała Christina, a ja zaczęłam się dziewczynie jeszcze bardziej przyglądać.
-Ponieważ to byłam ja. - powiedziała siląc się na nonszalancję, ale widziałam, że była zdenerwowana.
-Poczekaj tu chwilkę. - powiedziałam i gestem kazałam podejść Uriahowi do mnie - Ja z nią pogadam, a wy rozdajcie tamtym kary. Trochę je zmienimy. Dla winnego będzie pięć minut zwisania nad przepaścią. Dla kłamców żywa tarcza, a dla kabli odebranie punktów. Poza tym wszyscy będą musieli przez tydzień zmywać w stołówce po każdym posiłku. Treningi też będą cięższe. - powiedziałam czekając na nich zgodę.
-A co zrobisz z Ann? - spytał Uriah.
-Pogadam z nią, a potem kara według tego, co powiedziałam. Każda sprawa karana oddzielno. - powiedziałam wzruszając ramionami.
-Od kiedy jesteś taka wredna? - spytała Christina wzruszając brwiami.
-Po prostu mam za dużo nowości w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. - powiedziałam wzdychając - Bierzmy się już do pracy, bo nie skończymy tego do końca świata. Przyjdę za góra pięć minut. Nie mówcie im, za co mają kary, tylko jakie mają. Resztę rozegramy, jak wrócę. - powiedziałam, po czym zwróciłam się do zdenerwowanej dziewczyny - Idziesz ze mną. - powiedziałam, na co ją oblał zimny pot.
Christina i Uriah posłali mi zadziorny uśmiech i ruszyli w stronę reszty moich nowicjuszy. Ja zeskoczyłam z mat i poszłam w stronę wyjścia, a Ann za mną. Dziewczyna ciężko oddychała i cała się pociła. Ona wie, że ja wiem, ale tego nie odwoła. To dusza Altruistki. Ona musi pomagać tym, którzy ją o to poproszą, nawet jeżeli to będą kompletne bzdury, a ona może za to ucierpieć. Bezinteresowna pomoc. To jest Altruizm, ale czasami głupota. Trzeba w niektórych sytuacjach umieć mówić nie.
Poprowadziłam ją do wyjścia z frakcji, które było niedaleko sali treningowej. Odeszłam kawałek tak, żeby mieć pewność, że nikt nie usłyszy naszej rozmowy. Takim oto sposobem znalazłyśmy się za rogiem wejścia do frakcji pomiędzy dwoma starymi budynkami. Wiem, że nikt tutaj nie zagląda, bo Tobias czasami mnie tu zabierał, kiedy Amar mnie "pilnował".
To było po tym, jak mnie odnaleźli w Altruiźmie. Dostałam ochronę, która łaziła za mną cały czas, ale wcale tego nie chciałam. Po miesiącu udało mi się wyperswadować Amarowi ten głupi pomysł, ale do tamtego czasu miałam ochronę dwadzieścia cztery na dobę. Tobiasowi się to bardzo nie podobało tak samo, jak mi. Czasami udawało nam się im wymknąć. Zawsze wtedy uciekaliśmy tutaj i robiliśmy wszystko, czego nie mogliśmy przy ochronie. A oni czatowali nawet pod drzwiami naszego mieszkania, więc w tych chwilach wolności było naprawdę ciekawie.
-Więc... - zaczęłam zatrzymując się i odwracając do Ann, żeby patrzeć jej w oczy - Dlaczego wzięłaś winę na siebie? - spytałam bez ogródek patrząc uważnie w jej oczy.
-Ponieważ to byłam ja. - powiedziała unikając mojego spojrzenia.
-Ann. - powiedziałam siadając na kartonie pełnym gazet, który się tam znajdował - Wiem, że to nie byłaś ty. - powiedziałam uważnie ją obserwując - Pytanie tylko brzmi, dlaczego wzięłaś jego winę na siebie?
-Ty nic nie rozumiesz. - powiedziała cicho i schowała twarz w dłoniach, po czym sama usiadła na innym kartonie, który tam stał.
-To mi wytłumacz. - powiedziałam spokojnie patrząc wytrwale na czarnowłosą.
Dziewczyna przez chwilę, jakby się wahała. W końcu westchnęła głośno i spojrzała mi w oczy po raz pierwszy, odkąd zaczęłam z nią rozmawiać. Miała zaszklone oczy, z których mogłam wyczytać tylko i wyłącznie ból oraz strach.
-Ja... - zaczęła niepewnie, ale nie mogła wykrztusić nic więcej.
-Kochasz go? - domyśliłam się, na co dziewczyna nieznacznie kiwnęła głową - To dlatego wzięłaś jego winę na siebie? - spytałam, na co znowu kiwnęła niezdolna do wypowiedzenia chociażby jednego słowa - Kochać kogoś nie jest zbrodnią. - powiedziałam uspokajająco - Jednak nie jestem pewna, czy on czuje to samo do ciebie. Gdyby on też ciebie kochał, to nie pozwoliłby tobie się przyznać. On cię wykorzystuje...
-Nie wiesz tego! - krzyknęła, na co ja się lekko wzdrygnęłam, ale szybko wróciłam do swojej normalnej, twardej postawy instruktora - Ty nic nie wiesz! On mnie kocha, a ja kocham go! Nie zmienisz tego, skoro sama nikogo nie masz! - to zabolało, na co wkurzona wstałam i podeszłam do niej blisko, na co ona nagle zrobiła się blada, jak ściana.
-Koniec rozmowy. - wysyczałam prosto w jej twarz.
Nie czekając na jej reakcję zaczęłam wracać do siedziby frakcji kierując się od razu do sali treningowej. Nie musiałam patrzeć za siebie, żeby wiedzieć, że dziewczyna idzie za mną. Jej ciężkie, niepewne kroki było doskonale słychać w pustym korytarzu prowadzącym do sali treningowej. Weszłam do niej, jak do siebie. Zastałam Christinę i Uriaha, którzy przydzielali każdemu swoją karę, ale nie szło im to najlepiej. Moi nowicjusze się buntowali, za co byłam jeszcze bardziej wkurzona. Dzisiaj wszystko mnie denerwuje, a wszyscy ze mną zadzierają. Nie chciałabym być w skórze nowicjuszy na ich miejscu...
-Co tu się dzieje?! - wrzasnęłam, na co nowicjusze zamilkli, a ja podeszłam do Uriaha, który stał sam przy liście - O co chodzi i gdzie jest Christina?
-Poszła po noże. - powiedział wskazując w stronę składzika z bronią do ćwiczeń - Nowicjusze się buntują przeciwko karą. - powiedział obojętnie - Co ty taka wkurzona? - spytał przyglądając mi się uważnie.
-Altruistka umie wyprowadzić z równowagi. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby, po czym odetchnęłam głęboko, żeby się uspokoić - Daj mi listę. - powiedziałam, co Uriah wykonał bez sprzeciwu - Słuchajcie mnie uważnie! - krzyknęłam i zobaczyłam, że Ann doszła do nowicjuszy - Tych, co wyczytam mają wystąpić! - krzyknęłam i zaczęłam czytać - Rick, Juliette, Josh, Ann, Tom, Max i Penny. - powiedziałam, na co ci nowicjusze wystąpili przed siebie - Stańcie przed tarczami do rzucania nożem. Każdy przy osobnej tarczy. - powiedziałam, na co oni zaczęli wykrzykiwać sprzeciwy, więc szybko ich uciszyłam - Spokój! - krzyknęłam tak głośno, że aż sama się dziwię, że tak umiem - Kto się sprzeciwia ma jeszcze bardziej przejebane, niż teraz! - krzyknęłam - Jakieś sprzeciwy? - spytałam już spokojniej, na co oni zamilkli, a ja się uśmiechnęłam.
-Kto ciebie tak zdenerwował? - spytała Christina podchodząc do mnie razem z Uriahem.
-Nowicjusze. - powiedziałam wskazując na nich - Ja biorę dwójkę, ty dwójkę, a Uriah trójkę? - spytałam, na co oni zgodnie pokiwali głową - Biorę Ann i Josha. - powiedziałam, na co oni się uśmiechnęli - Rzucamy pięć razy tak, żeby jak najbardziej ich przestraszyć...
-Uwielbiam, kiedy jesteś taka mściwa. - powiedziała Christina uśmiechając się szeroko, a Uriah podszedł i mnie przytulił od tyłu uważając na moje zranione ramię.
Oderwałam się od chłopaka i się do niego uśmiechnęłam. Wzięłam od Christiny dziesięć noży i ruszyłam do swoich celów, które stały nieruchomo. Zaczęłam od Ann. Dziewczyna była przerażona, a jej nogi same się trzęsły ze strachu. Na twarzy widziałam u niej kropelki potu, a w oczach strach. Popatrzyła na mnie błagalnie, na co ja tylko wzruszyłam ramionami. Ustawiłam się jakieś dziesięć metrów przed nią i zaczęłam rzucać. Pierwszy nóż zawisł kilka milimetrów od jej biodra. W tym miejscu, gdzie chciałam. Idealnie. Wzięłam do prawej ręki drugi nóż. Wdech. Celuj. Wydech. Strzelaj. W tym wypadku rzuć. Dziewczyna pisnęła głośno, a nóż wbił się w tarczę tuż przy jej lewym uchu.
Po dwóch minutach dziewczyna skończyła z ogromnym strachem i nożami kolejno po obu stronach jej bioder, przy lewym ramieniu, prawym uchu i nad głową. Do Ann ktoś podbiegł i pomógł jej wrócić na poprzednie miejsce, bo sama nie była w stanie się ruszyć. Ja natomiast podeszłam do Josha, który spokojnie stał przy ścianie. Był nadzwyczajnie wyluzowany, co się zmieniło zaraz po moim pierwszym rzucie. Idealnie obok jego szyi. Josh przełknął głośno ślinę i spojrzał na mnie wielkimi oczami. Wzruszyłam tylko ramionami i zaczęłam rzucać dalej...
~~~
-To już wszystkie kary na dzisiaj! - krzyknęłam, kiedy po godzinie skończyliśmy swoją pracę.
Wszyscy nowicjusze odetchnęli ulgą, ale ja na ich miejscu nie cieszyłabym się tak bardzo. Oni jeszcze nie wiedzą tego, co ja wiem...
-Oczywiście... - zaczęłam - ... nie tylko dzisiaj będziecie mieli te kary. - powiedziałam, na co niektórzy nowicjusze upadli an tyłki i położyli się płasko na ziemi - Została kara dla winnego. Oraz dla was wszystkich. Treningi będą teraz cięższe, niż moglibyście pomyśleć. Poza tym wszyscy przez tydzień będą zmywać naczynia w stołówce po każdym posiłku! - usłyszałam wiele jęków niezadowolenia, na co się uśmiechnęłam - Podziękujcie winnemu!
-Od samego początku wiedzieliśmy, kto rzucił ten nóż. Winny okazał się tchórzem, który razem z kilkoma innymi nowicjuszami wskazał na winną niewinną dziewczynę. Do tego przekonał ją do wzięcia za niego winy. - powiedziała Christina ze złośliwym uśmieszkiem.
-Więc my już pójdziemy! - powiedział Uriah i zaczęliśmy się cofać do wyjścia - A byłbym zapomniał. - powiedział Uriah odwracając się do nowicjuszy - Gdzie są twoje jaja Josh? - spytał z kpiną - Z postawą tchórza nigdy nie zostaniesz Nieustraszonym.
Po tych słowach wyszliśmy z sali, gdzie nagle wybuchł spory harmider. Razem z Christiną i Uriahem zaczęliśmy się śmiać z zachowania nowicjuszy. Zapowiada się ciekawy nowicjat. Nie ma co...
Szczęśliwego nowego roku!
Czy wszyscy już dostali prezenty od mikołaja?
Ups... Nie to święto...
Ale nie dziwcie się mi. U mnie byli wczoraj kolędnicy po kolędzie. Jak głupio to brzmi i nieprawdopodobnie, tak było naprawdę.
Wielkanoc razem z Bożym Narodzeniem. Gdzie moje podwójne prezenty?
Mimo wszystko chciałam wam życzyć wszystkiego najlepszego i mokrego Dyngusa (dzisiaj). Trochę spóźnione, ale zawsze coś.
A jak wam się podobał rozdział? Trochę później, niż zwykle, ale nie dziwcie się mi. Chciałam pobyć w święta z rodziną, a nie przed komputerem pisząc kolejny rozdział. Dzisiaj wszyscy wyjechali, a ja zostałam sama.
Piszcie mi swoje opinie na temat rozdziału. Pomysły, przypuszczenia. Jednym słowem ponieście się wyobraźni!
Odwagi króliczki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top