32. Epilog
Pięć lat później...
Jechałem samochodem i próbowałem uspokoić swoje nerwy. Niby wiedziałem, że mnie to czeka, ale to nie oznacza, że nie będę się tym denerwował. Spojrzałem w prawo na moją partnerkę. Była tak samo zestresowana, jak ja, a może i bardziej. Położyłem jej dłoń na kolanach, żeby chociaż trochę ją uspokoić.
Dzisiejszy dzień był chyba najbardziej stresującym, oraz najlepszym dniem w moim życiu. Wiem, że pani Eaton również tak uważała.
Z Chicago wyprowadziliśmy się cztery lata temu. Nie mogliśmy dłużej tam mieszkać. Za dużo rzeczy nas tam przytłaczało. Poza tym po śmierci Amara wszystko się zmieniło. Okazało się, że przywódcy chcieli sprawdzić, jak mieszkańcy Chicago zachowywaliby się, kiedy nie byłoby przywódców. W taki sposób wszystkich nabrali. Ale nikt nie wie do dzisiaj, kto był przywódcą.
Kiedy miasto się o tym dowiedziało wybuchł bunt. Głównie spowodowany Erudytami i Prawymi. Jedni nie mogli uwierzyć w kłamstwo, którym karmili całe miasto, a drudzy mieli pretensje, że ich frakcja o niczym nie wiedziała. Bunt zakończył się w pół roku, jednak nie był bezkrwawy.
Wszystko, co było związane z porwaniami Tris zostało wyjaśnione. Jedynym wyjątkiem był trzeci osobnik w to wszystko zamieszany. W tej kwestii David milczał, jak grób. Sam David został skazany na śmierć. Ja nie byłem obecny przy wykonywaniu wyroku.
Tris...
Ona była dzielna i wspaniała. Nigdy nie spotkałem drugiej takiej osoby. Walczyła do samego końca i wygrała. Jednak koszty tej wygranej okazały się być spore.
I te koszty sprawiły, że teraz jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. W drodze do miejsca, w którym wszystko się zmieni. Oboje staraliśmy się o to przez pół roku.
Jednak Tris była nieugięta. Stawiała na swoim i zapewniała mnie, że wszystko będzie dobrze. Jednak ja nadal się stresowałem tym wszystkim. Bałem się, jak to się skończy.
Po powrocie do Chicago Tris powiedziała mi wszystko. Okazało się, że była w ciąży w wyniku gwałtu i poroniła. Komplikacje sprawiły, że Tris była bezpłodna. Ona strasznie to przeżywała. Wielokrotnie wywalała mnie z domu, kazała mi się wynosić. Jednak ja się nie poddawałem. Walczyłem o nas i wygrałem.
Tris w końcu zaakceptowała siebie w stu procentach. Nic mnie tak nie ucieszyło, jak to, że pewnego dnia obudziłem się i zobaczyłem jej uśmiechniętą twarz zaraz przy mojej. Już wtedy wiedziałem, że wszystko się ułoży.
Tris pochowała swojego brata zaraz przed wyjazdem. W tamtej chwili była kompletnie rozdarta. Nie wiedziała, co czuć. Z jednej strony kochała go, jako brata, a z drugiej nadal pamiętała, co jej powiedział "nie on". Jednak na sam koniec pogrzebu płakała. W końcu umarł ostatni członek jej rodziny. Wtedy ciągle jej powtarzałem, że od tamtej pory ja jestem jej rodziną.
Tris
Wyjazd z Chicago to była nasza wspólna decyzja. Chcieliśmy wszystko zakończyć. Nasze sprawy były pozałatwiane. W końcu dotrzymaliśmy obietnicy, którą kiedyś sobie złożyliśmy. Wyjechaliśmy z miasta. We dwoje.
Jednak na towarzystwo nie musieliśmy długo czekać. Miesiąc po nas do miasteczka przeprowadzili się Zeke i Shauna razem z Lynn, a potem kolejno Christina z Henrym i Uriah. Oni też nie mogli znieść pobytu w Chicago.
Niecały miesiąc po przeprowadzce Henry zostawił Christinę. Ona strasznie opłakiwała ich rozstanie. Kompletnie nie wiedziałam wtedy, jak z nią rozmawiać. Była taka smutna... Niemal zrozpaczona. Pocieszycielem okazał się Uriah. Oboje jakoś się dogadali.
Jednak to nie był koniec problemów Christiny. Okazało się, że jest w ciąży z Henrym. On nie przyznał się do dziecka. Powiedział, że Christina zdradzała go podczas ich związku. To nie uszło mu płazem. Chłopaki którejś nocy zebrali się i ostro mu przywalili.
Christina urodziła zdrową córeczkę. Na szczęście była bardzo podobna do Christiny, a po Henrym odziedziczyła tylko kolor oczu. Uriah zaopiekował się nimi. Z poufnego źródła wiem, że zamierza się jej oświadczyć.
Wszystkim życie powoli się poukładało. Tak po prostu. Niektóre rzeczy było ciężej załatwić, a inne łatwiej. Jednak w końcu wszyscy są szczęśliwi. Tak samo ja z Tobiasem.
Dostaliśmy mały domek na obrzeżach miasta. Nie był to bardzo zaludniony teren, co nam się podobało, a okolica była przepiękna. Mieliśmy piętrowy domek z ogrodem, a naszymi sąsiadami byli nasi przyjaciele.
Tobias zaczął pracować w policji. Nie było to trudne, kiedy zobaczyli, co potrafi zrobić, jednak musiał przejść szkolenia i nauczyć się prawa obowiązującego w mieście. Razem z nim poszli Uriah i Zeke. Nie mogli pozbyć się wszystkich nawyków Nieustraszonych, więc chcieli je w jakiś sposób wykorzystać.
Christina zajęła się projektowaniem domów. To zajęcie bardzo przypadło jej do gustu, a to ja i Shauna ją na to namawiałyśmy. Shauna postanowiła na razie nie pracować. Lynn była jeszcze mała, a dodatkowy problem stanowił jej kręgosłup. Ja natomiast pracowałam w szkole walki. Uczyłam dzieci samoobrony. Czasami wpadała do mnie Shauna i mi pomagała. Już zapowiedziała, że kiedy Lynn pójdzie do szkoły, to przychodzi do mnie.
Wszystko się ułożyło. Co jakiś czas mamy wiadomości o Chicago. Nie dzieje się tam dobrze. Podobno frakcje ponownie mają zostać zniesione, a mur zburzony. Bardzo podobał mi się ten pomysł. Dzięki temu nikt nie będzie musiał żyć w ucisku, a jednocześnie będzie to nadal Chicago, jakie znamy.
Początki w nowym miejscu były trudne. Nie mogliśmy się przyzwyczaić do nowych zasad. Dezorientowały nas kolorowe stroje ludzi na ulicach. Najgorzej było chyba z pieniędzmi. Nie wiedzieliśmy kompletnie do czego służą. Miasto jednak nam pomogło. Okazało się, że mają specjalny program dla ludzi pochodzących z frakcji. Pomogli nam się ustatkować i przyzwyczaić do nowych zasad i miejsca, oraz pomogli nam znaleźć pracę.
Jednak dzisiaj wszystko to było dla mnie mało ważne. Dzisiaj był jeden z najważniejszych dni mojego życia, przez co strasznie się denerwowałam. Tobias co jakiś czas posyłał mi uspokajający uśmiech, czy spojrzenie. Co i rusz kładł rękę na moim kolanie, żebym się uspokoiła. Starał się zachować zimną krew, jednak bardzo dobrze wiedziałam, że się denerwował, tylko z zupełnie innych powodów, niż ja.
W końcu dojechaliśmy do celu. Dookoła domu dziecka krzątało się mnóstwo dzieci. Przeżyliśmy wiele wizyt i jeszcze więcej pytań, żeby być teraz w tym miejscu, w którym jesteśmy. Tobias przyciągnął mnie do siebie, dzięki czemu mogłam stać równo na nogach. Ze zdenerwowania ledwo mogłam chodzić.
Wiedziałam, że Tobias boi się, że stanie się taki, jak jego ojciec. Jednak ja byłam pewna, że to nigdy nie nastąpi. To przecież mój Tobias. Poza tym nigdy bym mu na to nie pozwoliła.
Weszliśmy do środka i od razu nasz wzrok wylądował na małym chłopcu, który w kącie czytał książkę. Miał czarne, długawe włosy i zielone oczy. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i wiedziałam, że to właśnie on opuści dom dziecka razem z nami. Tobias był chyba tego samego zdania. Tym bardziej, kiedy dowiedzieliśmy się o jego przeszłości. Okazało się bowiem, że chłopiec był maltretowany przez ojca. Dlatego trafił do domu dziecka.
Tobiasowi na samą myśl pojawiła się żyłka na skroni. On bardzo dobrze wiedział, jak czuł się wtedy ten chłopiec. Może właśnie dlatego tak szybko złapali ze sobą kontakt? Mi zajęło to trochę dłużej, jednak w końcu się udało.
Nie było łatwo. Przez pół roku stawaliśmy na głowie, żeby Chris wrócił z nami do domu. W końcu nasze wysiłki się opłaciły. Dzisiaj był dzień, kiedy zabierzemy go ze sobą.
Przywitaliśmy się z Chrisem, a on odpowiedział nam pięknym uśmiechem, od którego zmiękło mi serce. Tobias przybił z nim żółwika, a ja mocno go przytuliłam. Tą chwilę czułości przerwała nam dyrektorka domu dziecka, która chciała, żebyśmy podpisali jakieś papiery. Chris sam postanowił, że poczeka na nas przed gabinetem, dlatego ja i Tobias weszliśmy do niego sami.
-Proszę usiąść. - powiedziała dyrektorka.
Pani McGuire była wyjątkowo dużą suką. Spotkaliśmy ją zaledwie kilka razy przez ten czas, kiedy staraliśmy się o Chrisa, jednak od razu nie przypadła nam do gustu. Ona zresztą też za nami nie przepadała. No może za mną. Od pierwszego spojrzenia było widać, że Tobias jej się podoba, ale niedoczekanie. On jest tylko mój!
-Dzisiaj zabieracie państwo Chrisa prawda? - spytała patrząc na Tobiasa, a mnie zaszczycając jedynie przelotnym zabójczym spojrzeniem.
-Tak. - odpowiedział pewnie Tobias - Oboje z żoną cieszymy się, że ta chwila wreszcie nastąpiła.
Kiedy dyrektorka usłyszała słowo "żona" od razu się skrzywiła.
-Oczywiście zdają sobie państwo sprawę z tego, że wychowanie dziecka z patologicznej rodziny na porządnego człowieka jest prawie niemożliwe? - spytała, na co ja się zagotowałam cała w środku - Nie wiem, czy pani poradzi sobie z tym wyzwaniem...
-Niech się pani nie martwi. - posłałam jej najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać - Oboje z mężem kochamy Chrisa i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby czuł się u nas, jak w domu.
Tobias złączył nasze ręce pod stołem, co od razu dodało mi siły. Zawsze tak reagowałam na jego dotyk. On był uspokajający, a jednocześnie dodający świadomości, że nie jestem sama. On zawsze wiedział, czego potrzebuję.
-Czy to już wszystko? - spytał Tobias.
-Jeszcze jedna sprawa. - powiedziała patrząc na niego uwodzicielsko, na co prychnęłam pod nosem - Chodzi o to, że Chris musi spotykać się z psychologiem, z powodu traumy, jaką przeżył. Na pewno pani sobie tego nawet nie wyobraża...
-Proszę zostawić w spokoju moją żonę. - powiedział chłodnym głosem Tobias, a mnie ciarki przeszły po plecach - Czy to już wszystko? Musimy jeszcze coś podpisać?
-To już wszystko.
Pożegnaliśmy się z dyrektorką i wyszliśmy z jej gabinetu. Od razu nasze spojrzenie wylądowało na Chrisie, który niecierpliwie czekał na nas na krzesełku, a jego książka poszła w odstawkę. Kiedy nas zobaczył posłał nam zniewalający uśmiech. Wyciągnęłam rękę, żeby do mnie podszedł, co uczynił z małym wahaniem. Od razu przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam w czubek głowy.
-Wracajmy do domu. - powiedział Tobias, a Chris od razu wylądował w jego rękach.
Tobias niósł go całą drogę do samochodu i nie tylko...
Koniec!
Potrzebuję tu jakichś fanfarów, albo czegoś... Może trąbka?
Ale wracając do tematu...
To już koniec mojego ff. Niedługo pewnie pojawi się ff o Ann i Carterze. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Co uważacie o zakończeniu? Jest wystarczająco dobre?
A teraz ostatni raz...
(w tym ff)
Odwagi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top